Prof. Wojciech KUDYBA we „Wszystko co Najważniejsze”

18 września 1965 r. urodził się prof. Wojciech KUDYBA, historyk literatury, poeta, krytyk literacki, wykładowca akademicki. Z tej okazji Redakcja przypomina wybrane teksty autorstwa prof. Wojciecha KUDYBY, opublikowane na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

18 września 1965 r. urodził się prof. Wojciech KUDYBA, historyk literatury, poeta, krytyk literacki, wykładowca akademicki. Z tej okazji Redakcja przypomina wybrane teksty autorstwa prof. Wojciecha KUDYBY, opublikowane na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

Prof. Wojciech KUDYBA o stanie polskiej literatury

.Prof. Wojciech KUDYBA publikuje we „Wszystko co Najważniejsze” teksty na temat polskiej literatury, znaczenia czytelnictwa oraz jakości i przemian języka. W tekście „Co się dzieje z polską literaturą?” stwierdza on, że „pomimo najnowszego Nobla nasza literatura nie wzbogaca dziś wielkiej konwersacji ludzkości o nowe tony, bo nie mówi w niej własnym głosem”.

Jak podkreśla, „w (…) konwersacji ludzkości najbardziej liczą się ci, którzy dysponują nie tylko głęboką świadomością własnej odrębności, ale i otwartością na osobność innych rozmówców. Oznacza to, że najsilniejszymi uczestnikami dialogu międzykulturowego są te wspólnoty, które nie zapominając o właściwościach innych wspólnot, znają wartość i specyfikę kultury macierzystej. To jej cechy decydują przecież o ich oryginalności i niepowtarzalności, a więc: o ich konwersacyjnej randze. To splot takich, a nie innych doświadczeń historycznych, kształtujących kulturę danej społeczności, sprawia, że zbiorowość ta zyskuje unikalną, właściwą tylko sobie perspektywę spojrzenia na świat”.

„Jeśli literatura ma w ogóle moc dawania czegokolwiek czytelnikom, to tym czymś jest właśnie poszerzenie ich spektrum postrzegania świata. Jeśli istnieje jakiś głębszy sens czytania literatury, to polega on m.in. właśnie na tym, że dzięki dobrej książce odkrywamy w sobie uwrażliwienie na to, co dotąd umykało naszej uwadze. Za sprawą arcydzieł nasz punkt widzenia poszerza się o taki sposób patrzenia na rzeczywistość, którego do tej pory nie znaliśmy” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.

Jego zdaniem „myśląc o źródłach siły literatury polskiej, ogarniamy więc refleksją to, w jakim stopniu jest ona w stanie rozpoznać i zamknąć w artystycznej formie skomplikowany splot przeżyć, który w ostatnich dziesięcioleciach zadecydował o kształcie naszej kultury. Rezerwuar naszych kulturotwórczych doświadczeń jest przecież ogromny (…) Co zatem zadecydowało o tym, że w tak nikły sposób zostały one uobecnione w naszej literaturze? Fakty są przecież bezlitosne: w ciągu ostatnich trzydziestu lat powstało u nas ledwie kilka książek próbujących mierzyć się z najważniejszymi doświadczeniami historycznymi, kształtującymi naszą kulturę w ciągu minionych czterdziestu czy pięćdziesięciu lat. Nie miejmy też do siebie pretensji, gdy okaże się, że mamy kłopot z wymienieniem ich tytułów lub nazwisk ich autorów. Nie istniały i do tej pory nie działają u nas żadne skuteczne mechanizmy promocji dzieł literackich podejmujących próbę zapisania polskiego losu ostatnich dekad”.

Prof. Wojciech KUDYBA stoi na stanowisku, że „trzeba więc zastanowić się nad tym, czy literatura polska w ogóle chce uzyskać oryginalność i moc przyciągania uwagi światowych czytelników? Bo może nie chce, skoro od wielu lat pozostaje obojętna wobec polskiego losu… A może należy zapytać bardziej uczenie: o to, jakie procesy po 1989 r. zadecydowały o tym, że nadal nie jest ona w stanie opowiedzieć zarówno nam, jak i innym o doświadczeniach fundujących naszą tożsamość? Może o odpowiedź trzeba poprosić właśnie uczonych, zwłaszcza amerykańskich? Pokusa jest silna, bo to właśnie oni zauważyli, że przełom 1989 r. kończył co prawda w krajach Europy Środkowej okres kolonialnej dominacji imperium sowieckiego, ale za to zainicjował epokę ich ekonomiczno-intelektualnej zależności od centrów szeroko pojętej kultury euroatlantyckiej”.

W tekście „Rzecz o stanie polskiej literatury” prof. Wojciech KUDYBA także porusza temat jakości literatury polskiej ostatniego trzydziestolecia. Jak stwierdza, „być może nie stać nas jeszcze na syntezę ostatnich trzydziestu lat polskiej literatury. Wciąż trwa przecież proces hierarchizacji autorów i ich dzieł. To, co przed dziesięcioma laty wydawało się nam literackim objawieniem, za jakiś czas może się okazać zupełnie nieważne. Na pewno nie jest jednak za wcześnie na opisanie instytucjonalnych i społecznych ram, które kształtowały naszą scenę literacką w ostatnim trzydziestoleciu i – być może – będą ją modelowały także w kolejnych latach”.

„Warto przecież przypomnieć, że opuszczaliśmy scentralizowany system literacki PRL, marząc o prywatyzacji i pluralizacji nie tylko rynku wydawniczego, ale także stylów odbioru oraz sposobów wartościowania utworów literackich” – twierdzi prof. Wojciech KUDYBA.

Podkreśla on, że „wycofanie (się) państwa z roli dominującego mecenasa literatury wcale nie musiało bowiem oznaczać czarodziejskiej przemiany monocentrycznego systemu literackiego w system policentryczny. Pozbawiona kontroli jakości scena literacka już w drugiej połowie lat 90. zaczęła przypominać dżunglę, w której potęgę smaku zastąpił smak potęgi. Tam, gdzie nie mógł wygrać lepszy, zwyciężył silniejszy. Porzuconą przez państwo rolę głównego reżysera sceny literackiej stopniowo przejęły wielkie koncerny medialne, dysponujące środkami, o których rodzime wydawnictwa nie śmiały nawet marzyć. Los małych wydawców, ambitnych propozycji wydawniczych i mniej znanych autorów był odtąd przesądzony. Nici porozumienia z szerszym gronem odbiorców trzymał od tej pory ten, kto dysponował odpowiednim kapitałem. To on zaczynał decydować o tym, co literacko dobre, a co słabe”.

„Proces rodzenia się i działania nowej centrali sięgał jednak daleko poza obszar czysto ekonomiczny. Już wkrótce miało się okazać, że zastąpienie sieci księgarń siecią magazynów multimedialnych ze sformatowaną ofertą książkową to nie tylko komercjalizacja, nie tylko ograniczenie oferty do głośnych nazwisk i reklamowych tytułów, ale także wybór pewnej wizji rzeczywistości. Procesowi monopolizacji rynku książki towarzyszył bowiem proces monopolizacji rynku mediów, a więc również proces centralizacji rynku idei. Wielkie media chętnie wspierały wydawanie rozmaitych utworów i ich reklamę. Ochoczo pośredniczyły w komunikacji pomiędzy wydawcami i potencjalnymi czytelnikami. Pod jednym wszelako warunkiem: że rekomendowane przez nie książki prezentowały taki obraz świata, jaki proponował dany koncern medialny” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.

Jego zdaniem „jeśli nic się nie zmieni, nasza literatura będzie coraz gorsza – coraz bardziej przewidywalna i stereotypowa. Brniemy w ślepą uliczkę. Szansą byłaby oczywiście stopniowa pluralizacja sceny literackiej. Czy jednak uda się nam wytworzyć ośrodki i mechanizmy wspierania dzieł oraz autorów <<niesystemowych>>, przełamujących procesy standaryzacji? Na tak postawione pytanie nie ma dziś łatwej odpowiedzi. Ale to od niej zależy los przyszłych arcydzieł”.

Czytać, aby lepiej być

.W tekście „Czytać, aby lepiej być” prof. Wojciech KUDYBA stwierdza, że „umieć czytać to tyle, co posiadać zdolność do takiej percepcji dzieła literackiego, by pomagało nam ono poszerzać nasze horyzonty – poznawcze, kulturowe, imaginacyjne, a przede wszystkim – językowe. By pomagało nam ono pełniej być – dla samych siebie i dla siebie nawzajem”.

Jak podkreśla, „coraz rzadziej wynosimy dziś ze szkół umiejętność obcowania z arcydziełami literatury pięknej. Coraz rzadziej więc czytanie wartościowej beletrystyki dostarcza nam satysfakcji. W konsekwencji – coraz rzadziej uważamy tę czynność za pożyteczną, a nasze czytelnicze zainteresowania maleją z dnia na dzień. Nie łudźmy się: nie widać żadnych szans na poprawę wskaźników czytelnictwa w naszym kraju”.

„Czy inteligent powinien umieć czytać? (…) Przecież nie chodzi o znajomość alfabetu (choć istnieje dziś także problem tzw. wtórnego analfabetyzmu). Chodzi o to, czy przeciętny polski maturzysta, na ogół przyszły magister, potrafi na tyle głęboko wejść w tkankę tekstu literackiego, by ten odsłonił przed nim swój niepowtarzalny świat. Chodzi o specyficzne know-how. O to, czy ten, kto odbywa krótsze lub dłuższe wojaże po Europie i nie tylko po niej, potrafi podróżować również po krainach wykreowanych przez pisarzy. Cel za każdym razem jest przecież ten sam: każda podróż nas zmienia. Pozwala przekroczyć ramy codzienności wraz z jej rutyną, podaje wyobraźni nowe bodźce, otwiera na to, co inne, i właśnie dlatego poszerza granice naszej świadomości, dając tym samym nową perspektywę patrzenia na rzeczywistość i nowe zasoby słów i zdań, które mogą o naszym świecie opowiedzieć. Ktoś powie, że nie każdy jest tak samo wrażliwy, że są turyści, którzy patrzą i nie widzą – także ci wędrujący w świecie tekstów. To prawda. Właśnie dlatego trzeba postawić pytanie o to, czy inteligent powinien widzieć więcej niż inni – więcej niż inni sobie wyobrażać, głębiej odczuwać, lepiej rozumieć samego siebie i wspólnotę, której jest częścią – jej przeszłość i jej teraźniejszość. Czy nie powinien lepiej niż inni komunikować się z otoczeniem? Bo przecież taki jest właśnie cel czytania: żebyśmy dzięki lekturze lepiej zrozumieli sami siebie oraz świat, w który nas rzucono, i dzięki temu ciekawiej, głębiej, subtelniej potrafili ów świat opowiedzieć samym sobie oraz innym” – uważa prof. Wojciech KUDYBA.

Niech to pytanie wybrzmi jeszcze raz: czy inteligent powinien umieć czytać? Nie oczekuję wcale odpowiedzi. Po prostu pytam” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.

Język a kwestia wulgaryzmów

.„Nikomu nie trzeba dziś tłumaczyć znaczenia działań na rzecz ochrony środowiska naturalnego. (…) Przestronne terytorium natury nie jest jednak ani jedynym, ani nawet najważniejszym środowiskiem człowieka. Gdyby tak było, wciąż bylibyśmy zwierzętami. Naszym podstawowym środowiskiem – równie ważnym, jak przyroda – jest kultura” – pisze prof. Wojciech KUDYBA w tekście pt. „Zalewani wulgaryzmami, otoczeni kulturą śmieci”.

„Przychodzi zatem do głowy pytanie o to, czy na pewno w jej obszarze brak jakichkolwiek oznak degradacji i czy w ogóle obejmujemy dziś te sprawy refleksją choćby w minimalnym stopniu porównywalną z intensywnymi, zakrojonymi na globalną skalę badaniami nad zagrożeniami świata przyrody. Wciąż przecież słyszymy o konieczności wzmacniania dobrych nawyków sortowania odpadów i o potrzebie pogłębienia naszej świadomości ekologicznej. Czemu z podobną częstotliwością nie przedostają się więc do publicznej dyskusji próby artykulacji troski o środowisko kulturowe? Czemu nie słyszymy o zjawisku zaśmiecania czegoś, co otacza nas w sposób tak samo podstawowy jak natura? Czyżby taki problem nie istniał?” – pyta prof. Wojciech KUDYBA.

Jego zdaniem „wokół nas rośnie sterta cuchnących słów. Ktoś powie, że one zawsze istniały, i będzie miał rację. Problem polega jednak na tym, że zasięg ich występowania bywał dotąd ograniczany – dobrym obyczajem i normami środowiskowymi. I to właśnie się zmieniło. Trudno dziś wybrać się na dłuższy spacer czy odwiedzić niektóre fora internetowe, by nie poczuć ich specyficznego odoru”.

„Kupa wulgaryzmów rośnie nam codziennie pod samym nosem. Ich dystrybutorami nie są już bowiem ani członkowie półświatka, ani mieszkańcy obszarów społecznie zaniedbanych, ani źle wychowani nastolatkowie. Wręcz przeciwnie: epatują nimi ci, którzy aspirują do bycia w samym centrum kultury i wpływania na jej kształt – głównie dzięki mediom. Właśnie dlatego współczesne mody językowe przynoszą nam wspomnianą kupę do domu, wmawiając nam przy tym, że jest ekstrawagancka, oryginalna i pożywna. Właśnie dlatego ona wciąż rośnie” – twierdzi prof. Wojciech KUDYBA.

Dodaje on, że „popularność wulgaryzmów wcale nie sprawia, że stają się one mniej wulgarne lub mniej prymitywne. Ona powoduje jedynie to, że chętniej zaczynamy ich używać i coraz rzadziej starcza nam odwagi, by się im przeciwstawiać. Ona sprawia jedynie to, że coraz częściej mówimy tak, jakby brakowało nam smaku – właśnie tego, w którym, jak mówi Herbert, „są włókna duszy i chrząstki sumienia”.

Prof. Wojciech KUDYBA twierdzi, że „prymitywny komunikat językowy – czy się nam to podoba, czy nie – sporo mówi nie tylko o gustach nadawcy, ale także o nim samym jako człowieku. Byle jaki język to przecież byle jaki człowiek i byle jaki świat. Degradacja języka to – ostatecznie – degradacja człowieka. Ubogie, wulgarne słownictwo zawsze pozostaje w korelacji z prymitywnym obrazem świata i prymitywnymi relacjami społecznymi. Czy nie warto trochę bardziej zadbać o to, byśmy żyli piękniej i zdrowiej?”.

„Jeśli więc coraz częściej mamy wrażenie, że kultura, jaka nas otacza, przypomina śmietnik, to nasza zazdrość wobec ruchów na rzecz ochrony przyrody wydaje się uzasadniona. Brakuje społecznego ruchu na rzecz ochrony języka przed toksynami. Czy kiedyś powstanie? A może już powstał? Może już teraz istnieją środowiska, w których używanie wulgaryzmów jest niemal nie do pomyślenia? Może już teraz tworzą one swoisty <<drugi obieg>> kultury językowej – osadzony nie tylko w innych instytucjach, ale i w innym zestawie wartości niż ten, który proponuje kultura śmieci? Czy już teraz istnieją obszary, w których oddycha się lepszym, mniej zatrutym społecznym powietrzem? Gdyby tak było, to mogłoby się okazać, że wcale nie musimy poddawać się kulturze śmieci. Że wciąż mamy wybór” – twierdzi prof. Wojciech KUDYBA.

WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 września 2023