"O sprawie PKW. Akt demokratyczny ulega erozji"
Tomek jest lekarzem. Całe dnie spędza w podróży, odwiedzając kolejne szpitale, w których bierze dyżury. W drodze z jednego szpitala do drugiego korzysta z nawigacji samochodowej. Często odwiedza internetowe serwisy dla lekarzy. Zapisał się na kilka newsletterów, nawet wziął udział kilkakrotnie w seminariach naukowych. Chce się rozwijać, śledzi trendy, sporo czyta, tak w sieci, jak i poza nią; zamawia książki związane ze swoją specjalnością.
Analiza ledwie pięciu procent śladów, jakie pozostawia po sobie w sieci, nie budzi żadnych wątpliwości: jeździ do szpitala i spędza tam godziny pracy, nie dlatego, że jest pacjentem-hipochondrykiem, ale dlatego, że jest lekarzem. Wystarczy dostęp do tych pięciu procent jego cyfrowych śladów, abyśmy mogli się tego dowiedzieć ze stuprocentową pewnością. Dokładnie możemy prześledzić jego „cyfrowy życiorys”.
Tomek często podróżuje i korzysta z nawigacji samochodowej. Nawigacja jest darmowa – czasami pojawiają się w niej reklamy, co kilkadziesiąt minut podawany jest pełny serwis informacyjny. Nie można zrezygnować z tych treści – ich odbieranie jest warunkiem korzystania z nawigacji.
Tomek nie wie, skąd się dowiedział (podejrzewa, że zapewne z tej aplikacji, z nawigacji), że na prezydenta kandyduje Kandydat, który chce pomóc lekarzom, ceni ich, jest za tym, aby podwoić kwotę w budżecie państwa przeznaczoną na poprawę sytuacji w służbie zdrowia. „To niesamowite – myśli Tomek – że Kandydat chce wesprzeć właśnie moją specjalizację”. Powiedzmy, że chodzi o anestezjologów, których Kandydat, gdy już zostanie prezydentem, chce obdarzyć specjalnymi nagrodami. Chce zrobić wszystko, aby nie wyjeżdżali za granicę.
I jeszcze jedno: zero tolerancji dla przestępstw, szarej strefy, dealerów narkotyków, czarnego rynku anabolików.
Tak, Tomek już wie, na kogo zagłosuje. Zagłosuje na Kandydata.
* * *
.Andrzej jest szefem klubów go-go. Trudna robota. Całe dnie spędza w drodze. Jeździ od klubu do klubu. Sprawdza, jak idzie biznes. Przy okazji jeździ do hurtowni anabolików, na strzelnicę, na siłownię. Aby nie wypaść z branży, śledzi w internecie, jak sobie radzi pornobiznes. Przegląda też strony biznesowe dedykowane zarządcom klubów nocnych. Rok temu przez blisko siedem miesięcy jego smartfon logował się w jednym miejscu: w zakładzie karnym.
Pięć procent śladów, które poprzez nawigację samochodową i swój smartfon pozostawia w sieci Andrzej, nie budzi najmniejszej wątpliwości – jest związany z półświatkiem.
Andrzej nie wie, skąd się dowiedział (ale pewnie z tego czegoś, co jest w jego smartfonie – z nawigacji z serwisem informacyjnym) o tym, że wreszcie w wyborach kandyduje ktoś sensowny, mianowicie Kandydat, który proponuje całkowitą abolicję, uwolnienie czarnego rynku anabolików, uznanie, że prostytucja – o ile odprowadza najniższe podatki – jest normalną działalnością gospodarczą.
Kandydat mówi (co przekazuje smartfon Andrzeja), że koniec już z tymi wszystkimi wydatkami na służbę zdrowia, na socjal. Nie są potrzebne kolejne przychodnie, szpitale. Jeśli ludzie starsi nie dają rady – ich problem. Ważny jest fun, zabawa, tym będziemy przyciągać zagranicznych gości. Kraj będzie jednym wielkim klubem go-go. Bawmy się!
Tak, Andrzej już wie: pierwszy raz w życiu pójdzie na wybory. Zagłosuje. Ma już swojego Kandydata.
.Tomek i Andrzej spotkają się po wyborach. Zdziwią się, gdy się dowiedzą, że zagłosowali na tego samego Kandydata.
* * *
.Pointa. Patrzę na Państwową Komisję Wyborczą, na to, co ta instytucja rozumie ze zmieniającej się rzeczywistości, z epoki nowych mediów, co rozumie Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, co rozumieją Sejm, Senat, co rozumieją ci, od których zależy jak najbardziej UCZCIWE przeprowadzenie wyborów.
Nowoczesne technologie wykorzystywane do pozyskiwania wyborców, jak choćby mikrotargetowanie (zakup u dużych operatorów nowych mediów dostępu niemal wprost do mózgów i decyzji wyborców – panów Tomasza i Andrzeja) są dla nich niezrozumiałe. Lata świetlne dzielą ich od tego, jak dziś przeprowadza się wybory i jak funkcjonuje marketing polityczny. Ich radary nie wyłapują tych działań w obszarze kampanii wyborczych, bo tego świata, świata nowych mediów, po prostu nie rozumieją. W żaden sposób nie są na ten świat i na tę skalę wpływu przygotowani.
Z taką Państwową Komisją Wyborczą, z tak anachronicznym kodeksem wyborczym, z tak nieprzystającymi do epoki nowych mediów: legislacją, prawem prasowym z 1984 roku i przepisami dotyczącymi prowadzenia kampanii wyborczej z lat 90. poprzedniego wieku akt wyborczy – doniosły akt demokratyczny – ulega erozji.
Eryk Mistewicz