Witold SOKAŁA: Nicea, czyli dlaczego warto czytać Aleksandrowicza

Nicea, czyli dlaczego warto czytać Aleksandrowicza

Photo of Witold SOKAŁA

Witold SOKAŁA

Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wydziału Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, doktor nauk politycznych. Członek Rady i ekspert Fundacji Po.Int w Warszawie, zastępca dyrektora Instytutu Polityki Międzynarodowej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Współzałożyciel i redaktor internetowej Libs.TV. Wolnomularz i masonolog, członek Międzynarodowego Mieszanego Zakonu Wolnomularskiego „Le Droit Humain” oraz Instytutu „Sztuka Królewska w Polsce”.

Zamach w Nicei, podobnie jak poprzednie ataki na Starym Kontynencie, obudził kolejną falę zainteresowania szerokiej publiczności zjawiskiem terroryzmu. Przypomniał nam, że nigdzie nie możemy czuć się bezpieczni – a już najmniej, co tylko pozornie paradoksalne, akurat tam, gdzie o dramatach i niebezpieczeństwach najbardziej chcielibyśmy zapomnieć. Na festynach, imprezach sportowych, radosnych uroczystościach… Zogniskował przy tym naszą uwagę na problemie islamistów w Europie. Czy słusznie? I tak, i nie.

.Warto przypomnieć brutalnie brzmiący truizm: dopóki istnieją polityczne i ekonomiczne sprzeczności oraz indywidualne frustracje, ludzie będą skłonni zabijać się wzajemnie w ich imię. Dopóki zaś istnieją masowe media, te „tradycyjne”, „nowe” i „najnowsze”, znakomicie mulitiplikujące efekt nawet relatywnie niewielkiego aktu przemocy, terroryzm pozostanie w modzie.

To oznacza, że i nam, i pewnie kolejnym pokoleniom – po prostu przyjdzie z nim żyć. Niektóre społeczności, na przykład w Izraelu, już to wiedzą. Polacy – jeszcze chyba nie, ale tym bardziej warto ich z tą myślą oswajać. Warto też polecać lektury, które przyczyniają się do zrozumienia istoty zjawiska, bo wiedza jest w dzisiejszych czasach nieocenioną bronią. Zarówno zresztą „tarczą”, jak i „mieczem”.

Niełatwo w polskiej literaturze przedmiotu znaleźć pozycje, mogące równać się z wznowionym niedawno i zaktualizowanym „Terroryzmem międzynarodowym” Tomasza R. Aleksandrowicza. Jasny i logiczny układ, przystępny język, imponująca erudycja Autora i znajomość aktualnego piśmiennictwa międzynarodowego – to zalety, podkreślane już w wielu recenzjach. Od siebie mogę dodać, że cenię w tej książce zwłaszcza charakterystyczny punkt widzenia, specyficzny dla ludzi łączących doświadczenia praktyka służb specjalnych z kompetencjami akademickiego badacza i analityka. Aleksandrowicz to ma, i ma ponadto niezbędny dystans. Wie, co jest potrzebne – i wie, co jest możliwe. Dlatego, w kilkanaście godzin po nicejskiej tragedii, warto wrócić do jego opracowania, zadając sobie pytania o aktualność i adekwatność zawartych w nim myśli.

Pierwszy rozdział, poświęcony krótkiemu rysowi historycznemu i zagadnieniom terminologicznym, to kompendium informacji niezbędnych dla zainteresowanego laika, ale dość oczywistych dla fachowca. W kontekście Nicei – interesujący jest jednak rozkład akcentów. W części historycznej wyraźnie widzimy, że terroryzm napędzany fanatycznymi wersjami islamu, lub wykorzystujący je do werbunku i motywowania wykonawców zamachów, stale sąsiaduje z terroryzmem etnoseparatystycznym, lewicowym, prawicowym i – co szczególnie dziś ważne – z tzw. „terroryzmem jednej sprawy”. Znajdziemy też wyraźne odniesienia do państwowych inspiracji pozornie „niezależnej” działalności terrorystycznej, jako do stałego elementu tej makabrycznej gry.

.Czytając Aleksandrowicza niemal w przeddzień Światowych Dni Młodzieży nie sposób oprzeć się refleksji, że błąd popełniają ci, którzy zagrożenie dla uczestników wiążą jedynie z ewentualną aktywnością islamskich radykałów. Owszem, ono zapewne istnieje – acz trzeba odnotować, że dotychczas, przynajmniej w Europie, celem dżihadystów nie były raczej symbole katolickie, a wręcz przeciwnie, obiekty i imprezy kojarzone z hasłami „wolność, równość, braterstwo” oraz tendencjami laickimi i liberalnymi. Należy się natomiast liczyć z ryzykiem aktywności „innych szatanów”. Działający w pojedynkę frustrat, praktycznie niemożliwy do operacyjnego namierzenia „zawczasu”, nawet relatywnie niewielkim wysiłkiem może przy takim zgromadzeniu ludzi na ciasnej przestrzeni wywołać efekt śmiercionośnej paniki. Działający w grupie profesjonaliści, zadaniowani przez państwo lub organizację wrogie Polsce, a bynajmniej nie islamistyczne – uzyskają podobny efekt z łatwością. Po co? A choćby po to, by jeszcze bardziej skłócić Polaków między sobą, lub skłócić Polskę z sąsiadami. Na przykład – z Ukrainą. W tej sferze mieliśmy już ostatnio do czynienia z ewidentnymi prowokacjami, także z wykorzystaniem fizycznej przemocy. Dlatego i na taki wariant musimy być gotowi, intelektualnie i psychologicznie, o czym zresztą Aleksandrowicz wspomina we wnioskach końcowych swej pracy.

W części teoretycznej książki – warto odnotować zarówno przedstawienie terroryzmu jako narzędzia w walce informacyjnej (stanowiące jednocześnie wprowadzenie i zapowiedź nowej książki prof. Aleksandrowicza, która ukaże się niebawem), jak i celną analizę zjawiska „sieciowości”, a wreszcie kwestię modelowania zachowań społecznych przez umiejętne manipulowanie poczuciem zagrożenia. Autor pisze o narastaniu spirali niezrozumienia, nietolerancji i nienawiści w społeczeństwie, co też warto odnieść do poprzedniego akapitu. Media społecznościowe pełne są dziś tekstów w rodzaju „to nie islamiści, tylko lewacka głupota zabiła tych ludzi”, przemieszanych z emocjonalnymi wezwaniami do ślepego odwetu na „innych”. Głupota głupotą – ale i reakcja na nią potrafi być mało inteligentna i groźna w skutkach.

Aleksandrowicz pisze o pokusie ograniczania przez władze wolności obywatelskich.

.Notabene, trudno nie zauważyć, że automatyczne przedłużenie przez prezydenta Hollande’a stanu wyjątkowego, po jego twardych deklaracjach o tym „czego potrzebuje Republika” zaledwie kilka godzin przed nicejskim zamachem, stawia nie tylko francuską klasę polityczną w niezręcznej sytuacji. „Przedefiniujmy stare paradygmaty” – apeluje Aleksandrowicz, i dyskretnie acz stanowczo prowadzi nas w stronę nowych. Kto wie, czy kwestie represyjności prawa oraz ewentualność podejmowania działań pozaprawnych w obliczu zagrożeń asymetrycznych nie stają się na naszych oczach jednymi z najistotniejszych elementów debaty publicznej w krajach cywilizacji Zachodu.

Za wprowadzenie do tej debaty można uznać cały drugi rozdział „Terroryzmu międzynarodowego” oraz spore części kolejnych. Żmudne wyliczenie i omówienie porozumień, konwencji i rozporządzeń. Cały prawnomiędzynarodowy dorobek, służący zwalczaniu terroryzmu. Tony papieru, litry potu twórców… i pewnie hektolitry szampana, wypite przez uchwalających te akty polityków. Terroryzm tymczasem ma się nieźle – mógłby ktoś zauważyć zgryźliwie i populistycznie, acz nie całkiem bez racji. Owszem, znaczna część tego urobku legistów chroni nas pośrednio, tworząc ramy, w których poruszają się służby specjalne i policje całego świata. Pytanie jednak, czy ramy te nie są zbyt ciasne, czy na starcie nie tworzą handicapu dla bandytów, którzy nic sobie z nich nie robią? Czy tworzą bariery akurat tam, gdzie trzeba? Już po ukazaniu się książki Aleksandrowicza, ewidentnie jako reakcja na ataki na „Charlie Hebdo” i Brukselę, w Komisji Europejskiej pojawił się pomysł, od nazwiska naszej pani eurokomisarz zwany „lex Bieńkowska”, by drastycznie ograniczyć prywatny dostęp do broni. Dziś, po Nicei, niektórzy zdobyli się w mediach społecznościowych na bardzo czarny humor – i zaproponowali zakaz używania ciężarówek. Można oburzać się na ich brak empatii, ale nie sposób uniknąć gorzkiej refleksji nad skutecznością i sensem wielu ograniczeń wolności obywatelskich.

.Na przykładzie między innymi amerykańskiego „Patriot Act” Tomasz Aleksandrowicz prezentuje swój pogląd na dylemat „wolność a bezpieczeństwo”: „rzecz w tym” – pisze – „aby społeczeństwa demokratyczne zdołały pokonać terroryzm, zachowując swoje zasady wolności, na których zostały zbudowane. Zamknięcie się w dobrze strzeżonej twierdzy, coraz bardziej wyrafinowane systemy monitoringu i inwigilacji, wymyślne systemy kontroli, nie są rozwiązaniem problemu. Oznaczałoby to utratę liberalnych wartości, których w walce z terroryzmem trzeba bronić”.

Końcowy rozdział „Terroryzmu” poświęcony jest specyfice polskiego podwórka, a zwłaszcza próbie prognozowania charakteru i skali zagrożeń dla naszego kraju i jego obywateli. Autor wyszczególnia jedenaście elementów kluczowych dla tej prognozy, wśród nich np. wpływ skutków globalizacji na rozwój indywidualnych frustracji, asymetryzację konfliktów międzypaństwowych, swoistą „profesjonalizację” organizacji pozapaństwowych, rozwój cyberterroryzmu, ale nie zapomina – co zresztą u Aleksandrowicza charakterystyczne – o „Czarnym Łabędziu”, tzn. czynniku zupełnie nieprzewidywalnym, który w pewnych okolicznościach może się okazać kluczowym. Pisząc więc, że „Polska jest dla islamskich terrorystów tzw. celem drugiego wyboru, co wynika z realnego znaczenia naszego kraju na arenie międzynarodowej”, zaznacza od razu, że tego rodzaju zagrożenia nie można mimo wszystko lekceważyć. Przytacza jednocześnie argumenty na rzecz poważnego traktowania zagrożeń związanych z ewolucją terroru kryminalnego, działań „samotnych wilków” czy różnego rodzaju prowokacji politycznych. Warto uruchomić wyobraźnię oraz ćwiczyć wczuwanie się w skórę i umysł wroga. Poza wspomnianą wcześniej ewentualnością ataku podczas ŚDM, niekoniecznie ze strony islamskich fanatyków, na których po Nicei siłą rzeczy koncentrować się będzie znaczna część uwagi, można brać pod uwagę też inne scenariusze zagrożeń. Choćby próbę przecięcia morskich szlaków dostaw surowców energetycznych dla Polski. Owszem, flase flag może mieć w takim przypadku kolor zielony. Ale czy będzie to sztandar Proroka, czy barwy jakiejś fikcyjnej organizacji ekologicznej, któż to wie?

.„Jeśli w naszym domu zapachniało nagle siarką, nie mamy po prostu prawa dyskutować o molekularnych fluktuacjach – mamy obowiązek założyć, że gdzieś opodal pojawił się diabeł z rogami, i przedsięwziąć odpowiednie środki do zorganizowania produkcji wody święconej włącznie, i to w skali przemysłowej. I Bogu dzięki, jeśli okaże się, że były to tylko fluktuacje (…).” W ten sposób – cytatem z „Żuka w mrowisku” braci Strugackich – Tomasz Aleksandrowicz zamknął swoje wprowadzenie do „Terroryzmu międzynarodowego”, apelując jednocześnie, by wszyscy profesjonaliści traktowali tę myśl jako swoje credo. Trudno się pod tym nie podpisać; w obliczu zagrożeń tak nieprzewidywalnych, tak szybko ewoluujących, a jednocześnie tak odpornych na „klasyczne” metody przeciwdziałania.0192605163986

Witold Sokała

Tomasz R. Aleksandrowicz, „Terroryzm międzynarodowy”, wyd. II, zaktualizowane, Wydawnictwo Akademickie i Literackie 2015, ISBN 978-83-64785-01-6

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 lipca 2016
Fot,: Shutterstock