Piotr MASZCZYK: Nad czym dzisiaj zastanawiałby się Wokulski?

Nad czym dzisiaj zastanawiałby się Wokulski?

Photo of Piotr MASZCZYK

Piotr MASZCZYK

Kierownik Zakładu Makroekonomii i Ekonomii Sektora Publicznego w Katedrze Ekonomii II Kolegium Gospodarki Światowej. Autor i współautor blisko pięćdziesięciu monografii i artykułów naukowych.

Polska regularnie notuje wyższe roczne tempo wzrostu PKB niż Niemcy. Jeśli ten trend się utrzyma, to w ciągu kilkunastu lat nasza gospodarka może osiągnąć poziom porównywalny z poziomem gospodarki niemieckiej. Wszystko będzie zależeć od tego, czy w kolejnych latach uda się u nas utrzymać tempo wzrostu szybsze niż u naszego zachodniego sąsiada – pisze Piotr MASZCZYK

.W raporcie Europa Środkowo-Wschodnia wobec globalnych trendów z 2019 r. (który przygotował zespół: Mariusz Próchniak, Maria Lissowska, Piotr Maszczyk, Ryszard Rapacki, Aleksander Sulejewicz) zostało wskazane, że Polska ma szansę osiągnąć poziom PKB Niemiec (per capita, według parytetu siły nabywczej) nawet w ciągu kilkunastu lat. W latach 2005–2018 gospodarka naszego zachodniego sąsiada rosła przeciętnie w tempie 1,5 proc. rocznie. W tym samym okresie Polska notowała średni wzrost PKB na poziomie 4,1 proc. rocznie. Jeśli uda się zachować tę różnicę, to polska gospodarka osiągnie poziom niemieckiej w ciągu 17 lat. Ale jeśli tempo rozwoju Niemiec przyspieszy, a w Polsce zwolni, to ten okres się wydłuży – według szacunków, które znalazły się w przywołanym wyżej raporcie, proces wyrównywania poziomów PKB per capita może zająć nawet 29 lat.

W jaki sposób na te procesy wpłynęła pandemia koronawirusa?

W krótkim okresie pandemia pozwoli na przyspieszenie tempa realnej konwergencji polskiej gospodarki w stosunku do średniej unijnej i Niemiec. Innymi słowy, z powodu COVID-19 Polska może przyspieszyć proces skracania dystansu do bardziej rozwiniętych krajów. Jest to możliwe, ponieważ jakkolwiek wszystkie kraje tworzące UE zmagały się w 2020 r. z recesją, to w Polsce była ona relatywnie płytsza niż w pozostałych gospodarkach unijnych (według wstępnych szacunków –2,8 proc. w Polsce, podczas gdy w Niemczech było to –5,3 proc. a w Hiszpanii nawet ok. –12 proc.).

Efekt ten będzie jednak widoczny tylko w krótkim terminie. Jak będzie w średnim i długim okresie? Dziś bardzo trudno to przewidzieć – bo nie wiadomo, jak zmieni się światowa gospodarka w związku z kolejnymi ograniczeniami w działalności przedsiębiorstw i innymi perturbacjami wywołanymi pandemią.

Bariery rozwoju

.Informacja, że w ciągu jednego pokolenia Polska jest w stanie osiągnąć poziom rozwoju porównywalny z Niemcami, robi wrażenie – zwłaszcza na tych, którzy pamiętają, jak żyło się w kraju na początku transformacji ustrojowej. Ale stanie się to możliwe tylko wtedy, gdy uda się pokonać strukturalne wyzwania stojące przed naszą gospodarką. Do tej pory jej rozwój dokonywał się poprzez uwalnianie naturalnych rezerw. Ale w ten sposób będziemy w stanie osiągnąć maksymalnie poziom ok. 80 proc. średniego unijnego PKB per capita (według parytetu siły nabywczej). Aby pójść dalej, trzeba będzie przezwyciężyć strukturalne bariery rozwoju polskiej gospodarki.

Gdy ekonomiści mówią o wielkości produkcji, to z jednej strony analizują popyt, a z drugiej podaż. W największym uproszczeniu rzecz ujmując, wielkość produkcji zależy od zasobu czynników produkcji (podaż) i wielkości zagregowanych wydatków (popyt). Do pewnego momentu wzrost może być oparty niemal wyłącznie na stymulowaniu popytu. Tak działo się w Polsce po 2015 r. Dzięki szybko rosnącej konsumpcji, pobudzanej wysoką dynamiką dochodów gospodarstw domowych i hojnymi transferami socjalnymi, oraz napływowi funduszy unijnych popyt globalny w Polsce szybko się zwiększał, co z kolei prowadziło do wzrostu produkcji.

Ale to nie będzie napędzać gospodarki w nieskończoność. Wszystko wskazuje na to, że po roku 2030 Polska stanie się płatnikiem netto do kasy UE, więc subwencje europejskie przestaną być jednym z czynników zwiększających popyt. Dodatkowo już w drugiej połowie 2019 r. polska gospodarka w pełni wykorzystywała swoje zdolności produkcyjne (bezrobocie spadło do najniższego po 1989 r. poziomu), co oznaczało, że dalsze stymulowanie popytu przekładało się raczej na wzrost cen (inflację) niż przyrost produkcji. Aby zachować wzrost gospodarczy w dłuższej, kilkunastoletniej perspektywie, kluczowa jest strona podażowa.

Tyle że z zasobami czynników produkcji polska gospodarka będzie miała coraz większe problemy. W latach 2019–2028 liczba osób w wieku produkcyjnym (20–64 lata) skurczy się o 7,1 proc. W latach 2029–2038 o kolejne 4,6 proc., a w następnej dekadzie jeszcze o 10,4 proc. Tak szybkie tempo spadku osób zdolnych wykonywać najróżniejsze prace może się okazać poważną przeszkodą w dalszym rozwoju, bo najzwyczajniej w świecie nie będzie komu pracować.

Niekorzystne trendy demograficzne można ograniczać albo sprowadzaniem pracowników z innych krajów (tak zresztą dzieje się już dziś, czego potwierdzeniem jest co najmniej milion Ukraińców pracujących w Polsce), albo wykorzystaniem alternatywnych czynników produkcji (kapitału). To drugie rozwiązanie jest trudne, bo mamy w Polsce bardzo niską stopę oszczędności zarówno wobec krajów Europy Zachodniej, jak i państw postsocjalistycznych, a programy, które miały przyczynić się do jej wzrostu, jak dotychczas nie dają efektu. Pod tym względem Polska jest bardzo podobna do USA. Amerykanie również niewiele oszczędzają, utrzymując wysoką stopę konsumpcji. Niski poziom oszczędności przekłada się w Polsce na niski poziom inwestycji. I to jest kolejna bariera, która może opóźnić nadrabianie zaległości cywilizacyjnych w porównaniu z Europą Zachodnią. Najlepiej to widać na przykładzie krajów Dalekiego Wschodu. Azjatyckie tygrysy dołączyły do grona najbardziej rozwiniętych państw świata dzięki szeroko zakrojonym programom inwestycyjnym finansowanym właśnie z oszczędności sektora prywatnego i publicznego. To była świadoma polityka władz, które celowo ograniczały konsumpcję. Polska tej ścieżki rozwojowej – z wielu powodów – nie zdoła powtórzyć, przede wszystkim dlatego, że od niemal trzydziestu lat utrzymuje się w naszym kraju deficyt sektora finansów publicznych (ujemne oszczędności). Jako że własnego kapitału zbyt wiele nie posiadamy, jesteśmy uzależnieni od jego importu.

Scenariusz jak z Lalki

.Najbogatszym państwem UE jest Luksemburg, który ma najwyższe PKB per capita wśród wszystkich krajów unijnych (135 proc. średniej UE). Tak wysoki poziom rozwoju stał się możliwy dlatego, że w tym państwie wytwarza się produkty i usługi o wysokiej wartości dodanej. Tymczasem Polska pod tym względem znajduje się w środku stawki. U nas ciągle zbyt mało inwestujemy w badania i rozwój, nie kreujemy innowacji – a bez tego bardzo trudno uzyskać produkty i usługi o wysokiej wartości dodanej. Dane Europejskiego Urzędu Patentowego z 2020 r. pokazują to wyraźnie. Polska złożyła zaledwie 0,3 proc. wszystkich wniosków patentowych. W tym samym roku Stany Zjednoczone złożyły 25 proc. wniosków, Niemcy – 15 proc., Japonia – 12 proc., Chiny – 7 proc., Francja – 6 proc.

Na to nakłada się inne zjawisko: Polska nie ma zbyt wielu własnych produktów gotowych do sprzedaży, a właśnie w ten sposób – na sprzedaży finalnych produktów pod własną marką – zarabia się najlepiej, one dają najwyższą wartość dodaną.

Kolejnym zjawiskiem, które blokuje rozwój polskiej gospodarki, są niskie płace, co jest z kolei konsekwencją tego, że cały czas wytwarza się u nas bardzo mało produktów i usług o wysokiej wartości dodanej. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni do konkurowania niemal wyłącznie niskimi kosztami – co sprawia, że pensje Polaków nie mogą szybko rosnąć, gdyż krajowe przedsiębiorstwa utraciłyby zdolność rywalizowania na europejskich rynkach. Ten problem częściowo można jednak rozwiązać poprzez pobudzenie popytu wewnętrznego. Widać skądinąd, że to się dzieje, pensje w kraju, oczywiście do momentu wybuchu pandemii, od 2015 r. regularnie rosły.

W napisanej w latach 1887–1889 Lalce jest fragment, w którym Stanisław Wokulski spaceruje po warszawskim Powiślu i zastanawia się nad tym, jak można by poprawić los mieszkającej tam biedoty – bo dzięki wydźwignięciu jej z fatalnego położenia zyskałaby też polska gospodarka. Minęło 130 lat od czasu wydania powieści Bolesława Prusa, a cały czas jesteśmy w tym samym momencie. Wprawdzie bezrobocie jest w Polsce bardzo niskie, ale ciągle dominuje praca, która jest stosunkowo nisko wynagradzana. Jeśli nie znajdziemy sposobu na to, by móc wypłacać w Polsce wyższe pensje, to nigdy nie dogonimy najbardziej rozwiniętych państw świata.

.W latach, w których rozgrywa się akcja Lalki, Polska, pozbawiona niepodległości, nie dysponowała systemowymi narzędziami umożliwiającymi tworzenie miejsc pracy o wysokiej jakości (choć przedsiębiorca Wokulski z pewnością potrafił wygenerować dla swoich wspólników bardzo wysoką stopę zwrotu z kapitału). Ale teraz mamy pełne możliwości efektywnego kształtowania naszej gospodarki. Trzeba zacząć z nich korzystać.

Piotr Maszczyk

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 kwietnia 2021