
Jak rozumieć strategię Donalda Trumpa wobec Ukrainy?
Przedstawiona przez Trumpa strategia wobec Ukrainy ma swoje wady, ale nie jest tak zła, jak niektórzy się obawiają. Przynajmniej na razie – pisze Daniel FRIED
.Po miesiącach sugestii i spekulacji 12 lutego 2025 r. rząd Trumpa rozpoczął wdrażanie strategii mającej na celu zakończenie wojny w Ukrainie. Na razie doszło już do rozmowy między prezydentem USA Donaldem Trumpem a prezydentem Rosji Władimirem Putinem, rozmowy Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim oraz do wygłoszenia ważnego oświadczenia przez sekretarza obrony USA Pete’a Hegsetha na spotkaniu grupy kontaktowej ds. Ukrainy w kwaterze głównej NATO w Brukseli.
Komentatorzy skrytykowali rozmowę Trumpa z Putinem, która – jak wynika z wpisu amerykańskiego prezydenta w mediach społecznościowych – miała entuzjastyczny ton, nieadekwatny wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę i działań sabotażowych Moskwy przeciwko Stanom Zjednoczonym oraz ich sojusznikom. Fakt, że rozmowa z Putinem miała miejsce przed rozmową z Zełenskim, sugeruje też pewną przychylność amerykańskiego rządu wobec Rosji. Trump zwykle przyjmuje przyjazny ton względem autorytarnych przywódców. Może się to jednak szybko zmienić. Rozmowa z Zełenskim, przynajmniej według ukraińskiego komunikatu, również była serdeczna. Obie rozmowy sygnalizowały początek negocjacji, ale w żaden sposób nie wskazywały na ich treść. Miejmy nadzieję, że jeśli dojdzie do spotkania Trumpa z Putinem – przeciwnikiem – odbędzie się ono równolegle ze spotkaniem z Zełenskim – sojusznikiem.
Więcej dowiemy się w nadchodzących dniach, gdy czołowi urzędnicy nowej administracji, w tym wiceprezydent J.D. Vance i sekretarz stanu Marco Rubio, pojawią się na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Ze szczególną uwagą będziemy przyglądać się spotkaniu Vance’a z Zełenskim. Jednak już wystąpienie Hegsetha na spotkaniu ministrów obrony NATO w Brukseli dostarcza istotnych informacji.
.Pete Hegseth przedstawił trzy zasadnicze stwierdzenia, które spotkały się z natychmiastową krytyką ze strony Ukraińców oraz wielu ich sojuszników. Powiedział, że przywrócenie międzynarodowo uznanych granic Ukrainy z 1991 roku jest „nierealistyczne”, a wynegocjowane porozumienie zapewne nie obejmie zgody na przystąpienie Ukrainy do NATO. Stwierdził również, że choć Ukraina potrzebuje solidnych powojennych gwarancji bezpieczeństwa, to mają je zapewnić oddziały europejskie i (niesprecyzowane) pozaeuropejskie, nie zaś wojska USA rozmieszczone na terytorium Ukrainy czy działania w ramach misji NATO.
Krytycy, w tym Ukraińcy, natychmiast uznali te wypowiedzi za jednostronne ustępstwa na rzecz Rosji, które osłabiają pozycję negocjacyjną USA, jeszcze zanim rozmowy w ogóle się rozpoczęły. Te obawy są zrozumiałe, jednak dokładniejsza analiza wypowiedzi Hegsetha wskazuje na bardziej złożone, a może nawet bardziej stanowcze podejście administracji Trumpa.
Po pierwsze, przywrócenie granic z 1991 roku za pomocą środków militarnych rzeczywiście nie jest obecnie możliwe. Ukraińscy przywódcy są tego świadomi, podobnie jak większość ich sojuszników. Hegseth sugerował, że celem USA jest zawieszenie broni – co było oczywiste od jakiegoś czasu. Na szczęście jednak Hegseth nie naciskał, by Ukraina oddała część swojego terytorium. Nie sugerował też, że USA są gotowe uznać rosyjskie roszczenia do okupowanych 20 procent Ukrainy. Jego stwierdzenia nie były szczególnie pozytywne, ale jeśli oznaczają jedynie akceptację potrzeby zawieszenia broni, a nie ustępstwo wobec Rosji, to wciąż wpisują się w realistyczne podejście do zakończenia konfliktu.
Po drugie, nie ma najmniejszych szans, że Rosja zgodzi się na przystąpienie Ukrainy do NATO w ramach negocjacji. To właśnie powiedział Hegseth – co nie oznacza, że Ukraina nigdy nie dołączy do NATO. Całkowite zamknięcie Ukrainie drzwi do członkostwa w Sojuszu byłoby jednostronnym ustępstwem na rzecz Rosji, osłabiającym pozycję USA bez żadnej korzyści. Ale nie jest to, przynajmniej na razie, oficjalne stanowisko amerykańskiego rządu – i miejmy nadzieję, że się nim nie stanie.
Po trzecie, od dawna było jasne, że Stany Zjednoczone nie wyślą wojsk do Ukrainy i że to kraje europejskie będą musiały zapewnić siły stabilizacyjne dla utrzymania rozejmu. Wiadomo również, że Europejczycy domagaliby się wsparcia ze strony USA, gdyby ich wojska stacjonujące w Ukrainie znalazły się pod rosyjskim ostrzałem. Takie wsparcie zostałoby udzielone, ale w postaci sił powietrznych i innych środków, które nie przekroczyłyby granicy wyznaczonej przez Hegsetha, czyli obecności amerykańskich żołnierzy w Ukrainie. Publiczne przerzucenie odpowiedzialności na Europejczyków było nieuniknione.
Kształtująca się strategia administracji Trumpa wobec Ukrainy wciąż może przynieść zadowalające rezultaty, jeśli Stany Zjednoczone nie uznają rosyjskiej agresji za legalną oraz pozostawią kwestię członkostwa Ukrainy w NATO otwartą, nie pozwalając, by była przedmiotem negocjacji z Rosją, a także jeśli Ameryka i Europa wypracują plan wojskowego wsparcia dla sił stabilizacyjnych w Ukrainie. Skuteczne zawieszenie broni, które utrzyma „wolną” Ukrainę, niezależną od rosyjskiej okupacji – na wzór Niemiec Zachodnich, tyle że we współczesnej wersji – mogłoby okazać się strategiczną porażką Putina, a sukcesem dla Ukrainy, Europy oraz całego demokratycznego świata.
.Pete Hegseth podkreślił potrzebę realistycznego podejścia. Odzyskanie przez Ukrainę okupowanych przez Rosję terytoriów może nie być osiągalne w najbliższym czasie. Pamiętajmy przy tym, że przez wiele lat za nierealne uznawano też wizję wyzwolenia się krajów bałtyckich spod władzy Moskwy, zjednoczenia Niemiec czy zerwania żelaznej kurtyny. A jednak wszystkie te rzeczy się wydarzyły. Tak samo może stać się z pełnym przywróceniem suwerenności Ukrainy – jeśli jej przyjaciele pozostaną konsekwentni i zdeterminowani.
Przedstawiona przez Trumpa strategia wobec Ukrainy ma swoje wady, ale nie jest tak zła, jak niektórzy się obawiają. Przynajmniej na razie.
Daniel Fried
Tekst w jęz. angielskim ukazał się na łamach „Atlantic Council”. Przedruk za zgodą redakcji.