Prof. Jacek KORONACKI: Transhumanizm, posthumanizm i człowiek

Transhumanizm, posthumanizm i człowiek

Photo of Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Transhumanistyczne sny liczą sobie całe wieki. Marzenia o stworzeniu humanoidalnych robotów sięgają starożytnej Grecji – pisze prof. Jacek KORONACKI

.W numerze 63. miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze” ukazał się ważny artykuł o. Giovanniego Cucciego SJ pt. Postczłowiek i transczłowiek [LINK]. Jaka antropologia przyszłości?. Apologeci transhumanizmu zakładają możliwość przedłużania naszego życia aż po nieśmiertelność, radykalnego zwiększenia naszych zdolności poznawczych, w końcu przeniesienia naszych biologicznych mózgów – a to dla nich znaczy: naszych umysłów – do komputera. Transhumaniści wierzą również w skonstruowanie superinteligencji, która najpierw będzie jeszcze przypominała naszą, ludzką, ale ostatecznie osiągnie poziom radykalnie ponadludzki i będzie inteligencją komputerów jutra. Posthumanistów nie interesuje ulepszanie naszej ludzkiej natury, interesuje ich wyłącznie zbudowanie postczłowieka nieśmiertelnego, o ponadludzkiej superinteligencji. Można rzec, że transhumanistów interesuje droga od człowieka, poprzez transczłowieka, do postczłowieka, podczas gdy posthumanistów zajmuje jedynie osiągnięcie – jak powiadają – tej „osobliwości”, jaką będzie postczłowiek. Ojciec Cucci trafnie scharakteryzował ich programy i poddał je mądrej, acz nie w pełni wyczerpującej krytyce. (Dalej orędowników obydwu nurtów nazywać będę transhumanistami).

Transhumanistyczne sny liczą sobie całe wieki. Marzenia o stworzeniu humanoidalnych robotów sięgają starożytnej Grecji. Oświecenie przyniosło wiarę w nieograniczony postęp naukowy i przynajmniej od początku doby nowoczesności także techniczny. W swoim dziele z 1793 roku, An Enquiry Concerning Political Justice, and Its Influence on General Virtue and Happiness, William Godwin przewidywał „całkowite wyeliminowanie ułomności naszej natury” oraz przedłużenie ludzkiego życia „poza wszelkie granice, jakie jesteśmy w stanie wyznaczyć”. Postęp miał uwolnić człowieka nie tylko od cierpienia i choroby, ale także gnuśności, melancholii, agresji i nienawiści.

.Siedemdziesiąt lat później w artykule Darwin among the Machines Samuel Butler pisał już o maszynach wyposażonych w „mechaniczne życie”, wierzył w ich ewolucję i osiągnięcie przez nie dominującej pozycji na Ziemi. Tak jak w onym czasie człowiek posługiwał się zwierzętami hodowlanymi, tak w przyszłości – przewidywał Butler – maszyny przejmą rolę człowieka, któremu pozostanie status podobny do statusu owych zwierząt. Zarazem człowiek miał pozostać spokojny o swój los: maszyny będą dlań dobre, ponieważ będą potrzebować jego usług. Butler wydawał się łączyć w jedno wiarę w ewolucję, która doprowadzi do zastąpienia człowieka przez inne stworzenia, jego zdaniem mechanicznej natury, oraz – zdaniem piszącego te słowa – prorocze spojrzenie na człowieka oddającego się we władanie maszyn.

Orędownikiem przedłużania życia aż po nieśmiertelność oraz ożywienia zmarłych był Rosjanin Nikołaj Fiodorow (1829–1903). Kontynuatora znalazł w Konstantym Ciołkowskim (1857–1935), skądinąd wybitnym pionierze kosmonautyki, którego ojciec był Polakiem. Rosjanin, lekarz i filozof, Aleksander Bogdanow (1873–1928) starał się wynaleźć sposób na odwrócenie procesu starzenia, dokonywał w tym celu na sobie transfuzji krwi, od czego zresztą zmarł.

Godwin i Butler byli typowymi synami Oświecenia. Inaczej rzecz się miała z Rosjanami. Ci byli synami swojej niezachodniej ojczyzny i tym samym – jak to ujmował Feliks Koneczny – turańsko-słowiańskiej kultury moskiewskiej z jej niekiedy zadziwiającymi, u źródła prawosławnymi, prądami religijno-filozoficznymi. Fiodorow był wyznania prawosławnego, twórcą tzw. kosmizmu rosyjskiego oraz zwolennikiem działania na rzecz zaludnienia kosmosu. Był protagonistą „chrześcijaństwa aktywnego”, które dzięki nauce będzie zdolne poprawić los całej ludzkości oraz pokona niesprawiedliwość śmierci. Jak już wspomniałem, pod jego wpływem pozostawał Ciołkowski, który popierał rewolucję bolszewicką. Bogdanow był rzecznikiem tzw. bogotwórstwa, wedle którego należało poprzez samodoskonalenie stworzyć „nowego”, przebóstwionego człowieka i tym sposobem nowego Boga.

Dziś mamy wspomnianych już transhumanistów, ośmielonych postępami na polu biologii i biotechnologii, medycyny, neuronauk, kognitywistyki, nanotechnologii, informatyki i telekomunikacji oraz sztucznej inteligencji.

.Jednym z najbardziej znanych guru transhumanizmu jest przywołany przez o. Cucciego Nick Bostrom, założyciel i dyrektor Instytutu Przyszłości Ludzkości na Uniwersytecie Oksfordzkim (instytut został zamknięty w kwietniu 2024 roku, jak wynika z oświadczenia instytutu, na skutek zakończenia jego finansowania przez jednostkę nadrzędną, czyli uniwersytecki Wydział Filozofii). To niezwykle inteligentny autor wielu książek na interesujący nas temat, ostatnio dzieła Głęboka utopia. Życie i jego sens w świecie z problemami rozwiązanymi (Deep Utopia. Life and Meaning in a Solved World, 2024), w którym powtarza swoje wcześniejsze przewidywania dotyczące przyszłości świata ludzkiego, stara się opisać ludzką kondycję, gdy – i jeśli – spełnią się wszystkie oczekiwania apologetów transhumanizmu względem dalszego rozwoju technicznego (gdy osiągniemy „dojrzałość techniczną” i tym sposobem rozwiązane zostaną problemy tego świata). Zastanawia się na przykład, czy – albo w jakim stopniu – mama poruczy opiekę nad swoim niemowlęciem obdarzonemu świadomością robotowi, czułemu jak prawdziwa matka i doskonale wykonującemu wszystkie matczyne obowiązki.

Ale to, co nas tu interesuje, to wiara Bostroma, że wspomniana dojrzałość techniczna przyniesie m.in. zwiększenie naszych zdolności poznawczych, załadowanie biologicznego mózgu do maszyny (komputera przyszłości), przyniesie obdarzone świadomością umysły cyfrowe, maszyny superinteligentne, których zdolności poznawcze będą pod każdym względem nieporównanie wyższe od ludzkich. Słowem, Bostrom reprezentuje stanowisko typowe dla innych transhumanistów. Gdy chodzi o załadowanie biologicznego mózgu do maszyny oraz obdarzone świadomością umysły cyfrowe, Bostrom powołuje się na Davida Chalmersa, filozofa poważnego i znanego, który uzasadnia takie możliwości w zgoła przekonujący sposób – przy założeniu, że technika przyszłości pozwoli absolutnie dokładnie odtworzyć w maszynie mózg ludzki (patrz np. jego niedawna książka Reality+: Virtual Worlds and the Problems of Philosophy, 2022). Wszakże z wyjaśnieniem Chalmersa związane jest jedno ale. Do tego „ale”, doniosłości fundamentalnie ważnej, wrócę w dalszym ciągu artykułu (i właśnie wspomnienia o tym „ale” zabrakło mi u o. Cucciego).

Chalmers zdaje sobie sprawę, że wymarzona przez guru transhumanizmu „dojrzałość techniczna” jest oczekiwaniem niezwykle daleko idącym, jeśli nie nieosiągalnym, ale to oczywiście nie przeszkadza przeprowadzeniu analizy rozumowej przy założeniu spełnienia owego marzenia. Najkrócej i w niejakim uproszczeniu jego analiza opiera się na takim rozumowaniu. Biologiczny mózg jest tworem materialnym. Wyobraźmy sobie, że potrafimy go odtworzyć, posługując się materiałem fizycznym, komórka po komórce, z dokładnością absolutną, pamiętając oczywiście o odtworzeniu również wszystkich połączeń międzykomórkowych. Nie zapomnimy także o odtworzeniu wszystkich nici łączących mózg z resztą ciała człowieka, którego mózg odtwarzamy. I teraz przyjmijmy, iż zgadzam się, by komórka mojego mózgu została zastąpiona przez idealnie taką samą komórkę wytworzoną sztucznie. Ażeby procedurę przyspieszyć, mogę zgodzić się na zastąpienie jakiejś cząstki mojego mózgu, większej niż jedna komórka, przez idealnie taką samą, ale sztucznie wytworzoną jego cząstkę.

I tak, kawałek po kawałku, mój mózg zostaje zastąpiony przez mózg sztuczny, maszynowy. Na każdym kroku tej procedury, postępującej niespiesznie, jestem pytany, czy jestem nadal w pełni świadomy, czy nie straciłem części mojej świadomości. Czy absurdalne jest oczekiwanie, że za każdym razem odpowiem, iż nieuszczknięte mi zostało nic z mojej świadomości? Przecież nie. A zatem wygląda na to, iż zgoła rozsądne jest przewidywanie możliwości przeniesienia naszych świadomości do maszyny (przy założeniu osiągnięcia „dojrzałości technicznej”)! Chalmers rozważa hipotezy stopniowej utraty świadomości w trakcie procesu jego wymiany albo nagłej jej utraty po zastąpieniu jakiejś „większej” części mózgu przez jej kopię maszynową. Przekonująco wykłada, że raczej powinniśmy przyjąć, iż do żadnego uszczerbku świadomości nie powinno dojść.

Chalmers pisze: „Jeżeli mam rację, to zasymulowane [w tym kontekście używam terminu odtworzone – przyp. J.K.] mózgi mogą być świadome. Dokładniej, jeżeli system z biologicznym mózgiem jest świadomy, to system z doskonałym zasymulowaniem [odtworzeniem] tego mózgu również będzie świadomy i będzie miał ten sam rodzaj świadomych doświadczeń. […] Co więcej, mamy zatem dobre racje, by uznać, że świadomość nie zależy od swego nośnika” [w oryg. is substrate-neutral].

Chalmers jest ostrym krytykiem różnych odmian redukcjonizmu w opisie świadomości. Trafnie krytykuje zwłaszcza redukcjonizm materialistów, rzeczników panpsychizmu czy zwolenników tezy, że świadomość jest złudzeniem. Trafnie krytykuje ciekawsze, bardziej wyrafinowane stanowisko zwolenników emergentyzmu. Stwierdza słusznie, że kognitywiści coraz lepiej znają behawioralne aspekty działań podmiotów obdarzonych świadomością, ale wyjaśnić faktu świadomości nie potrafią. Również on, David Chalmers, nie potrafi. Świadomość jest dla nas ciągle zagadką, ale mimo to Chalmers nie wyklucza – i, jak to naszkicowałem, wyjaśnia, dlaczego nie wyklucza – możliwości jej sztucznego odtworzenia. Co więcej, jeśli zgadzamy się, że w przyszłości będziemy mieli maszyny o inteligencji ogólnej (co najmniej) równej naszej, jeśli zgadzamy się, iż możliwe będzie w przyszłości załadowanie do maszyny świadomości konkretnej osoby, to do stwierdzenia możliwości załadowania do maszyny umysłu tej osoby pozostaje jedynie wykazać, uważa Chalmers, że załadowaniu świadomości będzie towarzyszyć zachowanie poczucia tożsamości przez tę osobę. I wykazuje, że także na to można mieć nadzieję.

.A gdzie za tym całym wywodem kryje się owo zasygnalizowane przeze mnie jedno ale? Otóż kryje się ono za tym, jak rozumiemy pojęcie świadomości. David Chalmers przypomina słynną definicję jego starszego kolegi z New York University, Thomasa Nagela, którą możemy tak przedstawić: świadomością jest to, co mówi mi, jak to jest być mną, nietoperzowi mówi, jak to jest być nietoperzem, a ogólnie mówi, jak to jest być czymś (albo kimś). Obydwaj filozofowie przywołują przykłady takiego typu: oto pani naukowiec może wiedzieć literalnie wszystko o nietoperzach, ale nigdy nie będzie wiedziała, jak to jest być tym nietoperzem. Świadomość jest faktem doskonale subiektywnym, mówi do mnie w pierwszej osobie. Rzeczywistość na zewnątrz mnie – świat fizyczny opisywany przez naukę – ma istnienie wyłącznie obiektywne, niezależne od mojego umysłu, jest wolna od jakiegokolwiek „punktu widzenia”, przeto mówimy o niej w osobie trzeciej.

Nagel przekonująco i precyzyjnie uzasadnia, a Chalmers się z nim zgadza, iż to, co mentalne, i to, co fizyczne, istnieje obiektywnie, ale jedno jest doskonale nieredukowalne do drugiego – są to rzeczywistości różne, z tym, co mentalne, niedającym się opisać przez współczesne nauki szczegółowe (patrz jego książka Mind and Cosmos: Why the Materialist Neo-Darwinian Conception of Nature is Almost Certainly False, 2012). Nagel, ateista podobnie jak Chalmers, liczy na powstanie nowych paradygmatów nauki, które zbliżą nas do wyjaśnienia tajemnicy umysłu – świadomości, poznania, przekonania o obiektywnej prawdziwości czegoś – choć może tej tajemnicy nie pojmiemy nigdy. Liczy na powstanie nowej nauki, jak powiada, na wypracowanie psychofizycznego monizmu, zdolnego wyjaśnić całego człowieka.

Wszakże próżna jest nadzieja Thomasa Nagela na opisanie umysłu w ramach jego „nowego” naturalizmu, który miałby być zdolny pojąć naturę rozumną człowieka. By tę przykrą dla Nagela tezę uzasadnić, najlepiej przywołać perspektywę tomistyczną. To oczywiście perspektywa albo zapomniana, albo lekceważona, ale i dziś aktualne pozostają te słowa Étienne Gilsona sprzed niespełna 90 lat: „Pewien prosty i skromny człowiek ustawił wszystko we właściwym porządku. Nazywał się Tomasz z Akwinu i mówił rzeczy w sposób tak oczywisty prawdziwe, że od jego czasu po dziś dzień bardzo niewiele osób jest dość bezinteresownych, by je zaakceptować”.

Wszystkie byty ożywione posiadają naturę wegetatywną. Rośliny posiadają wyłącznie tę naturę. Zwierzęta posiadają ponadto naturę zwierzęcą. Dostępne im są doznania zmysłowe – widzą, słyszą, mają zmysły smaku, węchu, dotyku, czują ból i radość. Człowiek z kolei jest ponadto wyposażony w naturę rozumną, która – chociaż brzmi to szokująco dla współczesnego czytelnika przyzwyczajonego do redukcjonizmu nauk przyrodniczych, o modnych filozofiach nie mówiąc – jest niematerialna.

Tomista rozumie materię szerzej, niż ją pojmują współczesne nauki przyrodnicze i jak wcześniej pojmował ją Kartezjusz – jako more geometrico. W największym skrócie – nauki te za materialne i przeto warte oraz możliwe do zbadania uznają to, co mierzalne. Nauki te badają ilości – i kropka. Również odczuwalne przez nas jakości (qualia) potrafią analizować jedynie za pomocą ilości. Z nauk tych wyrugowane zostało pytanie o przyczyny celowe, pozostało poszukiwanie jedynie przyczyn sprawczych wąsko, mechanistycznie pojmowanych (więcej o tym pisałem w rozdz. 16. mojego zbioru miniesejów Między obłędem a trwaniem). Nie przeszkadza to niesłychanemu postępowi tych nauk, wspaniałości ich osiągnięć. Ale qualia jako takie ich nie interesują; ich wyjaśnienie, jak to pięknie uzasadniał np. Nagel, leży poza ich zasięgiem. Tomista zgadza się, rzecz jasna, że materia ma te własności geometryczne czy ilościowe, o których traktuje współczesna nauka, ale uważa, że nie ma żadnych racji, by twierdzić, iż własności te w pełni opisują byty czysto materialne. Nie zgadza się zatem z twierdzeniem, że byty czysto materialne muszą być pozbawione świadomości. Na opisanie świadomości będącej udziałem zwierząt – i tym samym nierozumnej części świadomości oraz umysłu człowieka – muszą i Nagel, i tomista poczekać, i może się tego opisania nie doczekają, a może się doczekają.

Co ciekawe, i niezmiernie ważne, David Chalmers, pisząc o załadowaniu umysłu do maszyny, pomija całkowitym milczeniem kwestię rozumności człowieka. By tak rzec, przenosi do maszyny tylko jego naturę zwierzęcą.

Ale co daje nam podstawy do twierdzenia, iż natura rozumna człowieka jest niematerialna? Znowu w największym skrócie (głębokie rzeczy ujęcie możemy znaleźć np. w pracach Edwarda Fesera, m.in. w jego książce The Last Superstition: A Refutation of the New Atheism, 2008). Wszystko, co dotyczy rzeczywistości materialnej – świata przyrody czy natury – jest partykularne, związane z konkretnym bytem. Widzę czerwień piór tej papugi czy czerwień tego płatka konkretnego kwiatu. Czerwień piór innej papugi może być taka sama, obydwie czerwienie są „równe”, ale są to dwie partykularne czerwienie. Czuję smak tego befsztyka. W świecie przyrody istnieje ten stół i tamten stół. To dopiero mój intelekt, przez którego działanie ujawnia się moja rozumna natura, ma zdolność abstrakcji – np. wyabstrahowania czerwieni „jako takiej”, czyli wyabstrahowania pojęcia czerwieni.

Podczas gdy zmysły dostarczają informacji partykularnej, o konkrecie, np. o oglądanym trójkącie czerwonym albo czarnym, pojęcie trójkąta jest abstrakcyjne i obowiązuje uniwersalnie. Co więcej, w świecie materialnym nie istnieje trójkąt idealny, takowy może zaistnieć tylko w intelekcie. Zwierzę widzi drzewo, ale nie jest w jego mocy stworzenie pojęcia drzewa, opisującego całą klasę drzew – wszystkich drzew istniejących teraz i w przeszłości, tych, które dopiero zaistnieją, i tych istniejących tylko w naszej myśli. Intelekt potrafi również dokonywać analiz rozumowych, niezwiązanych z niczym, co materialne, znajdować związki logiczne, wnioskować, odkrywać prawdę, która jest bezwzględnie i niezależnie od kogokolwiek czy czegokolwiek obowiązująca. Potrafi zrozumieć wartości moralne. Wszystkie te możności istnieją poza światem materialnym i nie zależą od niego. Można zatem stwierdzić, iż nasza natura rozumna jest niematerialna.

.Ale w świetle powyższego transhumanistyczny projekt przeniesienia umysłu ludzkiego do maszyny oraz związany z nim projekt zbudowania umysłu cyfrowego podobnego do ludzkiego nie ma sensu. Zadziwia zaiste, że tyle się tym projektom poświęca uwagi. Chociaż czy jest to naprawdę zadziwiające na naszym kulturalnie zagubionym Zachodzie, który porzucił logos na rzecz techne i którego „elity” żyją już jakby po końcu historii przewidywanym kiedyś przez Alexandre’a Kojève’a?

Jacek Koronacki

Tekst ukazał się w nr 66 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 lutego 2025