Prof. Andrzej SZAHAJ: Kapitalizm drobnego druku. Niesprawiedliwość a demoralizacja

Kapitalizm drobnego druku.
Niesprawiedliwość a demoralizacja

Photo of Prof. Andrzej SZAHAJ

Prof. Andrzej SZAHAJ

Profesor zwyczajny filozofii, Dziekan Wydziału Humanistycznego Filozofii UMK w Toruniu, członek Komitetu Nauk Filozoficznych PAN oraz Komitetu Nauk o Kulturze PAN. Ostatnio opublikował książki: Relatywizm i fundamentalizm (2008), Teoria krytyczna szkoły frankfurckiej (2008), Liberalizm, wspólnotowość, równość. Eseje z filozofii polityki (2012), Kapitalizm drobnego druku (2014).

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Przyjrzyjmy się niesprawiedliwości w Polsce. Zacznijmy od początków III Rzeczpospolitej. U jej podstaw legł akt odpuszczenia win funkcjonariuszom starego systemu. Jego racje związane były głównie z pragmatycznymi kalkulacjami politycznymi, a nie z jakimiś zasadami etycznymi, które się mu często obecnie przypisuje. Szło o zneutralizowanie ewentualnego oporu środowisk związanych ze starym systemem, które, jak obawiano się, mogłyby blokować reformy.

Uzyskanie zamierzonego celu: gładkie przejście do nowego systemu bez konieczności wyniszczającej walki z elementami „starego” miało swoją cenę. Złamano bowiem zasady elementarnej sprawiedliwości, a to się mści. Społeczeństwo otrzymało demoralizujący sygnał: nie ważne co się robi w życiu, jeśli trzyma się z silniejszymi, zapewniającymi ochronę i wsparcie, można liczyć na sukces.

.Dziś widać, że cena, jaką przyszło zapłacić za polityczny pragmatyzm jest wysoka. Beneficjantami nowego systemu stali się przede wszystkim ci, którzy mieli się niezgorzej także w systemie starym. Sukces materialny przedstawicieli „jedynie słusznej siły” nie wyniknął przy tym ani z ich nadzwyczajnych zdolności, ani z heroicznej pracowitości, lecz z tzw. układów i kontaktów, które okazały się najcenniejszym kapitałem ekonomicznym w nowych czasach (wielu mówiło o solidarności, oni byli solidarni).

Niestety, lekcja „odpuszczenia win” i późniejszego sukcesu postkomunistów zdemoralizowała także drugą stronę politycznej sceny. Na miejsce przywiązania do zasad uczciwości i sprawiedliwości wprowadziła przekonanie, że każdy chwyt jest dozwolony, o ile prowadzi do sukcesu, postrzeganego wyłącznie w kategoriach zaspokojenia interesów własnej grupy lub własnej osoby.

Część ludzi dawnej opozycji i otaczający ich karierowicze szybko zorientowali się, że w życiu popłaca kumoterstwo i moralna elastyczność aż po granice uczciwości.

.Zorientowali się, że sukces nie musi się wiązać z ciężką pracą czy wybitnymi uzdolnieniami, lecz z umiejętnością prowadzenia gry (pseudo)politycznej wzorowanej na grach sprawniejszych socjotechnicznie postkomunistów. Nastąpiło faktyczne zbliżenie postaw i ideałów wszystkich sił politycznych; celem nadrzędnym stało się efektywne realizowanie własnych interesów.

Pojawiło się swoiste porozumienie ponad podziałami. Rytualnej niezgodności stanowisk politycznych towarzyszyła świadomość wspólnoty interesów całej klasy polityczno-urzędniczej, czego wyrazem stały się liczne przyjaźnie ludzi pochodzących z przeciwnych obozów politycznych. Demoralizujący wpływ na społeczeństwo miało także wcześniejsze ostentacyjne fraternizowanie się przedstawicieli opozycji antykomunistycznej z funkcjonariuszami starego systemu.

Wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której cynizm stał się normą. Wyniknęło to także z pewnej bardziej ogólnej prawidłowości.

Oto w polityce i biznesie tylko wtedy opłaca się grać uczciwie, gdy wszyscy grają uczciwie. Wtedy bowiem jest to racjonalne, gdyż może przynieść sukces. Jeśli jednak ktoś gra nie fair i nie zostaje ukarany, co więcej odnosi sukces, wtedy droga do demoralizacji stoi otworem.

.Zasada gry fair przestaje się opłacać (przestaje być racjonalna), nawet tym, którzy od początku chcieli grać fair. Mają teraz do wyboru albo porzucić grę (politykę, biznes), np. w imię wierności tzw. wartościom, albo zacząć także grać nie fair. Większość niestety wybiera to drugie. Jeśli wszyscy są z góry gotowi grać nie fair, demoralizacja osiąga swoje apogeum.

Teraz wygrywa ten, kto jest gotów szybciej i bezwzględniej łamać reguły gry. Nikt nie ufa już nikomu. Jeśli o sukcesie w biznesie czy polityce decydują wyłącznie tzw. układy i dojścia, gra polityczna i biznesowa przybiera szybko formy bezwzględne. Korupcja i nieuczciwość stają się wtedy normą, a rekrutacja do wspomnianej wcześniej klasy polityczno-urzędniczej oraz biznesowej opiera się na milczącym założeniu, że tylko ci mają szansę na jej akceptację i sukces, którzy są gotowi do takiego zachowania, które będzie w danym momencie funkcjonalne wobec zapotrzebowania danego jej odłamu (swoista solidarność wewnątrzklasowa jest wtedy solidarnością wynikająca z przekonania, że albo wszyscy są już „umoczeni”, albo że „umoczeni” prędzej czy później będą).

Widać zatem wyraźnie, że przestrzeganie reguł gry, w tym wypadku – reguł prawa oraz zero tolerancji wobec tych, którzy je łamią ma fundamentalne znaczenie dla zachowania moralności publicznej, szczególnie, jeśli w grę wchodzą osoby tzw. zaufania publicznego. Gdy tego brakuje pojawia się systemowo uwarunkowana demoralizacja, jako funkcjonalna wobec interesów klasy polityczno-urzędniczo-biznesowej. Jedną z jej podstawowych przyczyn w przypadku Polski jest nieudolność państwa w egzekwowaniu reguł gry, tzn. przestrzegania prawa i jego rozsądnego stanowienia. Wynikła ona jak sadzę z tego, że zostało ono szybko zawłaszczone przez grupy interesu, traktujące manipulowanie prawem oraz zamierzoną niejasność jego przepisów jako patent na osiąganie szybkich i łatwych korzyści materialnych.

Nieomal od początku istnienia III Rzeczpospolitej (wyjątkiem może tu być jedynie okres rządów Tadeusza Mazowieckiego) szeregi klasy politycznej zasilały zastępy ludzi słabo przygotowanych do pełnienia funkcji polityka, czasami kierujący się nadzieją na szybkie dorobienie się dzięki polityce. Tak jak pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy, tak i ta grupa zdołała zmarginalizować tych, którzy pojmowali politykę jako przede wszystkim służbę społeczną (poczekajmy na pamiętniki tych, którzy zmarginalizować się dali, aby zrozumieć do końca jak proces ten przebiegał). To ona narzuciła sposób działania, do którego pod groźbą utraty politycznej skuteczności musieli dostosować się wszyscy. Zepsuła polską politykę.

Społeczeństwu pozostawiono rolę biernego obserwatora zachodzących wypadków, ledwo tolerowanego przez polityków elementu odświętnej mobilizacji (wybory), po której można było spokojnie przystępować do realizacji swojej renty politycznej, tzn. kapitalizowania korzyści materialnych wynikłych z zajmowanej pozycji w aparacie politycznym.

Demokracja stała się fasadą, za którą toczyło się rzeczywiste życie (pseudo)polityczne.

.Kanały awansu społecznego, które zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej winny pozostać otwarte dla wszystkich zostały szybko zamknięte przez absurdalne upolitycznienie całej sfery życia publicznego oraz staranne przestrzeganie parytetów interesów i wpływów. Nierzadki był nepotyzm. Partie polityczne zamieniły się w spółki akcyjne aparatów partyjnych, których głównym zadaniem stało się dbanie o własny interes materialny w myśl zasady: inwestujemy i oczekujemy zysków (popatrzmy pod tym kątem na majątki niektórych ludzi, którzy przez ostatnie kilkanaście lat parali się wyłącznie polityką).

Nierzadkim zjawiskiem stało się inicjowanie działań ustawodawczych i innych, mające na celu realizowanie własnych interesów, gwałcących zatem jawnie Rawlsa zasadę sprawiedliwego podziału „tortu” (najjaskrawszym pogwałceniem tej zasady stała się inicjatywa ustawodawcza jednego z posłów mająca na celu wprowadzenie w samochodach obowiązku używania aparatów głośno mówiących; poseł ten posiadał firmę, która je produkowała).

Procesom demoralizacji władzy politycznej towarzyszyły procesy demoralizacji także części innych środowisk ważnych dla sprawnego funkcjonowania państwa (aparat prawny, tajne służby). Do dzisiaj czkawką odbija się decyzja o budowie nowych służb specjalnych na bazie służb starych. Okazało się bowiem, że ludzie służb specjalnych żywią zgubne dla kraju poczucie solidarności ze swoimi byłymi kolegami, nie mówiąc już o tym, że członkostwo w nich okazało się zagadkowo skutecznym źródłem awansu zawodowego i politycznego. Także inne wymienione wcześniej zasady sprawiedliwości społecznej postrzegane w duchu liberalnym nie zostały zrealizowane.

.Nie zadziałał mechanizm przenikania bogactwa z góry na dół. Nierówności społeczne przybrały absurdalne rozmiary, przybliżając nas do stanu krajów Trzeciego Świata. Arogancja i preferencje dla podejścia technokratycznego dużej części klasy politycznej doprowadziły do pojawienia się ogromnej rzeszy ludzi „zbędnych”.

Możliwości samoorganizowania się pracowników w celu obrony swych interesów (np. wobec agresywnego kapitału obcego traktującego często Polskę jak kraj Trzeciego Świata) zostały mocno ograniczone przez dominującą praktykę polegającą na dopuszczaniu do łamania prawa w imię prymitywnego kultu przedsiębiorczości.

Nasz system polityczny oraz gospodarczy przybrał postać latynoską, szczególnie nasze państwo i jego aparaty upodobniło się do chorych i słabych państw południowoamerykańskich (możliwość takiego rozwoju wypadków sygnalizował już prof. Adam Przeworski, polski socjolog pracujący w Stanach Zjednoczonych, w trakcie Ogólnopolskiego Zjazdu Socjologicznego w Toruniu, w 1990 r.). Kanały awansu społecznego zostały zamknięte dla tych, którzy nie chcieli ulec demoralizującej grze politycznej. Urzędy i stanowiska stały się łupem partyjnych aparatów bezwzględnie transferujących publiczne środki do prywatnych kieszeni.

Wszystkie te zjawiska łącznie, na czele z nie wspomnianą wcześniej (zamierzoną?) nieudolnością w wyjaśnianiu niezwykle licznych afer gospodarczych, w które zamieszani byli politycy doprowadziły do stanu demoralizacji społecznej.

Ludzie właściwie odebrali sygnały płynące z góry: jedyną zasadą rządząca życiem społecznym i politycznym jest zasada silniejszego, pozycję silniejszego zapewniają układy, które chronią przed ponoszeniem jakichkolwiek konsekwencji w przypadku naruszenia prawa, tylko naiwni sądzą, że do sukcesu dochodzi się ciężką pracą i wyrzeczeniami, nikt nie osądza tych, którzy odnieśli sukces materialny bez względu na sposób w jaki to uczynili, nie zdolności i talenty zapewniają awans społeczny, lecz znajomość odpowiednich ludzi, nie lubi się tych, którym nie można niczego zarzucić, albowiem mogą stać się źródłem zagrożenia, naiwnością jest praca dla celów innych niż szybki sukces materialny (szczególnymi „frajerami” są inteligenci z nauczycielami na czele), chciwość i tzw. umiejętność urządzenia się jest cnotą.

.Niestety te płynące z góry sygnały, potęgowane przez tzw. kolorową prasę oraz telewizję, lansujące najbardziej prymitywne wzory konsumpcyjne i jednowymiarowe schematy sukcesu, trywializujące politykę i sprowadzające ją często do wymiaru szmirowatego spektaklu z trzeciorzędnego teatru, nie znalazły stosownego przeciwdziałania. Zawiódł w tym względzie Kościół, który nie zawsze potrafił jednoznacznie definiować właściwe wzory postępowania w sferze publicznej, tolerując jednocześnie w zasięgu swoich wpływów brak przejrzystości finansowej w działaniach biznesowo-propagandowych (Radio Maryja, Telewizja Puls, wydawnictwo Stella Maris) i nie wykazując zrozumienia dla reguły, wedle której rządy prawa obowiązują wszystkich bez wyjątku, zawiedli akademicy i intelektualiści, którzy dali sobie wmówić, że bez osobistego bogactwa nic nie znaczą, zabrali się więc z energią za jego gromadzenie, nie znajdując już czasu ani chęci do udziału w życiu publicznym.

kapitalizm_okladkaZawiedliśmy wszyscy krzątający się wokół własnych spraw, ignorujący sferę publiczną, zapominający o republikańskiej zasadzie, że dobre życie wymaga dobrego społeczeństwa, a to można osiągnąć tylko wtedy, gdy łączy się troskę o dobro własne z troską o dobro wspólne. Odwracając się z pogardą od polityki utorowaliśmy drogę ludziom, którzy okazali się niegodni naszego zaufania.

Andrzej Szahaj
Fragment książki „Kapitalizm drobnego druku”, wyd. Le Monde diplomatique/Książka i Prasa. POLECAMY: [LINK]

 

 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 czerwca 2016