

Zielony wzrost. Apokalipsa czy narodziny nowej epoki?
.W roku 1972 ukazał się raport napisany przez grupę młodych badaczy skupioną wokół Dennisa L. Meadowsa Granice wzrostu, wywołując piorunujące wrażenie. Obecnie dyskusja na temat wzrostu przeżywa renesans. Cierpi ona jednak na ostrą schizofrenię: obrońcy środowiska, krytycy kultury, a nawet ekonomiści apelują o „odejście od obłędu wzrostu”. Jednocześnie cała Europa podejmuje działania, by przełamać opadającą spiralę gospodarki. Oszczędzanie pogłębia jeszcze tylko kryzys. Nowy cykl wzrostu jest czarodziejskim zaklęciem, mającym przerwać diabelski krąg zadłużenia i bezrobocia. Ale jak dotąd ponowne ożywienie dynamiki gospodarczej na trwałych podstawach jest tylko pobożnym życzeniem.
Zamiast obrać ambitną drogę „Green New Deal”, która zmodernizowałaby publiczną infrastrukturę i wysunęła Unię Europejską na czoło innowacji, rządy swoim lawirowaniem tylko dryfują poprzez kryzys.
.A przy tym Europa ponownie stanie na nogi dopiero wtedy, gdy wykorzysta kryzys jako szansę na wielki skok naprzód w kierunku większej politycznej integracji i zarazem odnowy naszej gospodarki. Europa ma potencjał, by stać się pionierem zielonej rewolucji przemysłowej. Na tym właśnie polu rozstrzygnie się zarówno dobrobyt przyszłych pokoleń, jak i rola Europy w świecie.
W obliczu wzrastającej liczby ludności świata, ze wszystkimi jej potrzebami, życzeniami i ambicjami, marzenie o społeczeństwie, które odeszłoby od modelu gospodarki opartej na wzroście, graniczy z ucieczką od rzeczywistości. Starej Europie może się wydawać kuszące wycofanie się ze światowego wyścigu gospodarczego, by pogrążyć się w stanie kontemplacji, poprzestając dobrowolnie na małym. W oczach reszty świata byłoby to równoznaczne z utratą znaczenia.
Dla samych Europejczyków szybko by się okazało, że społeczeństwo, które odeszło od wzrostu gospodarczego, nie jest idyllą, lecz areną dramatów społecznych i walk o podział dóbr. Grecja w ostatnich latach doświadczała w sposób dotkliwy tego koszmaru. Równie nieżyciowe jest jednak wyobrażenie, że moglibyśmy powrócić do energochłonnego i zużywającego intensywnie zasoby wzrostu gospodarczego, charakterystycznego dla ostatniego stulecia. Oznaczałoby to zamykanie oczu na kryzysy ekologiczne, które się nam szykują. Zmiana klimatu, postępująca utrata żyznych gleb i rozpoczynający się deficyt wody w gęsto zaludnionych regionach są widocznymi znakami tego, że nasz dotychczasowy sposób gospodarowania niszczy biofizyczne podstawy swojego istnienia. Jesteśmy na najlepszej drodze do przekroczenia granic wytrzymałości głównych ekosystemów. Jeżeli ten trend się utrzyma, grożą nam ciężkie kataklizmy.
Zielona alternatywa
.Skoro więc postępowanie „dalej w ten sam sposób” jest zbrodnią wobec szans życiowych przyszłych pokoleń, a same tylko apele o wyrzeczenia trafiają w próżnię, to w takim razie jaka jest alternatywa? Chodzi o wkroczenie w ekologiczną nowoczesność, która, trzymając się idei postępu, wyrażą ją w nowy sposób, mianowicie jako wspólną ewolucję człowieka i przyrody, której potencjał na razie ledwie zaczęliśmy wykorzystywać.
Obecny kryzys nie jest bynajmniej apokalipsą cywilizacji naukowo-technicznej, lecz jest czasem przejścia od okresu przemysłu opartego na paliwach kopalnych do ekologicznego sposobu produkcji, którego zarysy już ukazują się na horyzoncie. Jego elektrownią jest słońce. Ogólnoeuropejska sieć energii ze źródeł odnawialnych dostarcza prądu i ciepła, nie stwarzając zagrożenia dla klimatu. Budynki stają się miniaturowymi elektrowniami, wytwarzającymi więcej energii, niż jej zużywają. Poruszamy się po mieście w sposób płynny, korzystając na przemian z komunikacji publicznej, rowerów i samochodów elektrycznych, które w razie potrzeby się wypożycza i na powrót odstawia. Baterie elektryczne pełnią rolę magazynów prądu, które przyjmują nadmiar prądu, a z kolei w okresach wysokiego zapotrzebowania doprowadzają go, gdzie trzeba. Miniaturyzacja techniki redukuje wkład materiału; komputery, maszyny i silniki stają się mniejsze, lżejsze i sprawniejsze. Zintegrowane łańcuchy produkcyjne umożliwiają optymalne wykorzystywanie naturalnych zasobów. Odpady ponownie są wykorzystywane albo w obiegu biologicznym, albo technicznym. Efektywność wykorzystania energii i możliwość recyklingu określają sposób projektowania sprzętów. Urządzenia do ultrafiltracji przemieniają ścieki w wodę pitną. Wokół miast powstają centra rolniczo-przemysłowe, które są połączeniem rolnictwa, ogrodnictwa, hodowli zwierząt, przetwórstwa oraz produkcji energii i działają w obiegach zamkniętych. Produkcja żywności powraca po części do miast. W starych fabrykach, w pionowych szklarniach i farmach na dachach uprawia się przez wszystkie pory roku warzywa, owoce i grzyby. Ciepła odlotowego i dwutlenku węgla z zakładów przemysłowych używa się utrzymywania cieplarni i hodowli alg. Rekultywacja gleb, nowoczesna gospodarka oparta na obiegu substancji i wyrafinowane hodowanie nowych odmian roślin pozwalają na trwały wzrost plonów rolniczych. Biotechnologia – techniczne stosowanie procesów i zasobów biologicznych – staje się nową przewodnią nauką. Sztuczna fotosynteza umożliwia przemianę światła słonecznego, wody i dwutlenku węgla w paliwa syntetyczne. Bioreaktory wytwarzają chemikalia z odpadów organicznych i celulozy. Gospodarka staje się wymianą materii z przyrodą.
Ziemia nie jest wielkością statyczną, wąsko ograniczoną przestrzenią życiową, lecz dynamicznym systemem pełnym nieodkrytych jeszcze możliwości. Inteligentnym wzrostem nazywa się wzrastanie razem z przyrodą.
.Dla dużej części społeczności obrońców środowiska tego rodzaju przeświadczenie jest tak dziwne, że aż podejrzane. Kto stawia na ducha wynalazczości i innowacje, zaraz spotyka się z zarzutem „wiary w technologię”. Chętnie hołdujemy fatalistycznej wizji rzeczywistości: ostatnie 150 lat burzliwego wzrostu w świecie zachodnim było okresem stanowiącym wyjątek. Nie da się go ani przedłużyć czasowo, ani rozszerzyć geograficznie. Dobrobyt społeczeństw przemysłowych opiera się na gospodarce rabunkowej w stosunku do przyrody. Kontynuacja wzrostu i zrównoważenie nie idą ze sobą w parze. Dostępne zasoby kończą się. Koniec imprezy. W sposób stabilny żyli tylko biedacy w krajach rozwijających się. Jeżeli chcą oni naśladować nasz dobrobyt, to grozi to totalną zapaścią. Naszego standardu życiowego nie da się zglobalizować. Dlatego musimy się w sposób radykalny ograniczać. Jeżeli nie zawrócimy dobrowolnie, nasza cywilizacja za sprawą serii kryzysów i katastrof dostanie lekcję, jak żyć w zgodzie z naturą.
Nie podzielam tej wizji świata. Ale nikt nie może być pewny, że ponure ostrzeżenia się nie sprawdzą. Mimo wszystkich konferencji klimatycznych i deklaracji intencji światowa emisja gazów cieplarnianych osiągnęła w roku 2014 swój nowy szczytowy poziom. Jeżeli ten trend będzie się utrzymywał, zmiana klimatu osiągnie groźne rozmiary.
.Trwa wyścig między innowacją a nadciągającym nieszczęściem. Żeby ten wyścig wygrać, potrzebujemy przynajmniej zielonej rewolucji. Nie istnieje na to żaden „mistrzowski plan”, który określałby od A do Z, co należy robić. Jak w przypadku każdej rewolucji, chodzi o proces poszukiwania, którego wynik jest sprawą otwartą. Należy jednak, stawiając sobie cel, mieć jasność co do kierunku: czy chodzi o wkroczenie na nowy ląd, czy też o zorganizowanie odwrotu? Czy stoimy u progu nowej epoki, czy też czeka nas okres zarządzania niedostatkiem, w którym chodzi przede wszystkim o sprawiedliwy podział tego, „czego jest mniej”? To są bardzo różne komunikaty i bardzo różnie brzmiące tony. W zależności od tego, którą melodię zaintonujemy, wytworzymy odmienne dynamiki i zawrzemy inne przymierza.
Od pęknięcia bańki finansowej w roku 2008 panuje wysoka koniunktura na różne formy pesymizmu kulturowego. Wcale to nie dziwi. Znamy ten wzorzec z poprzednich kryzysów kapitalizmu. Nadzieja ustępuje przed zwątpieniem w siebie mieszczaństwa. Wśród klas średnich szerzy się strach przed przyszłością. Większość Niemców nie wierzy w to, że ich dzieciom będzie się powodzić lepiej. Przesunięcie środka ciężkości gospodarki światowej w rejon Pacyfiku wzmacnia poczucie, że Europa ma już swój zenit za sobą. Lewicowa krytyka kapitalizmu łączy się z konserwatywnym zdegustowaniem społeczeństwem konsumpcyjnym.
.Ktoś, kto obecne pęknięcia i napięcia odczytuje jako symptomy ostatecznego kryzysu „społeczeństwa opartego na wzroście”, nie dostrzega jednak, że kryzysy działają jako katalizator modernizacji kapitalizmu. W ten sposób powstało państwo socjalne jako reakcja na masową biedę i rozwój ruchu robotniczego, „New Deal” Roosevelta był odpowiedzią na wielką depresję na początku lat 30., demokracja socjalna nastała po spustoszeniach spowodowanych przez narodowy socjalizm i wojnę.
Ralf Fücks
Fragment najnowszej książki Zielona rewolucja, która ukazała się w Bibliotece Le Monde diplomatique. POLECAMY! [LINK]