"Zimna wojna i gorące decyzje. Nadzieje na 2015"
.Rok 2014 był zupełnie inny, niż się spodziewaliśmy. Miał to przecież być przede wszystkim okres świętowania ćwierćwiecza naszej wolności i dekady przynależności do NATO. Władimir Putin zepsuł imprezę, świętowanie zostało odwołane (choć zapamiętamy warszawską wizytę Baracka Obamy). I w sumie dobrze. W obchodzeniu rocznic, zwłaszcza tych mało dramatycznych, jesteśmy beznadziejni. Nie umiemy, wstydzimy się, zaraz podejrzewamy, że ktoś na tym chce coś ugrać dla bardzo dzisiejszych celów.
.Putin pokazał, że odwracanie historii jest w Europie możliwe. Wystarczy dobre, na początku inwazji na Ukrainę wręcz perfekcyjne planowanie, i zgromadzenie latami stosownych mocy militarnych. To ważna lekcja dla promotorów Unii Europejskiej, państw walczących z kryzysem strefy euro, także dla różnej maści pacyfistów, wierzących w przyszłość bez wojen i waśni plemiennych na Starym Kontynencie. Waśnie były, są i będą, nie jedna Szkocja i Katalonia wyrywają się na wolność.
Unia nie jest nam dana na zawsze, a zimna wojna albo już się wznowiła na dobre, albo jest tuż za rogiem i śmieje się nam w twarz.
Putin w 2014 roku zmusił kraje NATO, by się wreszcie policzyły – i przestraszyły własnej słabości. Hitem roku było przyznanie przez Niemcy, że ich siły zbrojne są niemal bezzębne, efekt wieloletnich zaniedbań polityków.
Kolejny raz okazało się, że jak trwoga – to do Stanów Zjednoczonych. I Amerykanie znów nie zawiedli. Choć prezydent Obama ma fatalną prasę i przeciwny mu Kongres, to USA jako jedyne błyskawicznie – nawet jeśli symbolicznie – zareagowały wojskowo na rosyjską agresję. I to Amerykanie wymusili na Europie rozpoczęcie wojny gospodarczej z Rosją. Wojny, która na początku lekceważona, przyniosła pod koniec roku zdumiewająco pozytywne efekty.
Strach myśleć, gdzie dziś byłyby „zielone ludziki” Kremla, gdyby nie połączone sankcje Zachodu.
Donald Tusk opuszczając Polskę zdemolował naszą scenę polityczną. Zostawił lej jak po bombie w Platformie Obywatelskiej, ale i zupełnie zdezorientowane Prawo i Sprawiedliwość. Opozycja dalej wymierza ciosy, ale z braku celu trafiają w powietrze. PiS ma trudny dylemat: jak demonstrować lekceważenie awansu Tuska, a zarazem nie negować oczywistego faktu, że wyniesienie Polaka na jedną z „top jobs” w Brukseli stanowi ewidentny dowód docenienia roli Polski.
Gorzej ma Platforma. Tusk potrafił latami z wielkim talentem unikać podejmowania zmian reformatorskich. Ewa Kopacz ma przed sobą ledwie 10 miesięcy do wyborów, ale oczekiwania wobec niej są duże. Jednocześnie ma się okazać twardą liderką partii – i skutecznym premierem. Trudne zadanie, niemrawe początki. Na razie jaśniej błyszczy Janusz Piechociński. Po odejściu kolejno Jana Rostowskiego, Elżbiety Bieńkowskiej i Jana Krzysztofa Bieleckiego – Piechociński stał się nagle jednoosobowym centrum gospodarczym rządu. Dodatkowo opromienionym sukcesem PSL w starciu samorządowym.
.Rok 2015 będzie rokiem wyborów, rokiem trudnym, ale i formującym. Kto w 2015 osiągnie sukces wyborczy, ma trzy lata spokoju do kolejnego rozdania. Dlatego i dla PiS i dla PO w ich obecnej formie bój to może być ostatni. Porażka oznacza rozłamy i przyspieszony proces wymiany liderów. Wymiany swoją drogą oczekiwanej.
Starzenie się pokolenia „4 czerwca 1989” może być hamulcem polskiego rozwoju.
W kraju czeka nas też czas decyzji modernizujących armię, wybór strategicznego uzbrojenia. Wielkie przetargi na warte dziesiątki miliardów złotych systemy tarczy rakietowej, nowoczesne śmigłowce wielozadaniowe i szturmowe, po licznych opóźnieniach mają w końcu zostać rozstrzygnięte. To nie tylko kwestia wyboru technologii na dziesięciolecia – to także konieczność pogodzenia interesów dostawców amerykańskich i europejskich. Jak pozostać wiernym sojusznikiem USA, a zarazem dać satysfakcję mającym swoje oczekiwania partnerom z Unii? I jak przy tej okazji zmodernizować polski przemysł zbrojeniowy, dając mu realny udział w offsecie? Oto są pytania roku 2015.
W Brukseli Donald Tusk ma szansę uformować swój urząd i pokazać swoją nową pozycję. Wiele, choć rzecz jasna nie wszystko, zależy od jego (i jego ludzi) sprytu i kreatywności. Unia będzie się teraz miesiącami zajmowała tzw. planem Junckera, na razie mgławicowym pomysłem na pobudzenie euro-inwestycji. Bardziej wyraźna, bo już bliska jest perspektywa nerwowych wyborów w Wielkiej Brytanii. I nieoczekiwanie także w Szwecji, która politycznie odchorowuje dziesięciolecia zbyt liberalnej polityki pro-imigracyjnej. Za, czy przeciw imigracji – to będzie temat 2015 roku. Powinien takim być także w Polsce, która przez 25 lat unikała go jak ognia. Dziś doszliśmy do demograficznej ściany i dalej już nie da się ukrywać, że zdolni do pracy imigranci są nam potrzebni jak potwietrze.
Ostatni temat roku to traktat o wolnym handlu TTIP, wyzwanie po obu stronach Atlantyku. W 2014 r. Unia zajmowała się sobą, w 2016 r. Amerykanie mają wybory. Wniosek: jeśli w 2015 strony nie dogadają się co do zasad, idea stworzenia jednolitej, połączonej przestrzeni gospodarczej UE-USA przepadnie na lata. Klęska TTIP zostałaby entuzjastycznie przywitana w Pekinie i Moskwie. Na razie sprawy idą po myśli hamulcowych – w Europie narasta kampania straszenia amerykańską żywnością, w Niemczech pretensjom wobec Ameryki nie ma końca, Parlament Europejski występuje z niedorzecznymi pomysłami dzielenia Google’a na części itd. Oby rok 2015 przyniósł otrzeźwienie, także na tym polu.
Michał Kobosko