Prof. Jan WINIECKI: "Europa w drodze do cywilizacyjnej degradacji"

"Europa w drodze do cywilizacyjnej degradacji"

Photo of Prof. Jan WINIECKI

Prof. Jan WINIECKI

Profesor, ekonomista, obecnie kierownik katedry w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie oraz członek Rady Polityki Pieniężnej; m.in. były profesor Uniwersytetu Aalborg (Dania) i Uniwersytetu Europejskiego – Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, współzałożyciel i prezes (do 1995 roku) fundacji Centrum im. A. Smitha; były członek rady nadzorczej EBOiR, współzałożyciel i przez cztery kadencje prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

zobacz inne teksty Autora

Niewątpliwie ten tekst zostanie określony jako dowód nieczułości na problemy innych, a nawet jako egoistyczny. Nawet jeśli tak będzie, to i tak uważam, że należało w taki właśnie sposób tę kwestię przedstawić. Świat nie jest kalejdoskopem, który – gdy nim potrząsnąć – przedstawi za każdym razem inną konfigurację. Świat charakteryzują pewne prawidłowości, kształtujące się na różnych, często wielkich obszarach przez setki  lat, a nawet i dłużej.

.Takie zbiory prawidłowości kształtowanych przez stulecia czynią życie na tych obszarach czymś przewidywalnym, gdyż ludzie wiedzą, czego oczekiwać i jak się zachowywać w rozmaitych powtarzających się sytuacjach. Ekonomista instytucjonalnej orientacji powiedziałby, że istnienie takich zbiorów prawidłowości, nazwijmy je cywilizacjami, obniża koszty transakcyjne. Dzięki temu lżej żyje się na obszarze cywilizacyjnej wspólnoty.

Wielce postępowa – ba, wręcz politycznie poprawna! – idea wielokulturowości jest niczym innym jak próbą zamiany ewoluujących powoli reguł funkcjonowania w ramach poszczególnych cywilizacji w pseudocywilizację kalejdoskopową.

.Zakładając równość kultur, potrząsamy owym kalejdoskopem, przyjmując, że uczestnicy życia społecznego dostosują się dziś do jednej konfiguracji reguł funkcjonowania, a jutro – po kolejnym potrząśnięciu kalejdoskopem – równie bezkonfliktowo przystosują się do innej.

Tymczasem koszty funkcjonowania w ramach takiej kalejdoskopowej pseudocywilizacji byłyby ogromne. Zresztą nie muszę używać trybu warunkowego. Wiele problemów cywilizacji zachodniej bierze się z bezrefleksyjnej akceptacji ładnie opakowanej ideologicznie idei wielokulturowości (która zresztą upada na naszych oczach). W krótkim okresie paru lat wypowiedzieli się w tym duchu prezydent Francji (Sarkozy), kanclerz Niemiec (Merkel) i premier Wielkiej Brytanii (Cameron).

Wychodząc więc  z  o d w r o t n e g o  założenia, że kultury nie są sobie równe pod wieloma względami, spójrzmy z perspektywy naszej zachodniej cywilizacji na kontakty ze światem czy cywilizacją islamu. Żeby nie było nieporozumień, taką samą analizę można przeprowadzić z perspektywy cywilizacji chińskiej czy indyjskiej.

Że jednak koszula jest bliższa ciału, spojrzę na tę kwestię z naszej perspektywy. Pierwsze podejście będzie mieć charakter statystyczny. W minionych dwudziestu czy nawet więcej lat, statystycznie rzecz ujmując, najwięcej aktów terroru wywodziło się z krajów, w których dominującą religią jest islam. Większość tych ataków skierowana była do wewnątrz świata islamu, przeciwko innym muzułmanom. Jednak celem części z nich były kraje zachodniej cywilizacji.

.Jak wynika z powyższego, terroryzm jest w nieporównanie większym stopniu cechą immanentną świata islamu niż którejkolwiek innej cywilizacji. W związku z tym naturalną reakcją krajów zachodnich i organizacji zrzeszających państwa zachodnie powinno być  o g r a n i c z a n i e  kontaktów do pewnego minimum, niezbędnego dla prowadzenia działalności ekonomicznej, stosunków dyplomatycznych itd. Tymczasem wezwanie kanclerz Angeli Merkel: „Przyjeżdżajcie, będziecie tutaj mile widziani” jest zachowaniem dokładnie odwrotnym do wynikającego z logiki statystycznej.

Nie ma przy tym znaczenia, czy jakieś islamskie organizacje religijne potępią akty terroru, czy też nie. Prawdopodobieństwo, że właśnie z islamu (a nie skądinąd!) uderzą w świat zachodni kolejne akty terroru, jest tu statystycznie decydujące dla decyzji ograniczania kontaktów – w tym dopływu wyznawców islamu – do świata zachodniego.

Parę lat temu opublikowano ankietę przeprowadzoną w krajach muzułmańskich, formułując pocieszające wnioski, że z ponad miliarda wyznawców islamu tylko 10 proc. odnosi się pozytywnie do terroru (czyli gotowe byłoby go wspierać!) w imię wyznawanej religii. Nie wiem, kogo miałyby pocieszać komentarze przeprowadzających ankietę. Wątpię jednak, aby na pytanie: „Czy ponad sto milionów sympatyków terroru w imię islamu to pocieszająca perspektywa?” Europejczycy odpowiedzieli twierdząco.

Jeżeli chce się coś zrobić dla tych muzułmanów, którzy ucierpieli z powodu aktów terrorystycznych innych muzułmanów, to taka akcja odbywać się powinna u nich, w świecie islamu, a nie u nas, w Europie, Ameryce Północnej czy Australii.

.Tam skierujmy naszą pomoc gospodarczą, negocjujmy z krajami, w których się schronili, możliwości ich integracji w ich własnym świecie.

Jest rzeczą oczywistą, że ogromna większość będzie wolała wyższy socjal w niektórych państwach zachodniej Europy od wspieranych przez Europę procesów integracyjnych w Turcji, Jordanii, Libanie czy gdzie indziej. Ale taka migracja o charakterze ekonomicznym  n i e  powinna być przedmiotem wsparcia pomocowego  ze strony Zachodu.

Niektórzy twierdzą, że my, Zachód, powinniśmy im systematycznie pomagać w ich ewolucji politycznej i gospodarczej. Takie podejście świadczy o słabej znajomości historii świata muzułmańskiego. Nieudana arabska wiosna to nie przypadek, lecz konsekwencja historyczna. Schyłek intelektualny świata islamu, upadek nauki, ma już prawie tysiącletnią historię. To na początku XI w. n.e. mędrcy duchowi islamu podjęli decyzję o zakazie interpretacji. Koran i słowa Mahometa powinny być tak interpretowane, jak to ustalono wcześniej, i każde odstępstwo od tej zasady stanowi świętokradztwo. A że w islamie nie ma rozróżnienia między sacrum i profanum, wszystko podlega ocenie religijnej, więc jakakolwiek pożądana ewolucja myśli politycznej, społecznej czy gospodarczej – nie mówiąc już o praktyce życia publicznego – jest niezwykle utrudniona.

Zauważmy też, że i pod względem gospodarczym słabnięcie świata islamu bierze się z tego samego źródła; jego początek datuje się na XII w. Schyłek potęgi imperium tureckiego nie wziął się z zaniku waleczności wśród Turków (że o janczarach nie wspomnę), ale właśnie ze słabości gospodarczej, braku własnych wynalazków, martwoty technologicznej, zdolności organizacyjnych itp.

.Czas na konkluzje. Czy to z perspektywy odruchu współczucia i potrzeby filantropii, czy też z perspektywy (uzasadnionego!) cywilizacyjnego egoizmu, tzn. redukcji kosztów transakcyjnych w ramach naszej cywilizacji, pomagajmy, ale  t a m,  na miejscu. Alternatywa, jaką zaprezentowano ostatnio, jest drogą do cywilizacyjnej degradacji.

Jan Winiecki

logo sindicateTekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 grudnia 2015