Paul WOJCIECHOWSKI: To my decydujemy, kto, kiedy i w jakiej liczbie osiedla się w Australii

To my decydujemy, kto, kiedy i w jakiej liczbie osiedla się w Australii

Photo of Paul WOJCIECHOWSKI

Paul WOJCIECHOWSKI

Ambasador Australi w Polsce

Osobom, które są uchodźcami, dajemy możliwość osiedlenia się w Australii bądź w innych krajach, w tym także azjatyckich. Jednocześnie to my decydujemy, kto, kiedy i w jakiej liczbie osiedla się w Australii – przekonuje Paul WOJCIECHOWSKI

Australia jest mozaiką kulturową. Multikulturowość nie musi być oczywiście drogą dla każdego kraju, ale dla Australii okazała się czymś bardzo dobrym.

System przyjmowania imigrantów w Australii został opracowany przez Polaka, prof. Jerzego Zubrzyckiego, bohatera AK i uchodźcę.

Przyjmujemy 200 tysięcy imigrantów ekonomicznych rocznie; liczbę tę chcemy podwyższyć do 250 tysięcy. Nie mówimy tu o uchodźcach np. z Syrii. Dla nich mamy odrębny program. Niemniej jednak chcemy, żeby ludzie osiedlali się w Australii i pomagali nam budować nasz kraj. Można powiedzieć, że co roku powstaje u nas nowe miasto, np. takie jak Radom.

Od 26 lat gospodarka Australii rośnie, i to dość szybko. Polska i Australia to dwa kraje, które podczas kryzysu 2008 roku nie doświadczyły recesji.

Imigracja jest dla nas bardzo ważna, ale równie ważna jest ochrona granic, którą nazywamy „bora security”. Problem imigrantów przybywających na łodziach dotknął nas w tym sensie, że transport tych ludzi organizowali przemytnicy. Dla kraju, który przyjmuje do 20 tysięcy uchodźców rocznie, było to po prostu obraźliwe. Było dla nas nie do przyjęcia, że ludzie ci przybywają do Australii przemycani przez handlarzy. Trzeba wziąć przy tym pod uwagę, że ocean jest o wiele większy i niebezpieczniejszy niż Morze Śródziemne.

Nie mieliśmy oczywiście tak wielkiej fali migracji jak Europa, jednak w ciągu ostatnich kilku lat próbowało się dostać do Australii drogą morską z pomocą przemytników 50 tysięcy osób. Był to dla nas duży problem zarówno polityczny, jak i społeczny — żeby przyjąć tych ludzi, musieliśmy otworzyć 17 nowych ośrodków; wydaliśmy na to 10 miliardów dolarów. Mieliśmy świadomość, że dla tych osób podróż mogła skończyć się gorzej.

Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że kiedy przemytnicy dowiedzą się, że jakaś droga jest otwarta, to będą przemycać więcej ludzi. Uznaliśmy, że powinniśmy kierować z ośrodków do Australii tylko tych, którzy są sprawdzeni i mają dokumenty. Uważaliśmy też, że skoro ktoś miał 5 czy 10 tysięcy dolarów, żeby zapłacić przemytnikom, to raczej nie miał złej sytuacji finansowej. Osoby, które miały pieniądze, docierały do nas szybciej niż te, które naprawdę potrzebowały pomocy. Bardzo nas to niepokoiło. Wspomniana wcześniej polityka, wprowadzona w roku 2013, była bolesna i podzieliła nasze społeczeństwo. Wielu uważało, że nieprzyjmowanie imigrantów jest niezgodne z duchem społeczeństwa australijskiego.

Ale musieliśmy pokazać, że to kwestia związana z bezpieczeństwem. W drodze do Australii utonęło 1200 – 1500 osób, w tym kilkaset dzieci. Były to bardzo ważne argumenty, które pozwoliły nam przekonać społeczeństwo, że powinniśmy mieć jednoznaczną politykę wobec imigrantów. Otworzyliśmy ośrodki na wyspach, gdzie osoby te były zatrzymywane — w Papui, Nowej Gwinei i Nauru. Ośrodki te prowadzone są przez nasz rząd wraz z Organization for Migration. W ciągu niespełna roku szlak przemytniczy został zlikwidowany.

Ktoś, kto zapłacił przemytnikom 10 tysięcy dolarów za przewiezienie do Australii, lecz nie dotarł na miejsce, mógł mieć do nich pretensje. Przemytnicy chcieli obejść ten system w ten sposób, że przewożone osoby najpierw miałyby przeczekać w tych ośrodkach, a potem byłyby przez nich przewożone do Australii.

Przyjęliśmy jednak taką zasadę, że ci, którzy znajdują się w ośrodkach, lecz nie starają się oficjalnie o wjazd do Australii, nigdy nie zostaną do niej wpuszczeni. Może się to wydawać okrutne, ale uważamy, że to było potrzebne. W zeszłym miesiącu minęło 1000 dni, prawie dwa i pół roku, odkąd żadna łódź nie dotarła do Australii.

Siedemnaście ośrodków przejściowych w Australii zostało zamkniętych. Nadal działają ośrodki na Nauru i wyspie Manus. Imigranci są w nich sprawdzani, ale mają możliwość powrotu do kraju, z którego przybyli. Osobom, które są uchodźcami, dajemy możliwość osiedlenia się w Australii bądź w innych krajach, w tym także azjatyckich. Mamy więc równowagę i jednocześnie to my decydujemy, kto, kiedy i w jakiej liczbie osiedla się w Australii.

Paul Wojciechowski
Wystąpienie w debacie „Integralność Europy wobec kryzysu migracyjnego” podczas Kongresu „Polska Wielki Projekt”.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 czerwca 2017