
Celem Kremla - nowy porządek świata
W ujęciu spikerów Kremla takie państwa jak Ukraina lub Polska to jedynie anglosaska ekspozytura, którą należy pokonać we wspólnym interesie Zjednoczonej Europy i Zjednoczonej Rosji – pisze prof. Włodzimierz MARCINIAK
W sobotę 26 lutego o godzinie 8 rano czasu moskiewskiego na stronie internetowej oficjalnej agencji informacyjnej RIA Nowosti ukazał się artykuł pod jakże znamiennym tytułem Natarcie Rosji i nowego świata. Ponieważ rosyjskie słowo nastuplenije można tłumaczyć nie tylko jako „natarcie”, ale także jako „nadejście”, to samą publikację spróbuję przedstawić jako propagandową inaugurację nowej epoki i przejść od krótkiej analizy do omówienia szerszego kontekstu historycznego i kulturowego. Autor artykułu Piotr Akopow – etatowy żołnierz wojny propagandowej – patetycznie oświadczył: „Nowy świat rodzi się na naszych oczach. Wojskowa operacja Rosji na Ukrainie otworzyła nową epokę”.
Ponieważ w trzecim dniu rosyjskiej agresji było już wiadomo, że błyskawicznego zwycięstwa nie będzie, to artykuł został po kilku minutach zdjęty, a inaugurację nowej epoki odłożono na później. Tekst najprawdopodobniej został opublikowany przez pomyłkę, ale na całe szczęście w internecie rękopisy nie płoną. Dzięki temu pozostało świadectwo tego, jak Moskwa w przededniu wojny wyobrażała sobie kontury nowej epoki, która miała nastąpić po jej zwycięstwie.
Z propagandowego tekstu jasno wynika, że celem Kremla nie jest tylko podporządkowanie sobie Ukrainy, ale także stworzenie nowego porządku światowego. W chwili pisania tych słów nie wiem, jak dalej będą rozwijać się wydarzenia. Nawet jeśli ten nowy porządek nigdy nie powstanie albo będzie miał odmienny kształt, to warto wiedzieć, jakie myśli towarzyszyły jego przedwczesnej inauguracji.
Historycznym zadaniem, którego podjął się Władimir Putin, jest „rozwiązanie kwestii ukraińskiej”. Rosyjski propagandzista unika jednoznacznych skojarzeń i nie używa przymiotnika „ostateczne”, ale pewne cechy charakterystyczne pierwowzoru dają się zauważyć. Mamy więc kompleks podzielonego narodu i kompleks hańby narodowej, polegającej na tym, że naród rosyjski pozbawiony swojego kijowskiego fundamentu zmuszony został do życia w dwóch różnych państwach, w których zaczęły się kształtować dwa różne narody. Ponieważ system „dwa narody – dwa państwa” zmierzał do stabilizacji, to ich ponowne połączenie jawi się jako wydarzenie epokowe. Putin, przywracając jedność narodu rosyjskiego „w całej jego wielości Wielikorosow, Biełorusow i Małorosow”, likwiduje historyczną anomalię, powstałą wskutek błędów bolszewików i działalności sił zewnętrznych.
Hasło „mnogości” narodu rosyjskiego może nie brzmi zbyt jasno, ale jest mocno ugruntowane w rosyjskim myśleniu politycznym, a postulat przywrócenia jedności narodowej często bywa traktowany jako naczelne zadanie polityczne XXI wieku. Władimir Putin wielokrotnie deklarował się jako zwolennik koncepcji trójjedynego narodu rosyjskiego, który tworzą Białorusini, Rosjanie i Ukraińcy, a najbardziej obszernie uczynił to w opublikowanym w lipcu 2021 roku artykule O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców. Prezydent Rosji dowodzi, że słowiańska ludność prawosławna mieszkająca w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej zjednoczyła się w połowie XVII wieku z podstawową częścią narodu rosyjskiego w granicach państwa rosyjskiego. Współczesna Ukraina ma być – jego zdaniem – w całości tworem sowieckim, powstałym kosztem ziem Rosji historycznej, przyłączonych arbitralnie do sowieckiej Ukrainy. Tezy te w rozwiniętej formie powtórzone zostały w orędziu poprzedzającym agresję zbrojną. W ten sposób ideę duchowej i historycznej jedności Rosjan i Ukraińców Władimir Putin sprowadził do poziomu pretensji terytorialnych i propagandy wojennej. Niezależnie od dalszego przebiegu wojny można zaryzykować pogląd, że idea narodowej jedności Rosjan i Ukraińców została właśnie pogrzebana.
Drogi Rusi Kijowskiej i Rusi Północno-Wschodniej rozchodziły się stopniowo. Już w drugiej połowie XII wieku książę Andrzej Bogolubski dokonał przewrotu w ustroju politycznym Rusi, przenosząc siedzibę wielkoksiążęcą do położonego na północy Włodzimierza, niszcząc Kijów i degradując go do roli miasta przygranicznego. Podział Rusi pogłębiły najpierw najazd Tatarów, a następnie włączenie Rusi zachodniej i południowej w skład księstwa litewskiego. Moskwa rozwijała się w obrębie systemu politycznego Złotej Ordy, długo nie sięgając poza jej granice. O Kijowie przypomniano sobie dopiero w czasach Iwana III, co stało się za sprawą akcji dyplomatycznej Maksymiliana I Habsburga, zabiegającego o stworzenie koalicji antyjagiellońskiej. W zamian za wsparcie jego pretensji do korony węgierskiej Moskwa miała otrzymać Kijów. Z planów tych nic nie wyszło, ale myśl o zdobyciu Kijowa na trwałe zagnieździła się w Moskwie.
Idea zajęcia Kijowa i ziem ruskich należących do Wielkiego Księstwa Litewskiego kiełkowała w Moskwie bardzo powoli. Rolę pionierów odegrało duchowieństwo prawosławne, głównie greckie, bułgarskie i serbskie, poszukujące po upadku Konstantynopola możliwości przekształcenia księstwa moskiewskiego w prawdziwe carstwo prawosławne. Z czasem ideę tę podchwyciło duchowieństwo kijowskie, propagując na dworze Romanowów myśl, że Kijów jest matką grodów ruskich. Młoda dynastia, która doszła do władzy w wyniku długotrwałej wojny wszystkich przeciwko wszystkim (tzw. smuta), gwałtownie potrzebowała legitymizacji i chętnie tę ideę przyjęła. Tym bardziej że intelektualiści z Kijowa, skarżący się na ucisk ludności prawosławnej ze strony Rzeczypospolitej, górowali nad duchowieństwem miejscowym poziomem wykształcenia teologicznego i ogólnego. Wtedy też zrodziła się żywa myśl, że Kijów powinien podlegać protekcji Moskwy. W 1655 r. Aleksiej Romanow przyjął tytuł Cara Wszystkiej Wielkiej, Małej i Białej Rusi. Putin bardzo często odwołuje się do tego okresu historycznego, być może marząc o podobnym zwieńczeniu ponad dwudziestoletniej prezydentury.
W pierwszej połowie XVII stulecia kijowska Ławra Peczerska propagowała ideę jednego narodu rosyjskiego, złożonego z Wielikorosow i Małorosow. Przyjęcie tych poglądów przez Kozaczyznę wiązało się ze zmianą lojalności politycznej i uznaniem zwierzchnictwa cara moskiewskiego. Teza o odwiecznej jedności narodu słowiańskiego pojawiła się w kompilacyjnym wykładzie historii wydanym w 1674 r. w Kijowie pod tytułem Sinopsis ili kratkoje opisanije o naczale sławienskogo naroda. Tam też wyłożona została koncepcja regionalnej tożsamości małorosyjskiej. Do ugruntowania tych poglądów przyczyniła się aktywność arcybiskupa Teofana Prokopowicza. Wykształcony w Kijowie, Lipsku, Halle, Jenie i kolegium jezuickim w Rzymie twórca ideologii nieograniczonego samowładztwa był także zwolennikiem objęcia przez imperatora zwierzchniej władzy duchownej (pontifex). To właśnie arcybiskup Prokopowicz zwrócił się w 1721 roku do cara Piotra, aby przyjął łaskawie tytuły Ojca Ojczyzny, Imperatora Wszechrosyjskiego i Piotra Wielkiego.
Oświeceniowa koncepcja prawosławnego Imperium Wszechrosyjskiego musiała ulec zmianie po okresie rewolucji i wojen napoleońskich, a zwłaszcza wojny ojczyźnianej 1812 roku. Istotny wpływ na Rosję miały rodzące się w Europie ruchy narodowe. Szczególne znaczenie miały dyskutowane w Austrii i Prusach koncepcje zjednoczenia Niemców pod berłem Habsburgów lub Hohenzollernów. Wyrazem tego była przyjęta w 1831 roku do praktyki szkolnej oficjalna doktryna narodu rosyjskiego streszczająca się w haśle „prawosławie – samowładztwo – ludowość”. W społeczeństwie opartym na poddaństwie ludu wiejskiego koncepcja ta niewiele miała wspólnego z ideologiami narodowymi, które zakładają przynajmniej formalną równość wszystkich członków wspólnoty. W ówczesnej Rosji ten koncept był niewyobrażalny. Dlatego też w praktyce służył do ograniczenia praw innowierców i uzasadnienia rusyfikacji.
Nacjonalizm rosyjski zaczął się rozwijać dopiero w okresie głębokich zmian społecznych i reform ustrojowych na początku XX wieku. Kulminację tego procesu stanowią działalność Związku Narodu Rosyjskiego, pogromy żydowskie i fala rozruchów antyniemieckich w okresie I wojny światowej. Bolszewicy, tworząc autonomiczne republiki narodowe, np. Ukrainę Sowiecką, wygrali wojnę domową w walce z białymi, którzy występowali jako obrońcy wielkiej i niepodzielnej Rosji. Rosyjski historyk i dysydent Andriej Amalrik napisał kiedyś, że bolszewicy przedłużyli istnienie imperium rosyjskiego o 70 lat, ponieważ posługiwali się ideologią internacjonalistyczną, a nie nacjonalistyczną.
Mam nadzieję, że przedstawiony wykład historyczny i politologiczny wyjaśnia narracyjne źródła walki Kremla o wyzwolenie narodu spod ucisku ukraińskich nacjonalistów. Notabene koncept wyzwolenia spod ucisku nacjonalistów lub populistów mocno zakorzeniony jest we współczesnym dyskursie unijnym. Władimir Putin to w końcu człowiek ze wszech miar postępowy i nowoczesny, a nawet być może postnowoczesny.
Wszystko to jednak nie tłumaczy politycznych przyczyn przywoływania siedemnastowiecznej koncepcji trójjedynego narodu rosyjskiego. Z faktu, że pełniła ona funkcje legitymizacyjne dla dynastii Romanowów, nie wynika przecież, że podobne funkcje może ona pełnić w XXI stuleciu. Ewentualne imperatorskie ambicje Putina, wzorowanie się na carze Aleksieju lub jego synu Piotrze, też niewiele tłumaczą, gdyż imperia są na ogół ponadnarodowe, a tożsamość ich nosi charakter cywilizacyjny, a nie etniczny.
Pewne wyjaśnienie może stanowić historia nacjonalizmu rosyjskiego w Związku Sowieckim. Historyk Nikołaj Mitrokhin w książce poświęconej temu zagadnieniu dowodzi, że „ruska partia” była mocno zakorzeniona nie tylko w kręgach literackich, ale także w Komsomole, wśród pracowników komitetu centralnego partii komunistycznej i w wielu komitetach obwodowych. W tym środowisku komunizm był kwestią propagandy, a nacjonalizm rosyjski stanowił ideologię osobistą i grupową wielu funkcjonariuszy aparatu władzy i części inteligencji. W okresie rozpadu Związku Sowieckiego istnienie tej ruskiej partii znalazło swój wyraz w masowym poparciu dla postulatu suwerenności Rosji i jej uniezależnienia od władz centralnych, a więc wspólnych dla wszystkich republik. Często dzisiaj zapominamy, że rosyjski ruch demokratyczny zawierał silny nurt narodowy, daleki co prawda od nacjonalizmu, ale w wielu kwestiach przeciwstawny dążeniom ukraińskim.
W tym kontekście ważna jest kwestia niepodległości Ukrainy. Tuż po jej proklamowaniu w 1991 roku wiceprezydent Aleksander Ruckoj oraz kilku współpracowników prezydenta Borysa Jelcyna zgłosili pretensje terytorialne do Ukrainy (np. Krym) podobne do tych, o jakich obecnie mówi Putin. Dziennikarz Andriej Kolesnikow, powołując się na świadectwo Jegora Gajdara, pisał niedawno, że w grudniu 1991 roku w Wiskulach Borys Jelcyn w nieformalnej rozmowie z Leonidem Krawczukiem też sondował możliwość przekazania Krymu Rosji. Prezydent Ukrainy natychmiast powiązał tę kwestię z posiadaniem broni atomowej, rozumiejąc zapewne, że tylko ona może ochronić jego kraj przed rosyjskimi pretensjami. Dalszy rozwój wypadków potwierdził słuszność tego poglądu.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych KGB, niezależnie od osobistych poglądów Jurija Andropowa, w zasadzie tolerancyjnie odnosiło się do działalności ruskiej partii. Nie wiadomo, czy Putin znajdował się w kręgu jej oddziaływania. Należy jednak założyć, że poglądy nacjonalistyczne też mogły być w tym środowisku rozpowszechnione. Już jako prezydent czasami cytował autorów ważnych dla rosyjskich nacjonalistów, np. Iwana Iljina, a więc znał przynajmniej fragmenty ich prac. Tak więc fiksacja moskiewskiego autokraty na Kijowie, lepiej lub gorzej uzasadniana względami historycznymi, może wyrastać z późnosowieckiej praktyki politycznej i ideologicznej.
Wszystkie idee polityczne, tak przynajmniej twierdzi Feliks Koneczny, przychodziły do Moskwy z zewnątrz i przechodziły dwie fazy rozwojowe – fazę odrzucenia lub przynajmniej niezrozumienia i fazę pojednania. W schemat ten wpisują się też dzieje nacjonalizmu w Rosji, który w fazę pojednania – jeśli wierzyć Mitrochinowi – wszedł dopiero pod oficjalnymi rządami komunizmu. W tej sytuacji ważne są nie tyle poglądy osobiste prezydenta, których zresztą bliżej nie znamy, ile system polityczny, w ramach którego ten zespół idei funkcjonuje. Konflikt z Ukrainą jest nieodłączną cechą polityki rosyjskiej przynajmniej od 1991 roku. W efekcie antydemokratycznej ewolucji systemu politycznego nastąpiła jego konceptualizacja w formie „rozwiązanie kwestii ukraińskiej” i „likwidacja Ukrainy jako Anty-Rosji”.
Wszystkie procedury demokratyczne zostały w praktyce przekształcone w fikcję. Debaty, istotne z punktu widzenia dokonywania wyborów politycznych, toczą się w kręgu ok. dziesięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa. Osób w podobnym wieku, o zbliżonych życiorysach i doświadczeniach. Na dodatek wszystkie ważne decyzje podejmowane są w trybie supertajnych operacji specjalnych w oparciu o analizę dostarczoną przez tajne instytuty badawcze. W efekcie władza, która zawsze jest wiedzą, funkcjonuje w dosyć zamkniętym kręgu poznawczym, nie korzystając z informacji, które regularnie dostarcza społeczeństwo, gdyż kanały zwrotne są zablokowane.
W tej sytuacji wąski establishment decyzyjny funkcjonuje w zamkniętym kręgu własnych doświadczeń i wyobrażeń. Ludzie znajdujący się w tym kręgu bardzo często mówią o traumie rozpadu Związku Sowieckiego, a nawet obnoszą się z nią po całym świecie. Może to być gra pozorów, gdyż Rosja rozpad imperium sowieckiego przeszła niezwykle lekko, przyjmując, przy pełnym poparciu społeczności międzynarodowej, prawną, polityczną i militarną pozycję Związku Sowieckiego. Ponieważ nie udało się odzyskać pozycji gospodarczej, technologicznej i cywilizacyjnej, a to wymaga już wysiłku całego społeczeństwa, to niezwykle często wyrażane dążenie do rewanżu da się chyba pojąć w kategoriach racjonalnych.
Współcześnie najważniejsze są polityczne i militarne (szantaż atomowy) aspekty tych dążeń, ale wymagają one obszernego, a więc oddzielnego omówienia. W tym miejscu ograniczę się do kilku uwag na temat aspektów kulturowych i historycznych, które ściśle wiążą się ze wstępem do artykułu i główną linią wywodu.
Obecna faza kryzysu zaczęła się 15 grudnia 2021 roku, gdy Putin w ultymatywnej formie zażądał cofnięcia się NATO do granic sojuszu z 1997 roku. W ujęciu cywilizacyjnym i historycznym linia ta w przybliżeniu pokrywa się z najdalszym zasięgiem ekspansji wschodniej w Europie Ordy Batu-chana w XIII wieku i Sowietów Stalina w wieku XX. Dzisiejsza Rosja składa się z kilku formacji nigdy niezrealizowanych w pełni, a co najważniejsze, nigdy nieprzezwyciężonych – moskiewskiej, imperialnej i sowieckiej. Siergiej Karaganow w okresie prezydentury Dmitrija Miedwiediewa zachęcał Unię Europejską do ścisłej współpracy przeciwko Chinom i Stanom Zjednoczonym, dopóki istotną rolę odgrywa biurokracja, stanowiąca w Rosji pozostałość Oświecenia. Tym samym wprowadzał on czytelników w błąd, być może świadomie, gdyż biurokracja rosyjska ukształtowana została według starego chińskiego systemu mandarynów i yamenów, a potem została tylko zreformowana według wzorów europejskich. Zresztą sam Karaganow jest teraz zwolennikiem orientacji euroazjatyckiej.
Dziedzictwo Złotej Ordy na trwałe zapisało się w moskiewskim kodzie kulturowym i instytucjonalnym, ale rzadko ujawnia się na propagandowej powierzchni procesów politycznych. Natomiast dorobek stalinowski jest znacznie częściej przywoływany, być może ze względu na jego większą aktualność. W ostatnim czasie wielu rosyjskich spikerów (np. Dmitrij Pieskow i Maria Zacharowa) zaczęło mówić o anglosaskiej dominacji w Europie, wzywając do wyzwolenia się spod jej ucisku. W ich ujęciu takie państwa jak Ukraina lub Polska to jedynie anglosaska ekspozytura, którą należy pokonać we wspólnym interesie Zjednoczonej Europy i Zjednoczonej Rosji. Wspomniany na wstępie Akopow pisze w artykule, który miał być opublikowany już po zwycięstwie, co następuje: „Niemiecki projekt integracji europejskiej nie posiada strategicznego sensu przy zachowaniu ideologicznej, wojskowej i geopolitycznej kontroli anglosaksońskiej nad Starym Światem”.
.To język stalinowskiej dyplomacji i propagandy. W tym ujęciu odbudowa trójjedynego narodu rosyjskiego, powrót Rosji do linii Batu-chana i Stalina, wyparcie Anglosasów z kontynentu europejskiego umożliwią realizację tzw. projektu europejskiego. Dlatego też – zdaniem moskiewskiego propagandzisty – „politycznie świadomi Europejczycy” nie są zainteresowani powstaniem nowej żelaznej kurtyny. Musimy dołożyć wszelkich starań, aby ten rosyjski nowy, wspaniały świat nigdy nie powstał.
Włodzimierz Marciniak
Tekst ukazał się w nr 39 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].