Ile kosztuje rodzina królewska?

Utrzymanie systemu ochrony, którego wymaga belgijska rodzina królewska kosztowało w 2023 r. blisko 21 mln euro – podała agencja Belga. To średnio 57 tys. euro dziennie. Liczby te wzbudziły kontrowersje wśród polityków, wywołały też krytyczną reakcję związków zawodowych.
Wzrost kosztów ten nie wynika wyłącznie z inflacji czy zmian operacyjnych
.Ochronę króla Filipa, królowej Matyldy, księżniczki Elżbiety oraz innych członków rodziny królewskiej zapewnia specjalna jednostka federalnej policji – Królewski Oddział Ochrony Pałacu (VDKP), liczący około 200 funkcjonariuszy. Odpowiadają oni zarówno za ochronę osobistą, jak i nadzór nad królewskimi posiadłościami. W skład jednostki wchodzą m.in. funkcjonariusze w umundurowaniu oraz ochroniarze w cywilu, wyszkoleni w zakresie ochrony osobistej i kierowania pojazdami opancerzonymi.
Większość środków pokrywa ministerstwo spraw wewnętrznych. Pieniądze te przeznaczono na utrzymanie wojskowego zaplecza rodziny królewskiej oraz nieoficjalne podróże lotnicze monarchy, m.in. do Hiszpanii, Francji, Włoch i Niemiec.
Według belgijskich parlamentarzystów i przedstawicieli związków zawodowych, koszty ochrony wzrosły o 40 proc. w ciągu ostatnich czterech lat. Częściowo tłumaczy się to podwyżkami płac w policji oraz koniecznością zapewnienia ochrony księżniczce Elżbiecie podczas jej studiów w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Krytycy argumentują jednak, że wzrost ten nie wynika wyłącznie z inflacji czy zmian operacyjnych.
Czy rodzina królewska powinna być wyłącznie ceremonialna?
.Rodzina królewska musi mieć zapewnione bezpieczeństwo, ale obecny poziom wydatków zmusza do zadawania poważnych pytań. Tym bardziej, że przekracza on łączną (sumę) rocznych dotacji publicznych dla monarchii, które wynoszą około 17 mln euro – powiedział Peter Buysrogge, deputowany Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA) i przewodniczący komisji obrony w Izbie Reprezentantów belgijskiego parlamentu.
Zastrzeżenia wyrazili również związkowcy. – To budzi wątpliwości, zwłaszcza gdy inne służby (należące do) policji zmuszone są do cięć – ocenił Joery Dehaes z centrali związkowej ACV.
Partia N-VA, krytyczna wobec instytucji monarchii, opowiada się za jej przekształceniem w funkcję wyłącznie ceremonialną, co miałoby ograniczyć wydatki publiczne. Docelowo ugrupowanie postuluje zniesienie monarchii.
Pałac Królewski i policja federalna odmówiły komentarza, powołując się na względy bezpieczeństwa.
O osobliwości monarchii w liberalnej demokracji
.W demokracji liberalnej, przyjmującej zwykle formy prezydencką, semiprezydencką lub parlamentarno-gabinetową, monarchia nie jest już często stosowanym rozwiązaniem – pisze prof. Bogdan SZLACHTA.
Jedynowładztwo dominowało w starożytnych wspólnotach politycznych. Choć jednak znali je i Grecy, i Rzymianie, to nie zawsze za nim się opowiadali: Arystoteles, nauczyciel Aleksandra Macedońskiego, zdobywcy wielu terytoriów na Wschodzie, kojarzył je już to z rządzeniem dla dobra wspólnego, już to z rządzeniem wedle własnego, partykularnego interesu władającego, mając pierwszy sposób za właściwy monarchii, drugi natomiast za właściwy despocji. Miasto-państwo Rzym, w przyszłości ogromne terytorialnie imperium, rychło porzuciło tę formę i stało się republiką, by po zamordowaniu Juliusza Cezara, podejrzewanego o próby przeszczepienia „wschodnich rozwiązań”, ustanowić zrazu pryncypat, następnie dominat, a ostatecznie przyjąć formę jedynowładczą, monarchiczną, realizowaną na różne sposoby.
Forma ta dominowała w wiekach średnich nie tylko na Zachodzie, dyskutowana była u ich kresu przez licznych a różnych republikanów nawracających do przedchrześcijańskich ujęć, krytycznych dla tych, którzy wcześniej zwracali uwagę na konieczność ustanawiania i egzekwowania prawa (jako więzi łączącej grzeszących ludzi) przez sprawnego jedynowładcę, przewidywanego choćby przez św. Augustyna, rozważającego rolę „państwa ziemskiego” i zasadność jego istnienia.
Z dyskusji między innymi o pozycji monarchy, jego relacji do prawa niewywodzonego z jego woli, lecz długo się kształtującego, kojarzonego niekiedy z prawem fundamentalnym, kiedy indziej z prawem naturalnym, chroniącym ludzką naturę, a nawet z objawionym prawem Bożym, oraz o roli reprezentantów poddanych w relacji z królem i prawie lub nawet obowiązku ich oporu wobec władcy wyrosły ujęcia, które znamy w nowożytności.
Ujęcia dopełniane refleksją o państwie raczej niż koronie lub osobie króla oraz o ludzie jako zbiorowości, której głową mógł pozostawać monarcha ledwie jako jej „woźnica”, a także refleksją o uprawnieniach przysługujących poddanym przemienianym w obywateli kształtują nasze polityczne myślenie na poziomie najbardziej elementarnym. Gdy dzisiaj godzimy się na demokrację liberalną, znajdując niej jednostki zabiegające o możność realizowania własnych projektów życia, to problematyzujemy przecież nie tylko dawne przeświadczenie o względnej przynajmniej homogeniczności zbiorowości, ale także próby powoływania się na legitymację Bożą przez dawnych królów, wywodzenia przez nich swej pozycji „z góry”, a nie „z dołu”, uznawania przez nich „wyższości”, by nie rzec „eminencji”, w zestawieniu z tymi, którzy im podlegają.
W demokracji liberalnej, przyjmującej zwykle formy prezydencką, semiprezydencką lub parlamentarno-gabinetową, monarchia nie jest już często stosowanym rozwiązaniem. Jako że przyjmuje się w niej, iż legitymacja dla piastunów organów władzy publicznej winna być wywodzona „z dołu” lub od tych, którzy taką legitymację uprzednio posiedli, zwłaszcza król nieelekcyjny staje się postacią co najmniej problematyczną, jeśli nie kuriozalną. Wszak nie jest on „republikańską głową państwa”, nie pochodzi z wyborów, a włada, choć nie ma już takiego wpływu na bieg wypadków jak ongiś. Utraciwszy na Zachodzie zdominowanym „przykładem amerykańskim” kluczową pozycję, zachowuje istnienie w tych liberalno-demokratycznych społeczeństwach, które cenią elementy tradycji; które – jak niegdyś wspólnoty polityczne – wciąż znajdują w monarchii czynnik jednoczący zróżnicowaną zbiorowość, przekraczający różnice polityczne i dzięki temu scalający ją.
Boża legitymacja jest już „chowana”, Dei gratia jest już skracane, jak na monetach brytyjskich, do „DG”, a „usprawiedliwienia” monarchii szuka się gdzie indziej, w służeniu zbiorowości, odpowiadaniu na zasadnicze tendencje w niej występujące, nawoływaniu do tolerowania innych, choć nie zawsze do tolerowania wszelkich zachowań. Gdy poznajemy nowego króla Karola III, syna panującej tak długo Elżbiety II, nie znajdujemy już w nim kontynuatora dziedzictwa Tudorów: Henryka VIII (który zerwał relacje z papiestwem i ogłosił się „głową Kościoła narodowego”) oraz jego córek (katoliczki Marii i zwalczającej, by nie rzec mordującej i katolików, i purytanów, anglikanki Elżbiety I). Matkę nowego króla ceniono nie tylko za to, że była sympatyczna czy „normalna”, podobna „ludziom zwyczajnym”, by nie rzec „przeciętnym” (jakże blisko części komentatorów do uczynienia z niej wielbicielki chleba z marmoladą pokazywanej Misiowi Paddingtonowi, podobnej Janowi Pawłowi II jako wielbicielowi kremówek), ale także za to, że potrafiła w trudnych niekiedy chwilach dla rozpadającego się Imperium Brytyjskiego współpracować i z rządem lewicowym, labourzystów, i z rządem prawicowym, konserwatystów.
Król Karol III, noszący imię dwóch Stuartów, których panowania doprowadziły do „rewolucji”, rozumie swoją rolę: nie tylko stara się eksponować „neutralność polityczną”, ale także uwzględniać znaczenie ekologii jako tego, co dotyczy wszystkich, a nawet swoiście pojmowanego „ekumenizmu” czy raczej „tolerancji religijnej” w niezwykle zróżnicowanym, wielokulturowym tyglu, jakim jest współczesne mu społeczeństwo brytyjskie. Nie tyle próba homogenizowania całości, upodabniania do siebie jej członków, jak ongiś, ile próba kształtowania postaw otwartych na „inność” jest już przez niego podejmowana i będzie zapewne podejmowana w trakcie jego panowania.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-bogdan-szlachta-o-monarchii
PAP/MB