Francja chce jak najszybciej nadrobić braki w uzbrojeniu - Le Figaro

Armia francuska „ma niemal wszystko, ale w niewystarczającej ilości” – ocenił dziennik „Le Figaro, opisując braki w uzbrojeniu, z którymi zmaga się francuska armia. Cytując opinie ekspertów, gazeta podkreśliła, że dodatkowe środki na obronność powinny zostać skierowane m.in. na dostawy amunicji i wzmocnienie artylerii rakietowej.
Armie Europy powinny zwiększyć swoje zdolności w sferze cyfrowej
.Zdaniem dziennika pierwsze dodatkowe finansowanie pozwoli na przyspieszenie przewidzianych już dostaw: amunicji, pojazdów w ramach programu Scorpion (program uniwersalnych pojazdów kołowych dla armii), czy systemów optoelektronicznych dla fregat marynarki wojennej. „Lista jest długa” – dodał „Le Figaro”.
Francja musi wzmocnić swoją artylerię rakietową dalekiego zasięgu. Dziennik wskazał tym kontekście na potrzebę rozstrzygnięcia kwestii modernizacji systemów rakietowych i zauważył, że pocisk manewrujący LCM koncernu MBDA nie będzie dostępny w krótkim terminie. Dyskutowano o zakupach gotowej broni, w tym amerykańskich systemów HIMARS, ale „zmienił się kontekst geopolityczny” – podkreślił „Le Figaro”.
Następnym punktem w wydatkach na obronność będzie sfinansowanie programu ELSA – programu europejskiej broni bazowania lądowego o zasięgu ponad 1000 km. „Jeśli Francuzi i (pozostali) Europejczycy przewidują również rozmieszczenie oddziałów na Ukrainie, będą potrzebować środków obrony ziemia-powietrze, dziś dostępnych w ograniczonej liczbie” – dodał „Le Figaro”.
Kolejne priorytetowe sfery to „rozpoznanie i przestrzeń kosmiczna” – powiedział dziennikowi Elie Tenenbaum, szef think tanku Ifri.
„W krótkim terminie armie chciałyby zwiększyć swoje zdolności w sferze cyfrowej, niezbędne w procesie dowodzenia, bądź w sferze walki elektronicznej – bardziej niż zamawiać wielkie obiekty, jak kolejne lotniskowce, które dostarczenie zajmie lata. Niemniej, marynarka wojenna i siły powietrzne mają nadzieję, że skorzystają na zwiększeniu potencjału (sił zbrojnych). Minister obrony Sebastien Lecornu otworzył debatę na temat rozbudowy floty myśliwców. Postawiono też kwestię zwiększenia do 18, z obecnych 15, liczby fregat pierwszej rangi” – wyliczył „Le Figaro”.
Europejczycy mogą gadać w nieskończoność. Wrogowie wolą działać. A nasze braki w uzbrojeniu działają na ich korzyść.
.Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki).
„Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki” – pisze Edward LUCAS.
Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.
Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.
Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.
Nawet w najlepszym przypadku budowa silnego potencjału obronnego i skutecznych form odstraszania oznaczać będzie ogromne wydatki. Cieszy zatem postawa Rachel Reeves, która poprosiła swoich polityków o przyjrzenie się koncepcji Banku Obronnego. Pomysł ten – pierwotnie przedstawiony przez polskiego urzędnika kilka miesięcy temu – ma na celu zmobilizowanie co najmniej 100 miliardów funtów na obronność za pośrednictwem publicznego banku zasilanego z funduszy krajów spoza UE, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia. Istnieje szansa, że projekt banku zdoła uniknąć ugrzęźnięcia w bagnie niekończących się sporów i niezdecydowania Europy.
Niestety, nawet w tych apokaliptycznych czasach reakcja wielu europejskich krajów pozostaje dalece niewystarczająca. Rasmus Jarlov, konserwatywny poseł z Danii, który przewodniczy komisji obrony w parlamencie swojego kraju, w Times Radio nazwał wysiłki Niemiec „katastrofą”. Jak zauważył, jego państwo udzieliło Ukrainie pomocy o wartości 2,2 proc. PKB, czyli ok. 1500 euro na mieszkańca, podczas gdy Niemcy przekazały na ten cel tylko 0,8 proc. swojego PKB, czyli zaledwie jedną trzecią duńskiej kwoty. „Za drugie miejsce na wojnie nie dostaje się medalu” – powiedział. Dzisiejsza porażka obronności przełoży się na znacznie wyższe koszty w przyszłości. Paradoks polega na tym, że nawet bliscy sojusznicy spierają się zaciekle, choć okoliczności wymagają niewzruszonego, wspólnego frontu.
Artykuł dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB