
Do Polski wraca bezrobocie w najgorszym możliwym wydaniu
Na naszych oczach do Polski wraca największy zbiorowy koszmar ostatnich dekad: rosnące bezrobocie. Kolejne pojawiające się w mediach dane za poprzedni rok pokazują, że źle się dzieje. A prognozy na rok 2025 mówią, że będzie jeszcze gorzej – pisze Paulina MATYSIAK
.Przede wszystkim zatrważające są informacje o skali zwolnień grupowych. W zeszłym roku pracodawcy zapowiedzieli, że obejmą one 37,5 tys. pracowników. To największa fala takich zwolnień od początku pandemii. Ogółem w zeszłym roku liczba zatrudnionych w Polsce spadła o 61 tysięcy. Takie zbiorcze statystyki nie na każdym robią wrażenie, ale przecież zwolnienie z pracy to tragedia konkretnej osoby i jej rodziny. Nie można inaczej niż dramatem określić zaproszenia do „programu dobrowolnych odejść”, wdrażanego właśnie w Poczcie Polskiej, gdzie takie zaproszenia dostają mąż i żona, obydwoje pracujący w tej spółce. Nie można inaczej niż dramatem określić zwolnienia kolejarzy z PKP Cargo, którzy na rzecz tej firmy często przepracowali po kilkadziesiąt lat.
Poza firmami, które zwalniają grupowo, są również te, które negocjują z pracownikami obniżki wynagrodzeń. To na krótką metę oczywiście rozwiązanie lepsze niż zwalnianie, ale można się spodziewać, że części tych firm niewiele to pomoże i zwolnienia i tak prędzej czy później nadejdą.
W kreskówkach to jest właśnie ten moment, gdy po uspokajaniu, że nie ma powodów do paniki, któryś z bohaterów poddaje się i zrezygnowanym głosem mówi: „OK, można panikować”.
Zwolnienia grupowe były rdzeniem katastrofy społecznej, która dotknęła miliony Polaków w trakcie transformacji ustrojowej i gospodarczej. Każda utrata pracy jest dla człowieka co najmniej życiowym problemem, bardzo często wręcz dramatem. Ale zwolnienia grupowe są jak bomba zdetonowana w samym centrum lokalnej społeczności. Zwłaszcza w mniejszych miastach i na prowincji zamknięcie całego dużego zakładu pracy (lub zwolnienie z niego kilkudziesięciu procent pracowników) zastawia na tych ludzi i ich rodziny pułapkę. Traci się pracę, gdy jednocześnie spada popyt na pracownika.
Wszyscy znamy historie miejscowości, które dekadami podnosiły się po zamknięciu największego zakładu w okolicy. Wszyscy też niestety znamy historie miejscowości, które do dziś się po tym nie podniosły. Niestety, do Polski wraca model bezrobocia w najgorszym możliwym wydaniu. Bezrobocia, które grozi powstawaniem wysp biedy, gdzie w najlepszym razie ludzie będą zmuszeni do szukania pracy wiele kilometrów od domu, a w najgorszym – tej pracy po prostu przez lata nie znajdą.
.Od razu trzeba też powiedzieć o ważnej kwestii. Liberałowie bowiem starają się jeszcze pudrować rzeczywistość i wskazują, że przecież raportowany przez GUS poziom bezrobocia nie rośnie w sposób gwałtowny. To prawda, ale jak słusznie zauważa Remigiusz Okraska, jesteśmy w momencie, gdy na emeryturę na bieżąco odchodzą ludzie z pokolenia wyżu demograficznego, a na rynek pracy wchodzą pokolenia niżu. I nawet saldo migracji nie rekompensuje tych strat. Bezrobocie więc powinno maleć lub przynajmniej stać w miejscu.
To nie tylko wyjaśnienie tego pozornego paradoksu. Musimy o tym pamiętać, bo nieciekawa sytuacja demograficzna Polski może przez lata maskować rzeczywistość i rosnący problem bezrobocia. A przy skali zwolnień grupowych, o których słyszymy, nie możemy czekać, aż „rynek sam się ureguluje”. To jest moment, gdy państwo musi zacząć interweniować. A przy ogólnych danych, które na pierwszy rzut oka nie wydają się katastrofalne, możemy mieć niestety pewność, że samo z siebie nie zareaguje. Dlatego potrzebna jest presja na rząd i podnoszenie tej kwestii najczęściej, jak można, żeby stała się podstawowym tematem naszej debaty publicznej.
Moja babcia nauczyła mnie tego, że pracę trzeba szanować. Gorzej, jeśli praca – a raczej zakład pracy czy zarząd firmy nie szanują pracowników i podchodzą do kwestii zatrudnienia jak do kolejnej rubryki w Excelu, którą się optymalizuje. A pod tą rubryką kryją się ludzkie dramaty, redukcje, zwolnienia bądź wypychanie na samozatrudnienie.
.Przy liberalnym rządzie i dominacji liberalnych mediów nie ma nic gorszego niż problem społeczny, którego nie widać w statystykach. Problem, o którym się nie mówi i o który się nie pyta. Jeśli pozwolimy rządowi przymknąć na niego oczy, to otworzy je dopiero, gdy katastrofa będzie już nieodwracalna. Przy wszystkich problemach i zagrożeniach, z którymi boryka się teraz Polska, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest powrót do powszechnego bezrobocia.