Film "Zamach na papieża". Dobra rozrywka a nie kino moralnego niepokoju

Film Zamach na papieża Linda

Z pewnością film „Zamach na papieża” nie jest filmem, któremu chodzi o coś ważnego. To raczej dobra rozrywka z kilkoma ważnymi myślami w tle, dla której sama historia zamachu na Jana Pawła II jest tylko pretekstem by opowiedzieć o czymś innym.

Film „Zamach na papieża” – ostatni raz duetu Linda – Pasikowski?

.Najpierw jedno wyjaśnienie dla tych, którzy go jeszcze nie widzieli: film „Zamach na papieża” traktuje historyczną prawdę dotyczącą zamachu na Jana Pawła II jako pretekst do opowiedzenia o czymś zupełnie innym. Nie jest to zatem sensacyjna wizja polskiego reżysera, która pokaże nam kulisy planowania zamachu, jego sprawców, decydentów. Owszem, i tego trochę w filmie jest, ale raczej w charakterze tła aby opowiedzieć o… no właśnie, o czym? Według mnie o złożoności ludzkiej psychiki, Polsce lat 80., problemach o wiele większych niż to, co widać na zewnątrz.

Najnowsza produkcja Władysława Pasikowskiego, znanego z takich filmów jak „Psy” czy „Jack Strong” to thriller szpiegowski albo – jak lubią podkreślać twórcy – „ostatnie wspólne dzieło duetu Pasikowski-Linda”.  Bogusław Linda gra tutaj postać Konstantego „Bruna” Brusickiego – emerytowanego snajpera i legendę polskiego wywiadu, który zostaje zmuszony do udziału w tajnej operacji, mającej wyeliminować zamachowca Alego Agcę tuż po zastrzeleniu przez niego Jana Pawła II. Wysocy rangą generałowie na Kremlu chcą w ten sposób zatuszować prowadzące do nich ślady zlecenia zamachu na papieża. 

Bogusław Linda jest w tej roli… Bogusławem Lindą – typem bezlitosnego twardziela, gustującego w pięknych kobietach, bezwzględnego w negocjacjach, ale mającego zasady, czy coś w rodzaju silnego korpusu moralnego. Te zasady można streścić w trzech przykazaniach: (własna) rodzina to świętość, dzieci ani kobiet się nie tyka, obietnic trzeba dotrzymywać. Właśnie dlatego filmowy Bruno gdy obiecuje zabić, to zabija. Zawsze. 

.Tu muszę przyznać, że fachowcem od filmów Pasikowskiego nie jestem. Gdy jego „Psy” stawały się filmem kultowym, ja byłam wrażliwym dziewczęciem, które wulgaryzmów i przemocy w filmie nie uznawało. Stąd w zasadzie w całości tego filmu nigdy nie widziałam. I choć szanowałam legendę tego filmu, to typ brutala, jakiego Bogusław Linda u Pasikowskiego grywał – raczej mnie bawił i rozczulał.

Nie umiem zatem odnieść się do zarzutu krytyków „Zamachu na papieża”, którzy twierdzą, że „Władysław Pasikowski przemielił w tym filmie swoją legendę”. 

Wiem natomiast, że w takiej formie byłaby to dla mnie legenda strawna, wręcz bardzo przyjemna. Na takiego Pasikowskiego szłabym do kina nawet w wieku dziewczęcego przewrażliwienia.

Film chce pokazać coś w rodzaju duszy takiego twardziela, jakiego zwykle grywał Bogusław Linda. Przy czym nie robi tego dosłownie, waląc widza komunałami po oczach. Robi to według mnie z klasą, subtelnie, bez dopowiedzeń, świetnie nakręconymi scenami i świetnym aktorstwem nie tylko Lindy, ale też innych aktorów. 

Szczególnie podobała mi się tu Karolina Gruszka, grająca znajomą Bruna z dawnych lat, nieco podstarzałą prostytutkę o pseudonimie Bianka. Widać, że aktorka bawi się tą stylistyką wczesnych lat 80. zarówno w stylu ubierania, jak i zwłaszcza w stylu bycia ówczesnych pań lekkich obyczajów. Ma klasę, umie się targować i szanować, mając jednocześnie dużo wdzięku i uroczego humoru. Streszcza to znakomicie dialog między nią a Brunem, jaki sobie na bieżąco w kinie zanotowałam: 

Bianka: – W parafii obok jest odpust. Jedziemy?
Bruno: – Po co?
– Kupimy sobie odpuszczenie grzechów

.Podobnych smaczków w filmie jest sporo. Odgrywają rolę spuszczania powietrza z balonika napompowanego przez brutalność, zło, duchowe rozkminy. 

Podobnie jak jest tu sporo innych, znakomicie zagranych postaci: zdemoralizowanego policjanta (Zbigniewa Zamachowskiego), komunistycznego aparatczyka na szczeblu lokalnym (Adama Woronowicza) czy jego żonę-alkoholiczkę – (Romę Gąsiorowską). Budują oni drugi i trzeci plan dla głównej opowieści, który świetnie pokazuje miks mentalny Polski Ludowej lat 80., wielbiącej papieża Polaka, śpiewającej „Barkę” w autobusach, szukającej Pana Boga, znęcającej się nad własnymi dziećmi, pijącej, aby uporać się z wiecznym poczuciem winy i poczuciem nicości.

Z pewnością film „Zamach na papieża” nie jest filmem, któremu chodzi o coś ważnego. Nie jest to kino moralnego niepokoju przebrane w thriller szpiegowski. To raczej dobrze zrobione kino rozrywkowe, nie obrażające – pomimo tematu – niczyich uczuć, trochę zabawne, trochę wciągające, trochę pozwalające zastanowić się nad kilkoma sprawami.

Ja takiego Pasikowskiego i Lindę poproszę częściej. Tematów jako punktów zaczepienia w historii mamy jeszcze sporo.

Anna Druś

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 października 2025
FOT materiały prasowe Next Film