Patryk PALKA: Wolna elekcja. Jak szlachta Rzeczpospolitej wybierała króla

Wolna elekcja. Jak szlachta Rzeczpospolitej wybierała króla

Photo of Patryk PALKA

Patryk PALKA

Historyk i publicysta kierujący działem „Piękno Historii” we „Wszystko co Najważniejsze”. Redaktor „Gazety na Niedzielę”.

zobacz inne teksty Autora

Pierwsza wolna elekcja – ten cud wymykał się logice. Był szczytową formą dojrzałości obywatelskiej najlepszego pokolenia polskiej i litewskiej szlachty. Jednocześnie stał się pułapką dla przyszłych generacji – pisze Patryk PALKA

Pierwsza wolna elekcja i wypracowanie schematów działania

.Wolna elekcja była jednym z fundamentów ustroju Rzeczpospolitej Obojga Narodów – cechą charakterystyczną państwa polsko-litewskiego. Dla niektórych to symbol anarchii i niewydolności ówczesnego systemu. Inni uważają ją za szczytowe osiągnięcie polskiej i litewskiej myśli politycznej, które wyprzedzało epokę. W rzeczywistości, co paradoksalne, wolna elekcja jest jednym i drugim. Przypomina olbrzymie lustro postawione niegdyś w samym środku dziejów naszej państwowości. Z jednej strony skupia i odbija blask minionych dokonań. Z drugiej rzuca cień na dalsze losy Rzeczpospolitej.

Opisując procedurę wyboru monarchy w państwie polsko-litewskim, zazwyczaj – do pewnego stopnia słusznie – jako modelowy przykład jej przebiegu podaje się pierwszą wolną elekcję, która miała miejsce w 1573 r., po śmierci Zygmunta II Augusta. Ostatni z męskiej linii Jagiellonów na tronie Rzeczpospolitej nie pozostawił po sobie legalnego potomka ani nie namaścił następcy. Nie zadbał również o to, by wyposażyć państwo w instrumenty prawne określające sposób postępowania w chwili bezkrólewia, kiedy na horyzoncie nie ma jeszcze żadnego kandydata do tronu. Nigdy przedtem w historii Polski i Litwy taka sytuacja nie miała miejsca. Po śmierci Kazimierza Wielkiego naturalnym następcą tronu był Ludwik Węgierski, z którym król Kazimierz i panowie polscy zawarli stosowne układy sukcesyjne na długo przed odejściem ostatniego Piasta. Od tego momentu tron Królestwa Polskiego był elekcyjny. Kolejni monarchowie zapewniali sukcesję swoim dzieciom przy aprobacie elity politycznej kraju, która w zamian za określone przywileje wyrażała zgodę na przekazanie władzy zwierzchniej wskazanym osobom. W ten sposób królami zostali Jadwiga Andegaweńska, Władysław Jagiełło i wszyscy jego potomkowie aż do Zygmunta Augusta. Umożliwiło to przekształcenie późnośredniowiecznego rycerstwa w stan szlachecki, który między rokiem 1355 (przywilej budziński) a 1505 (konstytucja Nihil novi) zapewnił sobie dominację ekonomiczną i polityczną w państwie polskim oraz doprowadził do marginalizacji mieszczan i chłopów. Na Litwie ten proces przebiegał inaczej, lecz w toku integracji z Koroną, szczególnie po roku 1569 (unia lubelska), system prawno-ustrojowy obu państw, a co za tym idzie, również pozycja szlachty stawały się do siebie coraz bardziej podobne.

Gdy w 1572 r. zmarł Zygmunt II August, państwo znalazło się w rękach zdezorientowanej, lecz silnej, energicznej i doświadczonej politycznie grupy. Elity szlacheckie podczas trwającego wówczas bezkrólewia wykazały się niespotykaną roztropnością polityczną oraz zdolnością do wypracowania konsensusu. Wspólnie opracowano zasady, które pozwoliły Rzeczpospolitej bezpiecznie przejść przez okres interregnum, nie tylko unikając wojny domowej, ale również zachowując integralność granic. Państwo polsko-litewskie nie było organizmem jednolitym. Sprzeczne interesy komunikowali Polacy i Litwini, katolicy i protestanci, panowie wielkopolscy i małopolscy, możni senatorowie i przedstawiciele szlachty średniej oraz drobnej. Mimo to przyjęto zasadę, że zanim poszczególne grupy wysuną swoich kandydatów na nowego króla i rozpoczną rywalizację o partykularne interesy, należy uporządkować system prawny i zadbać o to, żeby podczas bezkrólewia granice Rzeczpospolitej nie zostały uszczuplone. W latach 1572–1573 wypracowano więc pewne ogólne mechanizmy prawno-ustrojowe, umożliwiające funkcjonowanie państwa bez króla, a także określające sposób wyboru nowego monarchy.

Postanowiono, że na czas bezkrólewia należy powołać interrexa (dosł. „międzykróla”) – osobę, która w zastępstwie monarchy będzie sprawować część jego funkcji. Tę rolę zdecydowano się powierzyć pierwszemu z senatorów – prymasowi Polski (wówczas Jakubowi Uchańskiemu). Interrex kierował administracją państwową i zwoływał dwa kluczowe zgromadzenia szlacheckie, które decydowały o dalszym biegu wydarzeń: sejm konwokacyjny oraz sejm elekcyjny. Do zadań interrexa należało również kierowanie procesem wyboru króla podczas elekcji, nominowanie kandydata wybranego przez brać szlachecką, a także koronowanie nowego monarchy (z racji pełnienia funkcji i jako przedstawiciela Kościoła katolickiego).

Jan Matejko, „Potęga Rzeczypospolitej u zenitu. Złota wolność. Elekcja R.P. 1573.”

Sejm konwokacyjny i sejm elekcyjny

.Przygotowaniem zasad przeprowadzenia elekcji zajmował się sejm konwokacyjny. Poprzedzały go sejmiki przedsejmowe zwołane przez prymasa. Podczas konwokacji wyznaczano termin sejmu elekcyjnego oraz miejsce zjazdu. Do podstawowych zadań zgromadzenia należało również uporządkowanie sytuacji wewnętrznej w kraju i zabezpieczenie granic. Ponieważ wszystkie sądy działały w imieniu monarchy, podczas bezkrólewia zawieszały swoją działalność. Sejm konwokacyjny zatwierdzał powołane w ich miejsce nadzwyczajne sądy kapturowe, rozlokowane w poszczególnych ziemiach. Decydował również o terminie zwołania sejmików przedelekcyjnych, uchwalaniu podatków, organizowaniu sił zbrojnych, a także mógł podejmować próby reform ustrojowych. Po raz pierwszy zebrał się w styczniu 1573 r. w Warszawie i przyjął charakter konfederacji generalnej, co oznaczało, że podczas głosowań obowiązywała zwykła większość głosów (konfederacja warszawska). W przyszłości, podczas kolejnych konwokacji, stało się to typową praktyką.

Sejm konwokacyjny 1573 r. zdecydował również o kilku innych kluczowych aspektach elekcji, które były praktykowane aż do upadku Rzeczpospolitej. Po pierwsze, ustanowił, że sejm elekcyjny zbierze się pod Warszawą (pierwotnie we wsi Kamień, z czasem w miejscowości Wola – po drugiej stronie Wisły). Po drugie, określił fundamentalne zasady ustrojowe, które nowo wybrany monarcha będzie musiał zaakceptować przed koronacją (później nazwano je Artykułami henrykowskimi, od imienia Henryka Walezego). Po trzecie, zarządził, że w wyborze króla może wziąć udział każdy dorosły szlachcic płci męskiej (elekcja viritim). To właśnie z uwagi na tę ostatnią zasadę elekcje w Rzeczpospolitej miały tak szczególny charakter. Zważywszy na fakt, że w tamtym czasie populacja szlachty (w tym kobiety i dzieci) liczyła ok. 500 tys. osób, prawo głosu otrzymało ok. 150–180 tys. obywateli. Żadne inne państwo w Europie nie mogło się poszczycić takim osiągnięciem. W przypadku większości krajów podobne współczynniki wypracowano dopiero w XIX wieku.

Kolejnym etapem na drodze do wyboru króla był sejm elekcyjny. Wybór Warszawy na miejsce elekcji miał uzasadnienie logistyczne – miasto znajdowało się w dogodnym położeniu, gdzie dotrzeć mogli wszyscy najważniejsi dostojnicy, ale i szeregowi szlachcice ściągający z najdalszych zakątków ogromnego kraju. Z punktu widzenia zasad przeprowadzania elekcji niezwykle ważny był fakt, że tradycyjne miejsce głosowania znajdowało się na Mazowszu, gdzie przeważała średnia i drobna szlachta katolicka, zawsze tłumnie reprezentowana na polu elekcyjnym.

Podczas sejmu elekcyjnego nie tylko dokonywano wyboru króla, ale również stanowiono prawo, które zyskiwało ważność po zaakceptowaniu poszczególnych postanowień przez nowego monarchę. Sam akt elekcji był szczególnie wyodrębnioną częścią działań sejmowych. W odróżnieniu od współczesnych wyborów nie polegał jedynie na oddaniu głosu, a następnie podliczeniu i ogłoszeniu wyników. Jego istotą było wypracowanie konsensusu i osiągnięcie jednomyślności. Do tej nadrzędnej zasady dostosowano formę wyboru króla.

Narcyz Daszkiewicz, „Audiencja legata papieskiego podczas elekcji Stanisława Augusta”.

Głosowanie

.Elekcja odbywała się na specjalnie przygotowanym polu elekcyjnym, wokół którego usypywano wał ziemny, by zapewnić bezpieczeństwo obradującym. Wokół wału gromadziła się szlachta, która przybyła na elekcję. Zazwyczaj było to od kilku do kilkunastu tysięcy osób (dane mówiące o 50 tysiącach zgromadzonych podczas pierwszej wolnej elekcji są najprawdopodobniej przeszacowane). Głosujący dzielili się według województw i zajmowali miejsca w namiotach przeznaczonych dla swoich jednostek terytorialnych. Wewnątrz wału mieściła się tzw. szopa senatorska, w której obradowali najważniejsi dostojnicy państwowi, a także prostokątny plac, zwany kołem, gdzie senatorowie oraz delegaci poszczególnych województw (zawsze w równej liczbie) przyjmowali poselstwa zagraniczne i reprezentacje kandydatów do korony.

Rolą delegatów było przysłuchiwać się obradom (zarówno w kole, jak i w szopie senatorskiej), a następnie informować o ich przebiegu współbraci zgromadzonych w poszczególnych namiotach wojewódzkich. W ten sposób mimo braku nagłośnienia i przy obecności tłumu liczącego tysiące ludzi każdy elektor miał szansę pośrednio uczestniczyć w obradach. To właśnie na tym etapie toczyły się wstępne negocjacje w sprawie kształtu paktów konwentów (pacta conventa) – indywidualnych obietnic, które przyszły król elekt zobowiązywał się zrealizować. Po zapoznaniu się z wszystkimi kandydaturami i domknięciu innych spraw bieżących, którymi zajmował się sejm elekcyjny, interrex zarządzał głosowanie. Każdy szlachcic obecny na polu elekcyjnym oddawał głos w swoim namiocie wojewódzkim (stawiano kreskę przy imieniu jednego z kandydatów, stąd ten element procedury określa się czasem jako „kreskowanie”). Następnie – również w obrębie namiotów – odczytywano wyniki. Każde województwo musiało zgodnie ogłosić wybór tylko jednego kandydata, wobec czego należało na drodze dyskusji przekonać współbraci do kandydatury osoby cieszącej się największym poparciem. Następnie ten sam proceder powtarzano w skali ogólnokrajowej. Wpierw sumowano głosy oddane przez poszczególne województwa i starano się wyłonić faworytów. Nawet kiedy jeden zyskiwał znaczącą przewagę, mniejszość musiała wyrazić zgodę na ten wybór. Dopiero wtedy interrex miał prawo ogłosić nominację.

Wyłonienie króla w ten sposób – w państwie tak rozległym i niejednolitym – wydaje się niemożliwe. Podczas pierwszej wolnej elekcji szlachta dokonała jednak cudu. Nie uciekając się do argumentu siły, bez użycia broni, liczna i silna grupa dysydentów niechętna Henrykowi Walezemu – po ciężkich negocjacjach z jego zwolennikami – zdecydowała się zaakceptować tę kandydaturę. W zamian zażądała jedynie, by do podstawowych zasad prawno-ustrojowych, które przyszły król będzie musiał zaakceptować, dopisać postanowienia konfederacji warszawskiej w zakresie tolerancji wyznaniowej (28 I 1573 r.). Tak też się stało. Interrex nominował Henryka Walezego (11 maja), a francuska delegacja zaprzysięgła w jego imieniu Artykuły henrykowskie i pacta conventa (16 maja). Następnie marszałek wielki koronny Jan Firlej proklamował go królem. Dnia 21 lutego odbyła się koronacja w Krakowie, po czym obrady rozpoczął sejm koronacyjny, podczas którego należało dokonać generalnego potwierdzenia praw. Polska i Litwa miały nowego monarchę.

Kolejne wolne elekcje

.Wspomniałem wcześniej, że elekcję 1573 r. można uznać za wzorowy model procedury wyboru monarchy tylko do pewnego stopnia. Ustalone wówczas zasady stały się de iure podstawą wszystkich kolejnych wolnych elekcji. Praktyka pokazywała jednak, że cud roku 1573 jest niemożliwy do powtórzenia. Elekcja Henryka Walezego była jedyną w historii Rzeczpospolitej, kiedy szlachta na drodze dyskusji, nieprzymuszona siłą ani presją trwającej wojny, dobrowolnie doszła do porozumienia i wybrała spośród kilku kandydatów jednego króla, akceptowanego przez wszystkich. Już podczas kolejnej elekcji, mającej miejsce zaledwie dwa lata później – po ucieczce Walezego z Rzeczpospolitej – doszło do podwójnego wyboru nowego monarchy. Senatorowie zgromadzeni wokół prymasa Uchańskiego mieli inne plany wobec przyszłego panującego niż większość zgromadzonej szlachty. Interrex, korzystając z przywileju swej pozycji, bez zgody wszystkich zgromadzonych nominował na króla Maksymiliana II Habsburga. W odpowiedzi pozostała część szlachty ogłosiła wybór Stefana Batorego.

Rozpoczął się wyścig o Kraków – kto pierwszy dotrze do stolicy, zdobędzie insygnia królewskie i dokona koronacji, będzie nowym monarchą. Ile głów spadnie po drodze? Co w sytuacji, kiedy oponenci nie zaakceptują koronowanego króla, podważywszy legalność elekcji? Kto pilnuje granic, kiedy szlachta toczy krew w bratobójczej walce? Te pytania pozostaną aktualne do końca istnienia Rzeczpospolitej. Tym razem udało się jeszcze uniknąć wojny domowej. Część senatu doszła do porozumienia ze zwolennikami Stefana Batorego, który wykazał się przy okazji znacznie większym zaangażowaniem od swojego oponenta. Jako pierwszy dotarł do Krakowa i zdobył koronę. Miał również za sobą przytłaczającą większość szlachty. Stronnictwo prymasa ustąpiło – Rzeczpospolita miała nowego władcę. Nie był to jednak monarcha wybrany przy dobrowolnej akceptacji wszystkich na polu elekcyjnym. Kluczowa okazała się demonstracja siły.

W przypadku trzeciej wolnej elekcji uniknięcie wojny domowej było już niemożliwe (1587). Ponownie wybrano nie jednego, ale dwóch potencjalnych królów, znów toczył się wyścig o Kraków. Tym razem o zwycięstwie jednego z kandydatów zadecydowała bitwa. Górą byli zwolennicy Zygmunta III Wazy. Sama elekcja również nie przebiegała tak sprawnie jak w modelowym roku 1573. Po 5 tygodniach jałowych dysput, toczących się przy obecności wojska, część szlachty najzwyczajniej zrezygnowała i wróciła na żniwa. Rozmowy w dużej mierze były partykularne. Senat obradował osobno, a reszta szlachty osobno, przy czym Litwini rozbili jeszcze inny obóz. Podobny rozdźwięk nastąpił już podczas elekcji w 1575 r. Z takim obrazem wyborów króla w Rzeczpospolitej również trzeba się zmierzyć, szczególnie że to w ten sposób – inaczej niż w 1573 r. – wyglądać będzie większość wolnych elekcji aż do czasów Stanisława Augusta.

Na pozór kłam temu stwierdzeniu zadają przypadki Władysława IV i Jana Kazimierza. Elekcje synów Zygmunta III Wazy nie były rozdwojone, obeszło się bez wojen domowych, a władców wybrano na zasadzie konsensusu. Zgoła odmienna była jednak sytuacja wewnętrzna i geopolityczna w tych dwóch momentach i w roku 1573, do którego nie sposób się nie odnieść. W przypadku elekcji Władysława IV procedura wyboru przebiegła wzorowo, ponieważ nie miał kontrkandydata. Jeśli zaś chodzi o Jana Kazimierza decydująca dla osiągnięcia zgody okazała się presja wojsk Bohdana Chmielnickiego, które w tamtym momencie odnosiły znaczne sukcesy i maszerowały w głąb Rzeczpospolitej. System nie zawiódł tylko dzięki czynnikom od niego niezależnym.

Jean-Pierre Norblin de La Gourdaine, „Elekcja Augusta II na Woli w 1697”.

.Od tego momentu w dziejach Rzeczpospolitej doszło jeszcze do 6 wolnych elekcji: 1669, 1674, 1697, 1704, 1733 i 1764. Trzy z nich były doprowadziły do wojny domowej (1697, 1704, 1733). Dwie trudno w ogóle nazwać wolnymi, ponieważ odbyły się pod dyktando wojska.

W 1674 r. Jan Sobieski, łączący wówczas funkcję marszałka wielkiego koronnego i hetmana wielkiego koronnego, wprowadził na pole elekcyjne wierne mu kilkutysięczne oddziały pod pretekstem uczynienia z nich straży marszałkowskiej i zapewnienia bezpieczeństwa podczas obrad. Część żołnierzy, która z racji pełnienia funkcji w wojsku nie mogła wziąć udziału w elekcji, dostała od hetmana wolne, by móc stawić się na głosowaniu. Presja na elektorów była wówczas tak duża, że nawet początkowo niechętni Sobieskiemu szlachcice szybko zmieniali zdanie.

W przypadku elekcji Stanisława Augusta w 1764 r. podobny wpływ na wynik wyborów miały wojska rosyjskie carycy Katarzyny II. Jeśli chodzi natomiast o elekcję Michała Korybuta Wiśniowieckiego (1669), jest to przykład prawdopodobnie najbardziej kuriozalny w dziejach Rzeczpospolitej i odbiegający od ideału pierwszej wolnej elekcji z 1573 r. Niektórzy magnaci zjawili się na polu elekcyjnym z licznymi chorągwiami, co większość szlachty uznała za próbę ograniczenia wolności elekcji. Podczas elekcji dochodziło do zatargów, awantur i pojedynków – nie tylko z przyczyn politycznych, ale również z powodu rywalizacji o kwaterunek. Ponieważ procedura się przedłużała, zniecierpliwione tłumy pospolitego ruszenia wdarły się do koła wewnątrz wałów i przedostały pod szopę senatorską. W akompaniamencie strzałów z broni palnej część senatorów, w obawie o własne życie, uchodziła z pola elekcyjnego, a nawet wyjechała z Warszawy. Sam wybór króla również odbył się z pominięciem procedur. Gdy trwały obrady w kole, szlachta znajdująca się poza wałami spontanicznie wysunęła kandydaturę „Piasta”, syna legendarnego Jeremiego Wiśniowieckiego – Michała Korybuta. Szybko okazało się, że niemal 2/3 województw opowiada się za takim rozwiązaniem. Mimo oporów – z obawy przed eskalacją nastrojów, mogących doprowadzić nawet do przelewu krwi na polu elekcyjnym – interrex nominował Wiśniowieckiego. Król elekt nie wysunął wcześniej swojej kandydatury, a wyboru dokonano wbrew niemu samemu. Finalnie jednak Michał Korybut przyjął koronę – ze szkodą dla siebie i państwa.

Wolna elekcja przejawem wielkości myśli politycznej Rzeczypospolitej

.Na podstawie analizy przebiegu poszczególnych elekcji można dojść do mylnego i anachronicznego wniosku, że fakt uczynienia tronu elekcyjnym na drodze wolnego wyboru przez masy szlacheckie był olbrzymim błędem i jedną z przyczyn upadku Rzeczpospolitej. W istocie problem leżał gdzie indziej. Wolna elekcja na zasadzie viritim była przejawem wielkości ówczesnej myśli politycznej Rzeczpospolitej. Wdrożenie takiego rozwiązania w XVI stuleciu – nie za sprawą działań wizjonera, który siłą narzuciłby masom rozstrzygnięcie dobre dla wspólnoty, jak chciałby Machiavelli, ale dzięki inicjatywie i zgodnej aktywności ciała obywatelskiego (wówczas szlachty) – to w moim przekonaniu jedno z największych i najważniejszych osiągnięć myśli europejskiej. Niestety, tej wizjonerskiej koncepcji nie obudowano odpowiednimi ramami instytucjonalnymi.

Zasady wyboru króla opracowane w latach 1572–1573 były bardzo ogólne i zawierały olbrzymie luki. Taki system mógł funkcjonować tylko przy założeniu, że na straży prawa, a co za tym idzie, także pomyślności republiki (rzeczpospolitej), stoją nie tylko rozwiązania instytucjonalne, ale przede wszystkim cnota obywatelska. Położenie nacisku na aspekt moralny, nie instytucjonalny, było cechą typową polskiej myśli republikańskiej, wyrastającej z tradycji klasycznej, odwołującej się przede wszystkim do Arystotelesa i Cycerona, nie Polibiusza, Liwiusza czy Salustiusza (jak miało to miejsce choćby we Włoszech).

Wszystkich klasycznych autorów republikańskich łączy przekonanie, że dobrze funkcjonująca res publica to taka, w której obowiązuje ustrój mieszany (mixta), oparty na prawie, umiejętnie spajający pierwiastki władzy monarszej, arystokratycznej i ludowej. Tak też sądzono w Rzeczpospolitej i dlatego wybór monarchy miał dla ówczesnych tak olbrzymie znaczenie. Bez niego system nie mógł – ich zdaniem – dobrze funkcjonować. Koncepcje klasyczne różniły się jednak między sobą, inaczej akcentując znaczenie poszczególnych elementów ładu republikańskiego. Wizja cycerońska i arystotelesowska, która zdominowała dyskurs polityczny Rzeczpospolitej, kładła większy nacisk na substancjalne (cnota), a nie formalne (instytucje) aspekty funkcjonowania republiki. Ta ostatnia była bowiem – w myśl koncepcji klasycznych – nie tylko wspólnotą naturalną, ale również moralną. W tym ujęciu nie sposób wyobrazić sobie wolności bez sprawiedliwości. To wzgląd obywateli i rządzących na tę ostatnią przesądza o tym, czy dana wspólnota polityczna może aspirować do miana republiki, czy też nie. Skoro tak, ważne jest wypracowanie odpowiednich mechanizmów organizacji zbiorowości, ale jeszcze ważniejsze są normy i wartości, w oparciu o które obywatele budują republikę.

System wyboru króla w Rzeczpospolitej był próbą odzwierciedlenia tej idei w praktyce. W latach 1572–1573 stworzono ogólne ramy instytucjonalne, wskazujące obywatelom państwa polsko-litewskiego, co robić, by wybrać króla. Pomyślność tego procesu zależała jednak przede wszystkim od postawy obywatelskiej. Jeśli członkowie wspólnoty politycznej zachowają się dojrzale, a wzgląd na praworządność i dobro wspólne będzie ich podstawowym imperatywem, na pewno nie złamią ustalonych zasad, dojdą do konsensusu i jednomyślnie zaakceptują wybór określonej osoby, nawet jeśli nie dla wszystkich będzie to opcja doskonała. Jednocześnie niczyja wolność nie zostanie naruszona (każdy ma prawo głosu).

Tylko wyjątkowy idealista uwierzyłby w możność powodzenia takiej koncepcji. Ale w 1573 r. tak właśnie się stało. Cud pierwszej wolnej elekcji wymykał się logice. Był szczytową formą dojrzałości obywatelskiej najlepszego pokolenia polskiej i litewskiej szlachty. Jednocześnie stał się pułapką. Kolejne dwie elekcje pokazały, że system jest wadliwy i wymaga usprawnień. Szlachta była jednak przekonana o doskonałości ustroju, który umożliwił realizację w praktyce klasycznego ideału z pozoru niemożliwego do spełnienia. Nienaruszalność fundamentalnych praw uważano za klucz do zachowania wolności i pomyślności republiki. Problemem Rzeczpospolitej nie było zatem to, że obywatele państwa mogli wybierać króla na drodze wolnej elekcji. Fundamentalną wadą systemu była sama procedura wyboru.

.Czy to właśnie ten wadliwy element ustroju przesądził o tym, że Rzeczpospolita w 2. połowie XVII w. straciła pozycję regionalnego mocarstwa, a w kolejnym stuleciu została starta z mapy? Na pewno była to jedna z przyczyn upadku państwa polsko-litewskiego. Biorąc jednak pod uwagę kompetencje i możliwości samego monarchy, można postawić pytanie, do jakiego stopnia wybór tej czy innej osoby przesądzał o pomyślności Rzeczpospolitej. Król – wbrew częstemu przekonaniu – mógł bardzo wiele, ale wciąż pozostawał (tylko i aż) jednym z trzech równoprawnych fundamentów systemu. Nie licząc Henryka Walezego, który rządził zbyt krótko, by móc ocenić jego panowanie, wszyscy monarchowie obrani na zasadzie wolnej elekcji do czasu Jana Kazimierza podołali swojej roli. To w latach Zygmunta III i Władysława IV Rzeczpospolita osiągnęła swój największy zasięg terytorialny. Jan Kazimierz nie objął jednak rządów w państwie, które nagle w połowie wieku zaczęło się psuć. Rzeczpospolita już w czasach największej świetności borykała się z problemami ustrojowymi i gospodarczymi (jak każde państwo). W tym konkretnym przypadku jednak nie dokonano w porę odpowiednich reform. Z efektami zaniechań przodków oraz pokusą korzystania z wad systemowych musiały się borykać kolejne pokolenia.

Patryk Palka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 lutego 2024