Prof. Jerzy MIZIOŁEK: Polski rzymianin i jego arcydzieła

Polski rzymianin i jego arcydzieła

Photo of Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, w latach 2018–2019 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

Pośród jego malowideł, w samym sercu Rzymu, mieszkała matka Napoleona, pod jego opieką rozpoczynał swą karierę genialny Francisco Goya. W Polsce jego obrazy zdobią Wawel, kościół Wizytek i Muzeum Narodowe w Warszawie. Jego autoportret trafił ostatnio do zbiorów florenckich Uffizi – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK

.Pomimo wysokiego miejsca Tadeusza Kuntzego (Konicza) w sztuce europejskiej za Maciejem Loretem, autorem książki Życie polskie w Rzymie w XVIII wieku, opublikowanej prawie sto lat temu, możemy powtórzyć, że nasz artysta, znany w Wiecznym Mieście jako Taddeo Polacco, pozostaje w Polsce „zjawiskiem dotąd mało znanym”, pomimo iż „razem z Szymonem Czechowiczem i Franciszkiem Smuglewiczem stanowi on trójcę artystów, która rozsławiła imię Polski w papieskim Rzymie”. W przeciwieństwie do obydwu wymienionych, z których każdy po spędzeniu dwudziestu lat nad Tybrem powrócił do Polski, Kuntze osiadł na stałe w Rzymie i tu dokonał żywota, więc – pomimo że czuł się Polakiem (stąd przydomek) – można nazywać go również „polskim rzymianinem”. Jego dzieła rozsiane po kościołach Lacjum czekają na gruntowne opracowanie; najbardziej znane są te o tematyce świeckiej w Palazzo Napoleonico, przy Via del Corso w Rzymie i w tzw. Locanda Martorelli w podrzymskiej Ariccii.

Taddeo Polacco (1727–1793) – ścieżki artystycznego życia

.Dopiero stosunkowo niedawno udało się ustalić najważniejsze fakty z najwcześniejszej fazy jego życia. Urodził się w 1727 r. w Grünbergu (obecnie Zielona Góra), mieście leżącym wówczas w obrębie Śląska przynależnego do Austrii. Był synem Gotfryda Kuntzego i Anny Marii Sambler. Ta zapewne polsko-niemiecka rodzina wyznania katolickiego, z korzeniami sięgającymi śląskiej polskości, w czasie wojny prusko-austriackiej o Śląsk (1740) przeniosła się do Krakowa, gdzie Tadeusz w roli kuchcika miał trafić na dwór biskupa Andrzeja Stanisława Załuskiego. I tu zaszła okoliczność – często obecna w żywotach artystów (m.in. Giotta) – niespodziewanego odkrycia wielkiego talentu artystycznego. Tak o tym opowiada polihistor krakowski Ambroży Grabowski w swoich Wspomnieniach: „To, co o Tadeuszu Koniczu wiemy, uratowałem ja z ustnej mnie przez malarza Stachowicza danej relacji […]. Mówił mi Stachowicz, że młody ten kuchta na dworze biskupa Załuskiego w chwilach wolnych rysował węglem po murach pałacu biskupów krakowskich różne zwierzęta, figury ludzkie itp., co dostrzegłszy biskup Załuski, gdy się o tego rysownika wypytał, odgadł w nim talent do malarstwa i do rozwinięcia się takowego oraz wykształcenia na dobrego malarza opieką i nakładem swym dopomógł. Toteż gdy z Rzymu przyjechał do Krakowa, to dla podziękowania swemu dobroczyńcy odmalował jego portret, znajdujący się dotąd na korytarzach klasztoru oo. Franciszkanów. Są też inne obrazy w Krakowie. Wrócił on potem do Rzymu, gdzie się ożenił z córką nauczyciela swego i za granicą umarł”.

.Rzeczywiście, nasz artysta w wieku niespełna dwudziestu lat, w 1747 roku, został wysłany przez biskupa Załuskiego do Rzymu, gdzie uczył się sztuki rysowania i malowania u Ludovica Mazzantiego i w Akademii Francuskiej. Studiował w 1755 roku w Scuola del Nudo prowadzonej przez Akademię św. Łukasza i był dwukrotnie wyróżniany nagrodą tejże akademii. W 1756 miał się udać do Paryża i powrócić do Krakowa w roku następnym, by pracować jako malarz nadworny biskupa, który zmarł w rok później. W 1759 roku Kuntze opuścił Polskę i osiadł w Rzymie, gdzie zyskał wspomniany „polski” przydomek. Pomimo ogromnej konkurencji na rynku sztuki znalazł w nim swoje miejsce, malując obrazy na płótnie i freski. Tworzył na zlecenie kardynała Henryka Benedykta Stuarta, księcia Yorku (syna Marii Klementyny Sobieskiej) i włoskiej arystokracji, Caetanich i Borghese, m.in. we Frascati, w seminarium, w pałacu biskupim i w kilku willach. Podczas pierwszego pobytu w Rzymie, a następnie w Polsce malował głównie obrazy religijne i alegoryczne.

Pierwsze arcydzieła

.Fortuna i Sztuka, stanowiące parę obrazy w Muzeum Narodowym w Warszawie, zostały namalowane przez Kuntzego w Rzymie w 1754 roku na zamówienie biskupa Załuskiego. Prawdopodobnie miały zdobić Bibliotekę Załuskich w Warszawie, ściślej akademię, którą dwaj bracia Załuscy – Andrzej Kostka, biskup krakowski, i Józef Andrzej, biskup kijowski – zamierzali otworzyć. Do powstania akademii jednak nie doszło, a zbiory Biblioteki Załuskich, pierwszej publicznej książnicy w Polsce, zostały po klęsce insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku wywiezione do Rosji. Fortuna i Sztuka stanowią ilustrację aforyzmu „Ars longa, vita brevis”, przypisywanego Hipokratesowi, który powtórzył Seneka. Ten aforyzm malarz wyraził za pomocą dwóch alegorycznych postaci, będących uosobieniem zupełnie odmiennych rzeczywistości – całego bogactwa, jakie roztacza wokół siebie Sztuka, i zmienności losu, jaki pociąga za sobą pogoń za Fortuną. W arkadyjskim pejzażu tronuje Sztuka pod postacią młodej niewiasty w białej sukni i błękitnym płaszczu, podająca puchar młodzieńcowi ukazanemu w postawie pełnej pokory. Scenie tej przypatruje się stojący w głębi po prawej młodzieniec w polskim stroju, będący prawdopodobnie autoportretem artysty. Przesłanie tego przedstawienia, ukazującego trwałość i wartość sztuki czerpiącej z pracy intelektualnej, przeciwstawionej skazanej na przemijanie przyjemności miłości, zostało jeszcze bardziej wydobyte w drugim obrazie. Fortuna ukazana została przez Kuntzego jako nieprzewidywalne Fatum; ma postać półnagiej kobiety z przesłoniętymi oczami, stojącej na kuli, a poruszającej się dzięki podmuchom wiatru wydymającym jej szaty niczym żagiel. Ślepo rozdaje bogactwa i zaszczyty, by odtrącić drugich, którzy upadają zrozpaczeni. W tle widzimy miotany burzą okręt na morzu. Postać kobiety z piką, w zbroi ozdobionej rysunkiem słońca na piersi, to Cnota – załamana odwraca się od Fortuny, kryjąc twarz w dłoniach.

.Nie mniej wybitnym dziełem Kuntzego jest zakupiony w 2012 roku we Włoszech, do zbiorów Zamku na Wawelu, obraz przedstawiający Upadek Troi (Śmierć Priama). Opowieść o obleganiu Ilionu przez Greków i jego upadku nie przestaje fascynować także w naszych czasach. Dobrym tego przykładem jest film pt. Troja (2004) z całą plejadą słynnych aktorów, takich jak Brad Pitt w roli Achillesa i Diane Kruger jako Helena. Iliada Homera nie została w tym filmie zbyt wiernie zilustrowana, ale jak powszechnie wiadomo, sztuka filmowa rządzi się swoimi prawami. Dalekie od archeologicznej poprawności jest też przedstawienie upadku Troi na naszym obrazie sygnowanym i datowanym: „TADEUS KUNTZE P: ROMA 1756”. Litera „P” jest prawdopodobnie określeniem narodowości, skrótem od Polonus.

Na tle płonącego Ilionu widzimy złocisty tron i stojącą obok niego, ubraną w białe pozłacane szaty, przerażoną niewiastę z diademem na głowie. Na ziemi leżą insygnia władzy – królewski płaszcz, korona i berło. Należały do Priama, który ginie z ręki Pyrrusa (Neoptolemosa). Z lewej strony kompozycji kilka kobiet modli się do posągu Zeusa ukazanego z wiązką piorunów w prawej ręce. Niezwykle zagadkowym elementem tej interesującej, malowanej jasnymi kolorami kompozycji jest duży, czarny pies ukazany na wprost posągu Zeusa, gotujący się do skoku na zabójcę Priama.

Głównym źródłem literackim obrazu jest fragment II księgi Eneidy; jedynym antycznym źródłem literackim, które mówi o czarnym psie, są Mity Hyginusa, rzymskiego pisarza i mitografa żyjącego w czasach Oktawiana Augusta. Pisze on, jak to Hekuba wiedziona do niewoli po upadku Troi rzuciła się do morza i zamieniła się w psa. W obrazie widzimy ją zatem pod dwoma postaciami – raz jako kobietę ukazaną w diademie obok tronu i drugi raz jako zwierzę rzucające się na Pyrrusa. A więc albo nasz malarz był prawdziwym erudytą, albo też – co jest bardziej prawdopodobne – otrzymał szczegółową instrukcję od zamawiającego obraz, o którym niestety nic nie wiadomo. Podobną erudycją nasycone są freski w Locanda Martorelli i w Palazzo Napoleonico. Z kolei ogromny obraz w ołtarzu głównym kościoła Wizytek w Warszawie z 1757 roku ma cechy wybitnego dzieła religijnego, znakomicie wkomponowanego w piękne wnętrze świątyni.

Porównując te obrazy, wykonane w lekkiej i jasnej stylistyce rokoka, z wczesnymi dziełami młodego Francisca Goi, dostrzeżemy wiele podobieństw, co szczegółowo przestudiował włoski badacz Mangiante. Wiemy dziś z całą pewnością, że młody Hiszpan mieszkał w Rzymie w latach 1770–1771 pod jednym dachem z polskim malarzem, który kończył właśnie tworzenie znakomitego cyklu fresków o tematyce mitologicznej w Ariccii.

Arcydzieło drugiego okresu rzymskiego – Locanda Martorelli

.W drugim okresie rzymskim Taddeo Polacco rozszerzył swe zainteresowania na sceny rodzajowe i mitologiczne oraz krajobrazy ze sztafażem, czego znakomite przykłady odnajdujemy w Locanda Martorelli z lat 70. XVIII w. Dekoracja dwóch sal została zrealizowana we współpracy z Giovannim Battistą Marchettim, malarzem ornamentalistą, zgodnie z gustem wczesnoneoklasycystycznym. Artyści skodyfikowali aparat formalny, który powtarzali z wariacjami kilka razy; odnajdujemy tu układy kandelabrowe z groteskami, kameami i panelami, naprzemiennie z pejzażami i scenami figuratywnymi. Program ikonograficzny ilustruje historię starożytnej Ariccii, między mitem a rzeczywistością, zgodnie z chronologiczną narracją, w obecności bóstw olimpijskich i zmieniających się pór roku.

.Oto historia bohatera związanego z Ariccią: Tezeusz, syn króla Aten, po zrzeczeniu się królestwa wyrusza na wojnę z Amazonkami. Zniewala ich królową Antiopę, która wkrótce umiera, pozostawiając syna, Hipolita. Tezeusz żeni się ponownie; jego żona Fedra, rozmiłowuje się w Hipolicie, ale ten ją odrzuca, woli polować, oddając w ten sposób hołd bogini Dianie. W wyniku zemsty Fedry młodzieniec ginie, ale za sprawą Diany Asklepios przywraca Hipolita do życia, by zostać przeniesionym do gaju Diany w Ariccii. W „Sali Hipolita” widzimy takie sceny, jak: Polowanie Diany, Ofiara dla Diany, Fedra i Hipolit, Asklepios wskrzesza Hipolita, które wykazują wpływ malarstwa pejzażowego Poussina i Domenichina. Całość jest niezwykle finezyjnie malowana i zbudowana na gruntownej wiedzy o antyku. Jest prawdopodobne, że twórcą programu był sam książę Sigismondo Chigi lub jeden z jego bibliotekarzy.

W kolejnych dwóch dekadach przyszło naszemu artyście ozdobić freskami i obrazami na płótnie liczne kościoły Rzymu i jego okolic. Prawdziwe wyżyny osiągnął pod koniec życia, tworząc w samym sercu Wiecznego Miasta.

Cykl fresków w Palazzo Bonaparte (Rinuccini)

.Palazzo Bonaparte (rezydencja Marii Letizii Bonaparte w latach 1818-1836), dawniej Rinuccini na piazza Venezia w Rzymie, zbudowany według projektu architekta Giovanniego Antonia de Rossiego w XVII wieku, cieszy się zasłużonym uznaniem w kontekście architektury historycznego centrum Rzymu. Pałac ten zamyka północną pierzeję placu, tworząc niemal rodzaj propylejów dla via del Corso, prowadzącej do Porta del Popolo. To we wnętrzach tego pałacu, na jego pierwszym piętrze, na przełomie lat 80. i 90. XVIII wieku wykonał Kuntze swe liczne, znakomicie zachowane do dziś freski, które zalewie od kilku lat dostępne są dla szerszej publiczności. Co ciekawe, do niedawna brakowało nie tylko poprawnej interpretacji ikonograficznej tej bogatej dekoracji, ale także identyfikacji nazwiska ich autora, który ozdobił freskami sklepienia ośmiu pomieszczeń, ściany kilku sal, w tym najbardziej okazałej, zwanej „Salą Przyjęć”, drzwi i okna, a także słynny balkon na rogu via Del Corso i piazza Venezia. Omówimy tu wspomnianą salę i krótko przywołamy „Sypialnię Madame Letizii”.

.W „Sali Przyjęć”, z widokiem na via del Corso, Kuntze namalował plafon, który nadał pomieszczeniu jego nazwę; w dużym prostokątnym panelu pośrodku sklepienia, otoczony stiukową ramą z liśćmi laurowymi, widnieje Bankiet Bogów. Nie mniej interesująca i jeszcze bardziej neoklasyczna w stylu jest dekoracja ścian z jońskimi pilastrami ozdobionymi finezyjną dekoracją w układzie kandelabrowym. Pomiędzy nimi, w pozornych niszach, widnieją malowane posągi ukazujące m.in. Dianę, Florę i Atenę, które w dość swobodny sposób nawiązują do słynnych rzeźb antycznych. Ponad malowanymi posągami widnieją malowane monochromatycznie sceny bachiczne odnoszące się do libacji. Elegancki stiukowy fryz ozdobiony jest maskami i festonami. Jedna z supraport przedstawia pochód dionizyjski nawiązujący do kompozycji na antycznych sarkofagach, ale i w tym przypadku Kuntze poszedł w kierunku swobodnego, jakby zrobionego z pamięci odwzorowania antycznego wzoru.

„Sypialnia Madame Letizii”, na rogu piazza Venezia i vicolo Doria, przedstawia w centrum sklepienia, ozdobionego motywami festonowymi, skrzydlatą postać trzymającą róg obfitości, z którego unosi się ku niebu czarny dym, podczas gdy skrzydlate putto czyni gest milczenia w nawiązaniu do rozpoczynającej się nocy. W sześciokątnych polach w rogach znajdują się putta wykonujące czynności odnoszące się do snu i wieczornego czuwania: zapalanie lampy, czytanie przy świecy, spanie, podziwianie firmamentu.

W tej różnorodności podejmowanych przez Taddea Polacca tematów dostrzegamy niezwykłą swobodę, z jaką posługiwał się technikami malarskimi: olejem, temperą, freskiem, gwaszem i rysunkiem. Można zaryzykować twierdzenie, że jego twórczość wymyka się próbom klasyfikacji. Zaczynał jako kontynuator rzymskiej szkoły późnego baroku i rokoka, ale z czasem wszedł – zgodnie z duchem czasu – w sferę neoklasycyzmu i stylistyki all’antica. Na początku drogi artystycznej zbliżył się do lekkiej i jasnej stylistyki rokoka, aby ostatecznie włączyć się w nurt sztuki klasycyzującej, zwłaszcza w przypadku malarstwa ściennego. Posługiwał się znakomitym rysunkiem i dość stonowanymi, najczęściej chłodnymi kolorami. W scenach rodzajowych, o których nie mieliśmy możliwości tu mówić, ujawniał talent bystrego obserwatora. Co niezwykle ciekawe, pamiętał przy tym o kraju swej młodości, wprowadzając niekiedy polskie motywy do realistycznych obrazów rzymskiej ulicy czy włoskiej prowincji. Jak już to zostało odnotowane przez niektórych badaczy, był Kuntze artystą samodzielnym i oryginalnym, pomimo że ulegał oddziaływaniu rozmaitych środowisk artystycznych. Nie powielał ani wzorów z antyku, ani też nie kopiował cudzych rozwiązań, lecz szukał własnych, indywidualnych. Artysta zwany we Włoszech Taddeo Polacco zajmuje w dziejach sztuki polskiej pozycję wyjątkową, ale jednocześnie odosobnioną, albowiem uczył się i tworzył daleko od Polski.

.Swoistym aktem wielkiego uznania dla polskiego rzymianina jest zakupienie w 2023 roku przez Galerię Uffizi jego całopostaciowego autoportretu, jakże oryginalnego w formie i treści. Oto starszy już, pochylony wiekiem malarz, z rodzajem rapieru przy boku (a więc jako szlachcic), spogląda na nas z pewną dozą ironii, wyciąga przed siebie prawą rękę, podczas gdy w lewej trzyma niewielki obraz, nie pokazując, co przedstawia. W murach Zamku Królewskiego na Wawelu odbywa się od końca listopada wystawa studyjna prezentująca rysunki i wybrane obrazy artysty, który dzięki wrażliwości na sztukę biskupa Załuskiego właśnie w Krakowie rozpoczął swą światowej klasy karierę artystyczną.

Jerzy Miziołek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 grudnia 2024