
Społeczeństwo przyszłości do przemyślenia dziś
Zastanówmy się w jaki sposób to my, a nie nawet najdoskonalsze technologie, decydować będziemy o zasadach naszego funkcjonowania w społeczeństwie przyszłości? – proponuje prof. Michał KLEIBER
Pod hasłem #10YearChallenge Facebook zaapelował ostatnio do użytkowników o przesyłanie dwu zdjęć ich twarzy – jednego aktualnego i drugiego sprzed 10 lat, ukazującego zmiany wyglądu w tym okresie. Wkrótce portal zalała fala ochoczo udostępnionych zdjęć. Rozpoczęła się zabawa na całego – wyśmiewano się m.in. z niemodnych fryzur i makijażu, zmiany na twarzach przypisywano, nawiązując do aktualnego tematu, anomaliom klimatycznym, a celebrytki chwaliły się wyglądem mało zmienionym w ciągu dekady (piosenkarka Mariah Carey napisała na przykład, że jej zmiany w ogóle nie dotknęły, bo ona po prostu nie uznaje upływu czasu).
Powszechne rozbawienie trwało do chwili, gdy na Twitterze postawiono niespodziewane pytanie – dlaczego mielibyśmy brać udział w akcji pomagającej internetowemu gigantowi w opracowywaniu algorytmów biometrycznej identyfikacji osób uwzględniającej upływ czasu? Innymi słowy, dlaczego na podstawie dzisiejszego zdjęcia mielibyśmy np. ułatwiać portalowi znajdowanie w sieci wydarzeń, w których dana osoba brała udział w ciągu ostatniej dekady? Rozpętała się sieciowa awantura, ponieważ podejrzenie to najwyraźniej trafiło do przekonania internautów. W emocjonalnej debacie w zdecydowanej mniejszości byli, co ciekawe, obrońcy tej facebookowej akcji, bezskutecznie próbujący akcentować jej marginalny charakter wobec miliardów i tak nagromadzonych w sieci zdjęć z jednej strony, a możliwe wykorzystywanie tworzonych algorytmów do walki z przestępczością z drugiej.
Przykład powyższy dobrze ilustruje emocje wokół mediów społecznościowych, którym już tylko niewielu zagorzałych zwolenników przypisuje same dobre strony. Za sprawą wielu podobnych, ale często znacznie poważniejszych wydarzeń tego typu – wśród których największe konsekwencje miała zapewne afera firmy konsultingowej Cambridge Analytica z przejęciem przez tę firmę danych dotyczących 87 mln użytkowników bez ich wiedzy – Facebook utracił olbrzymią część swej wiarygodności. Intencje i interesy biznesowe tej platformy i innych gigantów internetowych stają się jednak jasne, gdy słyszymy szefa Facebooka, Marka Zuckerberga, mówiącego, że „albo mamy w internecie pełną wolność, albo jesteśmy w Chinach”.
Silnie krytyczny ton wobec dominujących na rynku firm internetowych przyjmują już od dłuższego czasu politycy Unii Europejskiej, u których dodatkową niechęć do cyfrowych potentatów wywołuje ich słabo ukrywana chęć do dominacji nad całym światowym rynkiem, z oczywistą szkodą dla firm europejskich.
Niemiecki Urząd Ochrony Konkurencji ograniczył niedawno pobieranie, przetwarzanie i gromadzenie danych przez Facebook, zarzucając mu właśnie nadużywanie swej dominującej pozycji. Inne państwa, od Francji po Filipiny, nie pozostają daleko w tyle, a dzisiaj nawet w samych Stanach Zjednoczonych toczy się emocjonalna dyskusja na temat ochrony prywatności w cyfrowym świecie. Ważnym elementem wywołującym tę dyskusję było ukazanie się w prasie amerykańskiej informacji ujawniających oferty bezprawnego przekazywania olbrzymich ilości danych przez Facebooka firmom takim jak Microsoft czy Amazon. A naruszanie prywatności to przecież tylko jeden z wielu zarzutów pod adresem internetowych gigantów.
Nie dziwi więc, że Komisja Europejska próbuje doprowadzić do końca całą serię dochodzeń w sprawie zakłócania przez nie zasad rynkowej uczciwości, a popularność zyskuje nieco wewnętrznie sprzeczny pogląd o niezbędności zarówno sieciowej wolności, jak i istotnych regulacji w tym zakresie. Wszyscy dostrzegają, że możliwości przestępczego wykorzystywania olbrzymich zasobów danych i intencjonalne podawanie fałszywych informacji nabrały wręcz wybuchowego potencjału. Ciekawostką może być fakt, że Jeff Bezos, w latach 2018 i 2019 uznany za najbogatszego człowieka na świecie, szef wspomnianej wyżej firmy Amazon, sprzedającej m.in. artykuły elektroniczne służące bezpieczeństwu sieciowemu, sam stał się niedawno ofiarą włamania na swoje konto. To przekonujący dowód na prawdziwość terminu „śmierć prywatności” i słabą chyba pociechą jest fakt, że nawet najbogatsi ludzie świata mają ten sam problem co każdy z nas.
Coraz częściej przekonujemy się w dodatku o prawdziwości innego, kiedyś tylko żartobliwie przytaczanego hasła: „Jeśli masz coś od kogoś za darmo, to stajesz się jego niewolnikiem – najpierw w myślach, a z czasem w działaniu”. Sprawa ta może naprawdę stać się groźna. Nie tylko dlatego, że nasze uzależnienie generowane jest coraz częściej przez informacje z gruntu fałszywe, które jak wykazały rozległe badania przeprowadzone na prestiżowej uczelni amerykańskiej MIT, rozprzestrzeniają się w przestrzeni publicznej znacznie szybciej niż informacje prawdziwe. Grozi nam wskutek tego podatność na wszelkie możliwe manipulacje o potencjalnie olbrzymich konsekwencjach zarówno osobistych, jak i społecznych.
Wiedzą o tym oczywiście i od dawna to wykorzystują rządzący w państwach autorytarnych. Jednym z wielu znanych już przykładów może być aktywność na tym polu Rosji, w której fabryka trolli pod nazwą Agencja Badań Internetowych zatrudnia prawie 1000 osób, ma budżet ponad 1 mln euro miesięcznie i misję wywoływania w mediach społecznościowych dyskusji w różnych językach, podsycających rozbieżności w prowadzonych w wielu krajach debatach publicznych na temat suwerenności, migracji czy systemu wartości demokracji Zachodu.
Tylko niewielką pociechą może być fakt, że przy absorbowaniu przez nasz mózg natłoku informacji ciągle potrzebny jest nasz aktywny współudział – to w końcu my, wędrując w sieci, wystawiamy się niejako z własnej woli na owe manipulacje. Technologie przyszłości dadzą sobie niestety radę także z tym. Co bowiem się stanie, gdy możliwe okaże się odczytywanie i przekazywanie do sieci naszych nawet niewypowiedzianych myśli za pośrednictwem ukrytego interfejsu wbudowanego w używany przez nas smartfon, dekodującego pracę poszczególnych części naszego mózgu?
Nie miejmy złudzeń, badania w tym zakresie są już na świecie prowadzone. Profilowanie użytkowników może niebawem stać się w ten sposób kompletne – marząc tylko w głębi duszy o urlopie w ciepłym kraju, za chwilę dostaniemy ofertę z paru biur podróży, a zebrane od milionów osób informacje na temat ich nawet nigdy niewypowiedzianych preferencji społeczno-gospodarczych posłużą politykom w ich wyborczych strategiach lepiej niż najbardziej wiarygodne dzisiejsze sondaże…
.Nawet jeśli na pierwszy rzut oka może to wyglądać całkiem niegroźnie, to obszary możliwych manipulacji staną się wtedy jednak wielokrotnie większe, daleko wykraczając poza naszą dzisiejszą, nawet najbardziej rozbudowaną wyobraźnię. Warto o tym dzisiaj poważnie pomyśleć, bo to jednak chyba my, a nie nawet najdoskonalsze technologie, decydować będziemy o zasadach naszego funkcjonowania w społeczeństwie przyszłości.
Michał Kleiber