Polskie powroty. Jak przekonać młodych polskich naukowców do powrotu do Polski?
Ich powrót jest nie tylko szansą rozwoju kraju. Ich powrót jest także nie tylko zwrotem z inwestycji, jakiej dokonała Polska, dając im wykształcenie i dobry start. Dla mnie ich powrót jest przede wszystkim jednym z najważniejszych obowiązków, jaki stoi przed ludźmi kierującymi naszym krajem i – na różnych szczeblach – polską nauką – pisze Piotr DYTKO
.Zacznę od prawdziwej historii, jednego z moich boleśniejszych doświadczeń na stanowisku szefa firmy. Tomasz – zgódźmy się na takie imię – miał 28 lat. W firmie pracował od lat czterech. Był najmłodszym członkiem zespołu zajmującego się projektowaniem bardzo złożonych instalacji. Był nadzieją zespołu i nadzieją firmy. Jego szef, twórca i wieloletni kierownik pracowni, to jeden z najlepszych w Polsce specjalistów w swojej dziedzinie. Wraz z kolegami przez trzydzieści lat budował zespół, zdobywał wiedzę i doświadczenie. W osobie Tomasza znalazł kogoś, kto cały ten dorobek był w stanie i chciał przejąć. Znalazł osobę, której mógł powierzyć tajniki swej pracy i z dumą patrzeć, jak to, co stworzył, jest kontynuowane i rozwijane.
Zaczęliśmy realizować zlecenie dla jednej z największych na świecie firm w branży. Jak nietrudno się domyślić, Tomek dostał od niej ofertę pracy. Przyjął ją. Wyjechał na drugi koniec świata. W ciągu miesiąca. Z żoną i małym dzieckiem. I choć z całych sił próbowałem go zatrzymać, to jedyne, co ostatecznie mogłem zrobić, to pozwolić mu odejść w sposób najkorzystniejszy dla niego, licząc, że to doceni, gdy kiedyś pomyśli o powrocie.
Nie chcę więcej doświadczać bezsilności menedżera, który nie może zatrzymać najzdolniejszego pracownika. Nie chcę więcej doświadczać bezsilności polityka słyszącego o wielu takich przypadkach. Nie chcę też doświadczać lęku ojca zastanawiającego się nad tym, jaki kraj będzie ojczyzną dla jego wnuków.
Parę tygodni temu, podczas pobytu w kilku ośrodkach naukowych w Stanach Zjednoczonych, spotkałem młodych, zdolnych Polaków, którzy przed kilku, kilkunastu laty opuścili nasz kraj. To, co mnie uderzyło, to fakt, że żaden z nich nie wyjeżdżał bez wahań czy z nieokiełznanym entuzjazmem. Każdy z nich tęskni. Dla każdego z nich decyzja o wyjeździe była trudnym wyborem między szansą rozwoju zawodowego a pozostaniem w kraju, który jest ich domem i w którym zawsze będą u siebie. Kraju, w którym chcą wychowywać swoje dzieci i realizować swoje marzenia. Jak powiedział mi jeden z nich: „Wie pan, jestem tu osiem lat i urządziłem się świetnie. Rok temu urodził mi się syn. Bez trudu mógłbym wychować go na Amerykanina. Problem polega na tym, że i ja, i żona chcemy wychować go na Polaka”.
Ci ludzie chcą wracać. I powinniśmy na tę chęć powrotu spojrzeć z właściwej perspektywy.
Ich powrót jest nie tylko szansą rozwoju kraju. Ich powrót jest także nie tylko zwrotem z inwestycji, jakiej dokonała Polska, dając im wykształcenie i dobry start. Dla mnie ich powrót jest przede wszystkim jednym z najważniejszych obowiązków, jaki stoi przed ludźmi kierującymi naszym krajem i – na różnych szczeblach – polską nauką. Obowiązkiem nie tylko ekonomicznym, nie tylko opartym na racjonalnej kalkulacji, lecz obowiązkiem przede wszystkim głęboko moralnym. Tym ludziom należy stworzyć w kraju warunki, które sprawią, że nie tylko będą chcieli wrócić – tego już, w zdecydowanej większości, chcą. Trzeba sprawić, by mieli do czego wrócić i by mieli za co wrócić. Trzeba stworzyć im szanse nieskrępowanego rozwoju zawodowego. Obdarzyć ich zaufaniem i środkami, które pozwolą im na realizację ich pomysłów. Dać im możliwość budowy własnych zespołów badawczych – bez krępowania ich absurdalnymi procedurami i personalnymi zależnościami. Dać im dostęp do najnowocześniejszych laboratoriów i środki oraz swobodę ich rozbudowy. A przede wszystkim trzeba ich słuchać. Pytać, pytać i jeszcze raz pytać, czego potrzebują, by ich talent rozkwitł tu, w kraju, znacznie bardziej, niż rozkwitał za granicą. Usuwać im z drogi przeszkody i zapewniać to, co niezbędne do rozwoju. A wszystko to czynić na warunkach, które sprawią, że nie będą musieli martwić się o to, czy spłacą kredyt, czy będą mogli zabrać rodzinę na wakacje, czy będą mogli zaprosić kolegów z zagranicy na dobrą kolację.
Taką politykę zaczynamy prowadzić w kierowanej od niedawna przeze mnie firmie i, proszę mi wierzyć, to działa. W ciągu miesiąca rozmawialiśmy z dwiema osobami, które „znaleźliśmy” w Niemczech i w Stanach Zjednoczonych. Pytaliśmy tylko o jedno – czego potrzebują. Co możemy im dać, by stworzyć warunki rozwoju zbliżone do tych, które dano im za granicą? Jakich gwarancji od nas chcą? Nie pytamy o gwarancje dla nas. Ci ludzie w wieku trzydziestu kilku lat swoimi życiorysami już dowiedli, na co ich stać. Wyjechali do obcych krajów jako młodzi absolwenci. Bez kontaktów, bez dorobku, bez pieniędzy. W swoich walizkach mieli dwie koszule, mnóstwo odwagi i swój talent. Jako prezes firmy nie potrzebuję od nich żadnych gwarancji. Potrzebuję precyzyjnej informacji, czego potrzebują ode mnie. Jedna ze wspomnianych osób już zdecydowała się na powrót. Druga się zastanawia. A dla nas w firmie – to dopiero początek. Jak najszybciej chcemy być miejscem, do którego naukowcy sami będą pukać, wiedząc, że znajdą tu doskonałe warunki pracy, wspierającą ich organizację i nie „godziwe”, lecz świetne wynagrodzenie.
Uruchomiony przez rządową Narodową Agencję Wymiany Akademickiej program „Polskie Powroty” to narzędzie, które każdy menedżer nauki powita z uznaniem, choć uznaniu temu będzie towarzyszyć pytanie: „dlaczego tak późno?”.
Dlaczego musieliśmy czekać na to tak wiele lat? O ile prościej byłoby tych ludzi zatrzymać u nas, niż teraz walczyć o ich powrót. Ale dobrze, że w końcu dostajemy realne wsparcie od rządu. Dobrze, że z ust wicepremiera, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosława Gowina, słyszymy, że celem zmian wprowadzanych w Konstytucji dla Nauki jest powstrzymanie emigracji elit młodego pokolenia, a sam ten proces jest określony mianem największego dramatu III RP. Dostajemy od rządu pieniądze i narzędzia. Reszta zależy od nas. Teraz już znacznie trudniej będzie o wymówki czy narzekanie wszystkim, którzy na średnim i niskim szczeblu odpowiadają za rozwój polskiej nauki.
Trzeba też jednak mieć świadomość, że programy takie jak „Polskie Powroty”, reforma polskiej nauki oraz wola i wsparcie rządu nie wystarczą. One same w sobie nie załatwią sprawy. Dróg do powrotu dla polskich naukowców rozwijających dzisiaj swój talent za granicą nie zbuduje minister, najbardziej nawet oddany sprawom nauki. On może jedynie – i aż – dać po temu środki. Drogi powrotu z Oxfordu, Waszyngtonu czy Berlina nie prowadzą na ulicę Hożą w Warszawie. Te drogi prowadzą do Wrocławia, Lublina, Poznania, Gdańska i wielu innych miast. I tam muszą zacząć być budowane. Budowane przez rektorów, dziekanów, prezesów i dyrektorów, którzy będą wiedzieli, jak wykorzystać narzędzia, którymi dysponują i które do dyspozycji daje im rząd. I będą traktowali powroty polskich naukowców jako coś znacznie istotniejszego niż tak przecież ważny rozwój ich instytucji. Te powroty będą traktowali jako głęboki moralny obowiązek wynikający z solidarności wobec tych, którzy byli przed nami, i tych, którzy przyjdą po nas.
Piotr Dytko