Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Krótki film o ścinaniu głowy. O symbiozie między terrorystami i mediami"

"Krótki film o ścinaniu głowy. O symbiozie między terrorystami i mediami"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Dostałem od swojego starego Kolegi – dyplomaty arabisty – film przedstawiający jedną z egzekucji dokonanej w Państwie Islamskim za pomocą maczety. Film drastyczny, naturalistyczny, z dźwiękiem upadającej na ubitą ziemię ściętej głowy i rykiem radości obserwującego egzekucję tłumu. Jeden z wielu tego typu filmów dostępnych w internecie.

Nie opublikuję go ani na Facebooku, ani na Twitterze, ani – tym bardziej – nie zaproponuję do publikacji na Wszystko Co Najważniejsze. Mam po temu dwa poważne powody.

.Pierwszy z nich ma charakter etyczny. Oglądając ten film widzę śmierć kogoś, kogo nie znałem, nigdy go nie spotkałem i już nie spotkam, nie wiem nawet jak się nazywał i kim był. Miał swoich bliskich, krewnych, znajomych i przyjaciół. Niewielkie jest prawdopodobieństwo, że śledzą mnie na TT czy FB, jednak nie chcę pokazywać momentu śmierci nieznanego mi, zamęczonego przez okrutnych fanatyków człowieka.

Drugi powód ma charakter polityczny. Nie chcę i nie będę realizował scenariusza napisanego przez zwyrodnialców, nie będę wzmacniał komunikatu, który chcą nam przekazać, nie stanę – mimowolnie – po stronie w prowadzonej przez Państwo Islamskie walce informacyjnej. Ten drugi powód wymaga kilku wyjaśnień.

Terroryzm jako zjawisko medialne

.Termin medialność używany jest głównie przez osoby zajmujące się kwestiami reklamy i marketingu i w tym rozumieniu definiowany jest jako zestaw cech, które decydują o popularności danego produktu w mass – mediach. Pojęcie to dotyczy także informacji, traktowanej jako produkt, który musi spełniać kryteria medialności: wysoka atrakcyjność (czy to pod względem przekazywanych treści, czy też towarzyszącego im obrazu), spektakularność, gwałtowność, niejednokrotnie wręcz sensacyjność (często w zestawieniu z brutalnością czy przejawami wandalizmu).

Spostrzeżenie to odnosi się także do terroryzmu jako zjawiska. Analiza definicji terroryzmu tworzonych przez poszczególnych badaczy wskazuje, iż w większości z nich pojawia się element rozgłosu czy wręcz reklamy, demonstrowanie siły innym, reklamowy charakter przemocy, a przede wszystkim – zastraszenie poprzez przemoc (groźbę jej zastosowania) i skierowanie jej przeciwko niewinnym ofiarom po to, aby wywołać określone reakcje opinii publicznej – przede wszystkim strach.

Rozgłos (publicity) jest istotnym czynnikiem strategii terrorystycznej.

Tę cechę terroryzmu trafnie ujął już ponad 30 lat temu Brian Jenkins pisząc Terroryzm jest teatrem (..) jest przeznaczony dla tych, którzy patrzą (…) akty terrorystyczne są często starannie wyliczone i zaplanowane tak, by przyciągnąć uwagę międzynarodowych mediów elektronicznych i prasy. W tym teatrze my jesteśmy widzami. Terrorystom daleko bardziej chodzi o psychiczne konsekwencje ataków, niż o ich bezpośrednie fizyczne skutki, które muszą spełnić tylko jeden warunek: spektakularności i szoku.

W tym kontekście trudno nie zauważyć, iż terroryzm jest swoistą strategią komunikacyjną, przekazem adresowanym przez terrorystów do opinii publicznej i rządów. Nie ma dla nas innej drogi. Akty przemocy (…) wywołują szok. My chcemy szokować ludzi(…) to nasz sposób komunikowania się z nimi – wyjaśniał jeden z przywódców Japońskiej Czerwonej Armii. Przekaz ten zwykle oznacza wezwanie do zmiany sytuacji, zwrócenie uwagi na wymagające rozwiązania problemy, niesprawiedliwość etc. – rzecz jasna, z punktu widzenia terrorystów. Niezależnie od tego, czy dana sytuacja została rozwiązana po myśli terrorystów, to jednak w większości przypadków przekaz osiąga swój cel poprzez nagłośnienie danej kwestii.

Dobrym przykładem jest tutaj konflikt bliskowschodni i los Palestyńczyków, który przecież przez dziesięciolecia był konfliktem o charakterze lokalnym. Argumentując zasadność sięgnięcia po metody terrorystyczne w walce o suwerenne państwo palestyńskie przywódca Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny dr George Habash zwracał uwagę, że przed rozpoczęciem w 1968 r. działań terrorystycznych sprawa palestyńska w ogóle nie była znana światu. Prawdopodobnie mniej niż połowa Amerykanów w ogóle wiedziała, że coś takiego istnieje. Chcieliśmy zrobić coś, co by zmusiło ludzi do zapytania: Dlaczego oni to robią (…) Osiągnęliśmy nasz cel. Sprawa Palestyńska stała się natychmiast znana w całym świecie.(…) Uprowadzenie dużego samolotu odnosi propagandowo, medialnie większy skutek, niż zabicie w bitwie stu Izraelczyków. Przez dziesięciolecia opinia światowa  nie była ani za Palestyńczykami, ani przeciwko nim. Po prostu nas ignorowała. Teraz przynajmniej świat o nas mówi.

Celem (i efektem) takiego przekazu jest więc mobilizacja opinii publicznej i wywarcie tą drogą nacisku na rządy, aby podejmowały określone decyzje. Dobrym przykładem może tu służyć choćby ostateczny rezultat polityczny zamachu terrorystycznego dokonanego przez Al – Kaidę w Madrycie w postaci decyzji o wycofaniu wojsk hiszpańskich z Iraku. 

Symbioza mediów i terrorystów

.Masowość mediów oznacza masowy dostęp do informacji i zwielokrotnienie zasobów informacyjnych. Trudno nie zauważyć, iż jedną z konsekwencji rewolucji informacyjnej stało się pojawienie się szumu informacyjnego. Jak się wydaje, znane z ekonomii prawo Kopernika – Greshama znajduje swoje zastosowanie także w dziedzinie informacji: dostępne zasoby informacyjne żywo przypominają śmietnik, w którym, rzecz jasna, możliwe jest znalezienie informacji użytecznych, ale wymaga to już pewnych umiejętności i wiedzy pozwalających na odróżnienie informacyjnego śmiecia od wartościowego źródła informacji. Taka sytuacja otwiera pole manipulowania informacją, stosowania dezinformacji czy innych technik socjotechnicznych. Istotny jest także element chęci dotarcia do takiego źródła informacji, a nie zadawalanie się informacją najłatwiej dostępną. Analizując owo wypieranie gorszej informacji przez lepszą Manuel Castells stwierdza, że jest to konsekwencja prymitywnego instynktu leniwego odbiorcy, bowiem badania nad efektami edukacyjnymi i reklamowymi jasno wskazują, ze ludzi pociąga linia najmniejszego oporu. Stąd też w mediach masowych (a więc adresowanych do masowego odbiorcy) kształtuje się najniższy wspólny mianownik.

.Swoistą nad-ideologią stałą się rozrywka: niezależnie od tego, co i z jakiego punktu widzenia jest przedstawiane, nadrzędnym założeniem jest, że ma to służyć naszej zabawie i przyjemności.

Funkcjonowanie mediów podporządkowane jest regułom wolnego rynku – działają one na zasadach konkurencyjności, a informacja utożsamiana jest z towarem, na który istnieje społeczne zapotrzebowanie. Badania wskazują na występowanie na rynku informacyjnym popytu na informacje o różnego rodzaju tragediach, dramatach, eksponujące ofiary, przemoc i krew. Relacjonowane wydarzenia muszą być zatem spektakularne, dramatyczne i sensacyjne – wedle tego schematu media dobierają informacje oraz sposób ich prezentowania, a kierunek działania wyznacza reguła: good news is no news, no news is bad news, bad news is good news. To stara dziennikarska prawda, ze nic nie tak nie ożywia gazety, jak trup.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, iż współczesną kulturę Zachodu można nazwać kulturą szoku i przekraczania – czy też może: przesuwania (?) – granic etycznych, a zatem zmiany ocen tego co wypada i czego nie wypada. Uwagę opinii publicznej może przyciągnąć wyłącznie zdarzenie o charakterze spektakularnym, szokującym, przekraczającym dotychczas obowiązujące granice, łamiącym normy moralne. Stąd popularność np. programów typu reality show i ich postępująca bezpośredniość: od podglądania á la Big Brother poprzez namawianie do zdrady partnera aż po jedzenie robaków czy własnych wymiocin. To zapewnia popularność i oglądalność – dwa bożki współczesnej pop–kultury. Jako społeczeństwa przyzwyczajamy się do okropności i obrzydliwości; trzeba naprawdę czegoś spektakularnego, aby zwrócić na siebie uwagę. To, co spowszedniało – przestaje liczyć się na medialnym rynku. Owo przekraczanie granic i kultura szoku jest już codziennością – traktowane jest ono jako przejaw modernizacji i globalizacji, otwartości i tolerancji. Taki stan rzeczy musi budzić sprzeciw jako swoiste źródło nihilizmu.

.W tym kontekście nowego wymiaru nabiera konstatacja, iż akt terrorystyczny jest aktem medialnym, że immanentną cechą terroryzmu jest publicity. Akt terrorystyczny, aby spełnił swoja rolę, musi być szokujący, bowiem tylko w ten sposób można przyciągnąć uwagę opinii publicznej i wywołać zakładany efekt zastraszenia. Jest jasne, że zamach terrorystyczny, którego ofiarą pada pojedynczy, szerzej nie znany John Smith, nie da efektu medialnego. Śmierć 10 Johnów Smithów to wzmianka w dziale miejskim codziennej gazety. Śmierć setki ludzi ma szanse znaleźć się w przekazach informacyjnych mediów elektronicznych. Jednakże stuprocentową szansę na cover stories i miejsce w headlines przez kilkanaście dni czy tygodni zapewnia wyłącznie coś naprawdę spektakularnego: przedwczoraj było to World Trade Center, wczoraj: śmierć dzieci w Biesłanie, dziś spadające od ciosu maczetą głowy. Co będzie jutro? Sky is the limit.

Istotą terroryzmu, co podkreślają wszyscy jego badacze, jest zastraszenie; terroryzm jest bowiem, według przywołanego już klasycznego określenia Briana Jenkinsa, teatrem: celem aktu terrorystycznego nie jest bowiem śmierć kolejnej ofiary, lecz wywołanie odpowiedniej reakcji opinii publicznej, będącej świadkiem i właściwym adresatem przesłania, jakie niesie ze sobą dany akt terrorystyczny. Media współczesne – będące dla terroryzmu najlepszym nośnikiem – pozwalają śledzić już nie tylko skutki, lecz wręcz sam przebieg aktu terrorystycznego niemal w real time.

.Znaczenie poszczególnych aktów terrorystycznych zwiększa się wraz ze wzrostem liczby świadków i niejednokrotnie przypisuje im się większe znaczenie, niż mają one w rzeczywistości; innymi słowy: wzrost sprawności mediów pociąga za sobą wzrost społecznego znaczenia terroryzmu. Co więcej, niejednokrotnie wzrost ten stymulowany jest przez same media, poszukujące sensacji i kreujące swoją własną dramaturgię wydarzeń, determinowana przez wzrost oglądalności czy nakładu.

Jednakże, znacznie większą groźbę niesie ze sobą społeczne przyzwyczajenie do terroryzmu medialnego, wywołane niemal powszedniością tego zjawiska: śmierć pojedynczego człowieka czy nawet grupy ludzi nie czyni już na nikim większego wrażenia, a więc przestaje być traktowane jako działanie spektakularne, przyciągające uwagę opinii publicznej. Zmusza to niejako terrorystów do poszukiwania takich form działania, które będą nosić owo znamię spektakularności i będą koncentrować uwagę budząc strach – aż do kolejnego przesytu, który zmusi do kolejnego poszukiwania coraz bardziej spektakularnych celów i sposobów działania. Owa spektakularność może m.in. dotyczyć liczby ofiar pojedynczego zamachu czy też statusu ofiar, np. dzieci. Aż do 11 września niemal powszechnie uznawano za słuszną tezę, iż terroryści nie dążą do jednoczesnego unicestwienia wielkiej liczby ofiar, gdyż albo nie mieści się to w ich celach, albo też zbyt trudno jest im taki efekt osiągnąć. Zapowiedzią, iż teza ta ulega falsyfikacji, był zamach w tokijskim metrze; 11 września ostatecznie udowodnił, iż należy ona już do historii badań nad terroryzmem.

.Trudno zatem nie zauważyć, iż pomiędzy mediami a terrorystami wytworzyła się swoista symbioza. Terroryści, aby osiągnąć swoje cele (zastraszenie opinii publicznej, rządów, grup społecznych etc) muszą w jakiś sposób do nich dotrzeć; czynią to za pośrednictwem mediów. Dziennikarze szukają tematów nadających się na news, gwarantujących wysoką oglądalność, a zatem – wysokie wpływy z reklam, wysokie zarobki, popularność. Rację mają więc ci, którzy nazywają media – jak uczyniła to niegdyś ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Tatcher – tlenem reklamowym dla terrorystów, od którego są oni uzależnieni. Bez relacji medialnych zamach terrorystyczny nie spełni zatem swojej podstawowej roli: przekaz nie dotrze do opinii publicznej i nie wywoła zakładanych przez terrorystów celów.

Bez telewizji – stwierdza jeden z czołowych publicystów amerykańskiej sieci ABC Ted Koppel – terroryzm staje się czymś w rodzaju hipotetycznego drzewa opisanego przez filozofa, który pytał: czy drzewo upadające w lesie robi hałas, jeśli nikt go nie słyszy?

Sytuacja ta przypomina nieco zamknięte koło: zarówno traktowanie informacji jako towaru rynkowego i walka konkurencyjna na rynku dziennikarskim oraz uznanie wolności słowa i swobody przekazu informacji za jedne z podstawowych wartości demokratycznych powodują, iż terroryści mogą osiągać swoje cele. Innymi słowy, terroryści cynicznie wykorzystują demokrację do swoich własnych, antydemokratycznych celów, czyniąc to zresztą nadzwyczaj sprawnie. Dość wspomnieć choćby sceny z egzekucji zakładników w Iraku czy kolejne oświadczenia Osamy Bin Ladena emitowane przez telewizję Al – Dżazira i cytowane przez stacje telewizyjne na całym świecie.

.Warto też pamiętać, że w tej walce o medialność terroryści zdobyli nowe narzędzie, jaki jest internet. Pod wieloma względami sieć staje się bardziej efektywnym środkiem przekazu, niż tradycyjna prasa czy nawet telewizja. Z jednej strony, sieć zapewnia dostęp do najbardziej wykształconej, a więc opiniotwórczej części odbiorców, z drugiej – przekaz internetowy zapewnia możliwość samodzielnej i nieskrępowanej konstrukcji jego treści, która nie podlega przecież tzw. obróbce redakcyjnej ze strony dziennikarzy przygotowujących materiał (np. eliminujących treści ciągle jeszcze uznawane za zbyt drastyczne). Terroryści zyskali zatem nowe, niejako własne medium, uniezależniając się od mediów oficjalnych. Stanowi to niebywałe wzmocnienie ich przekazu, zwłaszcza, iż media tradycyjne bez wątpliwości powtórzą i dodatkowo nagłośnią przekaz internetowy.

Terroryzm jako proces komunikacji jest oparty na przemocy, wywieraniu wpływu i manipulacji. Aby osiągnąć swoje cele, terroryści muszą zdobyć zainteresowanie opinii publicznej, a w tym celu muszą albo wykorzystać istniejące kanały komunikacyjne, albo ustanowić własny. Istniejące kanały komunikacyjne to – rzecz jasna – środki masowego przekazu, własny kanał komunikacyjny – to Internet. Trudno więc w tym kontekście zaprzeczyć twierdzeniu, że – jak pisał Walter Laqueur – media są najlepszym przyjacielem terrorystów.

Ocena taka ma charakter obiektywny i nie stanowi próby formułowania zarzutu pod adresem mediów, jej charakteru nie zmienia konstatacja, iż media zachodnie rzadko kiedy biorą stronę terrorystów; mogą nawet aprobować ich cele polityczne, jednak nie akceptują metod, polegających w gruncie rzeczy na stosowaniu przemocy wobec niewinnych ofiar.

Opinia publiczna terroryzmem jest zafascynowana, a media relacjonując działania terrorystów pomagają taką fascynację zrealizować.

Jest rzeczą oczywistą, iż niezależnie od potępiających komentarzy czy oskarżycielskich w swojej wymowie relacji medialnych następuje realizacja celu terrorystów – nagłośnienie ich działań i celów politycznych. To uzasadnia przyjętą tezę o symbiozie, jaka wykształciła się pomiędzy terrorystami a środkami masowego przekazu.

.Zdaję sobie sprawę, że takie postawienie sprawy wywoła sprzeciwy. Rolą dziennikarza jest opisywanie świata, prezentowanie informacji, mówienie prawdy. Zgoda. Pozostaje jednak otwarta kwestia, w jaki sposób to czynić. I tu zasada wydaje się być jasna – nie wolno stawać się tubą terrorystów, nie wolno realizować ich scenariusza. Po tragicznej śmierci śp. Piotra Stańczaka, komentując to wydarzenie dla jednej ze stacji telewizyjnych namawiałem dziennikarzy, aby jasno powiedzieli widzom – tak, mamy film z egzekucji, zdobyliśmy go. Nie pokażemy go na wizji, z szacunku dla zamordowanego i dlatego, że nie jesteśmy tubą propagandową morderców. Tak się stało – materiał o śmierci Stańczaka był ilustrowany jednym z kadrów filmu, bez sceny samej egzekucji.

* * *

… Wiele lat temu został uprowadzony samolot amerykańskich linii lotniczych. Terroryści w zamian za uwolnienie zakładników zażądali opublikowania na łamach Washington Post ich manifestu programowego. Czas mijał, negocjacje trwały, decyzja leżała w rękach legendy amerykańskiego dziennikarstwa, pani Catherine Graham. Decyzję podjęła znakomitą: poleciła wydrukować 1000 specjalnych egzemplarzy gazety z manifestem terrorystów; paczkę dostarczono terrorystom na pokład samolotu; zakładnicy zostali zwolnieni. Rzecz jasna, dziś operacja taka jest nie do powtórzenia z przyczyn technicznych; musimy myśleć nad innymi rozwiązaniami.

Terroryzm jest swoistą walką informacyjną. W walce z terroryzmem współczesne media odgrywają istotną rolę; są częścią systemu demokratycznego. Pod warunkiem, że interesuje ich coś więcej niż słupki oglądalności i klikalność.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 maja 2015
Fot.: Shutterstock