Joanna Senyszyn na Nowej Fali

Była posłanka SLD Joanna Senyszyn poinformowała, że jej partia polityczna pod nazwą Nowa Fala Profesor Senyszyn zostanie zarejestrowana jesienią. Jak mówiła, kilka dni temu ruszyła zbiórka podpisów. Wyjaśniła, że celem partii jest wejście do Sejmu w 2027 r.
Nowa Fala Profesor Senyszyn
Na początku czerwca była posłanka SLD, kandydatka w wyborach prezydenckich prof. Joanna Senyszyn zamieściła w mediach społecznościowych list zapraszający do budowy ogólnopolskich struktur ruchu społeczno-politycznego o tymczasowej nazwie „Czerwone Korale Senyszyn”. „Nazwę naszej partii ustalimy wspólnie” – zapowiedziała. Ostateczna nazwa partii – Nowa Fala Profesor Senyszyn – została przegłosowana na jednej z grup na Facebooku, zrzeszających zwolenników Senyszyn. Wśród pomysłów na nazwę znajdowały się też m.in. Demokracja Senyszyn, Partia Gwiazd Senyszyn czy Pokolenie Jutra Senyszyn.
Jak poinformowała Joanna Senyszyn, kilka dni temu ruszyła zbiórka podpisów wymaganych do zarejestrowania Nowej Fali jako partii politycznej. Prawo wymaga zebrania 1 tys. podpisów pełnoletnich obywateli, jednak – jak dodała Senyszyn – „dla bezpieczeństwa trzeba mieć 1,5 tys. podpisów”. – To dla nas nie jest problem, dlatego, że mailowo zgłosiło się prawie 10 tysięcy osób. Ciągle napływają nowe zgłoszenia – zaznaczyła.
Podkreśliła, że obecnie tworzony jest „ostatni szlif statutu”, po czym będzie można złożyć wniosek o rejestrację Nowej Fali jako partii politycznej do Sądu Okręgowego w Warszawie, który jako jedyny w Polsce posiada kompetencje do rejestrowania nowych partii.
– Myślę, że jesienią Nowa Fala będzie już zarejestrowana i wtedy serdecznie zaprosimy wszystkich chętnych, żeby się formalnie zapisali do partii – przekazała Senyszyn.
Nowa fala, który ma zmyć stary polityczny świat
.Joanna Senyszyn wyjaśniła, że nazwa partii odnosi się do „nowej fali, która zmyje stary polityczny świat”. Jej celem – jak podkreśliła – jest wejście Nowej Fali do Sejmu w wyborach parlamentarnych w 2027 r. i „obrona Polski przed powrotem PiS-u do władzy”.
Senyszyn powiedziała, że jej główne postulaty to m.in. likwidacja finansowych przywilejów Kościołów, popieranie państwa świeckiego, praw człowieka, praw kobiet do samostanowienia i praw osób LGBTQ+. W kontekście gospodarki – jak mówiła – jest za „rozsądnym kompromisem między interesem pracodawców i pracowników”.
Jak poinformowała, w budowę partii są zaangażowani m.in. jej współpracownicy z pracy w Sejmie: b. prezes TVP, b. poseł, obecnie zasiadający w Radzie Mediów Narodowych Robert Kwiatkowski oraz b. poseł i b. europoseł SLD Marek Balt, a także Piotr Bakun, który w czasie kampanii prezydenckiej był pełnomocnikiem wyborczym Senyszyn. – To jest trzon – dodała.
Joanna Senyszyn w I turze wyborów prezydenckich uzyskała 1,09 proc. poparcia. Jest posłanką IV, V, VI i IX kadencji, była działaczką Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a także członkinią PPS. W latach 2009-2014 deputowana do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Z wykształcenia ekonomistka, była m.in. rektorem Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni, a także dziekanem Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego. Jest również wieloletnią prezeską stowarzyszenia „Polka potrafi” i gdyńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Cóż szkodzi zrekonstruować?
.Od lutego żyjemy rekonstrukcją. Ale taką nietypową – jak z eksperymentu Schrödingera. Rząd jest jednocześnie w trakcie rekonstrukcji i nie jest. Ministrowie mają być wymieni, ale nie wiadomo którzy. Koalicjanci negocjują, ale nikt nie mówi, co wynegocjował. Daty się pojawiają i znikają. Gdyby nie fakt, że to wszystko dzieje się naprawdę, można by pomyśleć, że to jakiś polityczny kabaret – pisze Paulina MATYSIAK na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Rząd Donalda Tuska, według zapowiedzi, miał być sprawny, zwinny… i mniejszy. W lutym Donald Tusk zapowiadał nawet, że będzie to najmniejszy rząd w historii Polski. Co prawda w wielu obszarach można mu przypisać pionierstwo i robienie rzeczy, o których się wcześniej nie śniło (nie tylko filozofom, ale i zwykłym zjadaczom chleba), ale akurat jedną z tych rzeczy z pewnością nie jest miniaturyzacja. Miało być mniej ministerstw, mniej stołków, a więcej sensu. Tymczasem obserwujemy coś zupełnie innego – największy gabinet w historii III RP, a przy tym jeden z bardziej nieczytelnych. W prawie każdym resorcie na stanowiskach znajdziemy ministrów z poszczególnych partii tworzących koalicję, z których każdy ciągnie w swoją stronę, prowadzi intrygi, próbuje osiągać sukcesy i jednocześnie umniejszać zasługi kolegów z resortu. Paranoja. Chyba dlatego mamy tak mało ładnych rzeczy.
Trwa polityczne przeciąganie liny między koalicjantami, poszczególne partie prezentują swoje postulaty, jakby były wobec siebie w opozycji i nie mogły ich realizować przez rząd… który przecież same tworzą. I choć premier zapowiada, że wszystko ma zmierzać ku lepszemu, efekt jest raczej odwrotny – chaos zamiast porządku przeplata się z niepewnością zamiast planu.
A przypomnijmy, że mówimy o rządzie, który na ułożenie wszystkich swoich spraw miał rekordowe dwa miesiące, podczas których PiS paznokciami trzymał się jeszcze na granicy władzy. Naprawdę nie można było wykorzystać tej okazji, żeby od pierwszego dnia wszystko było dopięte na ostatni guzik?
W tle rozgrywa się próba sił po wyborach prezydenckich. Mniejsze partie, wchodzące w skład rządu, które uzyskały słabszy wynik – jak Polska 2050 czy Nowa Lewica – są teraz ewidentnie spychane na margines. Pojawiają się informacje, że nie będzie teki wicepremiera dla ugrupowania Hołowni, choć jeszcze niedawno politycy Polska 2050 sugerowali, że tę funkcję mogłaby świetnie pełnić Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Teraz Tusk mówi: „nie będzie”. Wcześniej mówiono: „rekonstrukcja 22 lipca”. Teraz Tusk mówi: „skąd ta data?”. Czy oni w tym rządzie nie mają do siebie telefonów?
Z tej całej układanki przebija się jeden zasadniczy problem: społeczeństwo przestaje tę rekonstrukcję Schrödingera śledzić, bo już zwyczajnie ma dość. Ludzie czekają na konkretne zmiany – czy to w zakresie ochrony zdrowia, czy dostępności mieszkań, czy po prostu autobusów jeżdżących w wakacje (w wielu miejscach Polski połączenia autobusowe w ostatnich tygodniach poznikały) – a nie na niekończące się ploteczki o tym, kto będzie wiceministrem od czegoś. Ten spektakl przeżywają głównie politycy i dziennikarze. Reszta kraju wzrusza ramionami albo zaczyna być wręcz zirytowana, patrząc na to, jak ministerialny Stołek na naszych oczach zmienia się w Stołek.
Żeby było śmieszniej, podczas gdy Tusk organizuje rekonstrukcję rządu, jednocześnie w mediach pojawiają się anonimowe głosy członków koalicji, że jeśli tendencje w sondażach się nie odwrócą, to być może potrzebna będzie zmiana premiera. Może się więc jeszcze okazać, że premier rekonstruuje rząd, który za jakiś czas zrekonstruuje premiera.
Rekonstrukcja rządu przestała być ważnym wydarzeniem. Stała się memem. I niestety symbolem tego, jak bardzo nasze państwo potrzebuje nie tylko nowych twarzy, ale przede wszystkim nowej jakości w rządzeniu. A na to, jak na razie, się nie zanosi – [LINK].
PAP/ Katarzyna Lendzion/ LW