Łukasz A. TURSKI: "Dance macabre z wyborami i nowymi dowodami osobistymi. Informatyzacja w stylu PRL"

"Dance macabre z wyborami i nowymi dowodami osobistymi. Informatyzacja w stylu PRL"

Photo of Prof. Łukasz A.TURSKI

Prof. Łukasz A.TURSKI

Profesor zwyczajny nauk fizycznych, związany z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i Centrum Nauki Kopernik.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Dnia 28 października 1886 r. przez ulice Nowego Jorku przemaszerowały tłumy świętujące oficjalne otwarcie dzisiejszego symbolu tego miasta – monumentalnej rzeźby Statuy Wolności. Na paradujące tłumy zrzucono tony zużytych taśm i ścinków papieru przypominających konfetti i serpentyny, pochodzące z pierwszego powszechnie stosowanego urządzenia zdalnej alfa numerycznej komunikacji – bankierskiego dalekopisu, przekazującego dane giełdowe za pomocą telegrafu.

Dzisiaj odpowiednikiem owych ticker tapes są paski u dołu ekranów telewizyjnych lub komputerowych w programach ekonomicznych albo w unowocześnionej wersji w audycjach nadawanych przez stacje informacyjne.

Nowy Jork witał deszczem papierowych wstęg narodowych bohaterów powracających z wygranych bitew czy wielkich wydarzeń, np. Charlesa Lindbergha po jego pionierskim przelocie przez Atlantyk. Jedną z największych i chyba zamykającą czasy wielkich parad była ta na cześć generała Douglasa Mac Arthura po odwołaniu go z koreańskiego teatru wojny w 1951 r.

.Bankowa ticker tape czy już nieco późniejszy, bo mający niemal dokładnie 100 lat pełnoliterowy teleks były prekursorami wszechobecnych dzisiaj komputerów oraz urządzeń mobilnych służących do przekazywania informacji na odległość. Mało kto zdaje sobie dziś sprawę, jak bardzo są rozpowszechnione.

Ciekawe, ile teleksów instalowanych w gminnych urzędach w Polsce za czasów tow. Gierka spisano potem na złom. Nie wiem też, ile jeszcze osób, dziś posługujących się dziwacznym językiem SMS-ów czy komunikatów twitterowych, pamięta głośny problem teleksowy z czasów powstawania Wielkiej Solidarności. Wiadomość przesłana teleksem przez jeden z wielkich komitetów strajkowych do gabinetu premiera Jagielskiego zaczynała się od słów „Nasze żądania to…”. Autor zapomniał, że teleksy nie uwzględniały polskich znaków diakrytycznych. Bez kropki i ogonka słowo „żądania” uległo nieoczekiwanemu przeobrażeniu…

Korzystanie z klawiatury komputerowej jest dzisiaj niemal tak samo konieczne na co dzień jak niegdyś pisanie. Podobnie jak życie, które odesłało do lamusa wieczne pióra (które stały się dziś drogimi zabawkami nieco snobujących się ludzi), technika komputerowa zmieniła układy klawiatur.

.Kto dzisiaj korzysta z tzw. polskiej klawiatury maszyny do pisania, z polskimi literami ą, czy ś, umieszczonymi w przedziwny sposób w miejscach, gdzie normalna klawiatura ma różne potrzebne znaki. Wygrała tzw. klawiatura programisty z polskimi literami, aktywowanymi przez jednoczesne naciskanie klawisza normalnej klawiatury i jednego dodatkowego – „alt gr”. Jest to uciążliwe i gdyby nie powszechne korektory tekstów, pisane przeze mnie prace wymagałyby prawdopodobnie dodatkowej ingerencji redaktora.

Któż dziś jeszcze pamięta wielką wojnę toczoną przez polskich informatyków i polonistów o to, jak zakodować polskie znaki diakrytyczne nieuwzględnione ćwierć wieku temu w alfabetach wbudowywanych w większość tzw. fontów komputerowych. Kto pamięta masową kradzież poprawnych polskich alfabetów (sprawa tzw. ogonków). Chyba tylko ci, którzy przegrali procesy z twórcą owych ogonków. Pamięć o tym wszystkim odżyła u mnie w smutnym okresie listopadowym. Typową chandrę wywołaną coraz krótszym dniem, opadającymi liśćmi i koniecznością zmiany opon na zimowe spotęgowała konieczność uczestniczenia wraz z całym krajem w ponurym zmaganiu naszej administracji z niezbyt skomplikowanym zadaniem informatycznym. Na wyniki przeprowadzonych wyborów samorządowych czekaliśmy praktycznie bez końca.

Okazało się kolejny raz, że informatyzacja kraju nie polega na wręczeniu wszystkim, od posłów w Sejmie po sekretarzy gmin, urządzeń komputerowych albo mobilnych. To umiejętność prawidłowego stawiania sobie zadań i znajdowanie sposobu ich skutecznego rozwiązywania.

Informatyzacja kraju zaczyna się od szkoły powszechnej, gdzie większą rolę odgrywa nauczanie poprawnego rozumowania, pracy zespołowej i rzetelności wykonywania zadań niż fascynacja umiejętnością naciskania klawiszy czy klikania palcem lub myszą po ekranie.

Zamieszanie podczas ostatnich wyborów nie powstało podczas liczenia głosów, lecz na poziomie przekazywania i zbierania uzyskanych wyników. A przecież ten problem rozwiązano już w 1886 roku bez żadnych komputerów. Służyły do tego wspomniane na wstępie bankierskie dalekopisy i wstęgi papieru – ticker tapes.

I to jest właśnie najważniejsza sprawa, o której proponuję pomyśleć podczas spacerów w wolne dni nadchodzących świąt. Wszak sylwestrowe rozrzucanie konfetti przypomina nieco dawne nowojorskie fety. Informatyzacja systemu administracji państwowej czy finansowej następowała na świecie krok po kroku. Na porządny, sprawnie działający system obiegu dokumentów, prowadzenia skomplikowanych zapisów ubezpieczeniowych czy skarbowych powoli nakładano systemy informatyczne. Podkreślam – sam system był sprawny. Zmiana polegała tylko na zmianie sposobu zapisu i przeniesieniu go w świat cyfrowy. Szybszy, mniej podatny na ludzkie błędy (które jednak mogą się okazać poważniejsze w skutkach), ale de facto taki sam.

wierć wieku temu nasza administracja państwowa działała w sposób bałaganiarski, była źle zorganizowana, co można przypisać spuściźnie „realnego socjalizmu”. Proces usprawniania tego systemu połączyliśmy z jego „przeniesieniem do cyberprzestrzeni”. Niestety (patrz ostatnie wybory) zrobiliśmy to właśnie w stylu dawnej administracji. Bez ogólnego planu, bez przemyślenia i oceny długofalowych konsekwencji (czego dowodem był np. dance macabre z nowymi dowodami osobistymi!), za to z ciągle zmienianymi emanacjami ministerstwa informatyzacji. Z oczywistymi złymi skutkami. Tam, gdzie z okresu komunizmu wyszliśmy właściwie bez żadnego systemu, np. w bankowości, proces informatyzacji się udał.

Na razie udało nam się uniknąć katastrofy bezmyślnego zinformatyzowania szkół powszechnych. Mam nadzieję, że wyjdzie nam to na dobre, choć groźne pomruki globalnej informatyzacji i tam słychać.

Życzę wesołych świąt i dobrego nowego roku. Nie musi być bardziej skomputeryzowany, byle był rozsądniejszy.

Łukasz A. Turski

Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

logo sindicate

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 grudnia 2014
Fot.Shutterstock