Prof. Piotr DŁUGOSZ: Na Wschodzie bez zmian

Na Wschodzie bez zmian

Photo of Prof. Piotr DŁUGOSZ

Prof. Piotr DŁUGOSZ

Kierownik Katedry Polityki i Badań Społecznych Instytutu Dziennikarstwa i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.

Casus Janukowycza raczej się na Białorusi nie powtórzy, a zwycięży prawdopodobnie wariant siłowy przy wydatnej pomocy Rosji dla rządów Łukaszenki – pisze prof. Piotr DŁUGOSZ

Patrząc na masowe protesty ludności, strajki robotników w zakładach przemysłowych czy udział młodzieży w marszach, widzimy niespotykaną dotąd skalę społecznego wzburzenia i mobilizacji przeciw władzy. Jednakże brutalne działanie służb mundurowych wobec protestujących, a także zatrzymania, pobicia, tortury wskazują, że autorytarna władza nie zmieni dotychczasowej polityki, tylko zaostrzy kurs na represje wobec swoich niepokornych obywateli. Widać już w tej chwili, że potencjalnych liderów opozycji wyrzuca się z kraju, tak jak miało to miejsce w przypadku jednej z działaczek opozycji, zabranej z więzienia i porzuconej z workiem na głowie na pasie ziemi niczyjej między Białorusią a Ukrainą.

Wielu obserwatorów protestów białoruskich od samego początku porównuje je do narodzin „Solidarności” w latach 80. XX w. Jeszcze inni przywołują niegdysiejsze protesty na Ukrainie, kiedy to po sfałszowanych przez Wiktora Janukowycza wyborach w 2004 r. doszło do wybuchu Pomarańczowej Rewolucji i przejęcia władzy przez Wiktora Juszczenkę i jego drużynę. Część zainteresowanych snuje też analogie do Arabskiej Wiosny rozpoczętej w 2010 r., kiedy to wybuch społecznego gniewu i przemocy zmiótł reżimy w Afryce Północnej, prowadząc do upadku krwawych dyktatorów, np. Muammara Kaddafiego w Libii czy Husniego Mubaraka w Egipcie.

Można znaleźć zbieżności między rewoltą „Solidarności”, Pomarańczową Rewolucją czy Majdanem, a dzisiejszymi protestami na Białorusi. Jednakże należy uwzględnić także istotne różnice między opisywanymi konfliktami, co prowadzi do wniosków raczej pesymistycznych jeśli chodzi o bliską przyszłość Białorusi.

Źródłem protestu polskich robotników w latach 80. (oraz wcześniej) były m.in. braki w zaopatrzeniu, podwyżki cen, problemy natury ekonomicznej. Jeszcze mocniej napięcia ekonomiczne wybrzmiewały w czasie Arabskiej Wiosny. Na Ukrainie ludzie również wierzyli, że wraz z dojściem „pomarańczowych” do władzy zostanie obrany prozachodni kurs i poprawi się stopa życiowa. Szczególnie było to widoczne podczas drugiego Majdanu w 2013 r. i protestów przeciwko prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi, który nie podpisał umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.

U podłoża wymienionych protestów i kontestacji stoi deprywacja relatywna. Najogólniej oznacza ona rozbieżność między poziomem rozpowszechnionych aspiracji a możliwością ich zaspokajania. Badacze stoją na stanowisku, że deprywacja relatywna jest źródłem większości rewolucji. Ona jest tą siłą, która prowadzi do wybuchu społecznych niepokojów. W przypadku Białorusi można zadać pytanie, dlaczego po poprzednich wyborach w 2015 r., kiedy został wybrany Aleksander Łukaszenka z 80 proc. poparciem, nie doszło do szerokich protestów przeciw fałszerstwom wyborczym. Prawdopodobnie panowała wówczas lepsza sytuacja ekonomiczna. Dyktator kojarzył się ze stabilizacją ekonomiczną i gospodarka była w stanie zaspokoić aspiracje Białorusinów. Na ten fakt zwraca uwagę wielu analityków, jak też np. mieszkańcy Ukrainy, którzy niejednokrotnie zazdrościli Białorusinom wyższego poziomu życia i stabilności. Na Białorusi Łukaszenka był traktowany jak mąż opatrznościowy, który w czasie turbulencji wywołanych upadkiem ZSRR gwarantował stabilne, choć zgrzebne warunki życiowe.

Niestety w ostatnich latach sytuacja ekonomiczna zaczęła się pogarszać, a wraz z nią doszło do zmiany postaw mieszkańców Białorusi. Dobrze to widać na przykładzie analizy trendów wykonanych przez niezależny ośrodek badawczy IISEPS, który został zamknięty przez władze w 2016 r. W przybliżeniu od 2015 r. Białorusini coraz częściej zgłaszają, że ich sytuacja materialna zmieniła się na gorszą. Wzrósł także odsetek pesymistów niewidzących możliwości zmian in plus. Zaczęło lawinowo przybywać respondentów uważających, że sprawy kraju zmierzają w złym kierunku. Konsekwencją pogorszenia warunków życia na Białorusi był spadek zaufania do prezydenta. 2015 rok był tym przełomowym momentem, kiedy więcej mu nie ufało (48 proc.), niż ufało (38 proc.). Wedle danych „Naszej Niwy” w czerwcu 2020 r. w Mińsku ufało Łukaszence 24 proc. respondentów. Warto podkreślić, że dyktator i jego służby zakazały robienia sondaży przedwyborczych.

Eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego twierdzą, że obecnie doszło do zapaści gospodarczej systemu, który jest sterowany centralnie. Z obawy przed pogorszeniem i tak już niewydolnej gospodarki zostały zablokowane reformy ekonomiczne.

Sytuacja społeczno-ekonomiczna na Białorusi stała się nadzwyczaj niekorzystna, gdyż w tym samym czasie aspiracje Białorusinów zaczęły rosnąć.

Układem odniesienia dla Białorusinów stały się Polska, Litwa, Łotwa. Presja konsumpcyjna zaczęła rosnąć z każdym rokiem wraz z wymianą pokoleniową. Młodzi już nie patrzą na szalone lata 90. i kryzys wywołany upadkiem ZSRR, tak jak to robili starsi, ale swoje oczekiwania o udanym życiu, szczęściu opierają na wzorcach zachodnich.

O ile w najmłodszej grupie wiekowej 46 proc. chciałoby widzieć kraj w Unii Europejskiej, o tyle wśród starszych pokoleń, pamiętających czasy radzieckie, jest za UE jedynie 7 proc. Wśród najmłodszych za wspólnym sojuszem z Rosją opowiedziało się 25 proc., a wśród starszych 71 proc.

Spoglądając na Białorusinów w szerszej perspektywie zmian wewnątrz systemu oraz w jego otoczeniu, można zaryzykować tezę, że mogło dojść do pojawienia się „deprywacji nożycowej”. Ma ona miejsce wtedy, kiedy z jednej strony aspiracje rosną, a z drugiej strony spadają możliwości ich realizacji. Warto przytoczyć dane z badań ilustrujących skalę obecnego kryzysu. Już w 2016 r. według badań IISEPS 81 proc. ankietowanych twierdziło, że białoruska gospodarka jest w kryzysie. Białorusini skarżyli się głównie na wzrost cen (73 proc.), bezrobocie (55 proc.), zubożenie ludności (52 proc.), spadek produkcji (48 proc.), zły stan służby zdrowia (28 proc.), korupcję (20 proc.), łamanie praw człowieka (17 proc.).

Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, pytany o przyczyny wybuchu protestów, powiedział, że Białorusini się zmienili, przyszli nowi ludzie, którzy inaczej myślą o władzy, państwie, swoich relacjach z nim. Trop ten wydaje się trafny i warto poddać go głębszej analizie, gdyż odsłania on mechanizmy dokonujących się zmian.

Oglądając kadry z protestów na ulicach Mińska, Grodna i wielu innych miast, widzimy młode twarze. To młodzież stanowi najaktywniejszą siłę społecznej kontestacji reżimu Łukaszenki. Sytuacja ta bardzo dobrze znana jest z historii. Pamiętamy młodych robotników z pokolenia „Solidarności” strajkujących w Polsce. Przypominamy sobie ukraińską młodzież protestującą w czasie obu Majdanów. To za sprawą protestujących studentów doszło do wybuchu Rewolucji Godności, gdyż społeczeństwo ukraińskie wzburzyło się po rozgonieniu i pobiciu młodzieży przez oddziały milicji Berkut. To również młodzi zapoczątkowali Arabską Wiosnę i dzięki ich determinacji oraz oburzeniu doszło do upadku reżimów w świecie arabskim.

Młodzież jest taranem zmian, burzy i kontestuje zastany świat. Od wieków obserwujemy młodzież w tej roli, tak też jest na Białorusi. Młodzież z racji swoich cech rozwojowych dąży do ideałów, jest krytyczna, porywcza i ma przeświadczenie, że może naprawić świat. Jedni wskazują na jej naiwność, inni na brak zgody i przyzwolenia na zło, niesprawiedliwość. Młodość łączy się też z odwagą i brawurą.

Przejście z fazy młodości do dorosłości generuje także niepewność, napięcia, które mogą być źródłem silnych emocji i jednocześnie działań przez nie wywołanych. Warto też pamiętać, że młodzież jako kategoria z marginesu struktury społecznej, stojąca dopiero u progu dorosłości, nie jest związana interesami ze starym systemem, władzą. Młodzież stoi niejako z boku i może sobie pozwolić na zaangażowanie w kontestację, gdyż nie ma nic do stracenia. Co innego starsi czy nawet młodzi dorośli, którzy mają rodziny. Oni muszą myśleć o zabezpieczeniu ich bytu, czym są skrępowani w swoich działaniach. Niejednokrotnie popierają protesty, kibicują im, ale trudniej jest im się w nie aktywnie włączyć, gdyż w razie represji mogą stracić cały swój dotychczasowy dorobek. Można zatem skonstatować, że młoda generacja jest ukrytą siłą kontestacyjną, a od istniejących struktur zależy to, czy zostanie ona uaktywniona i wykorzystana w protestach.

Warto zadać sobie pytanie, co się takiego stało, że właśnie teraz białoruska młodzież zaczęła protestować przeciwko reżimowi Łukaszenki. Być może, tak jak to miało miejsce w trakcie wcześniejszych rewolucji, impulsem do gniewu i oburzenia stały się problemy ekonomiczne.

Najczęściej potencjał kontestacji zostaje uruchomiony wtedy, kiedy pojawiają się problemy młodzieży z wejściem w dorosłość. Z jednej strony młodzi coraz dłużej się edukują, starają się najlepiej przygotować do wejścia w role zawodowe poprzez staże, praktyki. Z drugiej strony wejście na rynek pracy jest trudne. Brak pracy, praca poniżej kwalifikacji, często na umowach śmieciowych, z niskim wynagrodzeniem, sprawiają, że młodzież nie może znaleźć własnego lokum, założyć rodziny i mieć dzieci. Jeśli gospodarka jest pogrążona w głębokim kryzysie, tak jak ma to miejsce na Białorusi, to nietrudno wyobrazić sobie poziom frustracji i rozczarowania młodzieży. Na to też wskazują wyniki badań realizowanych wśród młodzieży przez Fundację Borysa Niemcowa w Rosji, na Białorusi i na Ukrainie. Wśród młodych Białorusinów 27 proc. wskazało, że państwo w pierwszej kolejności powinno zająć się podniesieniem poziomu życia i płac. Na Ukrainie na ten problem wskazało 18 proc., a w Rosji 14 proc. Widać zatem, że na Białorusi młodzież miała nawet wyższy poziom deprywacji relatywnej niż na Ukrainie. Oznacza to, że młodzi Białorusini mieli świadomość, że mają gorzej i mniejsze szanse na możliwość realizacji aspiracji. Jak wspomniano, jest to pokolenie, które porównuje się nie z byłym ZSRR, ale z zagranicą. Wedle niniejszych badań aż 79 proc. białoruskiej młodzieży w wieku 18–35 lat było poza granicami kraju.

Należy pamiętać, że poza czynnikiem natury ekonomicznej w ostatnich latach doszło do zmian pokoleniowych. Obecnie w dorosłość zaczyna wchodzić pokolenie internetu, pokolenie Z. Ci ludzie dzięki możliwości jednoczenia się online łatwiej budują wspólnotę protestów. Mogą bez przeszkód wymieniać się opiniami, dostrzec swoją siłę i skalę niezadowolenia z reżimu. Ważne jest też to, że za pomocą internetu młodzież może artykułować swoje niezadowolenie, jak też organizować bunt i protesty. Widzieliśmy to na Ukrainie czy w trakcie Arabskiej Wiosny. Dobrze o tym wie władza białoruska, która pozamykała wiele niezależnych portali, wyłączała telefonię i internet w czasie marszów, mityngów oraz demonstracji na ulicach białoruskich miast.

Warto postawić pytanie, co się stanie z protestami na Białorusi – czy będzie to fala, która się rozleje na inne kraje regionu, a więc przede wszystkim na Rosję.

Niektórzy obserwatorzy już na początku protestów Białorusinów stwierdzali, że oto na naszych oczach dzieje się historia, która analogicznie do Arabskiej Wiosny doprowadzi do upadku ostatniego bastionu postsowieckiego reżimu. Nawet w Moskwie w połowie sierpnia zorganizowano „żywy łańcuch solidarności” z Białorusinami i prawdopodobnie był to jedyny akcent wskazujący na solidarność „bratniego narodu”.

Część obserwatorów zakładała optymistycznie, odwołując się do wydarzeń w państwach arabskich, że być może protesty przeniosą się też do Rosji bądź innych państw byłych republik radzieckich w Azji za sprawą młodzieży i dzięki niej zostaną obalone autorytarne reżimy. Jednakże jest to przykład myślenia życzeniowego. Dane dotyczące rosyjskiej młodzieży skłaniają do postawienia tezy, że Rosjanie nie przyłożą się do obalenia autorytaryzmu ani na Białorusi, ani u siebie. Z niedawno publikowanych badań rosyjskiej młodzieży realizowanych na zlecenie Fundacji im. Friedricha Eberta wynika, że jest ona optymistyczna w stosunku do swojej przyszłości i przyszłości kraju. Najważniejsze są dla niej prawa człowieka (76 proc.), bezpieczeństwo (57 proc.), zatrudnienie (52 proc.), zaspokojenie potrzeb ekonomicznych (37 proc.), równość (31 proc.), demokracja (18 proc.), indywidualna wolność (14 proc.), praworządność (12 proc.). Przy czym prawa człowieka są rozumiane głównie jako prawo do bezpieczeństwa osobistego, medycznego, ekonomicznego. Zatem młodzież rosyjska jest materialistyczna, a kwestie ładu społecznego i jego moralnej konstrukcji są nieistotne. Młodzież największym zaufaniem obdarza prezydenta Putina, wolontariuszy, armię. Spośród młodych Rosjan 67 proc. jest przeciwko zwrotowi Krymu Ukrainie, 55 proc. akceptuje gospodarcze wsparcie dla separatystów w Doniecku i Ługańsku. Zatem trudno sobie wyobrazić, by młodzież ta miała wspierać białoruskie protesty i kontestować politykę neoimperialną Putina.

Stąd wniosek, że białoruskie protesty będą stopniowo wygasać, nie znajdując wsparcia u swoich sąsiadów. Gdyby dołączyli do nich Rosjanie i mieszkańcy Kazachstanu, Uzbekistanu i innych byłych republik, wówczas rosłyby szanse na upadek reżimów w byłych państwach bloku. Można sobie wyobrazić, że gdyby na Ukrainie panował jeszcze Janukowycz, wówczas do protestów przyłączyliby się Ukraińcy i kto wie, co mogłoby się stać na fali niepokojów społecznych w samej Rosji. Ukraina jednak jest już po rewolucji. Rosjanie zaś, pytani niedawno w badaniach ośrodka Levada o to, kogo chcieliby na stanowisku prezydenta Białorusi, odpowiadają w większości, że Łukaszenkę (57 proc.). Tylko co piąty Rosjanin popiera protesty Białorusinów. Ponad 1/3 przyznała, że milicja biła protestujących i że nie ma to usprawiedliwienia. Pozostali godzą się na zastosowanie przemocy wobec protestujących.

.Rosjanie pytani o to, jak postąpi Łukaszenka z protestującymi, uważają, że będzie negocjował i znajdzie kompromis, zostając na stanowisku (45 proc.), siłą stłumi protesty (35 proc.), zgodzi się na negocjacje i odda władzę (4 proc.), ucieknie z kraju (4 proc.). Ostatnie wydarzenia pokazują, że wariant pierwszy i casus Janukowycza raczej się na Białorusi nie powtórzą, a zwycięży prawdopodobnie wariant siłowy przy wydatnej pomocy „bratniego narodu”.

Piotr Długosz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 września 2020
Natallia Rak (Flickr)