Dominique MOÏSI: "A więc wojna!"

"A więc wojna!"

Photo of Dominique MOÏSI

Dominique MOÏSI

Specjalny doradca IFRI (Francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych) i wykładowca Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu – L'Institut d’études politiques de Paris (Sciences Po). Autor książki La géopolitique de l’émotion. Obecnie związany również z londyńską uczelnią królewską King's College.

Od styczniowych ataków terrorystycznych na redakcję satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo” i na koszerny supermarket paryżanie wiedzieli, że barbarzyńcy czają się tuż za rogiem i że uderzą jeszcze raz. Czym innym jednak jest wiedzieć coś i to przewidywać, a czym innym stanąć oko w oko z ponurą rzeczywistością. Piątkowego wieczoru rzeczywistość uderzyła w nas z całą mocą. Jesteśmy w stanie wojny. Błędem, i to niebezpiecznym, byłoby tego nie przyznać. A do zwycięstwa konieczne są nam jasność, jedność i zdecydowanie.

.Jasna i precyzyjna analiza to rzecz, której teraz potrzebujemy najbardziej. Wroga prawie nie znamy; wiemy tylko, że nas szczerze nienawidzi i jest niebywale okrutny. Aby zrozumieć jego strategię, musimy uświadomić sobie, że jest to przeciwnik inteligentny – i na sobie właściwy sposób racjonalny. Zbyt długo nim pogardzaliśmy i nie docenialiśmy go. Dziś trzeba ten kurs pilnie zmienić.

W ciągu kilku ostatnich tygodni strategia terroru, jaką przyjęło Państwo Islamskie, siała śmierć na ulicach Ankary, Bejrutu i Paryża, a także w powietrzu nad Synajem. Tożsamość ofiar niesie jednoznaczne przesłanie: „Kurdowie, Rosjanie, Libańczycy, szyici, Francuzi: atakujecie nas, więc będziemy was zabijać”.

Wybór takiej, a nie innej chwili na dokonanie ataków też jest znamienny. Im większe straty ponosi Państwo Islamskie (IS) u siebie, im szybciej traci kontrolę nad terytorium Syrii i Iraku, tym skwapliwiej przenosi wojnę na zewnątrz, by zniechęcić do kolejnych interwencji. Zsynchronizowane ataki w Paryżu zbiegły się w czasie z utratą przez IS irackiego miasta Sindżar.

Komórka terrorystyczna, która uderzyła w stolicy Francji, nie powstała oczywiście w następstwie strat, jakie Państwo Islamskie poniosło ostatnio w walkach. Istniała już wcześniej i czekała na sygnał, tak jak być może czekają inne. To dowód na elastyczność taktyki IS, nie mówiąc już o środowiskach ludzi gotowych do popełnienia samobójstwa.

Jeśli Państwo Islamskie wybrało taką porę w Paryżu do uderzenia w ludzi, którzy nie są satyrykami, policjantami ani Żydami, to właśnie dlatego, że przez swoją „zwyczajność” pozbawieni są jakiejkolwiek ochrony. Tym razem atakujący postawili na „ilość”, a nie na „jakość” (niech czytelnicy wybaczą mi tak mało finenzyjne sformułowanie). Celem było zabicie możliwie największej liczby ludzi.

Taka strategia jest możliwa, bo terytoria opanowane przez Państwo Islamskie zapewniają schronienie i poligony. Tereny samozwańczego kalifatu są dla IS tym, czym w latach 90. XX wieku był dla Al-Kaidy kontrolowany przez talibów Afganistan.

Odzyskanie kontroli nad tymi obszarami jest konieczne. A zniszczenie „prowincji” Państwa Islamskiego w Libii, na Synaju i gdzie indziej musi stać się dla międzynarodowej społeczności sprawą numer jeden.

Prócz precyzyjnej analizy potrzebna jest jedność, poczynając od Francji, gdzie obywatele odrzuciliby swoją klasę polityczną, gdyby w tak oczywistym punkcie zwrotnym dziejów jej członkowie nadal pogłębiali podziały.

.Niezbędne jest też osiągnięcie jedności w Europie. Wciąż powtarza się nam, że Stary Kontynent przechodzi kryzys tożsamości i potrzebuje nowego programu. Otóż właśnie go znalazł. Być Europejczykiem znaczy razem stawiać czoło pladze barbarzyństwa, bronić naszych wartości, naszego sposobu życia i – mimo dzielących nas różnic – wspólnoty.

Jedności potrzebuje cały zachodni świat. Oświadczenie, jakie po atakach w Paryżu wygłosił prezydent Barack Obama, dowodzi, że to, co łączy Europę ze Stanami Zjednoczonymi, jest ważniejsze od tego, co nas dzieli. Jedziemy na tym samym wózku i mamy tego samego wroga. To poczucie jedności musi wyjść poza świat europejski i zachodni, bo w równym stopniu jak Zachodowi, Państwo Islamskie zagraża krajom takim jak Iran i Rosja, nie wspominając o Turcji.

Musimy być oczywiście realistami. Sojusz z konieczności, jaki zawrzemy z tymi krajami, nie rozwiąże wszystkich spraw spornych między nami i nimi. Tak więc prócz precyzji i jedności potrzebujemy zdecydowania, zarówno w obliczu zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego, jak i w obronie naszych wartości, zwłaszcza przestrzegania praworządności.

Państwo Islamskie spodziewa się, że zareagujemy tchórzliwie i przesadnie. Jego ostatecznym celem jest sprowokowanie starcia cywilizacji Zachodu i świata muzułmańskiego. Nie możemy paść ofiarą tej strategii.

.Jasność i precyzja są jednak na pierwszym miejscu. Kiedy tak jak w ostatni piątek atakowany jest Paryż, trzeba mówić o wojnie. Nikt nie chce powtórki błędów USA z czasów prezydenta George’a W. Busha, ale wykorzystanie ich jako alibi, by uniknąć stawienia czoła obecnej sytuacji na świecie, byłoby też błędem, tylko innego rodzaju. Reakcja Europy musi być twarda, ale utrzymać się w granicach praworządności. Toczymy przecież polityczną walkę z Państwem Islamskim, w której nasze umiłowanie życia musi przeważyć nad ich ukochaniem śmierci.

Dominique Moïsi

logo sindicateTekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 listopada 2015
Fot.: Shutterstock