"Kryzys i zmiana w jednym. Świat na rozdrożu"
Świat przestał być miejscem stabilnym. Dzisiejsze napięcia polityczne i punkty zapalne to coś znacznie więcej niż dobrze znane od dziesięcioleci zawirowania polityki międzynarodowej. Zmienia się porządek polityczny i gospodarczy współczesnego świata, następują zmiany kulturowe, demograficzne, pojawiają się coraz bardziej znaczące wyzwania etyczne, związane choćby z rozwojem nauk biologicznych. Pora przypomnieć sobie stare hiszpańskie przysłowie, którym Henry Kissinger zakończył swoją „Dyplomację”: „Wędrowcze, nie ma dróg. Drogi się tworzy idąc”.
.Świat stoi w obliczu kryzysu. Jeśli spojrzymy na obecny stan stosunków międzynarodowych, łatwo będzie wskazać główne czynniki tego kryzysu: sytuacja na Bliskim Wschodzie, wojna rosyjsko – ukraińska, wewnętrzne problemy Unii Europejskiej… Dodajmy do tego czynniki bardziej długofalowe: coraz bardziej widoczne zmiany klimatyczne, pękający mit turbokapitalizmu, rosnąca liczba niezadowolonych i zbuntowanych, rozczarowanie systemami demokratycznymi, coraz silniejsze ruchy odśrodkowe (by wskazać choćby problem Katalonii czy Szkocji). A niejako w tle manipulacje genetyczne o nieznanych konsekwencjach, nowoczesne technologie komunikacyjne pozwalające na totalna inwigilację… Długo można wymieniać.
To nie tylko kryzys, to także zmiana, której nie chcemy dostrzec, bo sami nie wiemy, jak ją zdefiniować i jak nią pokierować. Zmiana inna niż poprzednie, bo poprzednie kojarzyły nam się ze zmianami na lepsze. Dziś jest inaczej.
We wstępie do pośmiertnie wydanego tomu esejów Tony Judta („Kiedy zmieniają się fakty”) Jennifer Homans pisze: „To książka o naszej epoce. Jesteśmy na równi pochyłej, po której staczamy się z wyżyn nadziei i możliwości stworzonych przez rewolucje 1989 roku w otchłań chaosu, zniszczeń i strat spowodowanych we wrześniu roku 2001, wojnę w Iraku, pogłębiający się kryzys na Bliskim Wschodzie i – jak postrzegał to Tony – postępujący upadek republiki amerykańskiej”. Dodajmy, że przecież nie tylko amerykańskiej.
.Czyżbyśmy znaleźli się w sytuacji ucznia czarnoksiężnika? Wszystko wskazuje na to, że nie jesteśmy podmiotem zmiany, jesteśmy jej przedmiotem. Co gorsza, w znacznej mierze na własną prośbę: myśl strategiczna – pomimo gromkich niekiedy głosów – najwyraźniej zanika. Strategia stała się głównie określeniem celu, który trzeba osiągnąć do końca kadencji, a celem tym jest wygranie kolejnych wyborów. Zaciera się (czy nawet już się zatarła) fundamentalna różnica pomiędzy policy a politics. Pro domo sua – nieco złośliwie wypada zauważyć, że w języku polskim taka różnica nie występuje; w życiu publicznym trudną jest ją zauważyć. Na pytanie: jakiego świata, Europy, Polski chcemy za lat 50 odpowiadamy zgodnie, że silnego, bogatego, spokojnego… Kierunek rozwoju wyznacza drogowskaz z jaskrawym napisem „Prawa człowieka”, co nie przeszkadza np. tolerować przemytu uchodźców z Bliskiego Wschodu przez Morze Śródziemne czy dyskretnie milczeć o takich miejscach, jak Lampedusa.
Rzecz jasna, powstają analizy, prognozy i strategie opracowywane przez analityków i naukowców. Politycy częstokroć oskarżani są o to, że albo tych dokumentów nie czytują, albo nie wyciągają z nich wniosków. Niejednokrotnie to słuszne oskarżenia. Jednak skarżący nie mają świadomości tego czym jest dzisiaj władza w rękach polityka. Przypomina się końcówka prezydenckich pamiętników Harry Trumana, w których wspomina on swoje ostatnie chwile w Oval Office. Czekając na swojego następcę – Davida Dwighta Eisenhowera – Truman powiada: Biedny Ike! Będzie tu siedział i wydawał polecenia. Zróbcie to! Zróbcie tamto! I nic się nie stanie, nic się nie zmieni…
.Problem pojawia się już na etapie na etapie diagnozy. Nie potrafimy bowiem wyjść poza ograniczające nas ramy politycznej poprawności. Kochamy ład, porządek, spokój, wierzymy w postęp i zmiany na lepsze. Wszystko powinno być czarno – białe, poukładane w oddzielnych, starannie opisanych pudełeczkach. Jednak ten świat się skończył.
Stwierdzenie, że taka liczba uchodźców z Bliskiego Wschodu grozi islamizacją Europy traktowane jest jako przejaw szowinizmu i rasizmu. A przecież wystarczy spojrzeć na skupiska muzułmanów w Wielkiej Brytanii czy we Francji i zadać sobie proste pytanie: dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Czy nowi przybysze nie rozczarują się niedostępnym dla nich europejskim dobrobytem i nie będą podlegać procesom radykalizacji? Jaka zatem powinna być polityka imigracyjna? Jakie stosować metody asymilacji?
Nie bez przyczyny podkreśla się, że trzeba zlikwidować przyczyny, dla których uchodźcy podejmują desperackie próby dotarcia do Europy. Słuszna to teza: trzeba na Bliskim Wschodzie przywrócić pokój, zaoferować pomoc rozwojową, zainicjować procesy gospodarcze. Tak, tylko przedtem należy pokonać Państwo Islamskie – stąd bombardowania. A przecież to tylko złudzenia: nikt jeszcze nie wygrał wojny wyłącznie atakami lotniczymi, szczególnie w sytuacji, gdy siły przeciwnika są rozproszone, ukryte, a brak jest agentury czy wojsk specjalnych, które byłyby źródłem precyzyjnych naprowadzeń na cele.
Pokonanie Państwa Islamskiego wymaga użycia sił lądowych, a wojna lądowa w Syrii i w Libii będzie działaniem na granicy ludobójstwa: trzeba będzie strzelać do wszystkiego co się rusza.
Która z zachodnich demokracji jest gotowa na takie rozwiązanie? Nawet pomysł zniszczenia łodzi przemytników jeszcze w portach libijskich wywołał silne protesty.
Demokracje na takie rozwiązanie gotowe nie są, gotowa jest za to Rosja. Rozpoczynając bombardowania pozycji ISIS i udzielając wsparcia Asadowi Władimir Putin wrócił do globalnej gry. Jego plan jest prosty: pokonanie Państwa Islamskiego, uratowanie starego sojusznika, ocalenie Europy przed zalewem uchodźców w zamian za wolną rękę na Ukrainie. Jego plan ma ewidentną słabość: Państwo Islamskie już podejmuje działania odwetowe przeciwko Rosji nie w Syrii, lecz na Zakaukaziu. Wojna na trzy fronty: Syria – Ukraina – Zakaukazie? Jest takie ryzyko. Lecz Putin w ten sposób pokazuje swoją siłę i przewagę strategiczną nad Stanami Zjednoczonymi i NATO, odzyskując równocześnie utracone wpływy na Bliskim Wschodzie.
A Europa wraca do robienia biznesu: porozumienie w sprawie Nord Stream 2 zostało podpisane we Władywostoku na początku września 2015 r.: firmy zachodnioeuropejskie i Rosja dobiły targu. Zaś Stany Zjednoczone nadal słusznie uważają, że przyszłość świata leży w Azji: miesiąc po Nord Stream 2 uzgodniono Trans – Pacific Partnership.
.Kryzys współczesnego świata potwierdza globalizację i sieciową strukturę współczesnych stosunków międzynarodowych. Wszystko jest ze sobą połączone, nawet odległe od siebie zjawiska mają ze sobą punkty styczne. Jeśli spojrzymy na te wydarzenia z punktu widzenia analizy sieciowej, będziemy mogli stwierdzić, że podmiotami w tej grze są węzły tej samej sieci, polityka światowa zaś to gra, w której nie sposób poruszyć tylko jednej figury.
Czy zachodnie demokracje są gotowe do sterowania tak szeroko zakrojoną zmianą? Jako społeczeństwa demokratyczne mamy prawo do dokonywania wyboru dróg politycznych. Jakie mamy po temu podstawy, aby ten wybór był optymalny? Co na ten temat mają do powiedzenia liderzy opinii publicznej? Co proponują liderzy polityczni? Jak w tym kontekście zdefiniować nasz interes strategiczny: naszego państwa, Unii Europejskiej, wspólnoty transatlantyckiej, demokracji zachodniej? Które z proponowanych rozwiązań są optymalne, w czyj głos się wsłuchać i kogo poprzeć? Rację ma Marie Le Pen czy Alexis Cipras? Może Donald Trump albo Władimir Putin? Czy powinniśmy próbować przywrócić klasyczne zasady demokracji czy też raczej pójść drogą Chin? A może raczej naszym wzorem powinien być Singapur lub Korea Południowa?
Na naszych oczach następuje przemiana: rozpada się stary porządek świata, powstają – jeszcze nierozpoznane – zręby nowego ładu. Rację miał znakomity polski socjolog Edmund Wnuk – Lipiński pisząc o świecie międzyepoki; proroczy okazał się tytuł znakomitej książki Immanuela Wallersteina „Koniec świata jaki znamy”.
.Jesteśmy gotowi? Gdy 50 lat temu Bob Dylan śpiewał The Times they are a-changin’ byliśmy podmiotem zmian. Czy teraz będzie podobnie?
…you better start swimmin’
or you’ll sink like a stone
For the times they are a-changin’.
Tomasz Aleksandrowicz