Prof. David ENGELS: Europa. Hesperialistyczna utopia

Europa. Hesperialistyczna utopia

Photo of Prof. David ENGELS

Prof. David ENGELS

Historyk belgijski, wykładowca na Université libre de Bruxelles, główny analityk Instytutu Zachodniego Poznaniu. Autor m.in. „Le déclin. La crise de l’Union européenne et la chute de la République romaine” (Schyłek. Kryzys Unii Europejskiej i upadek Republiki Rzymskiej). W latach 2012-2017 szef wydawnictwa “Latomus. Revue et Collection d’Études Latines”.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

Głęboki kryzys, w jakim tkwi Europa, nie został narzucony z zewnątrz, lecz wynika z czynników wewnętrznych – pisze prof. David ENGELS 

Mści się teraz to, czego obawiali się już ojcowie założyciele, tacy jak Robert Schuman, mianowicie, że zjednoczona Europa „nie może pozostać jedynie ekonomicznym i technokratycznym przedsięwzięciem: ona potrzebuje duszy, świadomości swych historycznych korzeni oraz swych teraźniejszych i przyszłych zobowiązań”.

Bez wspólnej tożsamości w czasach przełomu, takich jak obecnie, nie może być europejskiej solidarności.

Tożsamość powinna zwracać uwagę na coś więcej niż tylko powszechne prawa człowieka; powinna uwzględniać również to, co jest najbardziej charakterystyczne dla Europy i Europejczyków, a więc specyficzny, głęboko zakorzeniony w tradycji i historii obraz człowieka Zachodu. Jeśli przedsięwzięcie to dozna porażki, pozostaną tylko dwie możliwości. Pierwszą jest rozpad Europy na państwa narodowe, które w konsekwencji będą pozbawione pomocy i wystawione na pastwę otaczających mocarstw, takich jak Chiny, Rosja czy też USA. Drugą alternatywą będzie biurokratyczny centralizm. To dwa ryzyka, przed którymi ostrzegał już Schuman, kiedy pisał: „(europejska) demokracja musi być chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Antychrześcijańska demokracja będzie karykaturą, która się rozpadnie i zamieni w tyranię bądź anarchię”. 

Jak mogłaby zatem wyglądać, zarówno w sensie duchowym, jak i instytucjonalnym, taka alternatywna, świadoma swej tradycji Europa – to pewna utopia, na której określenie chciałbym użyć terminu hesperializm, wywiedzionego od greckiego słowa nazywającego świat najbardziej oddalony na zachód. Otóż jak mogłoby to – pewnego dnia – wyglądać?

Było zasadniczym błędem uzasadnianie instytucji europejskich jako projektu czysto intelektualnego i pozwalanie na sterowanie ich rozwojem za pomocą głęboko nieuczciwego mechanizmu „metody Monneta”, który to mechanizm pogłębienie integracji wywodzi nie z akceptacji obywateli, ale raczej z pewnego, wciąż na nowo prowokowanego, administracyjno-technicznego przymusu okoliczności. Wzorcem dla zjednoczonej Europy powinny być raczej te stulecia w historii państw Zachodu, które były kształtowane właśnie przez owo daleko idące, pokojowe, a jednak zdolne do obrony porozumienie kontynentu, zarówno względem spraw zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Chodzi o połowę tysiąclecia, w której Święte Cesarstwo Rzymskie (później z dodatkiem „Narodu Niemieckiego”) utrzymywało spójnie, w zgodnej różnorodności ów twór sięgający od Francji po Polskę i od Danii po Italię. To historia zwieńczona sukcesem, która zainspirowała również inne państwa, takie jak potężna unia polsko-litewska, opierająca się na pewnym zasadniczym przekonaniu, które również dzisiaj mogłoby być owocne. 

Podczas bowiem gdy poszczególne państwa składowe dysponowały maksymalną autonomią i swe interesy uzgadniały między sobą w trakcie regularnych posiedzeń parlamentów, to wyłonione drogą wyborów władze centralne zapewniały wyłącznie obronę militarną na zewnątrz, łagodzenie sporów wewnętrznych oraz zagwarantowanie owego minimum norm, które było niezbędne dla gospodarczego i kulturalnego rozwoju. Przez cały okres niemal 1000-letniej historii Cesarstwo było z pewnością jedną z najbardziej skutecznych form organizacji państwa w historii Europy. I właśnie obecnie, kiedy spełnia się tak wiele przepowiedni George’a Orwella, owa wewnętrzna różnorodność tamtej państwowości mogłaby nie jawić się już (jak w XIX w.) jako coś negatywnego, ale raczej jako gwarant dla coraz bardziej zagrożonej ludzkości bądź też – by posłużyć się słowami Karla Theodora von Dalberga – występować jako „trwała budowla gotycka, która wprawdzie nie jest zbudowana zgodnie z wszelkimi regułami sztuki budowlanej, ale w której mieszka się bezpiecznie”. 

Alternatywna Europa powinna stosownie do tego stworzyć w miejsce obecnego, niekontrolowanego procesu jednoczenia pewien unikatowy, definitywny projekt konstytucji.

Odznaczałby się on przede wszystkim zasadniczą reformą reprezentacji parlamentarnej, w której Parlament UE stanowiłby izbę niższą, a Rada Europejska – izbę wyższą, a wspólnie (w nawiązaniu do dawnego parlamentu) miałyby one pełnię władzy legislacyjnej i mogłyby też mieć zwierzchność w sprawach dotyczących budżetu.

Tego rodzaju zgromadzenie powoływałoby sekretarzy stanu, którzy zajęliby miejsce po rozwiązanych komisjach. Uwzględniając regularne reprezentacje wszystkich państw członkowskich, mieliby oni wykonywać te zadania, które z uwagi na wewnętrzną i zewnętrzną ochronę kontynentu wymagają pewnych porozumień (uzgodnień), jak chociażby: utrzymanie wspólnych sił zbrojnych, zorganizowanie ponadnarodowych służb policyjnych wraz z ochroną granic zewnętrznych, rozbudowanie kluczowej infrastruktury, zawieranie porozumień prawnych, zapewnienie strategicznych surowców, prowadzenie wspólnych projektów badawczych i wreszcie zarządzanie odpowiednimi finansami. 

Jedynie polityka zagraniczna, podobnie jak kierowanie stałą komisją mediacyjną w przypadkach spornych między państwami członkowskimi, byłaby powierzona wybieranemu przez wszystkich obywateli prezydentowi. Prezydent miałby, wzorem dawnego przywódcy (zwierzchnika), reprezentować zjednoczoną Europę w sprawach wewnętrznych i zewnętrznych. 

Ważniejszy jednak niż same instytucje byłby duch, który miałby je wypełnić i którego podstawowe wartości byłyby wiążąco zapisane w nowej konstytucji, aby służyły również europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości jako pewna norma. Wartości te powinny obejmować nie tylko powszechne prawa człowieka, ale musiałyby też zakotwiczać prawnie więzi (powiązanie) Zachodu z obrazem świata i człowieka w jego tysiącletniej historii. W końcu Europa nie narodziła się w roku 1789, a już zupełnie nie w roku 1945, lecz jej początki sięgają głęboko w przeszłość. Można też powiedzieć, cytując Paula Valéry’ego, iż „każdy naród i każdy kraj, który był romanizowany, chrystianizowany i poddany duchowej dyscyplinie Greków, jest na wskroś europejski”. Są to wartości, które należy otaczać szacunkiem i których należy bronić. To owa „kultura dominująca”, której trzeba strzec i którą trzeba pielęgnować.

Europa to coś więcej niż tylko zsumowanie pojedynczych osób żyjących obecnie w naszych krajach; winna być wierna testamentowi swych przodków poprzez zapewnienie pozytywnego stosunku do tradycji antycznej i chrześcijańskiej, poprzez ochronę zachodniego ideału rodziny i zdrową dumę z wyjątkowości swego dziedzictwa.

Jeśli bowiem istnieje etyczny obowiązek rozliczania się później samemu krytycznie przed przyszłymi generacjami ze zbrodni własnej historii, to istnieje również obowiązek przypominania o wspaniałych zdobyczach i osiągnięciach naszej cywilizacji i pielęgnowania o nich pamięci. 

Tylko wtedy, gdy owo przeświadczenie będzie kształtować w pełni ducha Europy, stanie się możliwe powstrzymanie obecnego rozpadu, wynikającego z tego, że w każdej dziedzinie życia nie dokonuje się rozstrzygnięć między regułą a wyjątkiem, ale w imię fałszywie pojmowanej różnorodności każde, nawet drobne odchylenie od normy jest stawiane na równi z tą ostatnią. Nie dochodzi zatem do wspierania spójności i kompromisu, ale raczej do fragmentaryzacji naszego społeczeństwa i tym samym, prędzej czy później, do kryzysu i przemocy.

Czy jest już za późno na tego rodzaju „hesperialistyczne” skupienie uwagi na naszych prawdziwych zachodnich tradycjach? Czy Europa potrzebuje, podobnie jak wiele społeczeństw w historii świata, najpierw pewnego okresu chaosu, by przypomnieć sobie swe właściwe wartości? Niestety, jest to wielce prawdopodobne. A jednak nawet perspektywa bardziej niepewnych, a wręcz pełnych przemocy „lat podejmowania decyzji” nie powinna nas zwalniać z obowiązku pracowania nad wizją Europy. Już teraz powinien być brany pod uwagę model – nawet choćby tylko w postaci regulacyjnej idei, jako utopia – który mógłby zarówno zażegnać podwójne niebezpieczeństwo centralizmu i nacjonalizmu, jak i dopomóc Europie osiągnąć ową wewnętrzną siłę, która jest jej pilnie potrzebna, jeśli ma ona sprostać wyzwaniom, które powstały nie tylko w wyniku czynników zewnętrznych, w postaci konkurujących ze sobą mocarstw, ale także czynników wewnętrznych, których przejawem jest rozpad wartości i tworzenie się coraz bardziej niebezpiecznych, równoległych społeczeństw. 

.Czy jest to nierealna nadzieja? W 2019 r. być może tak. Ale jeśli dojdzie kiedyś do tego, że nowy kryzys gospodarczy stworzy również w innych państwach „greckie stosunki”, że niezadowolenie obywateli z ich elit doprowadzi również poza Francją do narastających protestów, że polityczny i także religijny terror spowoduje zerwanie więzi społecznych i że walka pomiędzy „kartelami partyjnymi” a „populizmem” całkowicie sparaliżuje instytucje narodowe i europejskie, to jak podpowiada doświadczenie historii – wystarczy tylko niewielka iskra, aby z chaosu stworzyć nowy ład.

prof. David Engels

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 lipca 2019
tłum. Maria Wagińska-Marzec