Piotr DYTKO: Polskie powroty. Jak przekonać młodych polskich naukowców do powrotu do Polski?

Polskie powroty.
Jak przekonać młodych polskich naukowców do powrotu do Polski?

Photo of Piotr DYTKO

Piotr DYTKO

Prezes zarządu PORT Polski Ośrodek Rozwoju Technologii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Ich powrót jest nie tylko szansą rozwoju kraju. Ich powrót jest także nie tylko zwrotem z inwestycji, jakiej dokonała Polska, dając im wykształcenie i dobry start. Dla mnie ich powrót jest przede wszystkim jednym z najważniejszych obowiązków, jaki stoi przed ludźmi kierującymi naszym krajem i – na różnych szczeblach – polską nauką – pisze Piotr DYTKO

.Zacznę od prawdziwej historii, jednego z moich boleśniejszych doświadczeń na stanowisku szefa firmy. Tomasz – zgódźmy się na takie imię – miał 28 lat. W firmie pracował od lat czterech. Był najmłodszym członkiem zespołu zajmującego się projektowaniem bardzo złożonych instalacji. Był nadzieją zespołu i nadzieją firmy. Jego szef, twórca i wieloletni kierownik pracowni, to jeden z najlepszych w Polsce specjalistów w swojej dziedzinie. Wraz z kolegami przez trzydzieści lat budował zespół, zdobywał wiedzę i doświadczenie. W osobie Tomasza znalazł kogoś, kto cały ten dorobek był w stanie i chciał przejąć. Znalazł osobę, której mógł powierzyć tajniki swej pracy i z dumą patrzeć, jak to, co stworzył, jest kontynuowane i rozwijane.

Zaczęliśmy realizować zlecenie dla jednej z największych na świecie firm w branży. Jak nietrudno się domyślić, Tomek dostał od niej ofertę pracy. Przyjął ją. Wyjechał na drugi koniec świata. W ciągu miesiąca. Z żoną i małym dzieckiem. I choć z całych sił próbowałem go zatrzymać, to jedyne, co ostatecznie mogłem zrobić, to pozwolić mu odejść w sposób najkorzystniejszy dla niego, licząc, że to doceni, gdy kiedyś pomyśli o powrocie.

Nie chcę więcej doświadczać bezsilności menedżera, który nie może zatrzymać najzdolniejszego pracownika. Nie chcę więcej doświadczać bezsilności polityka słyszącego o wielu takich przypadkach. Nie chcę też doświadczać lęku ojca zastanawiającego się nad tym, jaki kraj będzie ojczyzną dla jego wnuków.

Parę tygodni temu, podczas pobytu w kilku ośrodkach naukowych w Stanach Zjednoczonych, spotkałem młodych, zdolnych Polaków, którzy przed kilku, kilkunastu laty opuścili nasz kraj. To, co mnie uderzyło, to fakt, że żaden z nich nie wyjeżdżał bez wahań czy z nieokiełznanym entuzjazmem. Każdy z nich tęskni. Dla każdego z nich decyzja o wyjeździe była trudnym wyborem między szansą rozwoju zawodowego a pozostaniem w kraju, który jest ich domem i w którym zawsze będą u siebie. Kraju, w którym chcą wychowywać swoje dzieci i realizować swoje marzenia. Jak powiedział mi jeden z nich: „Wie pan, jestem tu osiem lat i urządziłem się świetnie. Rok temu urodził mi się syn. Bez trudu mógłbym wychować go na Amerykanina. Problem polega na tym, że i ja, i żona chcemy wychować go na Polaka”.

Ci ludzie chcą wracać. I powinniśmy na tę chęć powrotu spojrzeć z właściwej perspektywy.

Ich powrót jest nie tylko szansą rozwoju kraju. Ich powrót jest także nie tylko zwrotem z inwestycji, jakiej dokonała Polska, dając im wykształcenie i dobry start. Dla mnie ich powrót jest przede wszystkim jednym z najważniejszych obowiązków, jaki stoi przed ludźmi kierującymi naszym krajem i – na różnych szczeblach – polską nauką. Obowiązkiem nie tylko ekonomicznym, nie tylko opartym na racjonalnej kalkulacji, lecz obowiązkiem przede wszystkim głęboko moralnym. Tym ludziom należy stworzyć w kraju warunki, które sprawią, że nie tylko będą chcieli wrócić – tego już, w zdecydowanej większości, chcą. Trzeba sprawić, by mieli do czego wrócić i by mieli za co wrócić. Trzeba stworzyć im szanse nieskrępowanego rozwoju zawodowego. Obdarzyć ich zaufaniem i środkami, które pozwolą im na realizację ich pomysłów. Dać im możliwość budowy własnych zespołów badawczych – bez krępowania ich absurdalnymi procedurami i personalnymi zależnościami. Dać im dostęp do najnowocześniejszych laboratoriów i środki oraz swobodę ich rozbudowy. A przede wszystkim trzeba ich słuchać. Pytać, pytać i jeszcze raz pytać, czego potrzebują, by ich talent rozkwitł tu, w kraju, znacznie bardziej, niż rozkwitał za granicą. Usuwać im z drogi przeszkody i zapewniać to, co niezbędne do rozwoju. A wszystko to czynić na warunkach, które sprawią, że nie będą musieli martwić się o to, czy spłacą kredyt, czy będą mogli zabrać rodzinę na wakacje, czy będą mogli zaprosić kolegów z zagranicy na dobrą kolację.

Taką politykę zaczynamy prowadzić w kierowanej od niedawna przeze mnie firmie i, proszę mi wierzyć, to działa. W ciągu miesiąca rozmawialiśmy z dwiema osobami, które „znaleźliśmy” w Niemczech i w Stanach Zjednoczonych. Pytaliśmy tylko o jedno – czego potrzebują. Co możemy im dać, by stworzyć warunki rozwoju zbliżone do tych, które dano im za granicą? Jakich gwarancji od nas chcą? Nie pytamy o gwarancje dla nas. Ci ludzie w wieku trzydziestu kilku lat swoimi życiorysami już dowiedli, na co ich stać. Wyjechali do obcych krajów jako młodzi absolwenci. Bez kontaktów, bez dorobku, bez pieniędzy. W swoich walizkach mieli dwie koszule, mnóstwo odwagi i swój talent. Jako prezes firmy nie potrzebuję od nich żadnych gwarancji. Potrzebuję precyzyjnej informacji, czego potrzebują ode mnie. Jedna ze wspomnianych osób już zdecydowała się na powrót. Druga się zastanawia. A dla nas w firmie – to dopiero początek. Jak najszybciej chcemy być miejscem, do którego naukowcy sami będą pukać, wiedząc, że znajdą tu doskonałe warunki pracy, wspierającą ich organizację i nie „godziwe”, lecz świetne wynagrodzenie.

Uruchomiony przez rządową Narodową Agencję Wymiany Akademickiej program „Polskie Powroty” to narzędzie, które każdy menedżer nauki powita z uznaniem, choć uznaniu temu będzie towarzyszyć pytanie: „dlaczego tak późno?”.

Dlaczego musieliśmy czekać na to tak wiele lat? O ile prościej byłoby tych ludzi zatrzymać u nas, niż teraz walczyć o ich powrót. Ale dobrze, że w końcu dostajemy realne wsparcie od rządu. Dobrze, że z ust wicepremiera, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosława Gowina, słyszymy, że celem zmian wprowadzanych w Konstytucji dla Nauki jest powstrzymanie emigracji elit młodego pokolenia, a sam ten proces jest określony mianem największego dramatu III RP. Dostajemy od rządu pieniądze i narzędzia. Reszta zależy od nas. Teraz już znacznie trudniej będzie o wymówki czy narzekanie wszystkim, którzy na średnim i niskim szczeblu odpowiadają za rozwój polskiej nauki.

Trzeba też jednak mieć świadomość, że programy takie jak „Polskie Powroty”, reforma polskiej nauki oraz wola i wsparcie rządu nie wystarczą. One same w sobie nie załatwią sprawy. Dróg do powrotu dla polskich naukowców rozwijających dzisiaj swój talent za granicą nie zbuduje minister, najbardziej nawet oddany sprawom nauki. On może jedynie – i aż – dać po temu środki. Drogi powrotu z Oxfordu, Waszyngtonu czy Berlina nie prowadzą na ulicę Hożą w Warszawie. Te drogi prowadzą do Wrocławia, Lublina, Poznania, Gdańska i wielu innych miast. I tam muszą zacząć być budowane. Budowane przez rektorów, dziekanów, prezesów i dyrektorów, którzy będą wiedzieli, jak wykorzystać narzędzia, którymi dysponują i które do dyspozycji daje im rząd. I będą traktowali powroty polskich naukowców jako coś znacznie istotniejszego niż tak przecież ważny rozwój ich instytucji. Te powroty będą traktowali jako głęboki moralny obowiązek wynikający z solidarności wobec tych, którzy byli przed nami, i tych, którzy przyjdą po nas.

Piotr Dytko

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 maja 2018