Volkswagen wykorzystuje niewolniczą pracę Ujgurów

Mimo doniesień o ludobójstwie, łamaniu praw etnicznej grupy Ujgurów w chińskiej prowincji Sinciang, firma Volkswagen nie zamierza zamykać działającej tam fabryki. Zdaniem przedstawicieli niemieckiej firmy VW, nie ma dowodów na naruszenia praw człowieka – twierdzi portal „Tagesschau”. Innego zdania jest ujgurska działaczka Rushan Abbas, która podkreśla, że prześladowania Ujgurów wciąż trwają. „Miliony są wykorzystywane do przymusowej pracy; dzieci są odbierane rodzicom, kobiety zmuszane do sterylizacji, aborcji i małżeństw z Chińczykami” – przekazuje Abbas.
Prześladowania Ujgurów a polityka Volkswagena
.W fabryce Volkswagena wykorzystuje się niewolniczą pracę Ujgurów – powiedziała Rushan Abbas, szefowa działającej w USA organizacji Campaign for Uyghurs (CFU). Jak dodaje, „Chiny dokonują ludobójstwa naszego narodu, 3-5 mln Ujgurów wtrącono do obozów koncentracyjnych, kolejne miliony są wykorzystywane do przymusowej pracy”.
Niemiecki producent samochodów nie zmienia jednak swojej decyzji w kwestii kontynuowania pracy fabryki w Sinciangu nawet po niedawnej wizycie szefa chińskiego oddziału niemieckiego koncernu VW – Ralfa Brandstaettera.
„Nie mamy dowodów na łamanie praw człowieka w tej fabryce, i to nie uległo zmianie po mojej wizycie” – twierdził Brandstaetter, który odwiedził zakłady w połowie lutego bieżącego roku. Jak przekonywał, odniósł tam wrażenie, że „kierownictwo stara się stworzyć dobrą atmosferę pracy”. Brandstaetter rzekomo „odbył długie rozmowy z siedmioma pracownikami, wśród których byli członkowie ujgurskiej mniejszości muzułmańskiej” – informuje niemiecki „Tagesschau”.
„Oczywiście jesteśmy świadomi krytycznych doniesień, traktujemy je bardzo poważnie” – tłumaczył Brandstaetter, komentując doniesienia dotyczące systematycznego prześladowania Ujgurów. Jak podkreślił „Tagesschau”, w ostatnich latach pojawiały się bowiem liczne informacje o obozach pracy przymusowej i tzw. obozach reedukacyjnych na terenie Sinciangu. O poważnych naruszeniach praw Ujgurów w prowincji mówił ponadto raport Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka.
„Wypowiedzi Brandstaettera są bardzo niepokojące. Ignoruje przytłaczające dowody pokazujące ludobójstwo prowadzone przez chiński reżim (…); to przymykanie oka m.in. na raport ONZ i niezależne śledztwa (…). Ludzie, z którymi rozmawiał byli najprawdopodobniej do tego wybrani, przygotowani i zmuszeni przez władze, przecież nie mówiliby o opresjach w obecności swoich prześladowców” – napisała Abbas w komunikacie opublikowanym na stronie CFU w rekacji na oświadczenie szefa chińskiego oddziału VW.
Największy rynek samochodowy na świecie
.Volkswagen uruchomił swoją fabrykę w mieście Urumczi (stolicy Sinciangu) wspólnie z chińską firmą państwową SAIC w 2012 roku. Jak wyjaśnił Steg, wówczas, w czasie podejmowania tej decyzji, „sytuacja wyglądała inaczej”. Uległa ona zmianie po atakach, które Chiny przypisywały ujgurskim islamistom.
„Podczas gdy chiński rząd wcześniej koncentrował się głównie na rozwoju gospodarczym i integracji, od 2015 roku wszczęto o wiele bardziej represyjne podejście” – dodał Steg. Jak podkreślił, z uwagi na stworzenie przez VW spółki joint venture z chińskim SAIC, firma „nie ma bezpośredniego wpływu na fabrykę”.
„Tagesschau” przypomniał, że Chiny jako największy rynek samochodowy na świecie ma ogromne znaczenie dla niemieckiego Volkswagena. Firma z Wolfsburga w Dolnej Saksonii działa w tym azjatyckim kraju od prawie 40 lat, posiadając tam blisko 30 fabryk. Dla tej drugiej co do wielkości firmy samochodowej zyski generowane w Chińskiej Republice Ludowej są bardzo ważne, dlatego kwestia wyjścia z tego kraju wciąż nie jest brana pod uwagę – zdaniem managementu VW byłoby to „nierzetelne” wobec kontrahentów.
Volkswagen nie jest jedynym niemieckim koncernem, korzystającym z pracy Ujgurów. We wrześniu 2021 roku Europejskie Centrum Praw Konstytucyjnych i Praw Człowieka (ECCHR) z siedzibą w Berlinie, poinformowało, że „złożyło skargę na kilka niemieckich firm”, za „domniemany współudział w zbrodniach przeciwko ludzkości”. Chodziło o sieci odzieżowe Hugo Boss i C&A, a także sieci dyskontów: Lidl, Aldi Nord i Aldi Sud. ECCHR oskarżyło te firmy o „wykorzystywanie i współudział, bezpośrednio lub pośrednio, w pracy przymusowej mniejszości ujgurskiej w chińskiej prowincji Sinciang”.
Informujemy świat o tym, co dzieje się w Sinciangu na podstawie licznych relacji mieszkających tam Ujgurów, świadectw osób, które były więzione w obozach koncentracyjnych i zmuszane do pracy, dzięki pomocy ich przebywających na emigracji rodzin – tłumaczyła Abbas.
Jak podkreśla działaczka, prześladowania Ujgurów przez chiński rząd spełniają przyjętą przez ONZ definicję ludobójstwa. Ujgurzy są więzieni w obozach koncentracyjnych, gdzie są torturowani i indoktrynowani, przebywa w nich 3-5 mln osób; kolejne miliony są zmuszane do pracy, rząd w Pekinie chce wynarodowić Ujgurów, dzieci są odbierane rodzicom, kobiety zmuszane do sterylizacji, aborcji i małżeństw z Chińczykami – wyliczała działaczka.
Prześladowania Ujgurów w Sinciangu
„Dlaczego Chiny podejmują tak (zdawałoby się) desperackie działania w stosunku Ujgurów i rozprzestrzeniania się radykalnego islamu w zachodnim regionie Chin? Dlaczego Sinciang ma tak duże znaczenie dla Chin kontynentalnych i w konsekwencji dla świata? – pyta prof. Dru C. GLADNEY, antropolog, były prezydent Pacific Basin Institute.
Jak podkreśla, „niewiele znaleziono dowodów podtrzymujących narrację Chin łączącą inspirowany przez dżihadystów radykalizm z przykładami ataków terrorystycznych i aktów przemocy w zachodnim regionie Chin. Mimo to od początku 2017 r. Chiny budują niezliczone centra reedukacji, w których przetrzymują blisko milion Ujgurów i innych mniejszości muzułmańskich. Według niektórych szacunków to blisko 1/10 całej populacji Ujgurów. Chiny nie tylko zdecydowanie uderzają aparatem represji w populację muzułmańską, ale zmierzają do całkowitej eliminacji, i to raz na zawsze, wszelkich potencjalnych ruchów oporu wobec władzy w regionie. Władze Państwa Środka zdają się nie przejmować międzynarodową krytyką i zaprzeczają oskarżeniom o represyjne traktowanie mniejszości, prześladowania i dyskryminację, łamanie podstawowych praw człowieka w regionie Sinciang przez scentralizowany aparat państwa”.
Prof. Dru C. GLADNEY przypomina, że „Chiny przez dziesięciolecia zaprzeczały swoim problemom wewnętrznym i skrywały przykłady separatyzmu, dumnie posługując się hasłem jedności narodowej. Jednak w ostatnich latach oficjalne raporty (co zaskakujące) rozpowszechniły informację o działaniach terrorystycznych w zachodniej prowincji, oficjalnie zwanej Regionem Autonomicznym Sinciang-Ujgur. W północno-zachodnim Sinciangu (co po chińsku oznacza nowy region) chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz „People’s Daily” (dziennik Komunistycznej Partii Chin wydawany od 1948 r. – red.) udokumentowały serię incydentów terrorystycznych i separatystycznych nasilających się od czasu powstania w mieście Ghulja w lutym 1997 r., w wyniku którego doszło do licznych represji i aresztowań tysięcy osób podejrzanych o terroryzm i akty przemocy”.
Według Amnesty International masowe aresztowania połączono wówczas z praktyką publicznych procesów i zbiorowymi egzekucjami, których ofiary można liczyć w tysiącach.
.Prof. James A. MILLWARD, sinolog z Georgetown University, pisze z kolei, że „polityka Chin wobec Sinciangu jest katastrofą humanitarną przypominającą najgorsze przeszłe kolonialne znęcanie się nad rdzenną ludnością, jak również pogromy etniczne, Holokaust i południowoafrykański apartheid”.
„Polityka KPCh w Sinciangu od 2017 r. doprowadziła do zatrzymania i uwięzienia około 300 tys. i internowania około miliona rdzennych nie-Hanów z Azji Środkowej w obozach reedukacji politycznej; zrównała z ziemią lub zniszczyła tysiące meczetów, świątyń i starych dzielnic; zmniejszyła wskaźnik urodzeń wśród rdzennych mieszkańców znacznie poniżej tego odnotowanego dla Chińczyków Han; zdelegalizowała podstawowe elementy kultury ujgurskiej i islamskiej; zepchnęła dziesiątki tysięcy dorosłych nie-Hanów do przymusowej pracy w fabrykach. Ujawnienie tych praktyk przyczyniło się do najgorszego kryzysu polityki zagranicznej w Chińskiej Republice Ludowej (ChRL) od 1989 roku“.
„Po początkowym zaprzeczaniu, że obozy internowania istnieją, ChRL rozpoczęła kampanię propagandową na temat walki reżimu z terroryzmem. Nadmierna reakcja jest rażąco nieproporcjonalna do czterech stosunkowo niewielkich aktów terroryzmu z lat 2013–14 (pierwszych od 1997 r.), w przypadku których nie ma dowodów na to, że były działaniami zorganizowanymi. Chociaż w ostatnich latach w Sinciangu dochodziło do innych aktów przemocy, zwłaszcza starć ludności z policją i innymi funkcjonariuszami państwowymi, ChRL nie wykazała przekonująco, czym takie niepokoje różnią się od podobnych masowych incydentów, które zdarzają się co roku w innych częściach Chin, ale nigdy nie są określane mianem terroryzmu“.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP