Prof. Marek KORNAT: Każda inna decyzja mogła być tylko gorsza. Układ Sikorski-Majski

Każda inna decyzja mogła być tylko gorsza. Układ Sikorski-Majski

Photo of Prof. Marek KORNAT

Prof. Marek KORNAT

Historyk, sowietolog, edytor źródeł, eseista, profesor nauk humanistycznych i kierownik Zakładu Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Decyzja, przed jaką stanął generał Sikorski 30 lipca 1941 r., była jedną z najtrudniejszych jakie przychodziło samodzielnie podejmować polskim mężom stanu jeśli nie w całej historii Polski, to na pewno w jej porozbiorowej i dwudziestowiecznej dobie – pisze prof. Marek KORNAT

.Układ, który 30 lipca 1941 r. podpisał z Moskwą szef polskiego rządu, otworzył dla rzesz polskich więźniów i wysiedleńców bramy więzień i obozów. Układ Sikorski-Majski pozwolił ocalić życie plus minus stu tysiącom Polaków. Wbrew protestom był konieczny, nie było innego wyjścia. Każda inna decyzja mogła być tylko gorsza.

„Ani zadośćuczynienia za nasze krzywdy, ani skutecznego zabezpieczenia naszych praw” – napisał na gorąco w swoim dzienniku W sojuszniczym Londynie ambasador Edward Raczyński po zawarciu układu między rządami Polski na uchodźstwie i Związku Sowieckiego 30 lipca 1941 r. Porozumienie to doszło do skutku i wywołuje wciąż wśród Polaków duże rozbieżności opinii. Raczyński zanotował jeszcze jakby przepowiednię, pisząc, że „historia nie zatrzyma się dłużej nad pytaniem, czy gen. Władysław Sikorski mógł wywalczyć od Moskwy paragraf jaśniej warujący prawa polskich do granic przedwrześniowych”. Pomylił się, bowiem powracamy do tej sprawy wciąż na nowo, chociaż oddalamy się czasowo od tego wydarzenia coraz bardziej. Myślę jednak, że co do jednego stwierdzenia wybitnego dyplomaty powinna być zgoda Polaków – że układ, który podpisał szef polskiego rządu, „otworzył dla rzesz polskich więźniów i wysiedleńców bramy więzień i obozów”.

Tak się składa, że wspólnie z prof. Mariuszem Wołosem jestem biografem Józefa Becka, a więc prominentnej postaci obozu Józefa Piłsudskiego. Nie ma powodu też ukrywać, że szkoła myślenia o sprawach międzynarodowych, którą ten obóz dał Polakom – jest mi bliska. Wydać się więc może zupełnie nieuzasadnione a nawet i niewłaściwe, abym podejmował się obrony układu Sikorski-Majski, który piłsudczycy od początku zwalczali i potępiali. Jest przecież faktem, że sprzeciw zgłosili ministrowie August Zaleski i Kazimierz Sosnkowski, zaś Prezydent RP Władysław Raczkiewicz podjął decyzję rezygnacji z urzędu, którą w ostatniej chwili wycofał. A jednak uważam, że układ był konieczny, gdyż nie było innego wyjścia. Że Sikorski postąpił słusznie. Że każda inna decyzja mogła być tylko gorsza. Argumenty, które mam do użycia nie są rewelacją. Nie sposób powiedzieć, że moje rozważania to nowe ujęcie sprawy, której historycy poświecili już tak wiele uwagi. A jednak mam przekonanie, że polski historyk dyplomacji powinien powiedzieć o tym wydarzeniu to, co wydaje się nie do odrzucenia w każdym uczciwym dociekaniu trudnych spraw naszej przeszłości.

Musimy pamiętać, że latem 1941 r. premier Sikorski był pozbawiony wszelkich środków skutecznego oddziaływania na rząd sowiecki w staraniach o normalizację relacji wzajemnych na polskich warunkach. Niestety to samo trzeba powiedzieć o możliwościach wpływania na politykę Zjednoczonego Królestwa, na terytorium którego osiadł rząd polski – zaproszony po katastrofie Francji.

Nikt z Polaków mógł liczyć na poparcie Wielkiej Brytanii w konflikcie z Sowietami, skoro wybuch wojny niemiecko-sowieckiej był dla niej niezwykłym zrządzeniem losu a premier Winston Churchill już w nocy 22 czerwca 1941 r. obiecał im bezwarunkową pomoc w przemówieniu przez radio. Rząd amerykański wspierał to stanowisko (najpierw obchodząc neutralność, a później otwarcie). Było jasne, że nie zejdzie z tego kursu swojej polityki, który nadał mu Roosevelt, stawiając na sojusz z Sowietami nie tylko w celu pobicia Niemiec i ich aliantów, lecz na czasy pokoju, w myśl swojej teorii „czterech policjantów świata” (USA, ZSRR, W. Brytania i Chiny).

Oczywiście gen. Sikorski mógł odstąpić od rokowań, albo je zerwać. Mógł postawić żądanie w trybie conditio sine qua non, domagając się postanowienia o granicy pokoju ryskiego w negocjowanym układzie. Rzecz wszakże w tym, iż nie było szans, aby to wywalczyć. Żadnych szans! Rząd polski czekała wówczas izolacja. Upadała szansa wydostania z więzień i obozów sowieckich tysięcy Polaków. Powoływanie się na prawo międzynarodowe, które było jednoznacznie po polskiej stronie – nie dawało niczego.

Nie mogło być mowy o tym, aby rząd brytyjski stanął po stronie polskiej w sprawie konfliktu terytorialnego z Sowietami. Churchill nie mówił wszystkiego co myśli (jak zapewne każdy polityk), ale jest zupełnie jasne, że liczył się z możliwością klęski ZSRR, jak i brał pod uwagę możliwość załamania się ZSRR albo i jakąś ugodę między Hitlerem a Stalinem (na wzór pokoju brzeskiego, który zawarł Lenin z Rzeszą Wilhelmińską), co byłoby dla Zjednoczonego Królestwa rozstrzygnięciem katastrofalnym. Stawianie Sowietom stanowczych żądań w sprawie Polski było w Londynie wykluczone. Sikorski o tym wiedział. Polski premier nie mógł grać na zwłokę, a w każdym razie niczego to nie dawało. Przewleczenie rozmów np. do zimy 1941/1942 nie mogło przynieść rezultatu, bowiem kiedy Sowieci odparli ofensywę niemiecką na Moskwę – postanowili natychmiast utwardzić kurs w sprawie polskiej. Taktyka gry na zwłokę miałaby sens tylko wówczas gdyby Niemcom udało się zająć sowiecką stolicę, a ZSRR postanowił walczyć dalej, zaś w rozmowach z Polakami jego atuty byłyby słabsze i większa skłonność do ustępstw. W polskim środowisku kierowniczym w Londynie występowały takie kalkulacje. Ale taki scenariusz wykluczyła historia.

Układ z 30 lipca 1941 r. postanawiał cztery rzeczy:
* anulowanie paktów Ribbentrop-Mołotowa z 23 sierpnia i 28 września 1939;
* przywrócenie stosunków dyplomatycznych między polskim rządem na uchodźstwie a rządem ZSRR, które zostały zerwane 17 września 1939;
* utworzenie Armii Polskiej w ZSRR;
* „amnestionowanie” polskich jeńców wojennych i więźniów.

To pierwsze postanowienie samo w sobie dawało powrót do granicy ryskiej na wschodzie – gdyby trzymać się powszechnie obowiązujących norm prawa międzynarodowego, tyle tylko, że taki partner jak Sowieci nie kierował się nimi, głosząc, iż na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej odbyło się głosowanie ludności, która opowiedziała się za wstąpieniem do ZSRR. (Istotnie „plebiscyt” taki zorganizowało NKWD w październiku 1939 na zajętych terytoriach). Decyzja Sikorskiego, aby podpisać umowę – najoględniej mówiąc „niedoskonałą” – wywołała rozłam w polskiej myśli politycznej. Premier zawarł ją na własną odpowiedzialność. Przyjął zgłoszoną dymisję z rządu trzech krytyków układu: Zaleskiego, Sosnkowskiego i Mariana Seydy. Spór o lipcowy układ z „sojusznikiem naszych sojuszników” podzielił polską elitę polityczną. Linia Sikorskiego zakładała lojalne wykonywanie umowy. Orientacja druga wychodziła z tezą, że układ z lipca 1941 r. był początkiem ustępstw wiodących do klęski.

Latem 1941 r. nie sposób było nie przyjąć, że żaden układ Polski nie ochroni, kiedy Sowieci odniosą końcowe zwycięstwo nad Niemcami – działając w koalicji przychylnych im sojuszników zachodnich. Czy Sikorskiemu przyświecała taka myśl? – nie jest pewne, ale bardzo możliwe. 

Ewentualne niepodpisanie układu z Sowietami otwierało perspektywę izolacji rządu RP na uchodźstwie. Nie miał by on większych szans skutecznie reprezentować Polski w alianckim zespole. Warto wspomnieć, że kiedy Tomasz Arciszewski stanął na czele rządu narodowego protestu (koniec 1944), Churchill w ogóle go już nie przyjmował. Gabinet traktowano per non est.

Układ Sikorski-Majski pozwolił ocalić życie plus minus stu tysiącom Polaków. Nie mieli oni szans przeżycia w sowieckich obozach następnej zimy 1941/1942, gdyby nie zostali uwolnieni, co podkreślali wszyscy ci, którzy przeszli przez nieludzką ziemię, ocaliwszy życie. Bez tych ludzi inaczej wyglądała ta karta polskiej historii, którą jest pojałtańska Druga Wielka Emigracja z jej dorobkiem umysłowym i kulturalnym.

Z pewnością błędem Sikorskiego było kreowanie narracji o pakcie z Sowietami jako wielkim sukcesie – swoim i Polski. „Jesteśmy w prawie sądzić, że Rosja unieważni pakt z 1939. To przywróci logicznie sytuację wytworzoną przez Traktat Ryski ustalający granice polsko-bolszewickie, zatwierdzony przez Radę Ambasadorów i przez Stany Zjednoczone” – powiedział przez radio 23 czerwca 1941. Generał nie uważał za potrzebne mówić jasno o tym porozumieniu jako wymuszonym okolicznościami chwili i mogącym przynieść komplikacje dla Polski. Utrzymywał, że jest inaczej niż było.

Rozważając polską rację stanu latem 1941 r. dochodzimy do bardzo złożonej sprawy. Ambasador Raczyński powiedział po latach, że wówczas Sikorski wierzył w to, że stosunki polsko-sowieckie mogą ułożyć się w sposób dla nas do przyjęcia, że za wschodnią granicą będziemy mieli państwo nam przyjazne, że polskie dywizje wejdą do kraju z Sowietami i będą stanowiły dla Polski ochronę polityczną i wojskową. Jednym słowem Sikorski miał słuszne założenia, ale napotkał na bardzo zdolnego bandytę jakim był Stalin”. Jeżeli istotnie tak było, iż premier przyjmował tak nierealistyczne założenia – to oczywiście nie dobrze. Ale układ z rządem ZSRR był jednak nieunikniony. Nie mam wątpliwości, że taki powinien być sąd historii.  

.Decyzja, przed jaką stanął generał Sikorski 30 lipca 1941 r., była jedną z najtrudniejszych jakie przychodziło samodzielnie podejmować polskim mężom stanu jeśli nie w całej historii Polski, to na pewno w jej porozbiorowej i dwudziestowiecznej dobie. Podjął ją suwerennie. Nie w służbie obcych. W imię takiej interpretacji polskiej racji stanu, na jaką potrafił się zdobyć, stając na czele Polski Walczącej.

Marek Kornat

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 sierpnia 2023
Fot. Forum