Prof. Jan WOLEŃSKI: W Rosji nieposłuszeństwo obywatelskie po prostu nie istnieje

W Rosji nieposłuszeństwo obywatelskie po prostu nie istnieje

Photo of Prof. Jan WOLEŃSKI

Prof. Jan WOLEŃSKI

Filozof analityczny, logik i epistemolog, teoretyk prawdy oraz filozof języka, profesor nauk humanistycznych.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Gros Rosjan wierzy w różne nonsensy polityczne, o ile są przyprawione patriotyczno-nacjonalistycznym sosem – pisze prof. Jan WOLEŃSKI

.Wedle Johna Rawlsa nieposłuszeństwo obywatelskie jest działaniem otwartym (nie tajnym), niestosującym przemocy, świadomie łamiącym jakieś oficjalne nakazy i mającym cele polityczne, w szczególności zmianę jakiegoś prawa lub praktyki władz. Taki ruch może być mniej lub bardziej masowy (nawet indywidualny – wtedy nieposłuszny(a) staje się dysydentem, tj. osobą przeciwstawiającą się panującej władzy lub ideologii), sporadyczny (jak marsz w obronie praw kobiet) lub długotrwały (np. walka o prawa Afroamerykanów w USA). „Solidarność” w Polsce stanowi przykład masowego i relatywnie długiego (nawet jeśli ograniczyć się do lat 1980–1981) nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Powyższe określenie wyklucza z zakresu nieposłuszeństwa obywatelskiego rewolucje, przewroty pałacowe, spiski, terroryzm, aczkolwiek bywa, że granice bywają nieostre, np. „Solidarność” działała tajnie w latach 1982–1988. Pytanie, czy w Rosji może pojawić się masowy ruch, o którym mowa, jest ważne i ciekawe. Oczywiście, w tym kraju byli rewolucjoniści (np. Lenin) i rewolucje (w tym jedna z najsławniejszych w historii, tj. ta z 1917 r.), przewroty pałacowe (np. obalenie Chruszczowa przez Breżniewa), spiskowcy (np. dekabryści) i spiski czy terroryści i terror, np. zamachy na carów (pomijam tutaj tzw. terroryzm państwowy, np. o monstrualnych rozmiarach za rządów Stalina). Byli i nadal są także dysydenci, i to bardzo wybitni, np. Władimir Bukowski, Aleksander Jesienin-Wolpin, Anna Politkowska, Aleksander Sołżenicyn, Andriej Sacharow, Aleksander Zinowiew czy Aleksiej Nawalny. Wprawdzie wszystko, co logicznie niesprzeczne, jest możliwe, ale opinie większości specjalistów, np. badaczy dziejów Rosji czy politologów, sugerują, że masowe nieposłuszeństwo obywatelskie jest w tym kraju mało prawdopodobne. Niżej podam argumentację historyczną przemawiającą za tym stanowiskiem.

Reguła rozumienia współczesności przez odwołanie się do przeszłości ma szczególne znaczenie w odniesieniu do Rosji. Gdy Wielkie Księstwo Moskiewskie uniezależniało się od chanatu tatarskiego w XV w., wprowadzono tytuł cara (ruski odpowiednik słowa „cesarz”), tj. władcy (od połowy XVI w. z dodatkiem Wszechrusi), i pojęcie samodzierżawia, tj. jedynowładztwa, początkowo dla zaznaczenia niezawisłości od Tatarów. Piotr Wielki zamienił tytuł cara na bardziej zachodni tytuł cesarza i przyjął, że samodzierżawie jest w interesie władcy symbolizującego państwo i jego atrybuty.

Koncepcje te były zakorzenione także w prawosławiu. Chociaż wyznanie to formalnie powstało w XI w., różnice pomiędzy chrześcijańskim Wschodem a chrześcijańskim Zachodem zaznaczyły się już przy końcu starożytności.

Gdy cesarz Teodozjusz uznał w 380 r. chrześcijaństwo za oficjalną religię Imperium Rzymskiego, zastrzegł, że to on będzie zwierzchnikiem Kościoła. Upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego utorował drogę papieżowi do przewodzenia, ale władcy bizantyjscy tego nie uznawali, a Cerkiew uznała się za podległą władzy świeckiej. Państwo moskiewskie, a potem rosyjskie uważało się za spadkobiercę Bizancjum, co znalazło także wyraz w uznaniu Moskwy za III (i ostatni) Rzym – doktrynę tę sformułował prawosławny mnich Filoteusz na początku XVI w. Miał na myśli to, że prawosławie jest właściwym chrześcijaństwem. Radykalizacja zasady samodzierżawia w sensie wzmacniania pozycji cesarza i podporządkowanie Cerkwi władzy świeckiej sprawiło, że idea nieposłuszeństwa obywatelskiego nie miała właściwie miejsca w rosyjskiej doktrynie politycznej. Aureliusz Augustyn, a za nim Tomasz z Akwinu mogli powiedzieć, że lex iniusta est non lex (prawo niesprawiedliwe nie jest prawem), co uzasadniało odmowę stosowania się do takiego porządku legalnego. Wiadomo, że z realizacją tego prawa było różnie (w szczególności Kościół katolicki nie był jej zawsze chętny), ale takie regulacje, jak angielska Wielka Karta Wolności i polska ustawa (wtedy nazywano to konstytucją) Nihil novi, legalizowały to, co dzisiaj nazywa się nieposłuszeństwem obywatelskim.

W porządku politycznym przyjętym w carstwie moskiewskim (potem rosyjskim) ta koncepcja stosunku poddanych do władzy była trudna do pomyślenia.

Piotr Wielki postanowił zeuropeizować elity rosyjskie (sławne i przymusowe obcinanie bojarskich bród było tego symbolem), ale nie do końca to się udało. Kolejni carowie kontynuowali tę politykę w mniejszym lub większym zakresie, ale raczej w tym pierwszym. W konsekwencji w Rosji (zresztą nie tylko w tym kraju, lecz także gdzie indziej, np. w Polsce, ale to pomijam) pojawiły się w połowie XIX w. dwa ruchy społeczno-polityczne, mianowicie słowianofilstwo i okcydentalizm. Pierwsza formacja kontynuowała religijne treści nauki Filoteusza o trzecim Rzymie, ale zwerbalizowała je w postaci doktryny Świętej Rusi, mającej swe ucieleśnienie w carskiej Rosji, desygnowanej do przywódczej roli dla całej Słowiańszczyzny (rosyjska wersja idei panslawizmu).

Istotnym elementem słowianofilstwa był radykalny sprzeciw wobec przeszczepiania kultury zachodniej na teren Świętej Rusi. Okcydentaliści, czyli zapadnicy, byli zwolennikami zbliżenia Rosji do Zachodu i tym samym optowali za demokracją liberalną. Pierwsi słowianofile, pozostający pod wpływem romantyzmu, nie wykluczali reform społecznych i politycznych, ale nie kwestionowali już utrwalonego modelu rosyjskiej władzy państwowej, wierząc w „dobrego” cara. Okazało się, że ruch słowianofilski znacznie lepiej odpowiada świadomości Rosjan, nawet ich elit, ale powoli przekształcał się w opcję uznającą zasadność imperialnych dążeń Rosji do dominacji nad sąsiednimi państwami czy narodami. Tak było do końca caratu, przez cały okres ZSRR i taką politykę reprezentuje obecny prezydent Rosji.

Oto przykład (jeden z wielu) z naszej historii. Gdy „biali” generałowie walczyli z bolszewikami w 1918 r., pojawił się problem możliwego udziału Polski po stronie tzw. kontrrewolucji. Piłsudski zaoferował pomoc, ale za uznanie niepodległości swego kraju. Odpowiedź była taka: „Owszem, ale w granicach Księstwa Warszawskiego i pod protektoratem Rosji”. Do powyższego dodam dwie uwagi. Po pierwsze, nie twierdzę, że dyskusje polityczne w Rosji całkowicie sprowadzały się (i nadal tak jest) do polemik pomiędzy „słowianofilami” i „zapadnikami”, nawet w szerokim sensie (symbolizują to użyte cudzysłowy). Decydowały także inne czynniki, np. aktualna sytuacja polityczna, względy ekonomiczne czy ambicje rządzących jednostek. Po drugie, pominąłem rolę słowianofilstwa i okcydentalizmu w kulturze rosyjskiej, zwłaszcza w literaturze. Analiza treści ideowych u Dostojewskiego, Czechowa, Gogola, Tołstoja czy Turgieniewa dostarcza ciekawego materiału, świadczącego o tym, że czyste słowianofilstwo i czysty okcydentalizm właściwie nie występowały.

Wprawdzie bywały mniej lub bardziej prozachodnie tendencje od Rosji carskiej, poprzez ZSRR (notabene, jest faktem interesującym, że okres radziecki po śmierci Stalina był relatywnie dość okcydentalistyczny), do czasów obecnej Federacji Rosyjskiej, ale ton polityczny w tym kraju był zawsze bardziej „słowianofilski” niż „okcydentalistyczny”, niezależnie od tego, czy był uzasadniany religijnie, czy po świecku. Wspomniany Aleksander Zinowiew, wybitny logik, szyderczo napisał w jednej ze swoich prac politycznych (chodzi o pamflet Zijajuszczyje wysoty, tj. „Przepastne wysokości”), że Ibańsk (tak niezbyt parlamentarnie nazywał ZSRR) jest okrążony przez wrogi Zachód ze wszystkich stron, także od wschodu. Aleksander Sołżenicyn podobnie szydził z Kraju Rad; wraz z Zinowiewem został „wyproszony” z niego. Wprawdzie nie dziwi, że obaj wrócili do Rosji po upadku imperium, które tak ostro krytykowali, ale to, że bronili koncepcji Świętej Rusi, jest zaskakujące. Zinowiew publikował swoje książki naukowe w Holandii i w Polsce, współpracował z logikami polskimi, Sołżenicyn stał się sławny dzięki międzynarodowemu uznaniu, a jednak obaj w końcu skłaniali się ku dość tradycyjnemu nacjonalizmowi rosyjskiemu, mającemu swe ideowe korzenie w słowianofilstwie.

Wielu komentatorów – również w Polsce – jak się wydaje, sądzi, że Rosjanie, zwłaszcza intelektualiści, sprzeciwią się Putinowi, a nawet sprawią, poprzez nieposłuszeństwo obywatelskie, że polityka rosyjska się zmieni, ale badania socjologiczne i obserwacje potoczne sugerują, że duża część społeczeństwa rosyjskiego (jakieś 80 proc.) traktuje atak na Ukrainę jako obronę własnego kraju.

.Chyba ironia losu sprawia, że dowcip Zinowiewa jest wykorzystywany przez rosyjską propagandę dla usprawiedliwienia „misji na Kijów” jako operacji defensywnej. W 2014 r. byłem na konferencji filozoficznej w Rzymie i rozmawiałem z kolegą z Moskwy. Gdy mu powiedziałem, że trudno pojąć aneksję Krymu, odpowiedział, że „my (tj. Rosjanie) nie rozumiemy, czego od nas świat chce, bo Sewastopol i okolice zawsze były rosyjskie i nic tego nie zmieni”. Przeciętny Rosjanin (sam słyszałem) dziwił się w 1989 r., że Łotwa chce niepodległości, bo przecież „musimy jej bronić”, a gdy zapytałem, przed kim, jak nie przed wami (Rosjanami), nie uzyskałem odpowiedzi. W świetle przeprowadzonej analizy łatwo zrozumieć takie fakty, jak list korpusu rektorów rosyjskich szkół wyższych popierający agresję Rosji przeciw Ukrainie, podobnie brzmiące wypowiedzi wielu znaczących sportowców rosyjskich czy aktorów, stanowisko patriarchy moskiewskiego Cyryla czy nawet wcześniejsze, dla nas dość absurdalne twierdzenie niektórych prawosławnych mniszek, że apostoł Paweł wcielił się w Putina, czy, mówiąc ogólniej, to, że gros Rosjan wierzy w różne nonsensy polityczne, o ile są przyprawione patriotyczno-nacjonalistycznym sosem. Bywa to często traktowane z przymrużeniem oka, ironią czy nawet poczuciem wyższości, ale niesłusznie, gdyż niezależnie od tego, że jest dziwne dla ludzi wychowanych w innym trybie obywatelskim, utrudnia zrozumienie tego, co działo się w Rosji i nadal się dzieje, także w związku z brakiem masowego sprzeciwu wobec poczynań władzy, chociaż dysydentów (na ogół okcydentalistów) było i jest tam sporo.

Jan Woleński
Tekst opublikowany w nr 40 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 maja 2022
Fot. Aleksiej Witwicki / Forum