Jesteśmy świadkami procesu, w którym kraje Europy Środkowej przestają orientować się na Zachód czy Wschód a zaczynają na siebie nawzajem. W związku z pogłębiającymi się kłopotami Europy Zachodniej, kraje „nowej unii” są coraz bardziej poza zasięgiem kontroli Berlina i Paryża – pisze prof. Tomasz Grzegorz GROSSE
.Rok 2022 nie zdążył się jeszcze skończyć, wydarzyło się już podczas niego dostatecznie dużo, by można było mówić o reorientacji geopolitycznej w Europie. Rosyjska agresja na Ukrainę, która miała ostatecznie przesądzić, że Moskwa jest czynnikiem decydującym w Europie, okazała się czynnikiem osłabiającym pozycję Rosji. Co więcej, brutalna manifestacja siły, która miała zastraszyć kraje Wschodniej i Środkowej Europy, wzmocniła ją strategicznie i instytucjonalnie na niespotykaną dotąd skalę. Równolegle wojna miała swoje konsekwencje dla sytuacji strategicznej w UE.
Podział na „cywilizowaną” Europę Zachodnią, która miała siebie za silną i zintegrowaną oraz tą „zacofaną” Europę Środkowo-Wschodnią, której nie należy zabierać spod „opiekuńczego” parasola geopolitycznego Moskwy na naszych oczach ulega redefinicji.
Granice „cywilizowanej” Europy od dziesiątków lat były zdeterminowane przez historię. To, w jaki sposób zachodnie elity polityczne postrzegają Europę w ogromnej mierze było i jest uzależnione od podziału, jaki dokonał się na jej terenie po II wojnie światowej. Europa Zachodnia mogła się swobodnie rozwijać, zarówno pod względem ekonomicznym jak i politycznym, była kompletnie inna i na wielu poziomach lepsza, uwzględniając choćby wskaźniki ekonomiczne i swobody, którymi cieszyli się obywatele. Równocześnie, duża część Europy Środkowej i Wschodniej była kontrolowana przez Związek Sowiecki, czyli Moskwę.
Jeśli spojrzy się na procesy ekonomiczne i polityczne, zimnowojenny podział Europy jest niestety nadal trwały. Przykładem tego jest punkt startu różny dla państw Europy Zachodniej oraz Europy Środkowej w transformacji klimatycznej. Podobnie jest jeśli chodzi i sposób patrzenia zachodnich Europejczyków na nas. Można to porównać do wchłonięcia Niemieckiej Republiki Ludowej do RFN, które przeprowadzono w oparciu o instytucje zachodnioniemieckie. W ten sam sposób kraje Europy Środkowej i Wschodniej zostały włączone w system instytucji zachodnioeuropejskich.
Od samego początku istnienia Unii Europejskiej uwidaczniała się asymetria, zarówno w praktyce politycznej, jak i w postrzeganiu nas, jako peryferyjnych i mniej demokratycznych. Prowadziło to do przekonania, że powinniśmy podążać za liderami integracji z zachodniej części Wspólnoty i nie komplikować wyznaczania jej kierunków przez Berlin i Paryż. Wyrazem tego miało być imitowanie we wszystkim Europy Zachodniej i dostosowywanie do kierunków określanych przez elity zachodnioeuropejskie.
Postawa patrymonialna wobec Europy Środkowej ma długą historię. Utrwaliła się ona w czasach imperializmu i kolonializmu największych państw Europy Zachodniej, a druga połowa XX wieku utrwaliła te standardy myślenia. Wschodnia część kontynentu była postrzegana jako mniej cywilizowana już w XVIII wieku. Według Larry’ego Wolffa idea cywilizacji powstała w Europie Zachodniej i to właśnie ta część kontynentu została uznana wśród jej intelektualistów za ideał cywilizacji. W odniesieniu do tego wzorca kształtowano poglądy na temat wschodniej części Europy, rzecz jasna zacofanej i peryferyjnej. Pomimo poszerzenia Unii Europejskiej na wschód, procesy wewnątrz samej Unii są pod względem praktyki politycznej nadal asymetryczne.
Kraje wschodniej części UE bezsprzecznie należą do Europy w kontekście geograficznym, a w sensie kulturowym w ogromnej większości do cywilizacji łacińskiej. Ten wymiar kulturowy naszej europejskości jest niestety poddawany w wątpliwość, mimo, iż społeczeństwa Europy Środkowej (np. w Polsce) i Wschodniej (np. na Ukrainie) postrzegają siebie jako europejskie. Są one też przeciwne przynależności do strefy wpływów politycznych Rosji. Na postrzeganie granic Europy w kategoriach kulturowych nakłada się geopolityka i to ona wyznacza te granice. Dominujący głos ma w tej kwestii Federacja Rosyjska. Wiele państw Europy Zachodniej pod wpływem jej presji była bardzo niechętna do jakiegokolwiek przesuwania granic „cywilizowanej” Europy na wschód.
Najlepiej obrazują to ujawnione niedawno przez Der Spiegel dokumenty niemieckiego MSZ, z których jednoznacznie wynika, iż w 1991 roku Helmut Kohl był przeciwny odzyskaniu niepodległości przez kraje bałtyckie, Białoruś czy Ukrainę a także przeciwny członkostwu krajów Europy Środkowej, takich jak Polska, w NATO i Wspólnotach Europejskich. Co więcej, rozpad ZSRR uważał za katastrofę. Jego podejście dobitnie pokazuje, jak obawa przed tym, co powie Moskwa kreowała wizję granic Europy w umysłach zachodnioeuropejskich polityków. Presja geopolityczna wyznaczała granice między liberalnym, demokratycznym i wolnym gospodarczo Zachodem, a tą drugą częścią Europy, która mogła pozostać niedemokratyczna i znacznie słabiej się rozwijać, tylko dlatego, że była pod kontrolą geopolityczną Moskwy.
Zachód to oczywiście nie tylko Europa Zachodnia, ale również Ameryka Północna i inni sojusznicy. Co więcej, Zachód był od lat pod wyraźnym przywództwem Stanów Zjednoczonych, mimo, iż cywilizacja euroatlantycka swoje korzenie ma w Europie. W związku z tym Francja i Niemcy, próbują od kilkudziesięciu lat lansować autonomię strategiczną, czyli wykreować z Unii Europejskiej osobny biegun geopolityczny w ramach Zachodu, jednocześnie z założeniem pewnej niezależności od USA.
Niestety, nawet jeśli spojrzymy z punktu widzenia Unii Europejskiej i ambicji wykreowania osobnego bieguna przez Europę Zachodnią w ramach autonomii strategicznej lub suwerenności europejskiej, to w dalszym ciągu Europa Środkowa traktowana jest jako „młodszy brat”, a więc patrymonialnie. Z kolei Europa Wschodnia nie należała w takim sposobie myślenia do bieguna unijnego. Do rosyjskiej agresji na Ukrainę z 2022 roku nikt z zachodnioeuropejskich polityków nie myślał o tym, aby kraje takie jak Ukraina, Mołdawia czy Gruzja przyłączyć do Unii Europejskiej. Nie mówiąc już o Białorusi, Armenii czy Azerbejdżanie.
Partnerstwo Wschodnie wymyślone dla tych sześciu krajów, miało w założeniu ustabilizować relacje między Unią Europejską, a wschodnią Europą w taki sposób, by było to jak najbardziej korzystne ekonomicznie z punktu widzenia Europy Zachodniej, ale bez możliwości włączenia tych krajów we wspólnotę unijną. W ten sposób podtrzymywano tradycyjne podejście do postrzegania granic geopolitycznych. Europę definiowały faktycznie dwa największe państwa zakładając, że jej centrum znajduje się w zachodniej części kontynentu, a jego część środkowa choć została włączona do granic „cywilizowanej” Europy, to jednak na zasadach podporządkowania i niedokończonej w pełni europeizacji. Na wschód od granic Unii rozpoczynała się strefa wpływów geopolitycznych Moskwy. Była to ta gorsza i mniej „cywilizowana” Europa wschodnia, w dużej mierze zrusyfikowana, a więc odrębna kulturowo, ale także – jak się wydawało przed agresją rosyjską z 2022 roku – w sposób trwały geopolitycznie rozdzielona od Zachodu.
Partnerstwo Wschodnie przeżywało już wcześniej poważny kryzys. Niektórzy politolodzy wskazywali od dawna, że ta formuła nie spełnia oczekiwań krajów Europy Wschodniej, a ponadto jest mało skuteczna z punktu widzenia stabilności geopolitycznej i stabilności relacji pomiędzy UE, a krajami partnerstwa. Jego formuła wyczerpała się ostatecznie po rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Na terenie samej Ukrainy, co warto dodać, rozpoczął się kolejny proces przesuwania granic Europy. Rosyjska agresja zmieniła stosunek mieszkańców wschodniej Ukrainy do pojęcia państwowości, zmieniła także ich tożsamość. Mieszkańcy wschodniej części tego kraju nadal będą rosyjskojęzyczni, ale podejście do Rosji jako okrutnego najeźdźcy nie ulegnie zapewne szybkiej zmianie. Agresja rosyjska przyczyniła się w ogromnym stopniu do tego, by również wschodnią część Ukrainy przesunąć mentalnie na Zachód.
Ponadto, reakcja niemieckich elit na wojnę spowodowała, że Ukraińcy wcześniej wielokrotnie orientujący się na Niemcy, teraz poczuli się zawiedzeni. Mogą więc kulturowo i geopolitycznie orientować się na Europę Środkową, a przede wszystkim na Polskę w swoich tęsknotach za Zachodem. Będzie to sprzyjać wzmacnianiu potencjału Europy Środkowo-Wschodniej, jako bieguna geopolitycznego, ale również autonomicznego bytu społeczno-politycznego.
W obliczu tego wszystkiego, Partnerstwo Wschodnie nie jest już funkcjonalne dla Unii Europejskiej. Nie jest nią także propozycja Europy koncentrycznych kręgów lansowana przez polityków francuskich od czasów François Mitterranda, ostatnio przypomniana przez Emmanuela Macrona. Definiowanie granic Europy przez Francję i Niemcy będzie musiało się zmienić. Kluczową rolę odgrywają w tym wypadku kraje Europy Środkowej, bowiem jeśli chcą one uzyskać większą podmiotowość w ramach procesów integracyjnych w UE to powinny otworzyć się na Europę Wschodnią. Poszerzenie granic Europy na wschód jest tutaj ogromną szansą. Nie tylko po to, by zacząć inaczej definiować granice Europy, ale przede wszystkim zbalansować asymetryczne relacje pomiędzy wschodem a zachodem UE na korzyść Europy Środkowej.
Minister spraw zagranicznych Austrii, Alexander Schallenberg, stwierdził niedawno, że wojna na Ukrainie zmienia dotychczasowe relacje z krajami Partnerstwa Wschodniego, które jego zdaniem były w pewnym sensie martwe. Według niego formuła, która już wcześniej się wyczerpała, obecnie straciła jakiekolwiek znaczenie. W związku z tym perspektywa członkostwa Ukrainy w Unii, ale także innych krajów, jak Mołdawia czy Gruzja – musi być potraktowana poważnie. Kraje te nie powinny być dłużej zwodzone. Mało tego, kraje te winny uzyskać dostęp do rynku wewnętrznego i do niektórych programów UE, również finansowych, po to by wymusić i przyspieszyć proces akcesji.
Przykład Austrii dobrze obrazuje zmianę w myśleniu na temat granic Europy. Jeszcze przed wybuchem wojny Austria zwracała uwagę, że jeżeli Ukraina i podobne jej państwa chcą wejść do Unii Europejskiej, muszą stanąć w długiej kolejce i poczekać, nim zakończy się proces akcesyjny w stosunku do krajów bałkańskich. Dopiero później będzie można rozpocząć, co najwyżej samo rozważanie kandydatury Ukrainy.
Wypowiedź Alexandra Schallenberga pokazuje także zmianę stosunku Austrii do Rosji. Austria przestaje brać na pierwszym miejscu pod uwagę zdanie Moskwy, która była przecież przeciwna członkostwu Ukrainy. Austriacy uważają, że należy postawić na Europę Wschodnią.
Włączenie Ukrainy w polityczny i ekonomiczny system UE, w tej chwili zdominowanej przez Berlin i Paryż, zaburzy wewnętrzną sytuację geopolityczną w samej Unii. Kolejne państwa, które mogą wstąpić do tej organizacji, będące stosunkowo duże pod względem ludności i terytorium, zmienią strukturę relacji na korzyść krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Austria zdała sobie sprawę, że może skorzystać na tego typu rekonfiguracji władzy w UE.
Wojna oznacza zmniejszenie znaczenia Rosji na płaszczyźnie geopolitycznej. Agresja Putina na Ukrainę, która miała zatrzymać negatywne dla Moskwy tendencje, których przejawem był rozpad Związku Sowieckiego, w praktyce nie tylko przyspieszyła te procesy, ale sprawiła, że nabrały one jak się wydaje nieodwracalnego charakteru. Paradoksalnie skorzysta na tym ta część Europy, która była pod presją Rosji, wpierw w bloku wschodnim, a obecnie w ramach neoimperialnych ambicji Władimira Putina.
Europa Zachodnia, która do tej pory kontrolowała procesy integracyjne i dla której Unia Europejska była geopolitycznym wehikułem, przy całym swoim ogromnym potencjale, jakim dysponuje, nie będzie w stanie utrzymać kontroli nad Europą Środkową i Wschodnią. Wynika to w dużej mierze z kryzysów, które były i są nieumiejętnie rozwiązywane. W związku z tym pogłębianie asymetrii między Europą Zachodnią a Środkową zostanie miejmy nadzieję zatrzymane, a w długim horyzoncie czasowym nawet odwrócone.
Zarysowane tendencje są niekorzystne dla Europy Zachodniej. Jeśli nie znajdzie ona jakiejś formuły, która równoważyłaby UE, ale również przesuwała granice Europy na wschód, będzie to oznaczać, że proces integracyjny się załamie, bowiem Europa Środkowo-Wschodnia stanie się zbyt silna, by można było utrzymać dotychczasowe asymetryczne relacje w ramach Unii Europejskiej.
Jesteśmy świadkami zmiany podejścia, w którym europejskie kraje orientujące się do tej pory na Zachód lub na Wschód, w wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę, będą orientować się na siebie same. Stanowi to istotę zachodzącej od dłuższego czasu zmiany geopolitycznej w Europie. Zachód, a tym bardziej Rosja nie są zadowolonego z takiego obrotu spraw, ale nie da się tego zatrzymać.
Europa podzieli się na trzy części. Pierwszą będzie europejską część słabnącej Rosji, która prędzej czy później będzie musiała pożegnać się z jakimikolwiek marzeniami imperialnymi, bowiem będzie miała ogromne problemy, by utrzymać własną państwowość i to terytorium, którym w tej chwili dysponuje. Drugą będzie Europa Środkowo-Wschodnia, która zmierza do własnej tożsamości geopolitycznej, kulturowej i coraz intensywniejszej wymiany gospodarczej w ramach tego regionu. Trzecią częścią będzie Europa Zachodnia, która może ulegać kolejnym kryzysom i fragmentacji.
Trudno będzie krajom, nawet takim jak Niemcy i Francja, utrzymać stabilizację szeroko rozumianej Europy Zachodniej, nie mówiąc już o kontroli Europy Środkowo-Wschodniej, która stopniowo będzie poza zasięgiem Berlina i Paryża. Wystarczy spojrzeć na problemy ze strefą euro, które nie znikną, a do których dołączą z pewnością inne trudności. Dodatkowo wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej osłabiło ten układ ekonomiczno-polityczny.
Pod wieloma względami potencjał Europy Zachodniej, w klasycznym ujęciu, się kurczy i wystawia na kryzysy. Dotychczasowa praktyka walki z trudnościami pozwala założyć, że nie ulegną one rozwiązaniu, co najwyżej będą odkładane w czasie.
To, co my możemy zrobić, to po pierwsze nie ułatwiać ratowania Europy Zachodniej przed jej kryzysami kosztem naszego potencjału. Po drugie winniśmy dążyć od zrównoważenia relacji geopolitycznych w ramach Unii Europejskiej, do których ścieżką jest poszerzenie jej na wschód, oraz zbudowanie silnych instytucji Europy Środkowo-Wschodniej, takich jak Trójkąt Lubelski i Inicjatywa Trójmorza.
Jeżeli obudujemy Europę Środkową i Wschodnią instytucjami, które zostaną wypełnione treścią, to będziemy w stanie waloryzować potencjał geopolityczny naszej części Europy. Stanie się to z oczywistą korzyścią dla naszego regionu, ale także uruchomi przebudowę relacji z Europą Zachodnią, co mogłoby prowadzić do uzdrowienia integracji Europejskiej.
.Bez względu na to jak potoczy się procesy integracyjne w ramach UE, Europa Środkowo-Wschodnia wydaje się skazana na sukces i miejmy nadzieję, że nasze elity polityczne tego nie zaprzepaszczą.
Tomasz Grzegorz Grosse