
Ameryka Łacińska. W poszukiwaniu optymizmu
Większość osób, które z uwagą przyglądają się Ameryce Łacińskiej, studiując jej gospodarkę, śledząc zawirowania polityczne i poznając bogatą kulturę, nigdy dotąd nie wyrażała aż tyle pesymizmu i negatywnych oczekiwań na temat przyszłości, jak dzisiaj, na początku trzeciej dekady XXI stulecia – pisze prof. Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK
W pałacach prezydenckich, na forach akademickich, w poczytnych tygodnikach i praktycznie w każdej profesjonalnej grupie w mediach społecznościowych przeważają obawy przed kolejną mroczną „straconą dekadą”, w którą ma przerodzić się rozpoczynające się dziesięciolecie, naznaczone rosnącą biedą, niepokojami społecznymi, galopującym zadłużeniem i inflacją, a to wszystko tonące w bezsilności politycznej pełzającego autorytaryzmu czy otwartego populizmu.
Powodów do zmartwień rzeczywiście jest sporo. Ameryka Łacińska została spustoszona – tak pod względem ludnościowym, jak gospodarczym – przez globalną pandemię. Jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźnik liczby potwierdzonych zgonów na 100 tys. mieszkańców w bazie danych Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, aż sześć spośród dziesięciu krajów świata najbardziej dotkniętych przez pandemię znajduje się w Ameryce Łacińskiej (Peru, Boliwia, Brazylia, Ekwador, Chile i Meksyk).
W samej tylko Brazylii odnotowano dotąd 244 tys. śmiertelnych ofiar koronawirusa, a w Meksyku 178 tys. Rzeczywiste liczby są z pewnością wyższe. Wszystkie kraje muszą zmierzyć się z paraliżem i niewydolnością służby zdrowia i trudnościami we wprowadzeniu programu szczepień, co odwleka możliwość opanowania pandemii w bliżej nieokreśloną przyszłość.
Według prognoz opublikowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy pandemia już spowodowała skurczenie się gospodarek latynoamerykańskich średnio o 8 proc. Byłby to dwukrotnie większy spadek produktu narodowego niż w Stanach Zjednoczonych, a przewidywany kryzys gospodarczy może być głębszy i bardziej długotrwały niż w jakimkolwiek innym regionie świata.
Nie ma wątpliwości, że COVID-19 obnażył i pogłębił wiele najbardziej jaskrawych problemów, z którymi Ameryka Łacińska zmagała się od dziesięcioleci, od dużych nierówności dochodowych po nierówny dostęp do opieki zdrowotnej i niskie zaufanie do rządu. Pandemia COVID-19 i negatywne tendencje z poprzedniej dekady, a także inne czynniki, takie jak spadająca liczba urodzeń, krótkowzroczna polityka populistyczna i chronicznie niskie inwestycje, faktycznie nie skłaniają do optymizmu. Wciąż to Ameryka Łacińska doświadcza największej przemocy – aż 33 proc. zabójstw na świecie przypada na kraje regionu, mimo że mieszka tu zaledwie 8,5 proc. populacji świata. Region ten borykał się z poważnymi problemami już przed pandemią, co dobitnie uświadomiła nam wszystkim fala protestów społecznych, która ogarnęła w 2019 roku obszar od Chile, przez Boliwię i Kolumbię, po Amerykę Środkową. Te problemy nie zniknęły, wciąż czekają na rozwiązanie.
Spirala wzlotów i upadków
.Od czasu Wielkiego Kryzysu z 1929 roku region Ameryki Łacińskiej niejednokrotnie ogarniała fala entuzjazmu, by zaraz potem przerodzić się w wielkie rozczarowanie. Słowa hiszpańsko-urugwajskiego pisarza i filozofa Fernanda Aínsy (1937–2019) wskazujące, że „historia Ameryki Łacińskiej jest w dużej mierze historią planów, zawiedzionych nadziei i niezrealizowanych, ledwie zarysowanych utopii”, można z powodzeniem odnieść też do rozwoju gospodarczego, pełnego wzlotów i upadków. W niedawnej historii gospodarczej regionu nieraz pojawiało się oczekiwanie, że poprawa sytuacji gospodarczej jest już bardzo blisko, mówiło się o przezwyciężeniu niedorozwoju i nadziei na lepszą przyszłość. Zawsze jednak po okresie euforii i fali entuzjazmu przychodziło rozczarowanie, powodowane nie tylko kolejnymi kryzysami gospodarczymi, ale też wyraźnym powiększaniem dystansu do gospodarek rozwiniętych. Ten fenomen falowego rozwoju Ameryki Łacińskiej zmuszał ekonomistów, socjologów, politologów i antropologów do poszukiwania coraz to nowych koncepcji, które miały dopomóc w sformułowaniu lepszych, bardziej adekwatnych strategii rozwoju gospodarczego i społecznego. Często takie koncepcje okazywały się po prostu kolejną utopią.
Ale te fale wzrostu i upadku przeplatały się ze sobą nie zawsze zgodnie z wcześniejszymi prognozami, a często – wręcz wbrew oczekiwaniom.
Wiek XXI również wpisuje się w ten schemat – po dekadzie wzrostu nastąpiła dekada spadku. Stulecie rozpoczęło się od spektakularnego kryzysu w Argentynie, gdy w ciągu dwóch tygodni jak w kalejdoskopie zmieniło się pięciu prezydentów. Kolumbia przeżywała trudności z utrzymaniem płynności budżetowej, podczas gdy partyzancka FARC znajdowała się w szczytowej formie, organizując rekordową liczbę porwań i zamachów bombowych w miesiącach poprzedzających wybór Alvara Uribe na prezydenta. Brazylia doświadczyła poważnego kryzysu finansowego, który o mało nie przerodził się w panikę inwestorów, obawiających się kierunku, jaki przybierze polityka Luiza Inácia Luli da Silvy. Nieudany zamach stanu i strajk generalny w Wenezueli pogłębiły i przyspieszyły polaryzację i exodus klasy średniej. Meksyk zdawał sobie sprawę, że ani NAFTA, ani odejście Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI) po 71 latach władzy nie wystarczą, aby zapoczątkować nową erę szybszego wzrostu.
Nic zatem dziwnego, że w 2002 roku wiele osób było przekonanych, że pierwsza dekada nowego stulecia będzie kolejną „straconą dekadą” dla Ameryki Łacińskiej. A jednak – ku zaskoczeniu większości obserwatorów – było to najlepsze dziesięciolecie we współczesnej historii regionu. Nie tylko za sprawą gigantycznego popytu na surowce latynoamerykańskie, zgłaszanego przez rozwijające się w szybkim tempie Chiny.
Po raz pierwszy w niedawnej historii regionu udało się odwrócić trend wzrostu nierówności. Ponad 50 milionów mieszkańców Ameryki Łacińskiej wyszło z biedy i powiększyło klasę średnią, mogąc po raz pierwszy w życiu pozwolić sobie na zakup samochodu i pralki czy na podróż samolotem. Albo nawet – na posłanie dzieci do szkoły średniej i na studia.
Dekadę później mieliśmy do czynienia z sytuacją odwrotną. W 2010 roku nastroje były entuzjastyczne, a oczekiwania co do dalszych losów kontynentu przepełnione euforią i wielkimi nadziejami. Według niemal wszystkich analityków i ekspertów lata po roku 2010 miały przerodzić się w „dekadę Ameryki Łacińskiej” – okres prosperity, podnoszenia poziomu życia, bogacenia się i dalszego zmniejszania nierówności. Okazało się jednak, że była to dekada zawiedzionych oczekiwań i straconych nadziei.
Może zatem dzisiejsze nastroje i ponuro rysowane perspektywy również się nie sprawdzą? Może losy Ameryki Łacińskiej w rozpoczynającej się dekadzie potoczą się zupełnie odmiennie, niż oczekuje większość analityków? Może po raz kolejny po nieszczęśliwej dekadzie nadejdą lata wzrostu?
Pierwsze jaskółki zmiany
.Na początku stulecia wzrost gospodarczy regionu w przeważającej części był wywołany wzrostem gospodarki Chin i świetną koniunkturą na surowce; ale nie wyłącznie. Lata po roku 2000 to także era, w której Ameryka Łacińska czerpała korzyści z boleśnie wywalczonych reform, z których wiele zostało przeprowadzonych w poprzedniej dekadzie. Obejmowały one działania mające na celu zmniejszenie inflacji i ustabilizowanie systemu finansowego (m.in. Brazylia i Peru), poprawę bezpieczeństwa (w szczególności Kolumbii), poprawę sieci bezpieczeństwa socjalnego i programy opieki społecznej, które pomogły stworzyć nową klasę bardziej stabilnych konsumentów (Argentyna, Brazylia, Peru), także umocnienie instytucji, co okazało się kluczowe w budowaniu stabilizacji systemowej w kolejnych, trudnych latach. Wiele z tych pozytywnych trendów było widocznych przed boomem surowcowym, choć pozostawało w jego cieniu.
Dzisiaj również zaobserwować można kilka ważnych powodów do optymizmu, o których często zapominają analitycy głównego nurtu. Umiejętnie wykorzystane, przy szczęśliwych okolicznościach zewnętrznych, mogą one spowodować nieoczekiwany rozwój regionu, wbrew dzisiejszym jednoznacznie pesymistycznym nastrojom.
Fala protestów społecznych, która przetoczyła się przez Amerykę Łacińską w 2019 roku, uświadomiła zarówno politykom, jak i zwykłym obywatelom, że społeczeństwa latynoamerykańskie przechodzą właśnie proces zmiany, której efektem może być znaczące umocnienie demokracji w regionie – vide niedawne wydarzenia związane z procesami wyborczymi i referendami w Boliwii, Chile czy Argentynie.
Zdaniem wielu analityków jedną z najbardziej widocznych obecnie słabości regionu jest kiepskie przywództwo na szczeblu prezydenckim. Zbyt wielu przywódców, zarówno z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej, koncentruje się na różnego rodzaju „wojnach kulturowych”, zaspokajając jedynie potrzeby swojej bazy politycznej lub trzymając się starych, zdyskredytowanych poglądów na temat gospodarki. Jednak w wielu krajach instytucje demokratyczne, w bólach i trudach budowane w ciągu poprzednich dziesięcioleci, okazują się odporne na odgórne próby psucia demokracji. Na przykład Kongres Brazylijski w 2019 roku niemal samodzielnie przeprowadził poważną reformę emerytalną – i od tamtej pory umacnia swoją rolę jako hamulec bezpieczeństwa przed nadmiernymi ambicjami władzy wykonawczej. Chile z powodzeniem ukierunkowało powszechne niezadowolenie społeczne z 2019 roku na proces referendum w sprawie nowej konstytucji. Argentyna cieszy się sporym konsensusem politycznym co do sposobu radzenia sobie z pandemią, co jest ogromnym osiągnięciem na tak spolaryzowanej scenie politycznej. Choć wciąż więcej jest oznak niedomagań demokracji i jej nadużyć, to jednak można wskazać wiele przykładów jej wzmacniania, co może stanowić początek ważnego trendu.
Kolejny powód do względnego optymizmu jest związany ze zmieniającym się sektorem prywatnym. Nowi liderzy biznesu w Ameryce Łacińskiej coraz silniej reprezentują zupełnie inne wartości niż te tradycyjnie dominujące w latynoamerykańskich firmach. Pragną mieć wpływ na kierunek rozwoju polityki gospodarczej, coraz wyraźniej i głośniej domagając się od polityków podjęcia ważnych działań czy przeprowadzenia reform. To jest zupełne novum w Ameryce Łacińskiej, gdzie historycznie ugruntowało się przekonanie, że polityka ma zostać w rękach polityków, a korupcja urosła do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów, skutecznie niwecząc wszelkie wysiłki we wprowadzeniu rozsądnej konkurencji czy poprawy efektywności przez lepsze zarządzanie.
Dziś zmiany wymuszane są przez międzynarodowe standardy zarządzania, które są często przejmowane przez biznes latynoamerykański, a także wynikają z oczekiwań coraz bardziej świadomych klientów. Ważnym przykładem jest coraz silniejszy nacisk brazylijskich liderów biznesu na rząd w kwestii ochrony Amazonii. Przedsiębiorcy w całym regionie dobitniej lobbują na rzecz otwartego handlu i integracji. Znacznie większe znaczenie przypisuje się również zachowaniu odpowiednich standardów oraz transparentności procesów gospodarczych po serii wielkich afer korupcyjnych z poprzedniej dekady, w tym zwłaszcza skandalu Lava Jato, który okazał się latynoamerykańską ośmiornicą o mackach krępujących kilkanaście różnych krajów.
Chociaż nie należy oczekiwać cudów, bo korupcja nie zniknęła i w niektórych środowiskach wciąż ma się całkiem nieźle, to nie ulega wątpliwości, że wzrosła świadomość społeczna i niezgoda na nieuprawnione związki biznesu z polityką. Być może te zjawiska mogą pomóc w stworzeniu bardziej przejrzystego i ostatecznie bardziej sprawnego środowiska biznesowego, z mniejszą liczbą monopoli, oligopoli i ukrytych wewnętrznych powiązań, które hamowały wzrost i przedsiębiorczość w minionych dziesięcioleciach.
Dodatkowo można zaobserwować kilka innych korzystnych tendencji, które mogą wzmocnić i ułatwić wzrost produktywności w regionie, a w konsekwencji doprowadzić do poprawy sytuacji gospodarczej. Z pewnością wzrost technologii mobilnych będzie sprzyjał Ameryce Łacińskiej, biorąc pod uwagę jej wysokie wskaźniki wykorzystania i łatwość dostępu, a także naturalną skłonność mieszkańców do używania zaawansowanych narzędzi i aplikacji oraz powszechnego mobilnego internetu. Już dziś można prognozować, że region ten „przeskoczy” niektóre etapy rozwoju w obszarach takich jak FinTech i bankowość mobilna, od razu sytuując się pod tym względem wśród krajów wysoko rozwiniętych.
Co ważne, utrzymujące się od pewnego czasu niskie stopy procentowe na świecie zmuszą niebawem międzynarodowych inwestorów do poszukiwania atrakcyjniejszych inwestycji w bardziej ryzykownych miejscach, co oznacza kolejną szansę dla Ameryki Łacińskiej. A wiele obszarów działalności biznesowej w regionie ma ogromny potencjał wzrostu, czego nie zdołały zakłócić nawet wymuszone pandemią lockdowny gospodarek.
Klucz do sukcesu – edukacja
.Jednak najważniejszym kluczem do zmiany w Ameryce Łacińskiej jest z pewnością poprawa poziomu edukacji. Obecnie jest w regionie ponad 7 milionów nauczycieli, coraz lepiej przygotowanych do swojego zawodu i dysponujących coraz lepszymi warunkami, oraz 117 milionów uczniów i studentów, którzy traktują możliwość nauki jako oczywistość – co bardzo kontrastuje z sytuacją pokolenia ich dziadków i rodziców. Co jeszcze ważniejsze, odsetek młodych ludzi w Ameryce Łacińskiej zapisanych na studia wyższe wzrósł ponad dwukrotnie w latach 1991–2010 i obejmuje obecnie ponad 40 proc. tej grupy wiekowej.
Żaden inny region świata nie doświadczył tak intensywnej zmiany w tak krótkim czasie. Dwadzieścia lat temu wskaźniki szkolnictwa wyższego w Ameryce Łacińskiej były porównywalne z tymi w Azji Środkowej; dziś poszybowały w górę. Według raportu Banku Światowego od początku XXI wieku w Ameryce Łacińskiej otwarto ponad 2,3 tys. nowych uczelni. A młodzi ludzie, którzy ukończyli studia w tym boomie, właśnie wkraczają w najlepsze lata swojej kariery, co sugeruje, że gospodarki mogą wkrótce odczuć pozytywne skutki tego trendu.
Wciąż z pewnością wyzwaniem jest nierówna, często zbyt niska jakość samej edukacji oraz problemy z infrastrukturą edukacyjną. Pandemia zmusza wielu uczniów i studentów do rezygnacji z nauki z powodów finansowych lub braku zapewnienia edukacji zdalnej. Często uczniowie przerywają naukę z braku dostępu do stabilnej sieci internetowej. Ale to nowe pokolenie nadal jest ogromną szansą regionu na poprawę produktywności w Ameryce Łacińskiej, która według statystyk znajduje się w stagnacji od ponad 40 lat.
.A wzrost gospodarek Ameryki Łacińskiej w latach dwudziestych XXI wieku będzie musiał wynikać ze wzrostu produktywności. Jest bowiem mało prawdopodobne, aby eksport surowców i ekspansja siły roboczej – a więc dwa główne motory wzrostu ostatnich dziesięcioleci – mogły przynosić efekty w dalszym rozwoju regionu; ich potencjał już się wyczerpał. Nowym kluczem do rozwoju może być właśnie edukacja.
Joanna Gocłowska-Bolek