Prof. Jerzy MIZIOŁEK: Antyk apoliński i dionizyjski. Kartki z dziejów Teatru Narodowego

Antyk apoliński i dionizyjski.
Kartki z dziejów Teatru Narodowego

Photo of Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, w latach 2018–2019 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

zobacz inne teksty Autora

W miesiącach zimowych wypadają ważne rocznice w dziejach Teatru Narodowego, który w wyniku represji po powstaniu listopadowym nazwano Teatrem Wielkim i tak zostało do dziś. Ten wspaniały gmach, z jego fasadą cudem uratowaną od zagłady w 1944 r., był przez lata zaborów ostoją polskości. Oto kilka kartek z jego dziejów wraz z uwagami o dekoracji rzeźbiarskiej pięknej, prawdziwie monumentalnej fasady – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK

.W „Kurierze Warszawskim” z 20 listopada 1825 roku, w rubryce „Nowości Warszawskie”, czytamy: „Wczoraj (19 listopada) o godzinie 2 z południa odbył się obrzęd złożenia węgielnego kamienia do budowy Teatru Narodowego na placu Marywilskim. Przybył J.O. Xże Namiestnik Królewski, znajdowali się oraz J.O. Xże Drucki Lubecki, Minister Skarbu, JW. Hrabia Sobolewski, Minister Sprawiedliwości, Radcy Stanu Sumiński, Koźmian, Woyda Prezydent M.S. Warszawy, Lubowidzki Vice-Prezydent, tudzież wiele urzędników i artyści dramatyczni. Namiestnik królewski Józef książę Zajączek, wobec ministrów, prezesa dyrekcji teatrów i członków tejże, dnia 19 listopada 1825 r., złożył kamień węgielny na budowę Teatru Narodowego w stolicy, kosztem tejże wznoszonego, podług planów Antoniego Corazzi”. Do metalowej skrzyneczki wmurowanej w ścianę gmachu włożono m.in. monety i medale bite w Mennicy Warszawy oraz po egzemplarzu w tym dniu opublikowanych gazet, „Monitora” i „Kuriera Warszawskiego”, jako też drukowany egzemplarz Historii teatru polskiego wyjętej z dzieł Wojciecha Bogusławskiego. „J.P. Koracy [Corazzi], budowniczy – cytujemy dalej tekst z »Kuriera Warszawskiego« – podał J.O. Xciu Namiestnikowi kielnię srebrną i cegłę, i trzykrotnie uderzywszy w nią młotkiem oddał J.O. Xciu Ministrowi Skarbu, który położył przy kamiennej skrzyni pierwszą cegłę, następnie wykonali takową pracę Minister Sprawiedliwości, Radcy Stanu, Prezes i Członkowie Dyrekcji, a w imieniu wszystkich artystów Teatru Narodowego położył cegłę L.A. Dmuszewski. Oby szczęśliwie ukończoną została ta budowa, poświęcona kunsztom dla ozdoby stolicy i przyjemnej zabawy jej szanownych mieszkańców”.

W Warszawie w latach 1815–1825 obok artystów Teatru Narodowego pojawiła się spora grupa artystów plastyków – rzeźbiarzy i malarzy, profesorów i uczniów Oddziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego, utworzonego w latach 1808–1818. To właśnie ci artyści dali wyraz swemu oburzeniu, gdy próbowano ich zupełnie pominąć przy wyborze tych, którzy rzeźbami i malowidłami mieli ozdobić ogromny gmach. Jaki był efekt tego protestu? Warto o nim pamiętać, tym bardziej że ukazuje oblicze rodzącej się świadomości narodowej tej grupy społecznej, która niebawem, zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku, będzie przypominała światu obrazami i rysunkami Grottgera, Matejki, Rodakowskiego, Maksymiliana Gierymskiego i wielu innych, że w sercu Europy istnieje naród mający własną kulturę, język i wielkie tradycje, naród czekający na odrodzenie, na ponowne pojawienie się Polski na mapie świata.

Batalia o „zaród prawdziwie narodowej szkoły sztuk pięknych”

.1 grudnia 1825 roku, a więc tuż po położeniu kamienia węgielnego, powstał niezwykły dokument. Jest nim list skierowany do Komisji Rządowej, obecnie niemal zapomniany, pomimo że w okresie międzywojennym został w całości opublikowany przez pierwszego monografistę twórczości Antoniego Brodowskiego. Grupa artystów – profesorów Oddziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego – dopomina się w nim o zamówienia przy dekoracji fasady i wystroju wnętrza teatru. „Świeżo co założony Teatr Narodowy – czytamy w tym liście – otwiera pole dla wielu artystów, dla okazania zdatności swojej i chęci przysłużenia się krajowi dziełem znamienitym. Malowanie plafonów, kurtyn i innych ozdób; wiele ozdób rzeźbiarskich i posągów są godnym przedmiotem emulacji dla artystów krajowych. […] Jakże wiele nastręcza się tedy przedmiotów do współubiegania się artystów? Lecz jakże straconym będzie dla kraju pochop, który by ta sposobność emulowania sztukom pięknym dać nie mogła, jeżeli wszystkie te dzieła przez cudzoziemców umyślnie na to z zagranicy sprowadzonych wykonane zostaną? A jednak podług dochodzących nas wiadomości budowniczy rządowy Corazzi udaje się do Włoch, ażeby przez [bardzo] korzystny [dla siebie] układ, krewnych [lub przyjaciół] swoich do malowań i rzeźby teatralnej sprowadził. Jeżeli rząd powątpiewa o zdolności krajowych artystów, niechajże bądź to na każdy szczególny przedmiot dekoracji malarskiej lub rzeźbiarskiej, bądź też na obrazy i posągi pojedyncze konkurs ogłoszony zostanie, do którego i cudzoziemcy przypuszczeni być mogą, byleby była pewność, że rodak, który lepiej lub równie dobrze przedmiot konkursu jak cudzoziemiec wykona, pierwszeństwo przed nim otrzyma. […] Tym sposobem ukształciłby się może z czasem zaród prawdziwie narodowej szkoły w sztukach pięknych, którą tylko krajowej duchem narodowości przejęci ukształcić mogą”.

Odpowiedzi udzielił w dniu 29 marca 1826 r. namiestnik, książę Zajączek, odpowiedzialny za wzniesienie Teatru Wielkiego, który zmarł cztery miesiące później. Przychylił się do wniosku artystów „pracujących w Oddziale Sztuk Pięknych tutejszego Uniwersytetu Królewskiego do współubiegania się w wykonaniu publicznych dzieł przedmiotem tych sztuk będących”. Batalia o kontrakty dla artystów-profesorów uniwersyteckich i ich uczniów, jak też rzemieślników warszawskich została zatem wygrana, choć tylko połowicznie. Znaczną część zamówień otrzymali właśnie oni, ale w grze pozostali także artyści włoscy. 

W duchu antyku apollińskiego i dionizyjskiego

.W słynnym dziele Narodziny tragedii (1872) Fryderyk Nietsche, który utrzymywał, że ma polskie pochodzenie, dokonał interesującego podziału obszarów sztuki antycznej na apollińską – spokojną i harmonijną – i dionizyjską – pełną werwy, patosu i egzaltacji. Te dwie sfery tradycji klasycznej pulsują wyraziście w dekoracji Teatru Wielkiego.

W latach 1829–1830 złożono zamówienia u licznych warszawskich artystów i rzemieślników. 22 grudnia 1829 roku zawarto umowę ze snycerzem Ludwikiem Wąsowiczem, która zobowiązywała go do wykonania gryfów do lóż parterowych, sfinksów do lóż pierwszego, drugiego i trzeciego piętra oraz orła (a więc pamiętano o symbolu Rzeczypospolitej) wraz z rozetami nad lożą główną. Umowa z tego samego dnia ze sztukatorami Czajkowskim i Ferrantem Marconim dotyczyła ozdobienia rzeźbą sześciu kapiteli do filarów między oknami, wykonania 164 i pół łokcia bieżącego architrawu korynckiego, 200 łokci architrawu nad perystylem i schodami oraz kompletnych modeli kapitela korynckiego. Według dodatkowej umowy z 19 lutego 1830 roku Marconi miał wykonać „80 łokci bieżącego fryzu, ułożonego z festonów i masek rozmaitych pod frontonem, 65 łokci bieżącego fryzu korynckiego ozdobionego arabeskami i 4 płaskorzeźby architektoniczne nad kolumnami jońskimi”. Umowa z 20 lutego 1830 roku podobne prace zlecała sztukatorowi Mikołajowi Ninecettiemu. Według umowy zawartej 1 lutego 1830 roku ze sprowadzonym z Italii Pawłem Kaufmanem miał on wyrzeźbić „2 posągi na akrotery obok frontonu oraz 4 figury do lóż w proscenium, każda według osobnego wzoru”. Posągi na akroteriony najprawdopodobniej nie powstały.

Zamówienie z 18 marca 1830 r. dotyczyło Pawła Malińskiego, profesora rzeźby w Oddziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego, i Konstantego Hegla, jednego z rzeźbiarzy wykształconych w tym Oddziale. Pierwszy z nich miał wykonać „płaskorzeźbę na pasie dolnym perystylu w miejscu gzymsu doryckiego nad trzema arkadami od frontu, wyobrażającą powrót Edypa z igrzysk olimpijskich według Sofoklesa”. Relief ukazywać miał 60 figur. Artysta ten miał też wykonać grupę Apollina na wozie „przez cztery konie ciągnionym”; dzieło miało zostać odlane „w żelazie” i ustawione na piedestale w połowie wysokości gmachu. Umowa z Heglem dotyczyła „4 geniuszów nad bramami wjazdowymi wielkości kolosalnej według dwóch osobnych modelów: dwóch tancerek-bachantek obok perystylu; dwóch oddzielnych modelów sfinksów do odlania w żelazie oraz trzech masek na kluczach kamiennych w arkadach frontowych pod perystylem i dwóch orłów kamiennych także na kluczach arkad bocznych do wjazdu”. Wspomniane sfinksy miały być ustawione przed teatrem; być może był to rodzaj nawiązania do historii Edypa lub po prostu dekoracja.

Kolejne umowy podpisano 17 marca i 24 maja; pierwszą zawarto z Jakubem Tatarkiewiczem, drugą z Tomaso Accardim (Acciardim). Włoski rzeźbiarz, który dzięki Corazziemu wygrał konkurs z K. Heglem i Ludwikiem Kaufmanem, zobowiązał się do wykonania „płaskorzeźby na fronton, wystawiającej biust Anakreonta na podstawie ozdobionej festonami, wokoło zgromadzeni pasterze grają i śpiewają wspólnie, a trzy nimfy tańcząc zawieszają około biustu laury z liści dębowych i oliwnych. Scena ta składać się powinna z 9 figur całkowitych en relief oraz biustu Anakreonta, resztę wypełniają instrumenty i inne stosowne ozdoby”. Tatarkiewicz, kolejny obok Hegla absolwent Oddziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego, został zamówiony do odkucia „dwóch posągów według wzorów starożytnych wyobrażających komedię i tragedię, mających stać w niszach dolnych”. Ten uczeń Pawła Malińskiego i Antoniego Brodowskiego studiował w latach 1823–1828 w Rzymie u Bertela Thorvaldsena. Zamówienie z Teatru Wielkiego było wielkim wyróżnieniem dla młodego artysty, ale niestety nie zostało zrealizowane, podobnie jak kwadryga Apollina Malińskiego. Apollo znalazł – w 2002 r. – po 177 latach swoje miejsce na platformie ponad perystylem; nisze przeznaczone dla personifikacji, Tragedii i Komedii pozostają do dziś puste. Wszakże Tragedia i Komedia trafiły do Teatru Wielkiego na jedną z kurtyn, która nie przetrwała niestety do naszych czasów. Być może zatem przyszedł czas na odkucie obydwu posągów i ustawienie na przygotowanym od przeszło 180 lat miejscu, tak jak się to stało z kwadrygą Apolla. 

Jak już odnotowaliśmy, umowa z Konstantym Heglem dotyczyła geniuszów nad bramami wjazdowymi wielkości kolosalnej, dwóch tancerek-bachantek i trzech masek na kluczach kamiennych w arkadach frontowych pod perystylem. Zamówienie zostało zrealizowane, ale niemal wszystkie wymienione motywy musiały być po II wojnie światowej odkute na nowo. Uszkodzone dzieła, wzorowane na malowidłach odkrytych ok. 1750 r. w domu Cycerona w Pompejach, zostały bardzo wiernie powtórzone. Ukazane na bocznych ścianach perystylu tańczące bachantki należały do obowiązkowych postaci orszaku Dionizosa. Obydwie ubrane są w zwiewne szaty i przedstawione w tanecznym szale, z rękoma uniesionymi do góry – jedna trzyma małe czynele, druga gra na tamburynie.

Sofokles i Edyp

.Po II wojnie światowej na nowo odkuto również relief Acciardiego, ale pod popiersiem, przy którym tańczą nimfy i grają pasterze, pojawiło się nie imię Anakreonta, lecz Sofoklesa, napisane po grecku: ΣΟΦΟΚΛΗΣ. Tę detronizację – nieco zadziwiającą, bo zlekceważono tradycję – tłumaczy fakt, że na długim fryzie ponad wejściem widzimy sceny inspirowane sztukami Sofoklesa, opowiadającymi o tragicznych losach Edypa. Ten wykonany przez Malińskiego długi i tłumny relief, ukazujący „powrót Edypa i ludu z igrzysk”, był kilka razy przenoszony podczas kolejnych transformacji Teatru Wielkiego i głównego wejścia do niego. Po II wojnie światowej odkuto go na nowo, a oryginał, mocno nadgryziony zębem czasu, przechowywany jest w Muzeum Warszawy. Czy wróci do Teatru Wielkiego do czegoś w rodzaju lapidarium?

Na pojawienie się w tympanonie Teatru Wielkiego autora Antygony pozwala patrzeć łagodnym okiem również wypowiedź wielkiego aktora Teatru Narodowego, wspaniałego mistrza słowa – Gustawa Holoubka. Oto jego myśli: „Powrót do Edypa może objawić ciągłość formuły teatru wymyślonego, jak wiadomo, przez Greków, wymyślonego genialnie, bo przez dwa i pół tysiąca lat nie nastąpiło żadne odstępstwo od zasad budowania dramatu. Schemat dramatu przetrwał do dziś. Dlatego wydaje mi się, że ten tekst Sofoklesa jest wyjątkowo aktualny pośród tego, co się z nami dzieje: chaosu, poszukiwania jakiegoś śladu sensu, możliwości porozumienia się ludzi. Tego typu dzieło daje krótką odpowiedź i wraca do źródeł. Rzecz jest o tym, co było podstawą filozofii Grecji antycznej”.

Jerzy Miziołek
Tekst ukazał się w nr 50 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 lutego 2023