Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Świat w roku 2016? Sprawy oczywiste i czarne łabędzie"

"Świat w roku 2016? Sprawy oczywiste i czarne łabędzie"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Pisanie krótkoterminowych prognoz – a do takich trzeba zaliczyć prognozę o horyzoncie jednego roku – to zajęcie niezwykle ryzykowne. Szczególnie dotyczy to prognoz polityki międzynarodowej, bowiem w tym obszarze zmiany następują niesłychanie dynamicznie, a i osławionego czarnego łabędzia spotkać nietrudno. Czarny łabędź – przypomnijmy – to sytuacja, która nie wpisuje się w modele i zawsze pozostaje poza marginesem obserwowanej i analizowanej rzeczywistości, to sytuacja nieprzewidywalna, niosąca za sobą poważne konsekwencje, wymykająca się prognozowaniu.

.Spróbujmy jednak określić czynniki, które będą wpływać na rozwój sytuacji międzynarodowej w 2016 roku. Może spotkamy czarnego łabędzia?

Bez wątpienia będzie to w polityce międzynarodowej rok wyjątkowy z uwagi na wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.

.Barack Obama – zgodnie z amerykańską tradycją polityczną – w roku wyborczym stał się lame duck: prezydentem, którego rola maleje z każdym upływającym tygodniem. Amerykańska klasa polityczna zajmie się teraz wyborami, a urzędujący prezydent nie będzie robił niczego, co mogłoby zmniejszyć w jakikolwiek sposób szanse kandydata jego partii. Rewelacji zatem w amerykańskiej polityce zagranicznej nie należy się zatem spodziewać. Gdzie tu czarny łabędź? Wygrana Donalda Trumpa. No cóż, wtedy przyjdzie nam pisać nowe analizy i prognozy…

Zagadką pozostaje Rosja i dalsze ruchy Władimira Putina. Stosunki rosyjsko – amerykańskie ulegną prawdopodobnie osłabieniu, Putin będzie bowiem chciał poczekać na nowego lokatora Białego Domu. Nie oznacza to jego bezczynności na innych polach. Rosja znajduje się w kryzysie gospodarczym, który, na co wszystko wskazuje, będzie się pogłębiał. Kreml musi zatem szukać zwycięstwa i wiele wskazuje na to, że będzie go szukał w Syrii, na przekór Zachodowi dążąc do ocalenia prezydenta Asada i odegrania roli zbawcy Zachodu przed zagrożeniem ze strony ISIS.

Cel Rosji Putina jest oczywisty: powrót na globalną arenę w roli pełnoprawnego partnera USA i odzyskanie wpływów na Bliskim Wschodzie. To ryzykowna droga, wiąże się bowiem nie tylko z uwikłaniem się w konflikt z ISIS, lecz także np. z Turcją, ale przede wszystkim z możliwością wojny na dwa fronty: Państwo Islamskie to nie tylko Syria i Irak, to także Azja i coraz wyraźniej Kaukaz. Nie mówiąc już o tym, że walka przeciwko ISIS będzie coraz bardziej krwawa i coraz bardziej kosztowna. A w Rosji, jako się rzekło, kryzys.

.Te dwa czynniki – wybory w USA i zaangażowanie w Syrii – nie powinny przysłaniać trzeciego: Dalekiego Wschodu. Rosja niemal od zawsze stała na rozdrożu: czy kierować swoją ekspansję na Zachód, czy też zdobywać pozycje na Wschodzie. Oczywiście z punktu widzenia Kremla idealną sytuacją byłoby posiadanie silnych wpływów i tu, i tu. Dlatego też Kreml coraz aktywniej działa w Azji, przełamując nawet swoje obawy przed potęgą Państwa Środka. Jednak Pekin – kontynuując politykę Cesarza Wszystkiego Co Pod Niebem – zdaje się twardo trzymać zasady równej odległości od Waszyngtonu i Moskwy. Kto wie, czy nie kryje się za tym bardziej misterny plan gospodarczego podboju Syberii, na którą Chińczycy od dawna już patrzą łakomym okiem, głównie z uwagi na kryjące się tam bogactwa naturalne. Chińska ekspansja gospodarcza Chin na Syberii? Już przecież mamy tego przykłady.

Gdzie szukać czarnego łabędzia w Moskwie? Niektórzy analitycy już od dłuższego czasu szukają odpowiedzi na pytanie co po Putinie? I słusznie.

Same Chiny stanowią odrębny, samodzielny czynnik polityki międzynarodowej. Chiński wzrost gospodarczy słabnie (choć przecież i tak pozostaje przedmiotem zazdrości krajów zachodnich), a Chińczycy zaczynają sobie powoli zdawać sprawę z ceny, jaką będą musieli zapłacić za wieloletni intensywny rozwój gospodarczy. Tą ceną jest zdewastowane środowisko naturalne i konieczność inwestycji w ochronę tego środowiska.

Nie ulega wątpliwości, że zbyt silne osłabienie chińskiej gospodarki może wywołać perturbacje na skalę globalną i wręcz kolejny kryzys o skutkach porównywalnych – zdaniem niektórych ekonomistów – do kryzysu z 2008 r. Trudno zaprzeczyć – tu czarnego łabędzia widać całkiem wyraźnie.

.Z naszego punktu widzenia czynnik chyba najważniejszy: Unia Europejska. Tu też widać czarne łabędzie stosunkowo wyraźnie. I nie jest to obraz wesoły. Nie próbując hierarchizować możemy wskazać na trzy najistotniejsze:

Po pierwsze to BREXIT, za którym majaczy w tle szkocka niepodległość. Tu przydałaby się solidna analiza ekonomiczna odpowiadająca na pytanie co taki rozwój wypadków mógłby przynieść.

Po drugie – Grecja. Sprawa greckich długów nieco przycichła, przysłonięta nieco problemem uchodźców, ale przecież to nie oznacza, że sytuacja została rozwiązana. Dość popatrzeć na podstawowe wskaźniki gospodarcze w 2015 r.: stopa wzrostu GDP: -1.0%, deficyt budżetowy 2.2% GDP, bezrobocie powyżej 25%… Czy reformy zaczną działać? Część ekonomistów twierdzi, że tak, spodziewając się w 2016 r. wzrostu rzędu ok 1%. A jeśli nie? Potencjał do wybuchu społecznego w Grecji jest silny, Unia Europejska ma własne problemy gospodarcze, a sama Grecja zaczyna na dobre funkcjonować w UE na szczególnych prawach – kłopotliwego krewnego.

Po trzecie – uchodźcy. Im dłużej będzie trwała wojna w Syrii – tym więcej uchodźców będzie napływać do Europy różnymi ścieżkami, a nic nie wskazuje na to, by na Bliskim Wschodzie zapanował spokój.

Europa z uchodźcami sobie nie radzi – i to pod każdym względem.

.Po pierwsze, nie sposób opanować napływu uchodźców przez zewnętrzne granice UE. Postawmy sprawę jasno – aby sytuację opanować, należałoby wznieść na granicach unijnych wysokie mury i z ich szczytów przyglądać się, jak umierają tysiące ludzi usiłujących się dostać do wyśnionego przez nich raju. Oczywiście – w różnym celu; większość z nich ucieka od wojny, głodu i poniewierki, mając nadzieję na lepsze życie, część – zdecydowanie mniejsza – to członkowie ISIS lub Al Kaidy. Jak odróżnić jednych od drugich?

Po drugie – nie wiadomo, co zrobić z tymi, którzy już znaleźli się w Europie. Przykłady Włoch (Lampedusa) czy Grecji mówią same za siebie. W Unii trwa otwarty konflikt w tej sprawie; najnowszy pomysł – zapłacenie Turcji, by nie przepuszczała uchodźców do Europy, to jedyne, na co UE się zdobyła.

Po trzecie – asymilacja tych, którzy już od pewnego czasu (niekiedy od ćwierćwiecza) mieszkają w Europie. Część z nich nie myśli o asymilacji, lecz aktywnie działa na rzecz – nazwijmy to po imieniu – islamizacji, a w najlepszym razie tworzy islamskie getta, w których de facto nie obowiązuje prawo stanowione i do których policja nawet nie zagląda.

Po czwarte – to społeczne reakcje na uchodźców. Rośnie fala niechęci i sprzeciwu, napędzając elektorat takich partii, jak choćby Front Narodowy we Francji. Rośnie liczba podpaleń domów azylanta w Niemczech. Radykalizm jednych napędza radykalizm drugich – i koło się zamyka.

W tym przypadku czarny łabędź kryje się na Kremlu. Putin powiada jasno: uwolnię Was od tego, zaprowadzę pokój na Bliskim Wschodzie, ale… znieście sankcje i zapomnijcie o Ukrainie. Czy UE się na to zgodzi? Analityk takie pytanie postawić musi. Oczywiście, jeśli taka będzie decyzja UE – oby nie! – możemy się spodziewać wręcz zajęcia Ukrainy przez Putina (w praktyce władzę w Kijowie przejęłaby kolejna marionetka Kremla).

.Kolejny czynnik – Bliski Wschód. Tu możemy spodziewać się najbardziej egzotycznych sojuszy i niemal każdego wariantu – poza, rzecz jasna, pokojem i powrotem do status quo ante. Iran już jest mocarstwem regionalnym i coraz zręczniej lawiruje pomiędzy Zachodem a Rosją – sojusz Moskwy z Teheranem nie powinien być szczególnym zaskoczeniem. Zagadką pozostaje Arabia Saudyjska – tron starego króla zaczyna się chwiać, z kraju wypływają milionowe datki na rzecz ISIS, a Saudowie coraz przychylniej zerkają w kierunku Iranu. Irak to bez wątpienia państwo upadające, o ile już nie upadłe, podobnie Syria i Libia. Egipt wyraźnie stał się znowu satrapią. Konflikt izraelsko-palestyński ciągle jest daleki od rozwiązania w chyba zaczyna wchodzić w nową fazę.

Państwo Islamskie wydaje się być niezniszczalne i wręcz rośnie w siłę zdobywając przyczółki w Afganistanie i na Kaukazie.

.Sytuacja na Bliskim Wschodzie przypomina magmę; nikt nie ma pomysłu co dalej, nikt nie ma strategii, nikt nie ma jasnej wizji przyszłości – poza, rzecz jasna, przywódcami Państwa Islamskiego. Jeśli wolno wrócić do przenośni – to wręcz gniazdo czarnych łabędzi.

Na tym tle trudno nie zauważyć postępującego kryzysu liberalnej demokracji. Tu trzeba wskazać kilka czynników, wzajemnie się napędzających i w znacznej mierze współzależnych.

Po pierwsze, coraz większe zaniepokojenie społeczeństw Zachodu rozwojem sytuacji powoduje, że do głosu zaczynają dochodzić populiści, zwolennicy silnej ręki, nacjonaliści etc. Donald Trump, Marie Le Pen czy Victor Orban to polityczne wytwory słabości dzisiejszego modelu demokracji – bezwładnej, pozbawionej strategii, niedecyzyjnej, nie chcącej dostrzegać zagrożeń, a gdy już są widoczne – nie potrafiącej się im skutecznie przeciwstawić. (Na marginesie: trudno nie zauważyć sympatii Putina do tych nurtów). O rozczarowaniu liberalną demokracją świadczy także napływ młodych Europejczyków do Syrii i wstępowaniu ich w szeregi ISIS.

Po drugie, to zagrożenia terrorystyczne i reakcja na nie poszczególnych państw. Ciągle nie wychodzimy poza różnego rodzaju koncepcje walki z terrorystami – są one czasem skuteczne, czasem nie, ale nadal nie mamy pomysłu na to, jak walczyć z terroryzmem. Nie ma co ukrywać – żyjemy w strachu i właśnie o ten efekt terrorystom chodziło.

Po trzecie, to zmiany klimatyczne. Nie mam kompetencji, by oceniać, są one efektem działalności człowieka, czy też wynikiem naturalnych zmian. Trudno jednak nie zauważyć, iż upalne lata, ciepłe zimy, gwałtowne burze i huragany powoli przestają być anomaliami pogodowymi, a stają się normą.

* * *

.Na naszych oczach tworzy się nowy porządek świata. Stare mechanizmy przestają działać, nowych jeszcze nie widać. Jaki będzie ten nowy porządek? Zdeterminowany przez walkę o wpływy pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem? Definiowany przez lokalne i regionalne konflikty, które w wyniku zaangażowania w nie potęg światowych mogą przynieść efekt synergii w postaci globalnego konfliktu? Czy czeka nas epoka zawirowań i anarchii, w której podmioty niepaństwowe będą odgrywały co najmniej taką rolę jak państwa narodowe?

.Nadchodzący rok nie przyniesie odpowiedzi na te pytania. To będzie rok konfliktów, niepokojów, niestabilności, braku odpowiedzi na stare wyzwania, braku strategii wobec nowych wyzwań. Trudny rok.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 stycznia 2016