
Rzeczpospolita wielu wolnych narodów
W jednej z najciekawszych debat tegorocznego Kongresu Polska Wielki Projekt wzięli udział prof. Ryszard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI, prof. Marc GOPIN, prof. Andrzej SZCZERSKI, Taras KOMPANICZENKO i Jakub MOROZ
Jakub MOROZ: Nasza część świata, Europa Środkowo-Wschodnia, była polem różnych projektów politycznych, w tym imperialnych. W kontekście inwazji Rosji na Ukrainę warto zadać sobie pytanie o to, co badacze studiów postkolonialnych nazywają „wyobraźnią imperialną”. Chodzi o państwa, których kultura polityczna jest głęboko zakorzeniona w tej wyobraźni, przesiąknięta nią i de facto przez nią zniewolona. Dobrze wiemy, do czego ta wyobraźnia prowadzi. Wystarczy przywołać kilka pojęć: „skrwawione ziemie” Timothy’ego Snydera, Mitteleuropa czy Europa Wschodnia, która według amerykańskiego badacza Larry’ego Wolffa jest rodzajem politycznego wynalazku służącego podporządkowaniu i kategoryzacji, dzielącego Europę na dwie części – lepszą (zachodnią) i gorszą (wschodnią).
Naszą część świata definiuje też tragiczny związek z Rosją. Mówimy więc o ideologii „ruskiego miru”, imperialnym projekcie, który według Rosji ma zjednoczyć wszystkich Słowian pod jednym, moskiewskim przywództwem. Czy ta „imperialna wyobraźnia” nadal wisi nad naszą częścią świata? Czy można powiedzieć, że Rosja jest więźniem swojej imperialnej wyobraźni? Czy tak można tłumaczyć słowa Władimira Putina o Ukrainie? Czy w istocie, chcąc wskrzesić idee I Rzeczypospolitej, Rzeczypospolitej wolnych narodów, nie powinniśmy zmierzyć się także z własną imperialną wyobraźnią?
Prof. Ryszard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI: Władimir Putin realizuje obecnie imperialny projekt zainicjowany i zrealizowany pierwotnie przez carycę Katarzynę II. Zrealizowany, nawiasem mówiąc, znacznie lepiej, niż robi to obecnie rosyjski prezydent przy całym szczęściu i przy znacznie większym, także międzynarodowym, oporze. Jest to projekt polityczny mający na celu osłabienie i ośmieszenie Ukrainy, jej państwowości i narodowości jako takiej. Warto w tym kontekście podkreślić jedną rzecz: Rzeczpospolita Obojga Narodów nie upadła i nie powinniśmy o niej mówić w kategoriach „upadku”. Rzeczpospolita Obojga Narodów została brutalnie zniszczona, ponieważ zmierzała w kierunku konstrukcji politycznej, która była perspektywiczna, rosła w siłę i pozwalała budować lepszy porządek, z XIX-wieczną perspektywą opartą na wolności i dobrobycie, co stanowiło bezpośrednie zagrożenie ideologiczne i geopolityczne dla autorytarnych porządków Imperium Rosyjskiego, a także dla absolutystycznych monarchii pruskich i austriackich.
Prof. Marc GOPIN: Dopóki absolutystyczny monarcha kontroluje dostęp do informacji, dopóty możliwe będą imperializm kolonialny oraz niszczenie i poniżanie sąsiadów. Z tym właśnie zmierzyła się Polska w 1939 roku. Tymi samymi kartami gra dziś Putin, gdy szantażuje świat głodem i wojną. W tym kontekście nie ma w nim nic wyjątkowego, poza tym, że wyraźnie idzie w ślady dyktatorów i zbrodniarzy z przeszłości. Warto jednak zapytać, czy mamy wyraźną, mocną alternatywę dla tej ewidentnej agresji.
Prof. Andrzej SZCZERSKI: Źródłem tej wojny jest niewątpliwie wyobraźnia imperialna. Należy ją jednak rozpatrywać także na kilku poziomach. Wyobraźnia imperialna odnosi się do głębokich pokładów świadomości historycznej, świadomości kulturowej i tradycji, które zawarte są w sztuce i literaturze. Dziś jednak wartości te podlegają manipulacji w sposób, w jaki, jak wiemy, funkcjonują również media. Służą więc do tworzenia podziałów i antagonizmów, ale niewątpliwie są też wykorzystywane jako uzasadnienie inwazji, gdyż wyobraźnia imperialna jest głęboko zakorzeniona w mentalności kulturowej Rosjan, przekonanych o swojej dominującej roli w Europie Wschodniej. Wyobraźnia imperialna przejawia się także w dialogu między narodami, przekonanymi, że z racji imperialnej tradycji łączą je pewna nostalgia i podobny język.
Jest więc swoistym paradoksem, że hasło „imperium” ma taki sam wpływ wewnątrz Rosji, jak i na zewnątrz, wobec niektórych krajów zachodnich, tworzących kiedyś imperia. Dla nas jest to niebezpieczne. Po pierwsze dlatego, że nie podzielamy tej tradycji, a mówienie dzisiaj o myśli imperialnej w stosunkach polsko-ukraińskich jest zupełnie absurdalne. Historycznie nie mamy nic wspólnego z imperializmem typu moskiewskiego czy zachodnioeuropejskiego. Po drugie, choć historyczne uzasadnienie rosyjskiej inwazji na Ukrainę było zwykłą manipulacją, to pokazuje, że myśl imperialna nie musi mieć nic wspólnego z prawdą, bo nie prawda się liczy.
Taras KOMPANICZENKO: Wielką rolę w legitymizacji imperialnych pretensji Moskwy odegrała ekspansywna kultura rosyjska, która zresztą wciąż budzi sentyment w kręgach intelektualnych, zwłaszcza w Europie Zachodniej. To, o czym się nie mówi, to ogromne środki, które przez lata inwestowano w narzucanie rosyjskiej interpretacji świata poprzez kulturę. Nawiasem mówiąc, romantyzacja imperium często znajdowała bardzo podatny grunt ideologiczny wśród elit dawnych zachodnich imperiów. Ekspansywność tej kultury stanowiła szczególny wycinek sztuki rosyjskiej. Na Ukrainie rosyjski ekspansjonizm kulturowy przez lata rozwijał kulturę popularną, niezwykle wulgarną i demoralizującą, która miała zniszczyć duchowy potencjał narodu. Tymczasem na Zachodzie kultura rosyjska opierała się na balecie, twórczości Czajkowskiego, Rachmaninowa, Piaskowskiego, teatrze i kinie.
Przesłanie Rosji poprzez kulturę miało wpisywać się w wieloletnią strategię imperialną związaną z kulturową odnową świata, misją cywilizacyjną, w której niezbędna jest zagłada „niedoskonałych państw”, takich jak Ukraina. Nie oszukujmy się, to jest zwykła propaganda. Oczywiście, że Ukraina nie jest doskonała. Ale jakie państwo jest? Tymczasem Rosja chciała wykorzystać tę niedoskonałość do legitymizacji swoich imperialnych ambicji, oferując swoją kulturę światowym elitom. Ale co te elity wiedzą o kulturze kazachskiej? Co wiedzą o kulturze ukraińskiej?
Rosja przez lata romantyzowała swoją historię, bazując na sowieckiej mentalności, w której nie ma miejsca na „niedoskonałości”. Dlatego każde miejsce swojego podboju przedstawia jako kraj o niższej randze, o niższej kulturze, który ma prawo „ucywilizować”, zwłaszcza że są to „bratnie narody”. Jakie bratnie narody, panie Macron? Zgodzę się na sąsiadów, ale na żadne braterstwo.
Jakub MOROZ: Skierujmy zatem naszą uwagę na Zachód. Sytuacja Polski w kontekście kolonializmu i relacji z Rosją jest w pewnym sensie wyjątkowa. Według prof. Ewy Thompson Polska nigdy nie miała poczucia kolonialnego podporządkowania wobec Rosji, ponieważ miała poczucie kulturowej i cywilizacyjnej wyższości nad swoim okupantem. To była wyjątkowa sytuacja i być może dlatego emancypacja Polski z rosyjskiego projektu kolonialnego przyszła łatwiej na poziomie świadomości.
Jak jednak skonfrontować się z myślą zachodnią? Czy aby odrodzić myślenie w kategoriach suwerennej, wolnej i dumnej Rzeczypospolitej, nie czeka nas jeszcze trudniejsza przeprawa? Musimy przecież zmierzyć się z kolonialnymi i imperialnymi widmami Zachodu, którego kulturowa supremacja jest niestety obecna w percepcji Polaków, a także w naszej części świata.
Prof. Marc GOPIN: Każdego, kto żyje w Polsce, łączy pewna wspólnota pamięci związana z dramatycznymi wydarzeniami II wojny światowej. Jestem żydowskim rabinem, ale jestem też profesorem, który pracuje z ofiarami wojny. Wiem, z jaką traumą mamy do czynienia. Największą przemocą, jaka dzieje się w rodzinach, jest narcyzm tych, którzy chcą zawłaszczyć przestrzeń należącą do innych. Tak jak zagraża to rodzinie, tak zagraża sąsiednim krajom. Jest to trudność w zrozumieniu i uznaniu istnienia drugiego. Jest to problem szczególnie dla tych, którzy odurzają się władzą. Jest więc częścią doświadczenia Niemiec, Francji i Rosji. W tym kontekście należy zapytać, jak można pokonać takich imperialistów. I jak możemy włączyć do tych dyskusji takie kraje jak Niemcy i prowadzić taką dyskusję na równych prawach? Wierzę, że jeśli znajdziemy właściwy język wspólnych praw, wartości, poszanowania naszych granic, będzie to możliwe i pozwoli uniknąć powrotu tych krajów do ich imperialistycznych nawyków. Ważne jest również przeciwstawienie się stosunkom gospodarczym z Putinem.
W momencie konfliktu większość ma tendencję do patrzenia na swoje indywidualne interesy zwłaszcza w obszarze ropy i gazu. A ten sektor zabija również naszą planetę. Musimy przypomnieć sobie o naszych wspólnych wartościach.
Jakub MOROZ: Czy w Unii Europejskiej możliwy jest taki głos z naszej części Europy? Czy jako region dotknięty imperializmem możemy wnieść do tego porządku pewną nową percepcję?
Prof. Marc GOPIN: Chciałbym wyrazić wdzięczność Wołodymyrowi Zełenskiemu, bo pokazuje, że można poprzez siłę charakteru, poprzez właściwy dobór słów przemówić do sumienia Bidena, Macrona i Scholza. To dzięki sile jego wizji zmienia się sposób funkcjonowania dzisiejszego świata. Czy rzeczywiście przyczyni się do obrony Ukrainy? Zobaczymy. Nie wiemy, jak ta wojna się skończy. Ale Zełenski jest dla nas wszystkich wzorem, jak w psychologiczny, terapeutyczny sposób apelować do sumień wszystkich krajów europejskich.
Prof. Richard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI: To niezwykle niefortunne, że właśnie w nomenklaturze kształtowania się pojęć imperialnych w Europie i na świecie zniszczono dawną Rzeczpospolitą. Zniszczono ją w taki sposób, aby ją ośmieszyć i zhańbić. Niestety, częściowo wynikało to z popierania zaborców przez francuskich intelektualistów.
Potencjał wspólnych wartości opartych na wolności, równości, wspólnej sprawie Rzeczypospolitej i cnocie politycznej został przedstawiony przez zwycięskie mocarstwa jako coś staroświeckiego i nieprzystosowanego do współczesnego świata władzy i pieniądza. Co prawda Konstytucja 3 maja poprawiła wizerunek Rzeczypospolitej w świecie, ale po rozbiorach znów powróciła narracja rzekomo ukazująca w upadku starej Rzeczypospolitej konsekwencje nienadążania za nowoczesnym światem władzy.
Na kongresie wiedeńskim nie po raz pierwszy wielkie mocarstwa doszły do porozumienia kosztem słabszych. Następnie w XX wieku traktat wersalski i kongres paryski wspominano z pogardą, ponieważ były to ciosy wymierzone w imperializm poprzez rozbicie trzech imperiów jednocześnie. 20 lat później podziały między imperiami zostały odnowione. Dla imperialistów zawsze lepiej by było, aby małe państwa pozostały w ramach imperiów i się nie buntowały.
Do dziś utrzymuje się negatywny stosunek do ustaleń wersalskich. W pewnym sensie ilustruje to wielką dysproporcję między dawnymi mocarstwami imperialnymi. Z jednej strony obserwujemy ostrożną politykę wahań Francuzów i Niemców, a z drugiej stanowcze podejście Anglosasów z ich wyraźnym poparciem dla Polski i Ukrainy. W tym kontekście Wersal jest jeszcze bardziej symboliczny, bo trudno mówić o odzyskaniu przez Polskę niepodległości np. bez interwencji Stanów Zjednoczonych i polityki Woodrowa Wilsona.
Jakub MOROZ: Co o tym wyciszaniu zachodnich wyobrażeń imperialnych dotyczących naszej części świata sądzą specjaliści zajmujący się sztuką?
Prof. Andrzej SZCZERSKI: Dla historyka sztuki dyskusja o imperiach jest o tyle prosta, że możemy wskazać na pewne działania, które imperia generują w celu kulturowej unifikacji obszarów, nad którymi panują. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie jest tego przykładem. Ale jednocześnie widzimy, jak te same mechanizmy nie działają w perspektywie długoterminowej. Pewne kręgi kulturowe w Europie są naturalne i powstały w wyniku długotrwałych relacji, których imperialne interesy nie są w stanie obalić.
Kiedy patrzymy na mapę kulturową Europy, widzimy zupełnie inne granice niż te imperialne, a jednocześnie – i to jest niezwykle intrygujące – jeśli pojedziemy do Klużu, Czerniowców czy Krakowa, zobaczymy architekturę habsburską, która jest częścią projektu imperialnego, która w jakiś sposób wpisuje się w kulturową specyfikę miejsc, ale ich nie anuluje. Innymi słowy, mapy imperialne są sztuczne w kontekście podziałów kulturowych w Europie. To, co było wyraźnie widoczne dla badaczy sztuki po 1989 roku, to sztuczność granicy Unii Europejskiej na wschodzie. Było dla nas oczywiste, że Białoruś, Litwa, Ukraina w dużej mierze należały do projektu cywilizacyjnego będącego częścią Europy, ale zostały po drugiej stronie nowej żelaznej kurtyny, która opadła na wschodniej granicy Polski w 2004 roku.
To, co dzieje się dziś na Ukrainie, też nie jest zaskakujące. Kiedy spojrzymy na historię Ukrainy, zwłaszcza na niezależną i nowoczesną kulturę, która wyłoniła się na początku XIX wieku, zobaczymy, jak chciała ona w sposób naturalny wpisać się w problemy dyskutowane w Europie i w pewnym stopniu polemizować z wizją imperium, którą tworzył wówczas rosyjski ekspansjonizm. Z tego punktu widzenia, odpowiadając na pytanie, jak zbudować dziś w Europie stabilny dla niej projekt antyimperialny, jako historyk sztuki mogę powiedzieć, że granica określająca relacje między przestrzenią kultury rosyjskiej i europejskiej powinna przebiegać po wschodniej stronie Ukrainy. Będzie to również powrót do pewnego kontekstu historycznego. Nie mam na myśli tylko związków z Rzecząpospolitą, ale także związków z Konstantynopolem, z Kościołem wschodnim, który oddziaływał znad Morza Śródziemnego na Ukrainę.
Dziś nie tylko podróżowanie na zachodnią Ukrainę, ale także obserwowanie współczesnych artystów ukraińskich, którzy swoją sztuką manifestują takie wartości, jak demokracja, godność, wolność jednostki, solidarność czy antyimperializm, pozwala stwierdzić, że ukraińska scena współczesna jest już dobrze zintegrowana ze światem zachodnim. Podczas gdy sztuka rosyjska bardzo często kontestuje Europę, Ukraińcy od dawna stoją po stronie narracji europejskiej. Jednym słowem, można zauważyć, że ten proces, który odbywa się na polu bitwy, w pewnym sensie jest już za nami kulturowo. I ta bitwa została wygrana przez Ukrainę. Wydaje mi się, że przy takim podziale, który odpowiada tym wieloletnim granicom kulturowym, jesteśmy w stanie budować pokojowe relacje z Moskwą. Ale musimy zdać sobie sprawę, że granica musi być tam, gdzie przecinają się granice kulturowe.
Jeden z moich kolegów z lwowskiego muzeum opowiadał mi o pewnych paradoksach, które przyniosła wojna. Mianowicie dla bardzo wielu Ukraińców ze wschodniej Ukrainy przyjazd do centrum, a zwłaszcza na zachód Ukrainy jest w pewnym sensie afirmacją ich europejskiej tożsamości. Jest to dla nich spotkanie z Europą. Wielu mieszkańców Donbasu traktuje swój przyjazd do Lwowa jako symboliczny i kulturowy tranzyt do Europy. Ten gigantyczny ruch ludzi w obrębie Ukrainy de facto przyspiesza proces ich identyfikacji z Europą. Przy całej tragedii, która rozgrywa się na Ukrainie, zwrócił moją uwagę jeszcze jeden aspekt. Mianowicie: odbudowa. Zniszczenie ukraińskich miast dotyczy w dużej mierze także architektury tworzonej w stylu radzieckich bloków mieszkalnych. To jest niszczone. I jak mówi mi kolega ze Lwowa: „Jak będziemy odbudowywać Ukrainę, to będziemy ją odbudowywać w stylu europejskim, bo to jest nasza tradycyjna architektura, którą przywrócimy na ukraińskiej ziemi”.
Jestem przekonany, że imperialna granica, która jest sztuczna, przegra starcie z granicą kulturową, której korzenie są znacznie głębsze. I to właśnie pozwoli nam zbudować tę prawdziwą granicę między Europą a Rosją, która nie kończy się na zachodnich terenach Ukrainy, ale na samej granicy z Rosją. Tylko wokół niej możemy budować przyszłość opartą na pokojowym współistnieniu.
Jakub MOROZ: Panie Tarasie Kompaniczenko, jak postrzega Pan problematyczność, także z naszej perspektywy, zachodnich pojęć imperialnych i kolonialnych obciążających nasze postrzeganie Europy?
Taras KOMPANICZENKO: Świat zachodni nie zrozumie historycznych losów naszych państw. Możemy mówić o wspólnych wartościach, takich jak wolność i godność. Ale dlaczego my – Estończycy, Litwini, Polacy – kiedy myślimy o imperium, widzimy system niemal niewolniczy, w którym nasze prawa są ograniczane? Dla nas imperium kojarzy się ze statusem kolonii w Imperium Rzymskim, a nie z wolnością. I ma to swoje głębokie uzasadnienie w naszej historii. Nadal mamy kompleks ofiary, swoisty wiktymizm. Oczywiście prowadzimy na ten temat poważną debatę i staramy się odbudować pewne fundamenty naszej podmiotowości, wychodząc z kompleksu ofiary i budując z tego swoją siłę. Ale to niekoniecznie jest właściwa droga. Wielką siłą, która w ten sposób powstaje, jest empatia. Nasza historia, niewyobrażalne cierpienie, które było częścią naszych dziejów i dziejów naszych przodków, sprawia, że dziś, opierając się na etyce chrześcijańskiej, stoimy twardo po stronie słabszych, zaatakowanych, najechanych przez imperia. Traktujemy ich ból jak swój własny, bo dobrze go znamy.
Dla nas gwałt i morderstwo to nie abstrakcje, ale realne doświadczenia naszych przodków, rodziców i dziadków. Ta zdolność do odczuwania jest rzeczywiście wartością wynikającą z głębokiego humanizmu, ale nie metaforycznego, deklaratywnego, lecz realnego, opartego na prawdziwej empatii. Czy możemy to samo powiedzieć o niektórych społeczeństwach Europy Zachodniej, których empatia kończy się na wyższym rachunku za gaz i ropę? Którym pragmatyczny imperializm zaciemnił różnice między dobrem a złem? Znam przecież te argumenty. Wiem, że Niemcy i Francuzi chcieli budować europejskie imperium, bo bali się Stanów Zjednoczonych, przekonani, że to USA są zagrożeniem, a nie Rosja. Wiem, że mieli – w ich mniemaniu – dobre intencje. W końcu chcieli po prostu wykorzystać tanią ropę i gaz do budowy silniejszych państw, a nawet wprowadzić Rosję do demokratycznych salonów, by wykorzystać ją przeciwko terroryzmowi i Chinom. Dziś to Chiny stoją po stronie Rosji, a Rosja bombarduje Ukrainę. Nadszedł koniec abstrakcyjnej moralności. Podobnie jak prezydent Zełenski, musimy apelować do przywódców Zachodu o przyjęcie wartości realnych, a nie metaforycznych.
Jakub MOROZ: Teraz, kiedy podjęliśmy wysiłek pracy negatywnej, czas przejść do sedna sprawy, czyli odrodzenia idei i kultury politycznej I Rzeczypospolitej. Jeśli wyrażamy takie marzenie, to natychmiast pojawia się we mnie rodzaj konsternacji. Nie chcemy podejść do tego zadania naiwnie, dlatego musimy wziąć pod uwagę lekcję wyrażoną przez prof. Ryszarda Legutkę w eseju O duszy polskiej.
Żyjemy w części świata, która doświadczyła tragicznej nieciągłości w zakresie kultury politycznej, przynależności, terytorium, języka. Nawet jeśli przewartościujemy tę pierwotną ideę pewnego wspólnego sposobu bycia, to czy może ona być jeszcze żywa? Dyskutowaliśmy o wartościach, ideach republikańskich, moralności, wolności i pojęciu cnoty. Ale wiemy też, że nie wszystkie kraje, które chcielibyśmy zaliczyć do wspólnoty naszej części świata, postępują wobec Ukrainy tak, jak sugerowałoby pojęcie empatii.
Prof. Marc GOPIN: Moja ostatnia książka dotyczyła neurobiologii empatii w oparciu o etykę filozoficzną. Empatia związana jest z odczuwaniem, zwłaszcza smutku, gdy obserwujemy jakąś cierpiącą istotę. Empatia sprawia, że czujemy się źle, gdy ktoś cierpi na wojnie. Musimy jednak pamiętać, że takie złe samopoczucie i smutek są bardzo męczące. Ale empatia może być także rodzajem radosnego wysiłku na rzecz innej istoty. Opiera się więc na miłości i solidarności. Te wartości z kolei zakorzenione są w kulturze duchowej, choć zostały częściowo zapomniane w modernistycznym pojęciu wyrażonym w zwrocie „moje prawa”.
Empatia nie wystarczy jednak, by stworzyć i utrzymać wspólnotę w obliczu dyktatur. Aby zwyciężyć dyktatury, trzeba wyrazić miłość i solidarność wobec wszystkich bez względu na ich pochodzenie. Łatwo jest kochać Mozarta. Ale jeśli nie kocha się muzyki małego, środkowoeuropejskiego narodu, to nie zrozumie się zawartego w niej piękna. Podobny sposób myślenia należy przenieść na pojęcie demokracji. Demokracja to wspólnota, w której istnieje naturalny podział. Aby ją urzeczywistnić, trzeba widzieć w niej całość. Tego nie chce Putin, który nas dzieli. Musimy być mądrzejsi, wykorzystując nasze wspólne wartości dla dobra. Polska przyjęła miliony uchodźców. Pracowałem z ludźmi pozbawionymi domów z powodu prześladowań, wojen i konfliktów i nigdy nie widziałem podobnej skali pomocy. W Polsce nie ma obozów dla uchodźców, które często są miejscem przestępstw i gwałtów. Niemcy i Francja powinny już dziś dołączyć do tego modelu pomocy.
Jakub MOROZ: Polscy badacze demokracji szlacheckiej I Rzeczypospolitej zauważyli pewną paralelę historyczną, a mianowicie, gdy I Rzeczpospolita została zniszczona, to właśnie w Stanach Zjednoczonych narodziły się demokracja i republikański model kultury politycznej. Czy w tym amerykańskim modelu jest coś, co warto zaproponować w tej części świata?
Prof. Marc GOPIN: Amerykański model demokracji ma swoje problemy, choć są także rzeczy, z których możemy być dumni, jak Karta praw Stanów Zjednoczonych. Ale myślę, że powinniśmy się dziś skupić raczej na tym, jak Polska może zainspirować świat, niż na tym, jak świat może zainspirować Polskę. Przyjęcie kilku milionów uchodźców, uregulowanie ich pobytu i zapewnienie im dostępu do opieki zdrowotnej jest czymś absolutnie niewyobrażalnym z perspektywy USA, zwłaszcza że nie mamy nawet powszechnej opieki zdrowotnej. W dyskusji o budowaniu wspólnoty na pewno mamy się czego uczyć od Polski i świat powinien o tym przypominać. Powinniśmy budować wspólnotę na takich przykładach, a nie na nienawiści, i dążyć do tego, aby dyktator Kremla został w końcu odrzucony przez tych, których dziś zniewala.
Polska ma szlachetną historię budowania różnorodności w świecie. Rozkwitła tu społeczność żydowska, wolność religijna i różnorodność językowa. Mówmy o tym światu, bo to dobra pamięć, za którą czasem płaci się cenę, ale która umacnia nasze wartości, za którymi zdecydowanie warto się opowiadać.
Jakub MOROZ: Jakie tradycje dawnej Rzeczypospolitej można dziś wykorzystać do budowania takiej wspólnoty?
Richard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI: Chciałbym zacząć od nawiązania do tego, co usłyszałem przed chwilą. To, co łączy i jednocześnie dzieli w tej chwili narody tej części Europy, to trauma, cierpienie i ludobójstwo.
Tak wiele nieszczęść, tak wiele traum z rąk sowieckich oprawców spotkało tę część Europy w ciągu ostatnich 200 lat, że te nieszczęścia zdołały ją podzielić. Musimy zatem przypomnieć sobie, co ją łączy we wspólnym dobru. Czy dawna Rzeczpospolita Obojga Narodów – bo przecież nie Pierwsza Rzeczpospolita Obojga Narodów dla Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Łotyszy, którzy nigdy nie mieli innej – może być czymś jednoczącym? Do pewnego stopnia tak, ale odradzałbym nagłe eksponowanie godeł Rzeczypospolitej Obojga Narodów w oczekiwaniu, że Ukraińcy, Białorusini i Litwini będą dumnie maszerować pod polskim sztandarem. Nie o to chodzi. Trzeba odłożyć na bok jagiellońskie fantazje i podkreślić jedno: jeśli Ukraina, Białoruś i Litwa będą wolne i niepodległe, to i Polska będzie wolna i niepodległa. Nie będzie wolności i niepodległości dla Ukraińców, Białorusinów i Litwinów bez wolnej i niepodległej Polski.
Jakub MOROZ: Co historia sztuki może wnieść do projektu odrodzenia dawnej Rzeczypospolitej?
Prof. Andrzej SZCZERSKI: Chciałbym nawiązać do słów Tarasa Kompaniczenki, który powiedział, że powinniśmy lepiej poznać kulturę ukraińską, którą znamy raczej powierzchownie. Zdecydowanie tak. Taki projekt powinien stać się naszym zadaniem jednoczącym. Z punktu widzenia sztuki jest w Polsce miejsce na głębsze poznanie np. ukraińskiej awangardy XX wieku, która jest niezwykle intrygująca. Istnieje również potencjał dla wspólnych projektów dotyczących ukraińskich kompozytorów, malarzy i pisarzy. O ile są to postaci znane ekspertom, o tyle zadaniem jest zaszczepienie ich twórczości w świadomości szerszej publiczności. Teraz jest na to doskonały czas. Dzięki temu będziemy mieli jeszcze więcej argumentów, by wskazać na znaczenie tej części Europy w historii kultury europejskiej. Nie jest to Europa „B” czy Europa, która czerpie z kultury zachodniej, ale nie ma swojego własnego, niepowtarzalnego języka. Przeciwnie, ona istnieje i możemy ją pokazać światu. Rekonstruując brakujące elementy mapy kulturowej Europy, możemy dziś odnaleźć to, czego szukamy od 1989 roku, czyli nasze ugruntowane miejsce jako współtwórców kultury europejskiej.
To jest fascynująca myśl. Pokażmy doświadczenie kulturowe dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ten niezwykły fenomen cywilizacyjny. Polska nie może tego zrobić sama, bo to nie jest wyłączne nasze doświadczenie, ale wspólne doświadczenie Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Nie mam wątpliwości, że każdy, kto zobaczy ten fantastyczny konglomerat kulturowy, który przejawia się na przykład w znakomitej katedrze wawelskiej z bizantyjsko-ruskimi malowidłami, które Władysław Jagiełło przywiózł do Krakowa z Białorusi, dostrzeże niepowtarzalne doświadczenie, które sytuuje nas w świecie w zupełnie innej roli. Aby to osiągnąć, musimy się wzajemnie odkrywać, szukać polsko-ukraińskich powiązań. Takimi mogą być ukraińskie korzenie św. Jana Pawła II, papieża, który doskonale mówił po ukraińsku.
Takich historii, które mają potencjał budowania wspólnoty, jest więcej. Co ważne, nie promują one w żaden sposób hierarchicznej relacji między narodami, ale realnie podkreślają wspólną przeszłość i wspólne wzorce kulturowe.
Dziś, jadąc z Francji na „stopnie Europy”, intuicyjnie wiemy, gdzie jesteśmy. Podobnie gdy przekraczamy granice Niemiec. Odbieramy doświadczenia historii, krajobraz kulturowy. Wszystko to podkreśla wyjątkowość tej części Europy. Ale nasza część jest równie wyjątkowa. Być może ta empatia wobec bólu Ukrainy pozwoli nam wrócić do wspólnej historii, bardzo realnej, na której możemy budować lepszą przyszłość. W mojej dziedzinie będzie to mnogość wciąż nierozpoznanych polsko-ukraińskich, polsko-litewskich i polsko-białoruskich historii sztuki. Podam przykład. Jerzy Nowosielski, znany krakowski artysta prawosławny malujący ikony, był pod silnym wpływem malarza ukraińskiego Mychajła Bojczuka, który stworzył ukraińską szkołę malarstwa w Kijowie w latach 20. XX wieku. Na Litwie są malarze, którzy studiowali w Warszawie. Tych powiązań jest znacznie więcej.
Jakub MOROZ: Panie Tarasie Kompaniczenko, chciałbym teraz skonfrontować Pana z tymi obawami, które czasami słyszymy – o polskiej wyobraźni imperialnej – w wypowiedziach Ukraińców, Litwinów i Białorusinów. Czy to jest realna przeszkoda w budowaniu tej nowej wspólnoty?
Taras KOMPANICZENKO: To jest bardzo ważne pytanie, bo de facto dotyka podstawowej kwestii: szczerości i zaufania. Przecież ciągle słyszymy głosy z Moskwy, które chcą nas straszyć widmem polskiego ekspansjonizmu mającego na celu zajęcie zachodniej Ukrainy. Chcą nas podzielić i nie wolno nam do tego dopuścić. Jak można to zrobić?
Każde złe doświadczenie pozostawia piętno, a takie doświadczenia we wspólnej historii Polaków i Ukraińców też były. Musimy się z tym zmierzyć. Czy zrobimy to, narzucając drugiej stronie własną narrację historyczną, czy też zdecydujemy się na wspólną pracę w poszukiwaniu wspólnej prawdy? Obawiam się, że idealizacja I Rzeczypospolitej jest częściowo fałszywa. Oczywiście nie neguję walorów i wartości, które jej przyświecały i z których możemy czerpać dzisiaj. Nie powinniśmy jednak zapominać, że idealizacja nie prowadzi do budowania wspólnoty. Mogą to zrobić tylko zaufanie i prawda. Dziś Tatarzy krymscy są częścią naszego narodu. Budowana jest narracja, że przez tysiące lat Tatarzy i Ukraińcy wspólnie walczyli z wrogami i zawsze byli przyjaciółmi, nigdy wrogami. Wiemy, że to nie jest prawda. Nie możemy opierać wspólnej przeszłości na fałszu. Podobnie jest w przypadku relacji z Polakami. To, że nie będziemy mówić o tym, co nas boli w naszej historii, nie sprawi, że zniknie to z naszej pamięci. Przeciwnie, musimy o tym mówić i z podniesioną głową deklarować światu, że udaje nam się, mimo wszystkich przeciwności historii, budować wspólną przyszłość.
Tekst debaty został opublikowany w nr 44 miesięcznika opinii “Wszystko co Najważniejsze” [LINK].