Witold GŁOWACKI: "Wraca Historia uśpiona przez ćwierć wieku"

"Wraca Historia uśpiona przez ćwierć wieku"

Photo of Witold GŁOWACKI

Witold GŁOWACKI

Założyciel Przeglądu Idei. Dziennikarz Polska The Times, z-ca red.naczelnego miesięcznika Nasza Historia. Wcześniej m.in. szef działu opinii w Dzienniku.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Kończymy ten trudny i niezwykły rok w oparach absurdu – zajmując się tak fundamentalnymi problemami państwa i polityki, jak spożyta na sejmowej sali sałatka czy podpisy pod sesyjnymi rozkładówkami w kobiecym pisemku. Być może w tym intelektualnym eskapizmie wyraża się – zrozumiałe przecie – pragnienie ucieczki od Historii – tej przez duże „H” – która uśpiona przez ćwierć wieku, w roku 2014 znów rozgrywała się codziennie na naszych oczach.

.Historię obudził Władimir Putin, który zakwestionował postzimnowojenny porządek świata. Choć dziś coraz więcej wskazuje na to, że sam Putin zamiast drugim Hitlerem zostanie raczej najwyżej kimś w rodzaju drugiego Milosevica, to jego bluff i tak zakończył epokę.

Świat będzie zmierzał w kierunku kilkakrotnie już przedwcześnie wieszczonej wielobiegunowości – względnej równowagi kilku potęg na poziomie globalnym, w której każdy postęp będzie się dokonywał na poziomie regionalnym – niestety nie bez ofiar.

W tej nowej, brutalnej rzeczywistości prawie każdy mniejszy uczestnik gry może – i to w tempie, które nie pozwoli nawet na otrząśnięcie się ze zdumienia – zmienić się z biesiadnika w danie.

I właśnie dlatego w Polsce także w roku 2015 musimy być bardzo mocno skupieni zarówno na tym, co dzieje się na wschód od naszych granic, jak i na budowie systemu bezpieczeństwa, który pozwoliłby przynajmniej na realną obronę przed wspartym nieregularnymi działaniami geopolitycznym bluffem. W naszych warunkach te priorytety to i tak gigantyczne wyzwanie.

.Dopóki polskie stanowisko wobec kryzysu ukraińskiego określali Donald Tusk i Radosław Sikorski, wyglądać mogło, że rzeczywiście próbujemy je podjąć. Tandem Ewa Kopacz – Grzegorz Schetyna nawet nie pozoruje tu niestety gonitwy za cieniami poprzedników – na poziomie krajowym kwestie polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa dryfują w stronę Pałacu Prezydenckiego, z kolei na poziomie międzypaństwowym zachowujemy się dziś tak, jakbyśmy rzeczywiście chcieli wydelegować tu część kompetencji do Brukseli.  Tam jednak nikt nie jest gotów na ich przyjęcie – łącznie z „naszym polskim prezydentem Europy”, który dopiero rozpoczyna swą drogę z włoską wielbicielką Władimira Putina u boku. Próby zdania się na Brukselę oznaczają więc nadal głównie przekazywanie steru Berlinowi. Dotychczas było to niemal zawsze Polsce na rękę, tym razem jednak jest to całkowicie sprzeczne z polskimi interesami, a nawet – nie bójmy się tych słów, gdy Historia odżyła – z polską racją stanu.

.Zmiana tego stanu rzeczy to kolejne polskie zadanie na rok 2015, zarazem zaś powód, by – bez większej nadziei zresztą – kibicować Donaldowi Tuskowi. Gdyby zdołał się on w Brukseli okazać graczem choć w części tak jak w kraju skutecznym na tym najbardziej podstawowym poziomie uprawiania polityki, doprawdy by nam to nie zaszkodziło.

Tu zaś dochodzimy z kolei do największego wydarzenie roku 2014 w polskiej polityce, czyli do skutków europejskiego awansu Donalda Tuska. To był przecież koniec jego siedmioletniej hegemonii w polskiej polityce. Dopiero w roku 2015 zobaczymy realne konsekwencje tej zmiany – o ile w wyborach prezydenckich murowanym faworytem pozostaje Bronisław Komorowski, o tyle rząd Platformy dopiero zaczyna płacić za utratę dwóch pierwszoplanowych polityków – pamiętajmy, że wraz z Tuskiem odszedł z niego również Radosław Sikorski.

Ale kłopoty czekają nie tylko rządzącą partię. Afera taśmowa, później histeria wokół wyborów samorządowych, wreszcie t.zw. afera madrycka i jej dalekosiężne skutki – to wszystko bije w całą klasę polityczną. Już wybory do europarlamentu udowodniły nam, że polscy wyborcy zaczynają podejmować decyzje naprawdę karkołomne – sukces partii Korwin-Mikkego jest tym sensie niemal równoznaczny z tym ogromem głosów nieważnych oddanych w  ostatnich wyborach samorządowych i niezłymi wynikami dystansujących się wobec wszystkiego, co wiąże się z tradycyjnie pojmowaną polityką partyjną, ruchów miejskich.  To wszystko sprawia, że wybory parlamentarne w roku 2015 mogą przynieść wyniki naprawdę rozczarowujące dla dzisiejszych rozgrywających. I wcale niekoniecznie będące potwierdzeniem dotychczasowej – za sprawą milczącej większości i tak przecież dość względnej – demokratycznej legitymizacji władzy.

.Być może największym zadaniem, które czeka w roku 2015 polskie społeczeństwo, jest przebudowa klasy politycznej – tak by chociaż w nieco większym niż obecnie stopniu odpowiadała ona i społecznym oczekiwaniom, i rzeczywistym wyborczym preferencjom.

Być może pomogą w tym media, które – i  tu odrobina korporacyjnej dziennikarskiej radości – zdają się jednak powoli podnosić z kolan. Nic nie pomogło oprzytomnieć twórcom ramówek i szpigli bardziej niż kryzys ukraiński – a raczej autentyczna i masowe zapotrzebowanie widzów i czytelników na dotyczącą kryzysu jakościową, pogłębioną i sprawdzoną informację oraz jego analizę. Miewam coraz częściej wrażenie, że ta sama potrzeba zaczyna się przebijać także w innych obszarach zainteresowania mediów, co wymusza na redakcjach odbudowę standardów – oby tak było i w roku 2015.

.Zamykamy rok, który przyniósł i nam, i światu poważne zmiany. Rok 2015 także będzie czasem przemian – zwiększmy nieco swe szanse nadążania za nimi i nie angażujmy swej uwagi w tematy zastępcze, działania pozorne i wszystko to, co oferuje nam postpolityka w przaśnym krajowym wydaniu. Czeka nas kolejny rok, w którym nie będzie nam to do niczego potrzebne.

Witold Głowacki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 grudnia 2014
Fot.Shutterstock