
Tymona z Aten lista dwudziesto- i dwudziestopierwszowiecznych lektur
Od dawna trwają spekulacje, co też w drugiej scenie drugiego aktu może czytać tytułowy bohater Hamleta. On sam twierdzi, że „słowa, słowa, słowa”. Niewiele to wyjaśnia. Otwiera za to przestrzeń do snucia najrozmaitszych domysłów, z czego nie bez lubości korzystają reżyserzy i interpretatorzy arcydzieła Shakespeare’a – pisze Antoni WINCH
.Tymon z Aten takiego pola do popisu nie daje. Słowa przede wszystkim wypowiada, względnie pisze, układając z nich na przykład swoje mroczne epitafium. W każdym razie ich nie czyta, a już na pewno nie tak jak duński książę. Skoro jednak prof. Robert Piłat wskazywał na pewne jego pokrewieństwo z Hamletem, zadajmy sobie trud ułożenia hipotetycznej listy lektur również i tego protagonisty. Dla sprawdzenia diagnozy padającej z ust jednego z wielu przyjaciół do towarzystwa (skojarzenie z damami do towarzystwa, jak najbardziej adekwatne), którzy go otaczali – „mimo rozwoju wszystko upada”[1] – sporządźmy ją z wybranej literatury dwudziestego i dwudziestego pierwszego stulecia. Wszak to niemożliwe, aby zdobycze nowoczesności, takie jak liberalna demokracja, późna antykoncepcja, multikulti, neutralność klimatyczna i inne wielkie społeczno-inżynieryjne projekty naszych czasów, nie przyniosły zmian w ludzkiej naturze, nie poprawiły naszej sytuacji egzystencjalnej, nie przyniosły ulgi w odwiecznym borykaniu się z bytem, od którego nasi zdesperowani praojcowie zaczęli uprawiać religię, filozofię i sztukę. Przecież człowiek, dokonawszy tylu rewolucji, hekatomb, zbrodni – i, co nie mniej istotne, padłszy ich ofiarą – musi być wreszcie, do diaska, szczęśliwy! I przestać wierzyć, myśleć, tworzyć, słowem wierzgać po jestestwie jak znarowiona chabeta jakby nie miał lepszych rzeczy do roboty, ot, choćby, instalowania, gdzie popadnie fotowoltaiki. Musi, prawda?
Na początku czwartego aktu Tymon wygłasza długi, przytoczony w niniejszym programie in extenso przez Antoniego Liberę, monolog. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż na niektóre jego fragmenty odpowiadają po swojemu autorzy naszej epoki. Co mogą mieć wspólnego ze starożytnym Grekiem, opisanym przez Anglika żyjącego na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku, współcześni, bogatsi o ponad czterysta lat doświadczeń Europejczycy? Cóż – pesymizm. I rozgoryczenie. I mizantropię. I zwątpienie. I rozpacz. I dojmujące poczucie absolutnej klęski rodzaju ludzkiego jako ludzkiego właśnie. A to dopiero pierwsze punkty z dość długiej listy żalu i rozczarowania, jaką sporządzają wraz z Tymonem. I rosnącym niesmakiem.
„Nobliwe panie, porzućcie zasady/ I się oddajcie bezwstydnej rozpuście!” – zachęca bohater Shakespeare’a w jednym z pierwszych zdań wspomnianej przemowy, by po chwili niejako wrócić do tej myśli i dodać – „słodkie panienki, nie krępujcie się:/ Na oczach matek zacznijcie się puszczać”[2]. Sprawą otwartą jest, jak matki miałyby na to patrzeć, a tym bardziej tym oburzać, skoro zalecono im przed momentem oddanie się bezwstydnej rozpuście, ale kto by przejmował się takimi detalami w uniwersum wszechgrzenia? „Idź, pokojówko do sypialni pana/ I zrób mu dobrze, gdy jego małżonka/ Akurat bawi w pobliskim burdelu”[3] – dorzuca jeszcze Tymon starszym, a ich dzieciom życzy: „niech serca młodych owładnie rozwiązłość,/ By coraz śmielej odrzucali cnotę/ I utonęli w rui i porubstwie”[4].
Świat tego rodzaju ziszczonych marzeń rodem z mokrych snów nastolatków przedstawia dziś w swoich powieściach Michel Houellebecq. W Cząstkach elementarnych pisze o zastąpieniu współzawodnictwa ekonomicznego przez seksualne[5]. Wyścig szczurów zmienił się w pogoń niewyżytych buhajów za zaspokojeniem chuci, która uległa, by tak rzec, urynkowieniu. Stała się kolejnym dobrem (a raczej, gwoli ścisłości – złem) konsumpcyjnym. Nie, żeby wcześniej nią nie handlowano. Robiono to jednak detalicznie, w wyspecjalizowanych rzemieślniczych zakładach zwanych domami uciech. Zblazowanej relatywnym dobrobytem współczesności to nie wystarczyło. Postawiła na hurt. Ciało stało się i prawem, i towarem. Skoro sprzedawanie go przez drobnych przedsiębiorców i przedsiębiorczynie przynosiło tyle radości, to obrót nim na masową skalę doprowadzi do geometrycznego przyrostu szczęścia. No, nie doprowadził. Przynajmniej nie bohaterów Houllebecqa. „Ludzie rzadziej chodzą do kościoła” – stwierdza jedna z epizodycznych postaci Cząstek… – „swoboda seksualna jest dużo większa niż jeszcze kilka lat temu, otwiera się coraz więcej dyskotek, lekarze zapisują coraz więcej środków antydepresyjnych. Taki klasyczny scenariusz”[6]. Dla Aten napisał go Tymon.
Rozkosz przykrywa w nim smutek. Do czasu można go zagłuszać krzykiem orgazmów, ale w końcu, przez kult młodości przychodzącym coraz wcześniej, już przed czterdziestką, gdy coraz trudniej ukryć pierwsze symptomy starzenia się, ejakuluje rozpaczą na cmentarzysku opadłych piersi, przekwitłych łon i sflaczałych prąci. „Dla współczesnego człowieka Zachodu” – nazywa Houellebecq ważną, metafizyczną implikację rewolucji seksualnej z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia – „myśl o śmierci stanowi pewnego rodzaju szum w tle […]. Z wiekiem jego obecność staje się coraz bardziej natarczywa; można go porównać do zduszonego chrapania, do niemiłego zgrzytu. Dawniej szum w tle tworzyło oczekiwanie na Królestwo Niebieskie; dzisiaj tworzy go oczekiwanie na śmierć. Tak to jest”[7].
Jest, bo było. Już u Stanisława Ignacego Witkiewicza w Pożegnaniu jesieni złamany do szczętu Atanazy Bazakbal i perwersyjna do przesady, za którą rozciąga się już tylko bezbrzeżna nuda, Hela Bertz, „bestwili się, bestwili, aż się rozbestwili”[8], odprowadzani „ironicznym spojrzeniem” przez „zaklęty świat gór”, będąc „nieszczęsną parą szaleńców, chcących okłamać własną pustkę wyuzdaniem zmysłów; uciekających od samych siebie w nieznaną dal odległych krajów – prawdopodobnie za późno”[9]. Udali się do Indii, gdzie pilnie studiowali oraz praktykowali Kamasutrę. Wpierw we dwoje. „Potem wprowadzono dziwne kobiety, a potem małe dziewczynki i chłopców, a potem…”[10] nastał rok 2000, kiedy tego rodzaju rozrywki stały się dla przedstawicieli Zachodu standardową częścią urlopowego wypoczynku. Jego przebieg opisał wspomniany już Houllebecq w Platformie. Znajdziemy tam scenę z rozgrywającą się w jednym z klubów na Patong Beach, na wyspie Phuket. Tańczyły w nim młode, około dwudziestoletnie dziewczyny. Część była w bikini, ale były też takie w samych tylko w stringach, bo właściwie czemu nie? Obserwował je „jakiś stary Niemiec […], popijając carlsberga: imponujący brzuch, biała broda, okulary, typ profesora uniwersytetu na emeryturze […]; w pewnym momencie zdjął okulary i przetarł je, miał wilgotne oczy. Był w raju”. I postanowił w pełni skorzystać z jego oferty. Nie było w niej żadnych zakazanych owoców. Spadkobierca Goethego, Schillera, Bacha oraz snów o Tysiącletniej Rzeszy, na które mógł się jeszcze załapać, przywołał do siebie jedną z lolitek. „Natychmiast do niego podeszła, usiadła bez skrępowania między jego udami. Jej młode, krągłe piersi znajdowały się na wysokości twarzy starca, czerwonego z podniecenia. Usłyszałem, jak nazywa go «tatusiem»”[11].
Narrator i zarazem główny bohater powieści wrócił z tej ero-kanikuły w „nieznanej dali dalekich krajów” z następującą konstatacją – „nie czuję nienawiści do Zachodu, co najwyżej wielką pogardę. Wiem tylko, że wszyscy, absolutnie wszyscy, wydzielamy z siebie porami egoizm, masochizm i śmierć. Stworzyliśmy system, w którym po prostu nie da się żyć”[12].
Ateny Tymona to Zachód Witkacego i Houellebecqa. Ginąca od własnego zepsucia jak rozpustnik od francy, niegdysiejsza ojczyzna szlachetnych herosów, zdegenerowana w burdel, w dodatku tani, gdzie wszelkiej maści parszywcy, zdrajcy, hipokryci i inne padalce (oraz padalczynie) mylą ruchy frykcyjne z przedagonalnymi drgawkami. Czytając Pożegnanie jesieni, Platformę, Cząstki elementarne, czułby zapewne bohater tragedii Shakespeare’a niemałą schadenfreude. Weltschmerz jednak, który go dręczył, nie zmalałby od tego wcale a wcale.
Rzecz bowiem nie w zemście. Ani nawet w karze. Tymon nie pragnie się na Ateńczykach odegrać, bo i nie chce już niczego ugrać. Wypisał się z gry, ponieważ zobaczył jej ohydę. W ateńskiej ruletce celuje się wszak w dusze. I to przy pełnym magazynku. Postrzały nie od razu są śmiertelne, każdy z nich zabija po trochu. Gdy człowiek orientuje się, że jest martwy od środka, nie pocieszy go żaden odwet, żadna sprawiedliwość nie wyrówna jego krzywdy, a choćby największe zadośćuczynienie nie zwróci mu tego, co utracił. Pozostaje mu tylko stanąć w prawdzie. A ta jest taka, że zewsząd otacza go absurd. Zamienia on istnienie, jak wyraził się Emil Cioran, w „zużyty psalm”[13]. Albo po prostu, w żywot Tymona.
Angielski Grek znalazłby wspólny język z francuskim Rumunem. Bez większego ryzyka można przypuścić, iż skrzętnie zanotowałby na kawałku papirusu zdanie z O niedogodności narodzin – „jeśliby samo zbrzydzenie światem zapewniało świętość – trudna rada, nie wymigałbym się od kanonizacji”[14]. Przy okazji pozazdrościłby Cioranowi chrześcijaństwa. Od swoich bogów nie może liczyć nawet na męki w Tartarze, gdyż te zarezerwowane są dla znaczniejszych figur w rodzaju Syzyfa czy Tantala. Dostanie tylko zwykłe zapomnienie w Hadesie. Gdyby nie Arystofanes, Plutarch i Lukian and last but not least Shakespeare, rozpłynąłby się zapewne w niepamięci pokoleń. Zgódźmy się jednak, że to nie to samo, co świętość. Cioranowska, bo cioranowska, czyli przeklęta, ale zawsze.
Jej potępieńczy wymiar ujął filozof z Răşinari, urodzony równo dwieście dziewięćdziesiąt pięć lat po śmierci poety ze Stratfordu, w dewizie charakterystycznie dla jego stylu łączącej zwiewność formy z grozą treści. „Ruszyłbym się z miejsca” – zadeklarował w niej – „może jeszcze, powiedzmy, dla Apokalipsy – ale dla rewolucji…? Przyłożyć rękę do upadku albo do Genezy, do klęski ostatecznej albo początkowej, tak, ale nie do zmiany na byle jakie lepsze bądź gorsze”[15]. Mogłoby to być również motto Tymona. „Niech wszelka bojaźń, pobożność, kult bogów./ Ład, sprawiedliwość, prawda, mir domowy,/ dobre sąsiedztwo i spokojny sen,/ A wreszcie edukacja, obyczaje,/ Prawo, hierarchia, obrzędy i święta –/ Niech się to wszystko załamie i zmieni/ We własne przeciwieństwo – w skrajny chaos!”[16] – modli się Ateńczyk o Armagedon swojego świata.
W tym jego szczególnym Dies irae zdaje się wybrzmiewać coś, co Cioran określił mianem „pasji absurdu”. Pojawia się ona wówczas, gdy „obiegowe ideały moralne, estetyczne, religijne, społeczne itd. nie są już w stanie ukierunkowywać życia i określać jego celu” i rodzi się w człowieku, „w którym wszystko uległo likwidacji, ale którego mogą jeszcze nawiedzać okropne prefiguracje przyszłości”[17]. Tymon nadaje się na jej orędownika. Szekspirowskiego, nie cioranowskiego, co trzeba podkreślić. „Pasja absurdu” bowiem nie służy mu, jak chciał autor Na szczytach rozpaczy, do „rzucania snopu demonicznego światła na chaos” ani ochrony jestestwa przed „przekształceniem się w nicość” poprzez zdolność wywoływania „iluzji życia”[18], lecz zgodnie z wolą twórcy Hamleta, do czegoś wręcz przeciwnego. Tymona nic tak nie zraziło do świata i ludzi, jak udawanie, kłamstwo. „Pasja absurdu” taka, jaką proponuje Cioran, byłaby dla niego kolejnym łgarstwem, złudnym pokrzepieniem. Tępi je bezkompromisową szczerością pustki bez najmniejszego pocieszenia, mrokiem pozbawionym jakiegokolwiek światła, choćby demonicznego. Tymon pleni plagę blagi za pomocą tej, której nie da się oszwabić – śmierci.
Tylko ona potrafi ze zużytych psalmów ułożyć nowe hymny. Skomponować harmonię z absurdu, będącego również pojęciem muzycznym, nie tylko egzystencjalnym, znaczącym tyle, co dźwięk niepasujący do reszty, dźwięk nomen omen fałszywy. Ta nieubłagana wirtuozka kosy i klepsydry, wystukująca kośćmi rytm sensu na werblu jestestwa, dokonuje cudu przemiany tytułowego bohatera Vatzlava Sławomira Mrożka. Ten Ateńczyk Tymona – obłudnik typu cwaniak, kantujący bliźnich z odruchową naturalnością, jakby w ogóle nie znał innego sposobu obcowania z nimi – w zakończeniu sztuki staje oto nad brzegiem morza. Z niemowlęciem na rękach i oddechem ściągającego go kata na plecach[19]. Za nim jest śmierć i przed nim jest ona. Nie do zbajerowania. A jedynie do godnego przyjęcia. Czy też, jakby to miało nie zabrzmieć, przeżycia.
Vatzlav nie targuje się z Kostuchą, nie kombinuje. Robi to, co wszyscy bohaterowie dawnych mitów i legend w podobnej sytuacji. Odpowiada na wyzwanie świadom, że przegra. Jest w tym tragiczny, mimo całego swojego komizmu. Jest wzniosły i dumny, choć przecież żałośnie bezsilny. Nie ma w nim wściekłości i pogardy Tymona, jest pokora oraz rodzaj pogodnej rezygnacji. I katharsis. Shakespeare odmówił go głównemu protagoniście swojego dzieła. Uczynił zeń jednak medium, dzięki któremu w świecie przedstawionym utworu, doszło do duchowego oczyszczenia. W monologu zamykającym sztukę, Alcybiades, wódz ateński pałający żądzą zemsty na ziomkach za niesprawiedliwość, jakiej z ich strony doświadczył, porzuca zamiar dokonania wendetty. Skłania go do tego los Tymona. „Uczcimy jego pamięć” – zapewnia – „ale później./ Teraz – z gałązką oliwną i mieczem –/ wejdziemy do miasta, by przywrócić ład./ Niech wojna zrodzi pokój i niech więcej/ nie godzą w siebie już braterskie ręce”[20]. Amen.
Tymon zapewne rozczytywałby się w Houllebecqu, Witkiewiczu, Cioranie i Mrożku. Nie dlatego jednak, aby utwierdzić się w przekonaniu, że „mimo rozwoju wszystko upada”[21], ale po to, by wskrzesić w sobie nadzieję, że człowiek jest w stanie się podnieść nawet z największego upadku. „Grabarze płodzą dzieci” – zauważył Cioran – „nieuleczalnie chorzy snują mnóstwo planów, sceptycy piszą…”[22]. Bazakbal Witkacego snuje, w kokainowym widzie, bo w kokainowym widzie, projekt zbawienia ludzkości, schodząc z gór jak Mojżesz.[23]. Vatzlav słyszał, że kiedyś udało się komuś przejść po wodzie, i rusza w Jego ślady[24]. „W rzeczywistości Bóg się nami zajmuje, myśli o nas w każdej sekundzie i daje nam niekiedy bardzo precyzyjne wskazówki. Te przypływy miłości, które zalewają nam piersi i odbierają dech, te iluminacje, ekstazy […] to niezwykle jasne znaki” – pisze natomiast Houellebecq w ostatnich akapitach Serotoniny, by zamknąć ją wyznaniem – „dzisiaj już rozumiem punkt widzenia Chrystusa, jego nieustanne zniecierpliwienie zatwardziałością naszych serc: otrzymali wszystkie znaki i nie biorą ich pod uwagę. Czy naprawdę muszę oddawać za tych nieszczęśników życie? Czy naprawdę trzeba być do tego stopnia dosłownym? Wygląda na to, że tak”[25].
.Shakespeare zostawia nas z natchnionym przez Tymona Alcybiadesem. Tym, Który Przebacza. Z bronią w ręku wprawdzie, ale z człowiekiem nie zawsze da się po dobroci. Szkoda. Tragedia. Odkupienie.
Ten świat jest tak fałszywy i okropny,
Że akceptuję na nim tylko to,
Co jest niezbędne do życia. A więc –
Najwyższa pora pomyśleć o grobie.
Na brzegu morza.
Tak by piana fal
Codziennie obmywała głaz nagrobny,
Na którym będzie wyryta inskrypcja
Wyszydzająca odpowiednio żywych
Niech żywi mrą jak muchy! Niech ich szlag!
Wyrozumiali bogowie, wybaczcie,
Że tak pochopnie potępiłem wszystkich,
Nie uczyniwszy żadnego wyjątku.
Oto naprawiam swój błąd i ogłaszam,
Że jednak jest na świecie ktoś uczciwy.
„Tymon z Aten”. Najbliższe spektakle Teatru Klasyki Polskiej: [LINK].
[1] W. Shakespeare, Tymon z Aten, przeł. Antoni Libera, [w:] W. Shakespeare, Dramaty greckie. Troilus i Kresyda. Tymon z Aten, przeł. i oprac. A. Libera PIW, Warszawa 2023, s. 248.
[2] Tamże, s. 346.
[3] Tamże, s. 346-347.
[4] Tamże, s. 347.
[5] Zob. M. Houellebecq, Cząstki elementarne, przeł. A. Daniłowicz-Grudzińska, W.A.B., Warszawa 2011, s. 70-71.
[6] Tamże, s. 337.
[7] Tamże, s. 91.
[8] S. I. Witkiewicz, Pożegnanie jesieni, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1992, s. 346.
[9] Tamże, s. 335.
[10] Tamże, s. 372.
[11] M. Houellebecq, Platforma, przeł. A. Daniłowicz-Grudzińska, W.A.B., Warszawa 2009, s. 110-111.
[12] Tamże, s. 354.
[13] E. Cioran, O niedogodności narodzin, przeł. I. Kania, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2021, s. 25.
[14] Tamże, s. 39.
[15] Tamże, s. 192.
[16] W. Shakespeare, Tymon z Aten, dz. cyt., s. 347.
[17] E. Cioran, Na szczytach rozpaczy, przeł. I. Kania, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2020, s. 19.
[18] Zob. tamże.
[19] Zob. S. Mrożek, [w:] S. Mrożek, Dzieła zebrane. [Tom VIII:] Teatr 4, Noir sur Blanc, Warszawa 1997, s. 197.
[20] W. Shakespeare, Tymon z Aten, dz. cyt., s. 410.
[21] Tamże, s. 248.
[22] E. Cioran, O niedogodności narodzin, dz. cyt., s. 96.
[23] Zob. S. I. Witkiewicz, Pożegnanie jesieni, dz. cyt., s. 415-418.
[24] Zob. S. Mrożek, Vatzlav, dz. cyt., s. 197.
[25] M. Houellebecq, Serotonina, przeł. B. Geppert, WAB, Warszawa 2019, s. 334.