Sztuczna krtań i „Okulary dla Głosu” Konrada Zielińskiego

Choroba zmieniła jego życie i kierunek badań. Konrad Zieliński, młody naukowiec z UW, łączy interdyscyplinarne badania z nowoczesnymi technologiami, by poprawić jakość życia osób po laryngektomii.
Mira Suchodolska: To duża rzecz dla młodego naukowca, gdy zostaje poproszony o wygłoszenie wykładu inauguracyjnego na Uniwersytecie Warszawskim. Jak pan sądzi, dlaczego rektor powierzył to właśnie panu?
Konrad Zieliński: Wydaje mi się, że decyzja ta wynikała z kilku czynników. Prorektor miał okazję wysłuchać mojego wystąpienia na konferencji doktoranckiej Heurystyki w ubiegłym roku. Profesor Zygmunt Lalak zna moją promotorkę, prof. Joannę Rączaszek-Leonardi. Razem realizowaliśmy projekt międzynarodowy Horizon 2020 Traincrease „Towards Human-Centered Technology Development”, więc moja działalność naukowa i organizacyjna nie była uczelni obca. Dodatkowym elementem mogło być to, że rozwijam własną firmę technologiczną – Uhura Bionics. Uniwersytet stara się coraz bardziej wspierać inicjatywy łączące naukę z biznesem i innowacjami, a ja wpisuję się w tę ideę.
Pana droga badawcza ma bardzo osobisty wymiar. Czy uważa pan, że doświadczenie choroby i utraty krtani wpłynęło na kierunek pańskich zainteresowań naukowych?
Konrad Zieliński: Gdyby nie choroba, być może zajmowałbym się innym obszarem, ale prawdopodobnie też związanym z komunikacją. Już wcześniej interesowały mnie procesy przekonywania/perswazji, czyli to, jak sposób mówienia, intonacja, wpływa na odbiór treści. Interesowało mnie, jak prozodia czy ton głosu mogą zmieniać wartość retoryczną wypowiedzi.
Po diagnozie nowotworowej skupiłem się na zagadnieniach związanych z komunikacją osób po utracie głosu – to naturalna kontynuacja wcześniejszych zainteresowań, ale też bardzo osobista misja.
Jednym z projektów, nad którymi pan pracuje, są „Okulary dla Głosu”. Na czym polega to rozwiązanie?
Konrad Zieliński: To projekt rozwijany w ramach mojej firmy Uhura Bionics we współpracy z Human Interactivity and Language Lab. Pracujemy nad urządzeniem i algorytmami wspierającymi osoby po usunięciu krtani.
Celem jest umożliwienie im komunikacji w sposób bardziej naturalny i dyskretny. Zależy nam, by takie urządzenie nie wymagało używania rąk i by było jak najmniej widoczne – podobnie jak współczesne aparaty słuchowe czy okulary korekcyjne. Staramy się też, by jego brzmienie było jak najbardziej zbliżone do ludzkiego głosu. To trudne wyzwanie technologiczne – im bardziej realistyczna emisja głosu, tym większe zapotrzebowanie energetyczne urządzenia. Stąd prace nad miniaturyzacją i energooszczędnością.
Jakie są największe problemy osób, którym usunięto krtań?
Konrad Zieliński: Poza aspektami technicznymi – społeczne. W Polsce wciąż rzadko spotyka się osoby mówiące przy pomocy sztucznej krtani lub innych metod komunikacji zastępczej. W rezultacie reakcje ludzi bywają pełne zdziwienia, a czasem niechęci.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie również mam okazję działać, jest większa otwartość wobec osób z niepełnosprawnością, większe oswojenie z różnorodnością, mam okazję to obserwować. W Polsce osoby po laryngektomii często zmagają się z poczuciem inności. Tymczasem to, czego potrzebują najbardziej, to normalność – by nikt nie zwracał nadmiernej uwagi na sposób, w jaki mówią. Idealnie byłoby, gdyby komunikacja była „przezroczysta”, żeby rozmówca po prostu słyszał treść, a nie skupiał się na formie.
A jak pan definiuje idealne urządzenie wspierające mowę?
Konrad Zieliński: Powinno pozwalać mówić bez użycia rąk, mieć naturalne brzmienie, być lekkie i niewidoczne. Użytkownik nie powinien czuć, że to urządzenie go ogranicza. Dążymy też do tego, by umożliwiało podniesienie głosu czy zawołanie z dystansu – dziś to technicznie bardzo trudne. Kolejny problem do rozwiązania to likwidacja zjawiska „cichych obiadów”: ludzie po laryngektomii nie są w stanie mówić, kiedy jedzą, a przecież rozmowy podczas posiłków są istotną częścią naszych interakcji. Wierzę, że w przyszłości uda się zintegrować tego typu technologię ze „smart glasses” – wtedy wszystko stanie się naprawdę intuicyjne.
Jak duża jest grupa osób, którym takie rozwiązania mogą pomóc?
Konrad Zieliński: W Polsce to kilka tysięcy osób po usunięciu krtani. Dla dużych koncernów to wąski rynek, dlatego nie inwestują w te technologie. My działamy w niszy, ale z ogromnym potencjałem społecznym. Co ciekawe, światowe firmy produkujące wewnętrzne protezy głosowe dla osób po laryngektomii generują roczne przychody liczone w setkach milionów dolarów – głównie ze sprzedaży filtrów i akcesoriów wymienianych co kilka miesięcy. To pokazuje, że nawet niszowy rynek może być innowacyjny i rentowny, jeśli produkt rzeczywiście poprawia jakość życia.
Ja sam nie zdecydowałem się na taką wewnętrzną protezę, gdyż wymaga ona nie tylko codziennej wymiany filtrów (co jest kosztowne), ale także ją samą trzeba wymieniać, średnio co cztery miesiące.
W swoim wykładzie inauguracyjnym dużo pan mówił o interdyscyplinarności rzucając przy tym hasło, że „interdyscyplinarność to ludzie i pizza”. Co miał pan na myśli?
Konrad Zieliński: Chodziło mi o to, że interdyscyplinarność nie polega tylko na łączeniu dziedzin, ale przede wszystkim ludzi z różnym doświadczeniem. W moim zespole na Uniwersytecie Warszawskim pracuję z antropolożkami, które prowadzą badania terenowe i pomagają nam rozumieć, jak technologia funkcjonuje w codziennym życiu użytkowników. Są też filozofki, które czuwają nad etycznym aspektem naszych badań i pomagają nam projektować procedury tak, by były bezpieczne dla uczestników.
W firmie z kolei współpracuję z inżynierami i projektantami interfejsów. To właśnie spotkanie tych różnych perspektyw tworzy realną interdyscyplinarność – a pizza jest potrzebna, żebyśmy mogli długo dyskutować i nie wychodzić z sali głodni…
Wspomniał pan o etyce. Jak dbać o etyczny wymiar badań z udziałem osób po utracie głosu?
Konrad Zieliński: To bardzo ważne pytanie. Nasze badania często dotyczą prywatnych aspektów życia – sytuacji, w których ludzie są „nadzy” emocjonalnie, a więc bardzo wrażliwi. Dlatego każdą procedurę testujemy sami na sobie, zanim zaprosimy do niej uczestników. Czasami okazuje się, że pewne pytania są zbyt osobiste albo niepotrzebnie konfrontacyjne. W takich przypadkach wolimy zrezygnować z danej metody. Badania mają pomagać, nie ranić.
Jakie błędy w komunikacji między ludźmi obserwuje pan najczęściej?
Konrad Zieliński: Najczęstszy błąd to zakładanie, co druga osoba „pewnie myśli” lub „pewnie czuje”, zamiast po prostu o to zapytać. Brak komunikacji często wynika ze strachu przed niezręcznością. Tymczasem można po prostu powiedzieć: „Nie wiem, czy to dobrze rozumiem, możesz mi wyjaśnić?”. To prosty gest, który buduje relację i zrozumienie. W przypadku osób z niepełnosprawnością komunikacyjną to szczególnie ważne – lepiej zapytać niż udawać, że się nie widzi różnicy.
Czy woli pan, by ludzie pytali, dlaczego mówi pan w inny sposób, czy by nie poruszali tego tematu?
Konrad Zieliński: Wolę, gdy pytają – spokojnie, z ciekawością, a nie z zakłopotaniem. To naturalny temat, ale nie powinien być pierwszym. Na początku wolę rozmawiać o pracy, o projektach, o życiu, a dopiero później – jeśli rozmowa do tego dojdzie – wyjaśnić, że mówię w inny sposób z powodów medycznych. Dobrze, gdy rozmówcy potrafią zareagować z naturalnością.
Jest pan w trakcie pisania doktoratu. Czego dotyczy?
Konrad Zieliński: Pracuję nad katalogiem sytuacji komunikacyjnych osób po utracie głosu. Zbieramy dane poprzez wywiady i dzienniki uczestników, a także nagrania interakcji przy wspólnych posiłkach. Analizujemy, jak przebiega komunikacja w tych naturalnych warunkach. To badania z pogranicza psychologii, kognitywistyki i filozofii. Interesuje mnie zwłaszcza, jak można badać ludzkie doświadczenie w jego kontekście społecznym i materialnym – nie tylko w laboratorium, ale w codzienności.
W psychologii często dominują eksperymenty, które redukują złożoność doświadczenia do prostych bodźców i reakcji. Ja staram się iść w stronę badań obserwacyjnych – bardziej ekologicznych i realistycznych. Uważam, że wiedza naukowa zawsze ma wymiar intersubiektywny – czyli taki, który można współdzielić i komunikować, ale nie w pełni obiektywny. W psychologii często dążymy do powtarzalności wyników, co jest cenne, ale nie wystarcza do zrozumienia doświadczenia człowieka.
Obok eksperymentu powinna istnieć też obserwacja. Biologia, fizyka, geologia – wszystkie te nauki łączą oba podejścia – obserwacyjny i eksperymentalny. W psychologii przez ostatnie dekady zaniedbano aspekt obserwacyjny, skupiając się na pomiarach i testach. Ja próbuję przywrócić równowagę – badać człowieka w świecie, a nie tylko w laboratorium, w duchu tzw. psychologii ekologicznej, w interdyscyplinarnej grupie Human Interactivity and Language Lab, pod kierunkiem mojej promotorki i przyjaciółki prof. Joanny Rączaszek-Leonardi.
Rozmawiała Mira Suchodolska/PAP
Nowy ranking szanghajski i wciąż te same pytania o polskie uczelnie
.Pojawiają się głosy, że polskie uczelnie w rankingach są nisko, ponieważ są zbyt małe. Jednak gdyby osiągnięcia czołowych polskich uczelni znormalizować do ich wielkości, to Uniwersytety Warszawski i Jagielloński znalazłyby się w dziesiątej setce, co oznacza, że oprócz dobrych uczonych jest na tych uczelniach też dużo osób, których wkład w naukę jest niewielki – pisze prof. Leszek PACHOLSKI.
Na miejsce uczelni w rankingu szanghajskim (ARWU – Academic Ranking of World Universities) wpływają liczba jej absolwentów, którzy otrzymali Nagrodę Nobla, oraz osiągnięcia osób w niej pracujących: liczba laureatów Nagrody Nobla i Medalu Fieldsa, często cytowanych uczonych, liczba prac opublikowanych w „Nature” i „Science”, liczba publikacji indeksowanych w Web of Science oraz efektywność badań (czyli to, co powyżej, znormalizowane do wielkości uczelni). Do rankingu uczelni dodano rankingi dziedzinowe. Dla osób wybierających się na studia lub studia doktoranckie czy poszukujących pracy na uczelni mogą być one ważniejsze od pozycji całej uczelni w rankingu.
Podział nauki na dziedziny jest odmienny od tego, co zgodnie z rozporządzeniem Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego obowiązuje w Polsce. W szczególności nie ma teologii ani nauk humanistycznych. Polaków na pewno zaskoczy brak filozofii, historii i literaturoznawstwa. Inny jest też podział nauk ścisłych i przyrodniczych, nie ma astronomii, ale jest ekologia i oceanografia. W naukach medycznych jest stomatologia, a nie ma nauki o kulturze fizycznej. Łatwo natomiast zrozumieć, dlaczego w chińskim rankingu niezmiernie rozbudowana jest dziedzina nauk technicznych i inżynieryjnych. Zawiera 23 dyscypliny, w tym nieobecne w polskim systemie, jak nanotechnologia, włókiennictwo czy technologia zdalnego wykrywania (remote sensing).
Budując listy wskaźników i dyscyplin, twórcy rankingu myśleli o znaczeniu nauki i szkolnictwa wyższego dla gospodarki, stąd wspomniane wyżej pominięcie nauk humanistycznych i rozbudowana lista dyscyplin technicznych. Żeby jednak docenić znaczenie nauk społecznych i uwzględnić zwyczaje publikacyjne zajmujących się nimi uczonych, postanowiono, że publikacje indeksowane w Social Science Citation Index™ będą liczone podwójnie.
W rozmowach o uczelniach często pojawia się kategoria „top ten” – najlepsza dziesiątka światowej superligi uczelni (osoby w USA mają zwykle na myśli uczelnie amerykańskie). W tej kategorii istotnych zmian nie było. Oxford wyprzedził Princeton, a Caltech (California Institute of Technology) zrównał się z Columbia University. Uniwersytety w tej grupie, mimo iż w szerszej opinii publicznej są do siebie dość podobne, sporo się między sobą różnią i pełnią nieco odmienne role w systemie nauki i szkolnictwa wyższego. Uniwersytet Stanforda kształci więcej twórców nowych technologii, a położony w pobliżu Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley – więcej teoretyków. Ciekawą ilustracją może być umożliwiony przez portal ARWU ranking „wydajności akademickiej”, mierzący istotne osiągnięcia uczelni na zatrudnionego badacza. Nie zaskakuje, że na pierwszym miejscu jest Caltech, na trzecim Princeton, ale na czwartym miejscu, przed MIT, Cambridge i Stanford pojawia się Rockefeller University, maleńka uczelnia badawcza kształcąca tylko na studiach doktoranckich. W tej kategorii w Europie w ścisłej czołówce są oprócz Cambridge jeszcze trzy europejskie uczelnie: Politechnika w Lozannie i dwie szkoły budujące reputację na medycynie – Karolinska Institutet i Uniwersytet w Heidelbergu.
Na jednej stronie portalu ARWU mieści się 30 uczelni, dlatego wygodnie jest przyjrzeć się, jak ta przodująca, bardzo różnorodna trzydziestka wygląda. Znakomita większość to uczelnie z USA – 19, poza tym 4 brytyjskie, 3 chińskie i po jednej z Japonii, Kanady, Francji i Szwajcarii. Połowa to uczelnie publiczne, w tym 6 amerykańskich. Jeśli chodzi o wielkość, to mediana wynosi ok. 20 tys. studentów. Największy jest Uniwersytet w Toronto, na którym studiuje 82 tys. studentów (26. miejsce), potem wszystkie 3 uniwersytety chińskie i dwa publiczne amerykańskie z ponad 50 tys. studentów każdy. Z drugiej strony mamy Uniwersytet Rockefellera, na którym studiuje 248 studentów, i publiczny Uniwersytet Kalifornijski w San Francisco z trzema tysiącami studentów.
d wielu lat trwa proces budowania w Polsce uniwersytetów badawczych. Za takie uważa się 10 uczelni wyłonionych w ramach programu „Inicjatywa doskonałości – uczelnia badawcza” (IDUB) lub szerzej 20 uczelni, które uzyskały prawo do ubiegania się o status takiej uczelni. Dla sklasyfikowanych uczelni portal ARWU udostępnia dane o podziale liczby studentów na studentów pierwszego stopnia (undergraduate) i pozostałych (graduate). Ten podział w Europie wygląda nieco inaczej niż w USA, bo tam na studia profesjonalne, medyczne i prawnicze przyjmuje się osoby po studiach pierwszego stopnia (bachelor), ale wydaje się oczywiste, że na uczelniach badawczych powinno być wielu studentów graduate. I tak jest na uczelniach z pierwszej strony rankingu.
Pierwszy na liście Harvard ma 14 467 studentów pierwszego stopnia i prawie dwa razy tyle, 27 520 studentów graduate. Populacja graduate na MIT jest też dwa razy większa od liczby studentów pierwszego stopnia. Columbia (8. miejsce w rankingu), Caltech (California Institute of Technology, też 8. miejsce), uniwersytet medyczny Johna Hopkinsa (17. miejsce) oraz francuski Saclay (8. miejsce) mają po 3 razy więcej studentów graduate od studentów pierwszego stopnia. Publiczny uniwersytet medyczny University of California w San Francisco (20. miejsce) oraz Uniwersytet Rockefellera (29. miejsce) nie mają wcale studentów pierwszego stopnia. Warto dodać, że na wszystkich uniwersytetach amerykańskich i brytyjskich z pierwszej trzydziestki oraz w ETH (21. miejsce) liczba zagranicznych studentów graduatesięga 45 proc., a na Imperial College w Londynie (25. miejsce) przekracza 60 proc.
Dla porównania – na najlepszych polskich uniwersytetach aspirujących w programie IDUB do statusu uczelni badawczej jest niewielu doktorantów (poniżej 5 proc.), a liczba studentów zagranicznych nie przekracza 10 proc. Jeśli liczba doktorantów na najlepszych polskich uczelniach nie wzrośnie, nie staną się one prawdziwymi uczelniami badawczymi. Ponadto w krajach z nowoczesną, innowacyjną gospodarką zapotrzebowanie na doświadczonych badaczy jest bardzo duże. Absolwenci studiów doktoranckich nie tylko zostają profesorami na uniwersytetach i w koledżach, ale przede wszystkim znajdują pracę w firmach technologicznych i korporacjach, a także zakładają startupy. W bardzo dużym zespole w OpenAI, który zbudował ChatGPT, były – poza obsługą – tylko dwie osoby bez doktoratu.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-leszek-pacholski-polskie-uczelnie-w-rankingach/
PAP/MB



