
"Henry Kissinger. World Order. I najważniejsze dziś pytania"
Henry Kissinger obchodzi w tym roku 91 urodziny; jego najnowsza książka, „World Order”, każe w to wątpić; jasność umysłu, otwartość na to, co nowe, trzeźwość spojrzenia i brak nostalgii za przeszłością muszą budzić podziw i zazdrość niemal. Stary Mistrz pokazał klasę! Pozostał twardym realistą (w rozumieniu teorii stosunków międzynarodowych), ale to nie oznacza na zasklepienie się w starych ideach i poglądach – jego świat to nie państwa w roli kul bilardowych, a arena międzynarodowa nie przypomina stołu bilardowego. Kissinger dostrzega nowe czynniki, ich rosnące znaczenie i zmiany, jakie następują.
Kissinger rozpatruje szczegółowo trzy porządki regionalne, prowadząc nas przez historię ich rozwoju i uwarunkowania kulturowe. To ład europejski (łącznie z USA), ład islamski i konfuncjański.
„World Order” można odczytać jak swoisty paradoks – to książka o tym, czego tak naprawdę nie ma. Dzisiejszy świat – zaczyna Autor swoje rozważania – desperacko szuka ładu, jesteśmy, jak nigdy przedtem, w stanie nie ładu lecz chaosu, a równocześnie (też jak nigdy przedtem) współczesny świat cechuje współzależność na skalę globalną. Światowy ład jest niezbędny, choć – i tu objawia się ów paradoks – prawdziwy ład globalny nigdy nie istniał; mieliśmy raczej do czynienia z kilkoma ładami regionalnymi, które początkowo nie miały wiele punktów stycznych, a później zostały zdominowane przez jeden z nich – euroatlantycki. Tak epoka przeszła już do historii.
Kissinger rozpatruje szczegółowo trzy porządki regionalne, prowadząc nas przez historię ich rozwoju i uwarunkowania kulturowe. To ład europejski (łącznie z USA), ład islamski i konfuncjański.
Nie sposób opisać wszystkich tez Kissingera, które pojawiają się w części historycznej. Ta część dzieła – bardzo obszerna – to znakomity wykład nie tylko historii powszechnej i stosunków międzynarodowych, lecz także historii idei i historii samych społeczeństw i państw należących do każdego z porządków. Skupmy się zatem na kwestiach najistotniejszych.
Porządek europejski w ujęciu Kissingera począł się z imperium rzymskiego. Po jego rozpadzie powstało cesarstwo będące swoistym uniwersum: cesarz pełniący rolę politycznego symbolu i sprawujący władzę mocno zdecentralizowaną i papież – symbol chrześcijaństwa będącego ideowym spoiwem i równocześnie pełniącego funkcję legitymizacyjną. To uniwersum zostało rozbite przez wojnę trzydziestoletnią, zakończoną powstaniem systemu westfalskiego. Powstały suwerenne państwa i zaczęła się nowa epoka – epoka równowagi sił, szybko wzbogacona przez kardynała Richelieu czynnikiem racji stanu. Równowaga sił nie gwarantowała, rzecz jasna, pokoju; po wojnach napoleońskich jej gwarantem stała się legitymizacja, naruszona przez rodzący się w XIX wieku nacjonalizm.
Kissinger przytacza słowa siedemnastowiecznego rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, iż celem polityki zagranicznej jest ekspansja Rosji we wszystkich kierunkach. Od Piotra I po Władimira Putina – pomimo różnych warunków i pomimo zmian – ta melodia pozostaje taka sama.
Twórcy systemu westfalskiego nie brali pod uwagę Rosji; w polityce europejskiej pojawiła się ona później. Od początku odgrywała podwójną rolę, stała się bowiem istotnym czynnikiem politycznym zarówno w Europie, jak i w Azji. Co więcej – czynnikiem niebezpiecznym. Kissinger przytacza słowa siedemnastowiecznego rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, iż celem polityki zagranicznej jest ekspansja Rosji we wszystkich kierunkach. Od Piotra I po Władimira Putina – pomimo różnych warunków i pomimo zmian – ta melodia pozostaje taka sama. Pisał już o tym ponad 60 lat temu George Kennan, którego Kissinger nota bene z atencją przywołuje. Osobiście sądzę, iż gdyby w najgłośniejszym artykule Kennana z 1947 r. (Sources of Soviet Conduct) zmienić kilka nazwisk i nazw geograficznych – nadal pozostałby aktualny.
Stany Zjednoczone – powiada Kissinger – powstały z idei wolności i do dziś starają się propagować tę wolność w świecie. Po II wojnie światowej amerykańska potęga stała się naturalny czynnikiem sytuującym USA w roli przywódcy wolnego świata: państw o ustrojach demokratycznych, swobodach obywatelskich, prawach człowieka i wolnym rynku. Uznano, że dla społeczeństw to model najlepszy; po latach w dobitny sposób sformułował to Francis Fukuyama w swojej tezie o końcu historii.
Pozostaje faktem, że bez amerykańskiej pomocy dla Europy po II wojnie światowej nie powstałaby Europa zasobna i przez wiele lat będąca symbolem dobrobytu. Trzeba pamiętać przy tym, że integracja europejska była pomysłem stricte politycznym ubranym w szaty gospodarcze. Jak zapobiec nowej wojnie, jak zakotwiczyć w Europie Niemcy nie stwarzające po raz kolejny zagrożenia? Odpowiedzią było uniemożliwienie wojny poprzez „wyjęcie” przemysłu stalowego i wydobycia węgla kamiennego spod kompetencji rządów i oddanie ich w ręce tworu ponadnarodowego – Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Z kolei NATO stało się parasolem bezpieczeństwa dla Europy; tak naprawdę to Amerykanie spowodowali, że doktryna odstraszania działała na Związek Radziecki przez całą zimną wojnę.
Porządek islamski, znacznie mocniej zakorzeniony w religii niż europejski, został zbudowany w oparciu o zupełnie inne założenia. Jego podstawą nie było państwo, które jako twór świecki nie może być podstawą do budowy porządku światowego, lecz umma – wspólnota wiernych. Porządek islamski jest dychotomiczny: świat składa się dar al – islam i dar al – harb, kraju wiernych (pokoju) i kraju niewiernych (wojny); wojny czyli jihad – świętej wojny z niewiernymi. Tego podejścia nie zmienił wewnętrzny podział w świecie islamu na szyitów i sunnitów; takim rozumieniem światowego ładu kieruje się dziś zarówno Iran, jak i Państwo Islamskie (ISIS). Warto w tym kontekście przypomnieć, że trudno jest mówić o narodzie syryjskim czy libijskim. Jeśli popatrzymy na mapę polityczną Bliskiego Wschodu uderzą nas równe linie granic, narysowane na mapie przy pomocy ołówka i ekierki, nieukształtowane w wyniku procesów historycznych i rozwoju państwowości. To granice narzucone przez państwa europejskie w czasach, gdy Europa dyktowała reszcie świata swój porządek.
Rozwój porządku islamskiego to wielka niewiadoma. Kissinger otwarcie zadaje pytanie, które wśród entuzjastów Arabskiej Wiosny uchodzi za cyniczne i nieprzyzwoite: podstawowy slogan polityczny głoszony podczas demonstracji na placu Tahrir brzmiał: lud chce upadku reżimu! Kissinger zaś zadaje niewygodne, choć przecież oczywiste dla każdego analityka pytanie: jak zdefiniować ów „lud” i kto po upadku reżimu obejmie władzę? Pytanie to powinni powtarzać sobie wszyscy zwolennicy obalenia Assada w Syrii i wszyscy cieszący się z upadku Kadafiego w Libii.
Porządek konfuncjański opiera się na zupełnie innych zasadach. Cesarze Chin i Japonii mieli atrybut boskości; władca Chin był cesarzem „wszystkiego co pod niebem”. Obowiązywała zatem hierarchia z Państwem Środka na jej szczycie. Dlatego dla Chin udział w porządku światowym nie był czymś godnym uwagi. Kissinger zwraca przy tym uwagę, że integralną częścią porządku azjatyckiego są dwa obce mocarstwa: Stany Zjednoczone i Rosja. Co istotne, Chińczycy szybko przejęli część zasad, na których opiera się porządek europejski, a mianowicie zasady układu westfalskiego. To, co dzieli oba porządki – azjatycki i europejski – to wartości: dla Chin suwerenność jest wszystkim, prawa człowieka i demokracja mają znaczenie wtórne.
Kissinger podkreśla, że przez całe dziesięciolecia to Europa (a później Europa i Stany Zjednoczone) miała monopol na kształtowanie ładu światowego. Ten czas odchodzi w przeszłość; ostatnim akordem były ostanie lata XX, gdy powstawał ład postzimnowojenny po upadku Związku Radzieckiego. Przedstawiciele pozostałych porządków przeszli do kontrofensywy, niejednokrotnie powołując się na zasady obowiązujące w porządku westfalskim: gdy Stany Zjednoczone dążyły do pozbawienia Syrii broni chemicznej, Rosja i Chiny gromko protestowały powołując się na zasadę suwerennej równości państw. To samo czyni Iran oskarżany o prace nad systemami jądrowymi stwierdzając, że jako suwerenne państwo ma prawo rozwijać swoją gospodarkę wedle własnych reguł.
Przełomem był 11 września 2001 r. i będąca jego konsekwencją wojna w Afganistanie. W powietrzu zawisło pytanie, na które dotąd nie znaleziono odpowiedzi: jak ustanowić porządek międzynarodowy w sytuacji, w której główny przeciwnik jest podmiotem pozapaństwowym, bezterytorialnym i odmawia uznania jakichkolwiek zasad legitymizacji odrzucając wszelkie wyznawane przez nas wartości? Nie da się – stwierdza Kissinger – ustanowić porządku światowego bez wspólnych wartości, choćby podstawowych. A wszystko wskazuje na to, że takich wartości po prostu nie ma.
Jak ustanowić porządek międzynarodowy w sytuacji, w której główny przeciwnik jest podmiotem pozapaństwowym, bezterytorialnym i odmawia uznania jakichkolwiek zasad legitymizacji odrzucając wszelkie wyznawane przez nas wartości?
Odrębną kwestią jaką porusza Kissinger po zakończeniu swojego wykładu historycznego jest wpływ technologii na równowagę międzynarodową (Technology, Equilibrium and Human Consciousness). Autor zaczyna swój wywód od kwestii broni masowego rażenia. Początkowo, powiada, była ona w dyspozycji wyłącznie wielkich mocarstw, zazdrośnie strzegących swojego przywileju. Spełniła swoją rolę stabilizacyjną, choć doktryna MAD (Mutual Assured Destruction) robiła przygnębiające wrażenie. Dziś mamy do czynienia z daleko posuniętym procesem proliferacji i nikt nie może zagwarantować, iż broń masowego rażenia nie znajdzie się w niepowołanych rękach. Po drugie – rewolucja w sferze informatyki. Tu Kissinger podkreśla jej wpływ na każdą niemal sferę ludzkiego życia; powszechny dostęp do informacji łączy się z wolnością do wyrażania poglądów wobec milionowej publiczności na całym świecie.
Konsekwencją rozwoju technologii informatycznych jest – z jednej strony – brak prywatności, z drugiej zaś możliwość dokonania anonimowego ataku o nieprzewidywalnych skutkach. Kissinger podkreśla w tym miejscu, że cyberprzestrzeń w znacznej mierze zwiększyła możliwości sprawcze – także destrukcyjne – jednostki. Wreszcie – jak nazywa to Autor – Human Factor. Dziś – stwierdza Kissinger – trudno znaleźć męża stanu, który miałby dalekosiężną wizję i determinację w jej realizacji. W polityce manipulacja informacją zastąpiła refleksję, liczy się tylko teraźniejszość, a politycy stali się reaktywni, rozpaczliwie szukając środków na wzrost mierzonego niemal codziennie poparcia (reżim słupków?). Nie ma jednej prawdy obiektywnej, każdy ma swoją i usiłuje do niej przekonać innych (nb przypomina to znane powiedzenie Marszałka Piłsudskiego: prawda jest jak dupa, każdy ma swoją). Wreszcie, zaciera się różnica pomiędzy tym, co zagraniczne, a tym, co krajowe.
W polityce manipulacja informacją zastąpiła refleksję, liczy się tylko teraźniejszość, a politycy stali się reaktywni, rozpaczliwie szukając środków na wzrost mierzonego niemal codziennie poparcia.
Jak zatem dziś, Anno Domini 2014, wygląda porządek światowy? Kissinger widzi go tak: każdy ład międzynarodowy prędzej czy później staje wobec dwóch wyzwań: redefinicji zasad legitymizacji i zmian w równowadze sił. Dziś mamy do czynienia z obydwoma wyzwaniami równocześnie.
Porządek światowy na początku XXI wieku został pozbawiony czterech istotnych wymiarów. Po pierwsze, to zmiana roli państwa jako takiego. Inne są jego funkcje, inne możliwości. Państwo przestało być jedynym liczącym się aktorem na arenie międzynarodowej. Ponadto, pojawiły się nowe twory: państwa upadłe/upadające.
Po drugie, międzynarodowy system gospodarczy nosi charakter globalny, natomiast system polityczny opiera się na tradycyjnie rozumianych państwach narodowych. To powoduje brak równowagi i mnoży napięcia.
Po trzecie, brak jest efektywnego mechanizmu konsultacji pomiędzy głównymi aktorami na arenie międzynarodowej. Te roli nie pełni już żadna z powołanych do tego instytucji.
Po czwarte wreszcie, brak jest równowagi pomiędzy stabilizacją a obroną wartości uniwersalnych. Tu należałoby dodać: uniwersalnych w rozumieniu Zachodu.
Mamy zatem do czynienia z niepewnością. Brak jest stabilnego ładu globalnego, a relacje pomiędzy ładami regionalnymi pozostają w znacznej mierze nieprzewidywalne.
Co zatem robić? Kissinger nie byłby sobą gdyby się sformułował recepty. Opiera się ona na uznaniu realiów i odrzuceniu prób narzucania zachodniego porządku całemu światu. Nie oznacza to jednak porzucenia zachodnich wartości. Kissinger nakazuje odpowiedzieć na cztery pytania strategiczne. Odpowiedzi muszą udzielić nie tylko Stany Zjednoczone, pytania są istotne z punktu widzenia wszystkich państw. Na marginesie należy zapytać: czy my w Polsce znamy odpowiedzi na te pytania:
- Czego będziemy bronić za każdą cenę, nawet osamotnieni tzn. bez wsparcia sojuszników? To pytanie o minimalne warunki przetrwania społeczeństwa.
- Jakie cele chcemy osiągnąć nawet bez poparcia sojuszników? To pytanie o minimalne cele strategii narodowej.
- Czego będziemy bronić i co chcemy osiągnąć tylko wówczas, jeśli otrzymamy poparcie sojuszników? Odpowiedź definiuje granice strategicznych aspiracji państwa jako części globalnego systemu.
- W co się nie zaangażujemy pomimo nacisków ze strony sojuszników czy innych państw? To definiuje warunki graniczne naszego udziału w światowym porządku.
Kissinger nie daje zatem prostych recept. Stawia pytania, na które sam nie zna odpowiedzi. Przede wszystkim: czy jest możliwe uwzględnienie różnych zasad kulturowych, na jakich oparte są poszczególne porządki regionalne, do wspólnego systemu. No cóż, też tego, rzecz jasna, nie wiem. Wiem tylko, że tango needs two.
Zabrzmi to trochę jak w starym przysłowiu o żabie, która podstawia nogę, gdy podkuwają konia ale nie ukrywam, że książkę Kissingera czytałem w dumą. Wiele tez, które głosi w „World Order” znalazły się w tekstach publikowanych przez Wszystko Co Najważniejsze, sporo z nich Czytelnik znajdzie w mojej książce „Świat w sieci. Państwa – społeczeństwa – ludzie. W poszukiwaniu nowego paradygmatu bezpieczeństwa narodowego”. Dzieło Kissingera ukazało się kilka dni temu, nie sądzę też, żeby jego Autor czytywał polską literaturę.
Podsumowanie recenzji będzie krótkie: „World Order” Henry Kissingera to książka z kategorii must read dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć dzisiejszy świat.
Tomasz Aleksandrowicz