Lewico, pobudka!
Wynik Lewicy jest poniżej oczekiwań. Cztery lata temu weszła do Sejmu z poparciem 12,5 proc. i była na trzecim miejscu. Obecny wynik, niespełna 9-procentowe poparcie, to nie tylko utrata kilkuset tysięcy głosów, ale również trzeciej pozycji w wyborczym rankingu, co może znacznie osłabić pozycję tego ugrupowania przy stole negocjacyjnym – pisze Przemysław PREKIEL
W 2019 roku formacja lewicowa wróciła do Sejmu po czteroletniej banicji, po tym, jak Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu, przeszacowując swoje możliwości, ryzykując konieczność zawiązania koalicji, w której należało przekroczyć 8 proc. To przez jej absencję PiS zdobył większość, poszerzając skutecznie swój elektorat. Przypomniał o tym niedawno Włodzimierz Czarzasty, który po ogłoszeniu wyniku wyborczego tryskał humorem i mówił, że Lewica wraca do współrządzenia. Być może tak będzie.
Ale Lewica miała przecież większe ambicje, jej wynik jest poniżej oczekiwań, a bycie u władzy tą najsłabszą częścią, przy silnej i zwartej opozycji, jaką będzie PiS, która ma swojego prezydenta, będzie dla Lewicy ogromnym wyzwaniem. Niewykluczone również, że ostatecznie część potencjalnych wyborców formacji postawiła na Trzecią Drogę, uznając, że podwyższony próg koalicyjnego wejścia na sejmowe salony jest wysokim ryzykiem, podobnie jak w przypadku Zjednoczonej Lewicy w 2015 roku.
Bycie partią współrządzącą to realna szansa na zrealizowanie swojego programu. A przecież po to Lewica do wyborów szła, aby realizować to, co zapowiadała w kampanii wyborczej – skrócenie tygodnia pracy, wydłużenie urlopu, wprowadzenie renty wdowiej, przeznaczenie 8 proc. PKB na służbę zdrowia. Z trzeciego miejsca, będąc najsłabszym koalicjantem, będzie to trudno realizować, tym bardziej że tuż po ogłoszeniu wyników wyborczych Szymon Hołownia zadeklarował, że „skończyło się rozdawnictwo”, co było swoistą zapowiedzią przykręcenia socjalnego kurka, na którym bazował PiS. Co ważne, zaledwie 57 proc. wyborców Zjednoczonej Lewicy z 2019 roku poparło to ugrupowanie w tym roku. Okazało się, że Lewica nie potrafiła utrzymać przy sobie wyborców.
Aż 37 proc. lewicowych wyborców sprzed czterech lat zagłosowało na KO i Trzecią Drogę. To dla liderów Lewicy powinno być ostrzeżeniem i wywołać głębszą dyskusję.
Niewątpliwie jednak Lewica zmienia swój wizerunek. Przez lata SLD bazował na sprawdzonej bazie wiernych wyborców, o których się troszczył i o których zabiegał. Dotyczyło to przede wszystkim tego, co mieściło się w sentymencie za czasami PRL, było troską o mundurowych, walką z tzw. ustawą degradacyjną. To wszystko mobilizowało twardy elektorat, jednoczyło wyborców. Wtedy jednak Lewica miała jeszcze konkretne narzędzia, jak własna prasa, odbywały się spotkania z mundurowymi, wyborcy byli blisko swoich parlamentarzystów. Ostatnie cztery lata klub Lewicy w zasadzie przespał. Kto potrafi dziś wskazać, który elektorat został przez Lewicę otoczony szczególną troską? Jej przekaz był mocno rozstrzelony, choć głównie skierowany być powinien do sfery budżetowej. Mimo że liderzy formułowali tezy o konieczności doceniania pracowników administracji publicznej, to robili to widocznie słabo, ponieważ większość ich głosowała na PiS lub KO. Dziś na Lewicę głosują przede wszystkim ludzie młodzi, w większości studenci, a to z kolei elektorat bardzo chwiejny i ryzykowny; wątpliwe, czy partii uda się utrzymać go na dłużej.
A jednak Lewica przeprowadziła dobrą kampanię, która była przemyślana, z konkretnymi pomysłami. Ale będąc w opozycji, mając ograniczone możliwości przebicia się z nimi w mediach, Lewica powinna postawić na pracę u podstaw. W jej obrębie kwitnie przecież życie intelektualne, działają liczne think tanki, pojawiają się znaczące publikacje, ale nie wywołują one większego zainteresowania wśród liderów Lewicy. Ten potencjał nadal nie jest wykorzystany. Liderki i liderzy powinni takie dyskusje i debaty propagować nawet w najmniejszych ośrodkach. W latach świetności SLD jego naturalnym sojusznikiem był OPZZ, a klub miał kilku lewicowych posłów związkowców. W tej znaczącej centrali związkowej znajduje się naturalny elektorat Lewicy, a liczba członków tego związku szacowana jest na pół miliona. Jeśli popatrzymy na koegzystencję PiS i NSZZ „Solidarność”, to zobaczymy przepaść, która uwidacznia się również w poparciu pracowników, którzy gremialnie głosują na PiS.
Gdy opadną powyborcze emocje, liderki i liderów Lewicy czeka poważna dyskusja o przyszłości partii. Obecny wynik jest bowiem ostrzeżeniem i aby uniknąć problemów za cztery lata, partia musi, a na to ją z pewnością stać, wyciągnąć wnioski. Jeśli bowiem Lewica nie odrobi tej lekcji, to będzie to nie tylko świadectwem intelektualnego lenistwa, ale po prostu końcem tej formacji w przyszłym parlamencie.
Przemysław Prekiel