Wołodymyr JERMOŁENKO
Polski spór o żołnierzy wyklętych. O zmarłych tylko dobrze – albo wcale
Spór o żołnierzy wyklętych nie ma wymiaru wyłącznie merytorycznego, ale przede wszystkim ideowy i polityczny. Pamięć o nich oderwała się od rzeczywistości historycznej; przekształciła się w autonomiczny byt o randze symbolu, z którym można postąpić tylko w dwojaki sposób: albo zdeptać, albo postawić na piedestale. Pomiędzy sferą sacrum i profanum nie leży już nic – z wyjątkiem prawdy – pisze Patryk PALKA
.Dyskusja o żołnierzach wyklętych ma kilka wymiarów. Pierwszy z nich to rozmowa o faktach. Jest domeną wąskiej grupy specjalistów i osób zainteresowanych zgłębianiem wiedzy naukowej na temat polskiego podziemia niepodległościowego. Drugi wymiar przyjmuje postać sporu ideowego. W mniejszym stopniu chodzi w nim o fakty, w większym o przekonania. Te ostatnie mają rozmaite źródła: własne wspomnienia, tradycję rodzinną, ogólny światopogląd (zarówno osobisty, jak i właściwy najbliższemu ideowo otoczeniu), zasłyszane hasła obecne w dyskursie publicznym, przeczytane teksty i książki – często niestety o marnej jakości merytorycznej. Wreszcie trzeci wymiar – polityczny. Nie chodzi w nim ani o fakty, ani o przekonania. Jego domeną są emocje i pragnienie zbicia kapitału społecznego na konsekwentnie podgrzewanym konflikcie.
Rozmowa o faktach jest najciekawsza, dlatego warto uporządkować kilka podstawowych kwestii.
.Termin „żołnierze wyklęci” jest bardzo ogólny i mało precyzyjny. Odnosi się do wszystkich żołnierzy podziemia niepodległościowego, którzy po wkroczeniu Sowietów do Polski w 1944 r. postanowili kontynuować zbrojną walkę także z tym okupantem, aż do momentu osiągnięcia celu, jakim było wyzwolenie ojczyzny spod obcego panowania. Do tego grona zaliczają się zatem zarówno najwięksi polscy bohaterowie XX w., pokroju rtm. Witolda Pileckiego czy gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, jak i postaci kontrowersyjne, takie jak Józef Kuraś ps. „Ogień” czy Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszko”, co do których opinie historyków są wyraźnie podzielone, a nawet osoby pokroju Romualda Rajsa ps. „Bury”, które – jak dowodzi śledztwo IPN zamknięte w 2005 r. – dopuściły się zbrodni na ludności cywilnej o znamionach ludobójstwa, co kontestuje jedynie niewielka grupa badaczy.
Ogółem do grona żołnierzy wyklętych należało, według najnowszych ustaleń, ok. 120–180 tys. osób. Ówczesne podziemie niepodległościowe, zwane zazwyczaj „drugim podziemiem” lub „podziemiem antykomunistycznym”, składało się z szeregu organizacji o różnym profilu ideowym i politycznym, których przedstawiciele mieli inne wizje odrodzonej Polski. Łączyła ich idea walki o niepodległość. Jakakolwiek próba dokonania generalizacji i zamknięcia tego środowiska w sterylnych pojęciach, takich jak „bohaterowie” czy „bandyci”, mija się z celem. Również określenie „żołnierze wyklęci” wydaje się wobec tego dalece niewystarczające.
.Współcześnie – inaczej niż w latach 90., kiedy wymyślono to pojęcie – problemem nie jest fakt, że tematyka podziemia antykomunistycznego nie gości w debacie publicznej (co wówczas uzasadniało zbiorcze zastosowanie epitetu „wyklęci”). Dziś kwestią najbardziej palącą jest to, że owa problematyka jest stale obecna w społeczno-politycznym dyskursie, a mimo to nie wynika z tego nic poza podkręcaniem emocji i wzmożeniem polaryzacji.
Zdecydowana większość żołnierzy podziemia antykomunistycznego to ludzie o twardych zasadach, dla których idea niepodległości była świętością.
.Mimo wypędzenia armii niemieckiej z terenów okupowanej Polski nie złożyli broni, ponieważ ich cel nie został osiągnięty. Kraj został włączony w sowiecką strefę wpływów. Nie był wolny, wobec czego znaczna część żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego postanowiła kontynuować walkę. Wyklęci nie mogli po prostu wrócić do normalności i zaangażować się w dzieło pokojowej odbudowy Polski. Dowodzi tego przypadek gen. „Nila” oraz innych zamordowanych przez bezpiekę i NKWD polskich bohaterów wojennych, którzy w 1945 i 1947 r. skorzystali z propozycji „amnestii”. Po ujawnieniu się nie poszli na ugodę z komunistami, nie mogli – wówczas złamaliby przysięgę wojskową, a wtedy żaden z nich nie byłby już sobą. Swoją niezłomną postawę przypłacili życiem. Alternatywą dla pozostałych, których jeszcze nie wykryto – również niezdolnych do porzucenia swoich przekonań – był las.
Ci, którzy utożsamiają żołnierzy wyklętych z bandytami, głupcami, „którzy zapomnieli, że wojna się dawno skończyła”, odmawiający im prawa do obecności w przestrzeni publicznej, okazywania szacunku czy wspominania podczas lekcji historii, albo nie mają świadomości przywołanych faktów, albo celowo je ignorują. Jest jeszcze druga grupa, której członkowie ślepo wierzą, że każdy żołnierz wyklęty był bohaterem bez skazy, bądź są przekonani, że wierność idei niepodległości i oddanie sprawie polskiej to wystarczająco dużo, by uzasadnić zbrodnie na ludności cywilnej.
Trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie – żołnierze wyklęci nie byli mitycznymi herosami ani leśnymi terrorystami, ale ludźmi z krwi i kości.
.Realia, w których przyszło im żyć, wydobywały z człowieka najgorsze instynkty. W wojnie, także partyzanckiej, nie ma nic wzniosłego. Depcze moralność, dławi człowieczeństwo, sieje śmierć i spustoszenie. Trzeba niezwykłej determinacji i duchowej siły, żeby dać temu odpór, nie zapomnieć, o co się walczy, jakiej granicy nie wolno przekroczyć. Zdecydowanej większości żołnierzy wyklętych się to udało. Nie byli ludźmi bez skazy, lecz prawdziwe bohaterstwo, szczególnie w warunkach walki o narodowy byt, dalekie jest od ideałów z bajek. Zamiast lśniącej zbroi, nosi podarty płaszcz i ubłocone buty.
Jeśli słyszę dziś, że dzięki żołnierzom wyklętym żyjemy w wolnym państwie i mówimy po polsku, traktuję to jako swoistą metaforę. W gruncie rzeczy nie chodzi przecież o samą w sobie partyzantkę przeciw komunistom, ale ideę, którą wyklęci reprezentowali. Byli ostatnimi żołnierzami, którzy z bronią w ręku walczyli o wolność Polski. A dzięki ciągłości tej idei, podtrzymywanej m.in. przez członków podziemia antykomunistycznego, rzeczywiście możemy dziś cieszyć się wolnością.
Nie wszyscy żołnierze wyklęci byli bohaterami – nawet jeśli odbrązowić tę kategorię i potraktować ją adekwatnie do realiów powojennej Polski.
.Od bohatera do zbrodniarza jest jednak jeszcze daleka droga. Trzeba mieć świadomość, że do zadań podziemia antykomunistycznego należało wykonywanie wyroków na szpiegach lub agentach, nawet jeśli byli cywilami (podobnie jak zawsze w warunkach wojennych). Przeprowadzano także akcje ekspropriacyjne – czyli działania wymierzone w okupanta i jego struktury – których celem było pozyskanie funduszy na działalność niepodległościową. W tym celu żołnierze wyklęci napadali na banki, spółdzielnie, a w niektórych sytuacjach nakładali kontrybucje na osoby prywatne – głównie członków partii komunistycznej.
Zważywszy na kontekst, takie działania – choć mało chwalebne – nie mieszczą się jeszcze w kategorii „zbrodniczych”. Tego samego nie można jednak powiedzieć o tzw. akcjach odwetowych wymierzonych w cywili niebędących agentami.
Część żołnierzy wyklętych, takich jak choćby oddział Romualda Rajsa ps. „Bury”, stanowiąca zdecydowaną mniejszość wśród wszystkich walczących, dokonywała zbrodni, których nie można niczym usprawiedliwić. Nawet jeśli były to pojedyncze „epizody” w kontekście ich całościowej działalności niepodległościowej, nie zmienia to faktu, że pozostają haniebnymi i niewybaczalnymi aktami terroru. O tym również trzeba mówić, dokonywać jasnego rozgraniczenia między aktem zbrodni, bohaterstwa i niejednoznacznym działaniem znajdującym uzasadnienie w realiach wojennych. W innym wypadku pamięć o wszystkich żołnierzach wyklętych zostanie sprowadzona do sporu o wymiarze politycznym – zawłaszczona przez jednych i splugawiona przez drugich. To najgorszy możliwy scenariusz, a niestety właśnie on jest od lat konsekwentnie realizowany w polskiej przestrzeni publicznej.
Patriotyzm pamięci to przedmiot ważnego, a zarazem źle prowadzonego polskiego sporu
.To słowa prof. Anny Cegieły. „Spór ten jest upolityczniony, pozbawiony namysłu nad sensem samego pojęcia oraz refleksji nad znaczeniem patriotyzmu dla moralności społecznej i dla tożsamości narodowej. Polega właściwie na dyskredytowaniu przeciwnika politycznego” (prof. A. Cegieła, Kilka słów o patriotyzmie pamięci, „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]).
Jeśli znajomość historii ma pomóc w kształtowaniu tożsamości i odczytywaniu kontekstów, z których składa się współczesność, wiedza o przeszłości musi być poparta zrozumieniem i osadzona na fundamencie faktów udokumentowanych źródłowo. W innym wypadku, dokonując generalizacji, przeinaczeń, przemilczeń lub zawłaszczeń, sprawimy, że pamięć o czynach przodków – integralny element struktury naszej cywilizacji – nie będzie społecznym budulcem, ale bronią w rękach tych, którzy mają środki, by to wykorzystać.
Patryk Palka