Prof. Andrzej JAJSZCZYK: Rankingi uczelni są ważne, ale nie najważniejsze

Rankingi uczelni są ważne, ale nie najważniejsze

Photo of Prof. Andrzej JAJSZCZYK

Prof. Andrzej JAJSZCZYK

Profesor nauk technicznych. Pracuje w AGH w Krakowie. Jest członkiem Europejskiej Rady Doradczej Wydawnictwa Springer Nature. Był wiceprzewodniczącym Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych (ERC) i pierwszym dyrektorem Narodowego Centrum Nauki (NCN).

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Próby udawania, że wszystkie uczelnie mogą mieć jednakowo wysoki poziom i tym samym powinny być identycznie finansowane, są skazane na niepowodzenie – pisze prof. Andrzej JAJSZCZYK

.Znaczenie międzynarodowych rankingów szkół wyższych jest nie do przecenienia. Wysokie na nich miejsce zapewnia przypływ znakomitych kandydatów na profesorów, stażystów podoktorskich, doktorantów i studentów oraz buduje prestiż naukowy miejscowości, regionu i kraju. Przekłada się to na napływ najcenniejszych inwestycji wymagających dużego kapitału intelektualnego, a także pozytywnie wpływa na tworzenie znaczącego środowiska kulturowego. Ale oczywiście należy pamiętać, że dobra pozycja w rankingach nie jest celem samym w sobie. Potrzebujemy bardzo dobrych uczelni dla nas samych. Gdy nasze uniwersytety będą znakomite, znajdzie to odzwierciedlenie także w rankingach. Warto przypomnieć, że celem tworzenia takich klasyfikacji uczelni było właśnie zidentyfikowanie tych najlepszych. Dobrym przykładem jest tu tzw. ranking szanghajski, utworzony na zlecenie chińskich władz, które chciały mieć rzetelną informację, dokąd wysyłać studentów i doktorantów, aby wykształcić jak najlepiej nowe chińskie kadry. Wbrew potocznym opiniom kryteria tego rankingu są wielowymiarowe oraz dobrze przemyślane i nie ograniczają się do zliczania laureatów Nagród Nobla pracujących w danej jednostce.

.Jak zatem spowodować, aby uczelnie działające w Polsce były lepsze, niż są obecnie, i mogły konkurować ze światową czołówką? Jest oczywiste, że wysoki poziom kształcenia i badań naukowych zależy w bardzo dużym stopniu od poziomu finansowania. Tu wyglądamy fatalnie na tle innych krajów Unii Europejskiej. Bez zwiększenia nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe nie ma co marzyć o gonieniu świata. Nie ma także wątpliwości, że same pieniądze są daleko niewystarczające. Aby osiągnąć sukces, należy przemyśleć i zrewidować całą politykę naukową. Nie da się tego skutecznie zrobić bez politycznego porozumienia ponad podziałami.

Otoczenie gospodarcze i kulturowe

.Uczelnie nie są wyspami na oceanie. Trudno wyobrazić sobie bardzo dobre szkoły wyższe na pustyni kulturowej i gospodarczej. Szczęśliwie w Polsce takiej pustyni nie mamy. W przypadku nauk technicznych dużą rolę odgrywa istnienie międzynarodowych firm związanych z najnowszymi technologiami. Na przykład Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie nie miałaby tak nowoczesnych laboratoriów teleinformatycznych, gdyby nie zapotrzebowanie na specjalistów i wsparcie ze strony działających w naszym regionie zagranicznych i krajowych przedsiębiorstw. Ale te bardzo dobrze wyposażone laboratoria i presja na kształcenie na najwyższym światowym poziomie umożliwiają naszym absolwentom także tworzenie własnych firm, które mają szanse stać się znaczącymi graczami w przyszłości. Część ośrodków akademickich ma szczęście funkcjonować w miastach z wielkim potencjałem kulturowym, w tym teatrami, muzeami, galeriami sztuki, wytwórniami filmów oraz gier czy wydawnictwami. To nie tylko miejsca pracy absolwentów uczelni, ale także źródło inspiracji i wsparcia dla naukowców i dydaktyków. Nie ulega wątpliwości, że rozwój wspomnianego otoczenia gospodarczego i kulturowego może pozytywnie wpływać na jakość naszych szkół wyższych i ich międzynarodową pozycję.

Zróżnicowanie uczelni

.Próby udawania, że wszystkie uczelnie mogą mieć jednakowo wysoki poziom i tym samym powinny być identycznie finansowane, są skazane na niepowodzenie. Szkoły wyższe nie tylko różnią się poziomem kształcenia i prowadzonych w nich badań, ale także powinny różnicować swój profil zgodnie z potrzebami regionu czy, w niektórych przypadkach, całego kraju. Co prawda istotą uczelni jest powiązanie badań naukowych z dydaktyką, ale proporcje między tymi zadaniami mogą się znacznie różnić w zależności od profilu uczelni. Wyższa szkoła zawodowa, kształcąca na przykład wysokokwalifikowane kadry inżynierskie na potrzeby gospodarki regionu, może być w konkretnym miejscu cenniejsza niż średniej klasy uniwersytet badawczy. Potrzebujemy także w kraju kilku uczelni badawczych na wysokim, europejskim poziomie, by zapewnić dopływ kadr najwyższej klasy, a także by zatrzymać postępujący drenaż mózgów. Uczelnie takie powinny odgrywać znaczącą rolę w tworzeniu elit intelektualnych. Nie można przy tym popełnić błędu, znanego chociażby z Francji, gdzie wstęp do tychże elit jest zarezerwowany praktycznie wyłącznie dla absolwentów kilku konkretnych uczelni – nie powinniśmy zamykać drogi do najwyższych stanowisk najzdolniejszym, niezależnie od miejsca, w którym studiowali.

System finansowania

.O konieczności znacznego zwiększenia funduszy na finansowanie uczelni już wspominałem. Ważne jest, aby finansowanie to, podobnie jak obecnie, zasilało kilka niezależnych strumieni. Powinny to być m.in. subwencje na utrzymanie i rozwój potencjału dydaktycznego i badawczego oraz dotacje na finansowanie stypendiów czy dotacje na inwestycje. Uczelnie powinny także pozyskiwać środki z funduszy prywatnych, w tym z działalności gospodarczej.

Należy wzmocnić system grantowego finansowania badań naukowych za pośrednictwem istniejących agencji, w tym Narodowego Centrum Nauki i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Jednocześnie granty na badania naukowe nie powinny być sposobem na uzupełnianie sztucznie zaniżonych wynagrodzeń pracowników nauki, lecz jedynie finansować same badania, w tym koszty zatrudniania doktorantów, stażystów podoktorskich czy pracowników wspierających, na przykład techników bądź laborantów. Takie rozwiązanie jest zgodne z najlepszymi praktykami światowymi. Jak już pisałem (Dziewięć postulatów. Jak poprawić polskie uczelnie? [LINK], „Wszystko co Najważniejsze”, 12 listopada 2020), niezbędne jest utrzymanie dużej autonomii NCN, w którym kluczowe decyzje dotyczące rodzajów oferowanych grantów, sposobów oceny wniosków i podziału środków na poszczególne programy podejmuje rada złożona z wybitnych naukowców. Jest rzeczą naturalną i w gruncie rzeczy pożądaną, że środki grantowe są kierowane w znacznej części do naukowców pracujących w najlepszych jednostkach. Ewentualne próby kierowania podziałem tych środków, tak aby w miarę równomiernie płynęły do wszystkich krajowych uczelni, byłyby zaprzeczeniem idei finansowania grantowego i podważałyby w ogóle sens istnienia agencji grantowych (po prostu wystarczyłoby zwiększyć wszystkim uczelniom subwencje). Jednak likwidacja niezależnie działających agencji grantowych byłaby prostą receptą na obniżenie poziomu badań naukowych w Polsce i prowadziłaby do spadku pozycji naszych uczelni w rankingach międzynarodowych.

Efektywność działania szkolnictwa wyższego i jego jakość mogłoby zwiększyć wprowadzenie odpłatności za studia powiązane z systemem stypendiów i kredytów dla studentów, tak aby żaden zdolny i pracowity absolwent szkoły średniej nie miał zablokowanej możliwości studiowania, niezależnie od statusu materialnego. Odpłatność za studia pozwoliłaby na uniknięcie absurdalnej sytuacji, w której podatnicy w Polsce finansują w całości studiowanie osób, które następnie podejmują pracę w znacznie bogatszych od nas krajach.

Zarządzanie szkołami wyższymi

.Uczelnia to przede wszystkim ludzie, a nie zbiór budynków i znajdującego się w nich wyposażenia. W ostatnich trzydziestu latach baza materialna szkół wyższych zwiększyła się niepomiernie, co oczywiście samo w sobie jest zjawiskiem pozytywnym. Niejednokrotnie zapomina się przy tym, że na jakość uczelni bardziej wpłynęłoby zatrudnienie w niej obiecującego lidera zespołu naukowego niż marmury w nowo oddawanym budynku. Jakkolwiek ostatnia reforma szkolnictwa wyższego zwiększyła uprawnienia rektorów, nadal słabym punktem jest sposób ich wyłaniania.

Uważam, że rektorzy nie powinni być wybierani przez pracowników i studentów uczelni, lecz mianowani przez rady będące emanacją zewnętrznych interesariuszy. Tacy rektorzy, mniej uwikłani w wewnętrzne układy w kierowanej przez nich jednostce, mogliby lepiej kierować polityką zatrudniania kluczowych pracowników. Źródłem wysokiej jakości kadr czołowych światowych uczelni, poza oczywiście możliwościami dobrego ich wynagradzania, jest aktywne poszukiwanie liderów zespołów naukowych i indywidualne ustalanie ich wynagrodzeń. Wysokość takiego wynagradzania powinna zależeć od „wartości rynkowej” danego specjalisty. Nie da się teraz zatrudnić, na przykład, znakomitego badacza z obszaru sztucznej inteligencji, oferując mu wynagrodzenie równe poborom naukowca reprezentującego dobrze ustabilizowaną dyscyplinę z dużą liczbą kandydatów.

Już teraz panuje w naszym kraju zapaść, jeżeli chodzi o nabór utalentowanych osób na studia doktoranckie w obszarach, w których rynek pozauczelniany oferuje wysokie wynagrodzenia. Utrzymywanie tej sytuacji doprowadzi nie tylko do spadku polskich uczelni w rankingach, ale przede wszystkim spowoduje brak ekspertów najwyższej klasy w dyscyplinach decydujących o rozwoju kraju.

Dobre obyczaje

.Dochodzimy tu do jednego z najsłabszych ogniw naszego systemu szkolnictwa wyższego. Jest to mianowicie niedostatek dobrych obyczajów. Bez nich nie będą działały nawet najlepsze rozwiązania ustawowe. Trudno osiągnąć wysoki poziom w jednostce, w której toleruje się plagiatorów czy studentów ściągających na egzaminach. Wspominałem wyżej o mianowaniu osób zarządzających szkołami wyższymi. Na przykład w Niemczech rektorów wyznaczają władze polityczne krajów związkowych, a w Szwajcarii – władze kantonów. Nikomu tam nie przejdzie przez głowę, by rektorem uczelni mianować słabego partyjnego nominata, co groziłoby obniżeniem jakości uczelni. W Polsce jednak takie rozwiązanie prowadziłoby zapewne do katastrofalnych skutków. Podobnie mogłoby być w przypadku ustalania przez rektorów niejawnych i mocno zróżnicowanych wynagrodzeń, co jest normalną praktyką w wielu najlepszych uczelniach świata. Niestety nie ma prostych recept na zmianę mentalności zarówno decydentów, jak i pracowników szkół wyższych.

Mobilność kadry

.Jak już pisałem na tych łamach (Polska nauka przegrywa wyścig [LINK], „Wszystko co Najważniejsze”, 29 stycznia 2020), kolejną niezwykle ważną przyczyną słabości uprawianej w Polsce nauki jest brak długoterminowej mobilności pracowników szkół wyższych. Jednym z elementów uzdrowienia polityki kadrowej powinno być ograniczenie „chowu wsobnego” przez doprowadzenie do tego, że ubieganie się o stanowisko na uczelni, w której zrobiło się doktorat, powinno być raczej wyjątkiem niż regułą. I to tylko wtedy, gdy nabrało się kilkuletnich doświadczeń w zupełnie innym miejscu. Mobilność międzyuczelnianą, a także między uczelniami a sektorem gospodarczym ułatwiłoby zlikwidowanie centralnie zatwierdzanej habilitacji oraz tytułu profesorskiego nadawanego przez prezydenta (A. Jajszczyk, Habilitacja może zostać́, ale inna [LINK], „PAUza Akademicka”, nr 528, 22 października 2022).

.Jakość naszych uczelni zdecyduje w dużej mierze o przyszłości Polski. Jakkolwiek tylko dwie czy trzy uczelnie o charakterze badawczym mają szansę znalezienia się na wysokich miejscach w międzynarodowych rankingach, należy dbać o poziom także innych jednostek, w tym uczelni zawodowych czy jednostek stanowiących ważne centra kulturowe i zasoby ekspertyzy regionów, w których się znajdują. Trzeba pamiętać, że aby uczelnie mogły właściwie spełniać swoją rolę, muszą być ośrodkami niezależnej myśli i poszukiwania prawdy o nas samych i otaczającym nas świecie, bez bezpośredniej ingerencji polityków w tematykę i metodologię badań, a także programy kształcenia.

Andrzej Jajszczyk

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 sierpnia 2023