„Państwa Europy Zachodniej nie zdają sobie sprawy z głębokiej i bardzo niebezpiecznej patologii, w jaką popadła obecna Rosja” – ostrzega abp. Borys GUDZIAK, nie wykluczając jednak nagłego upadku reżimu Putina. „To nie jest tylko sam Putin: na trzystu biskupów rosyjskiego Kościoła prawosławnego ani jeden nie opowiedział się przeciwko wojnie. Ani jeden! Siedmiuset rektorów wyższych uczelni podpisało list poparcia dla wojny. To jasne, że wielu do tego przymuszono. Ale czy słychać jakieś głosy sprzeciwu? Czy jest jakiś bohater gotowy poświęcić się dla prawdy?”
.Laure MANDEVILLE: – W inspirującym wystąpieniu w Davos powiedział Ksiądz Arcybiskup, że Ukraina stała się „epicentrum globalnej zmiany”, a co być może ważniejsze, „epicentrum refleksji antropologicznej”, ponieważ przypomina nam, co oznacza być „człowiekiem”. Co Jego Ekscelencja miał konkretnie na myśli?
Abp. Borys GUDZIAK: – Ukraiński opór zmienia stan rzeczy. Kiedy pełniłem posługę biskupią w Paryżu, doszło do brexitu. Inne państwa zastanawiały się, czy również nie powinny wyjść z Unii. Donald Trump ciężko pracował nad osłabieniem NATO… Wiele państw nie chciało przeznaczać 2 proc. PKB na obronność. Ale wszystko uległo zmianie: Europa ma się dobrze, a NATO jest na drodze do przyjęcia kolejnych dwóch krajów, Finlandii i Szwecji. Również ludzie uświadomili sobie, jak krucha i jak globalna jest sytuacja żywieniowa, gdyż Ukraina jest spichlerzem znacznej części Afryki. Wojna zakłóciła te kluczowe dostawy. Sądzę, że również w ekologii dojdzie do znacznego postępu: takie kraje, jak na przykład Niemcy, przyzwyczajone do tanich i łatwo dostępnych węglowodorów z Rosji, rozumieją, że należy uwolnić się od tej zależności.
Okazało się, że rynek nie zabezpiecza przed wojną. Krótko mówiąc, gospodarka, rolnictwo, kwestie wojskowe – wszystko – zostało zaburzone. Ale poruszające jest także to, że świat stał się „ukraiński”. Nie było dotąd wojny, której bylibyśmy aż do tego stopnia świadomi. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy są technologie. Jak powiedział intelektualista Thomas Friedman, mamy do czynienia z pierwszą w historii „wojną światową podłączoną do sieci”. Możemy zobaczyć zdjęcia, zniszczenia, łzy. Ale ludzie widzą coś, co jest dla nich szokiem: nie tylko ogrom dewastacji, ale także wielką wartość ludzką! Widzą ludzi, którzy nie uciekają, którzy wręcz wracają, by walczyć, narażać życie.
A przecież w XXI wieku nasze rozwinięte społeczeństwa przenikły niesamowitą kulturą komfortu. Nie dalej jak wczoraj miałem sposobność doświadczyć podgrzewanych i masujących foteli w samochodzie! A obok tego kultu komfortu prym wiedzie dekonstrukcja. Wszystko może zostać zdekonstruowane, ponieważ jakoby nic nie jest tym, czym się wydaje. Istnieje pewna forma sceptycyzmu, która nie przestaje pchać nas do doszukiwania się czegoś innego w tym, co mamy, kogoś, kto miałby pociągać za sznurki.
– Istnieje także pewna forma skrajnego subiektywizmu, zakładającego, że prawda nie istnieje.
– Tak, jest twoje zdanie i jest moje. Nie istnieje prawda, ale „kultura” postprawdy. A tymczasem dzisiaj na Ukrainie ludzie się buntują i mówią: „Nie tak szybko. Sprawy mają się inaczej. Jest dobro i jest zło absolutne. Jest prawda i są kłamstwa. Dla tej sprawy jestem gotowy zaryzykować własnym życiem”. Ukraina rzuca wyzwanie dyktaturze relatywizmu, kulturze komfortu, pewnej kulturze narcyzmu, która zakłada, że wszystko jest powiązane ze „mną”, z „moją osobą”, moją własną małą chronologią. Ludzie gotowi zaryzykować życiem mówią, że „ja” nie jest początkiem i końcem wszystkiego, że istnieje coś większego. Dla wielu ludzi implikuje to myśl, że życie na ziemi nie kończy wszystkiego. Znaczna część cywilizacji w to wierzyła.
Jesteśmy zapewne pierwszą cywilizacją, która nie wie, jak ustosunkować się do kwestii śmierci. Cedujemy ją na kogoś innego, przykrywamy, perfumujemy. Śmierć jest totalną rozpaczą, klifem ze szczeliną bez dna… Ale na Ukrainie zmarły pozostaje w domu jakiś czas. Gdy umiera dziadek, wnuki wdrapują się na niego, ludzie gromadzą się, piją, wspominają… Dzieje się tak, ponieważ wierzą w wieczność; to wiele zmienia.
– Czym Jego Ekscelencja tłumaczy tę zdolność do poświęcenia? Miłością do kraju, umiłowaniem wolności, wiarą w Boga?
– Dla wielu ludzi tak właśnie jest. Nie oznacza to wcale, że Ukraińcy są pobożni, ale od lat 90. XX w. obserwuje się wielki powrót do praktyk religijnych. Dziś to jednak nie Kościoły, ale wojsko jest na czele rankingów zaufania. Także prezydent i parlament zyskują. W porównaniu z tym popularność Kościoła maleje. Bierze się to stąd, że Ukraińcy mają skłonność do utożsamiania Kościoła z patriarchatem moskiewskim, a zwłaszcza z patriarchą Cyrylem, który jest bezwstydnym podżegaczem wojennym, używającym języka dżihadystów. Twierdzi on, że żołnierzy czeka nagroda w raju, gdy pojadą na Ukrainą i będą zabijać Ukraińców.
– Jako osoba duchowna jak odbiera Jego Ekscelencja te wojownicze wypowiedzi Cyryla?
– To zaprzeczenie ewangelii. Jego słowa nie tylko usprawiedliwiają wojnę, ale także zbrodnie i ludobójstwo. Trudno jest znaleźć bezwarunkowe chrześcijańskie uzasadnienie dla przemocy i wojny imperialnej w XXI wieku. Wiele wyznań uznało swoją winę wobec roli, jaką odegrały w imperialnych wojnach w Afryce i Ameryce Łacińskiej. To, że przez ostatnie dwadzieścia lat rosyjski Kościół prawosławny robił coś zupełnie odwrotnego, nie może nie szokować. Jest prawdą, że w okresie sowieckim rosyjski Kościół prawosławny ostał się jako jedyna instytucja carska. Prześladowany w latach 20. i 30. XX wieku, został po 1942 roku przywrócony przez Stalina do życia, aby wesprzeć wysiłek wojenny. Cały czas pozostawał pod ścisłą kontrolą. Później, w czasach postsowieckich, a zwłaszcza odkąd na jego czele stoi Cyryl, stał się wektorem nowego imperializmu definiowanego przez ideologię „rosyjskiego świata”. Istnieje przekonanie, że wszędzie tam, gdzie Rosja ma wpływy polityczne, rozciąga się jurysdykcja kanoniczna rosyjskiego Kościoła prawosławnego. Takie założenie musi wywoływać chęć rewanżu i nostalgię za imperium. Ukraina jest w samym sercu owej nostalgii.
– W okresie po 1991 roku stosunki między Kościołem prawosławnym rosyjskim i ukraińskim były jednak dobre.
– Jeszcze cztery lata temu na Ukrainie były dwa niezależne Kościoły ukraińskie oraz jeden Kościół prawosławny rosyjski. Oba Kościoły ukraińskie połączyły się w 2018 roku i zostały uznane za autokefaliczne przez patriarchę Konstantynopola. Od wybuchu wojny Ukraińcy głosują nogami i opuszczają Kościół zależny od patriarchatu moskiewskiego, który miał dotąd najwięcej wiernych, i przystępują do ukraińskiego Kościoła prawosławnego. Moskwa zerwała zresztą jedność z Konstantynopolem, ponieważ Konstantynopol uznał autokefaliczny Kościół ukraiński. A na koniec Kościół rosyjski na Ukrainie ogłosił niezależność od Moskwy, ale nie jest to Kościół autonomiczny czy autokefaliczny. Patriarchat moskiewski w dalszym ciągu przedstawia go jako część swoich struktur. Wiele znaków pokazuje, że kler prawosławny na Ukrainie zależny od Moskwy kolaboruje z armią rosyjską. Wielu duchownych zostało zatrzymanych. Niektórzy z nich dawali sygnały świetlne pilotom rosyjskim, by ułatwić im bombardowania. Byli też tacy, którzy sięgnęli po broń przeciwko Ukrainie. Generalnie rosyjskie duchowieństwo prawosławne nie przestało popierać idei, że Ukraina powinna zostać przyłączona do Rosji. To polityka Cyryla, idea „świata rosyjskiego” przejęta przez Putina.
– Można odnieść wrażenie, że w Rosji panuje coś na kształt dziwnego mistycyzmu. Putin często mówi o „misji” Rosji i o jej „genach” rzekomo silniejszych od innych nacji…
– Nie jest to rzecz nowa: był już Rasputin i była rasistowska ideologia systemu nazistowskiego… Rosyjski Kościół prawosławny był na masową skalę finansowany z Kremla, co widać choćby w samym sercu Paryża, gdzie przy Quai Branly za 70 milionów euro wzniesiono prawosławne centrum kultury. Nie powstało ono jako przedsięwzięcie duszpasterskie, ale jako narzędzie rosyjskiej mocarstwowości. Przepych paryskiej budowli przysłania ogromną biedę tyluż rosyjskich parafii. W rzeczywistości patriarchat moskiewski przeżywa wielki kryzys: więcej katolików chodzi do kościoła w Paryżu niż prawosławnych w Moskwie. Tylko 4 proc. Rosjan uczestniczy w nabożeństwach wielkanocnych, podczas gdy w Paryżu jest to odsetek praktykujących poza tym okresem. Rosyjska Cerkiew nie ma wpływu na tamtejsze społeczeństwo. Weźmy przykład przerywania ciąży: patriarchat moskiewski jest mu przeciwny, a jednak wskaźnik aborcji w tym kraju jest najwyższy na świecie! To paradoks, że tyle osób na Zachodzie jest przekonanych, że Rosja jest obrończynią wartości tradycyjnych. Rosja ma astronomiczne wskaźniki rozwodów, samobójstw, depresji. Czy ma to coś wspólnego z tradycyjnymi wartościami i ewangelią? Nie wiem. Rosyjski Kościół prawosławny jest zdyskredytowany, co jest złą rzeczą, gdyż Rosja potrzebuje Kościoła w dobrym zdrowiu. Nie dziwi, że ludzie na Ukrainie chcą się dystansować od tego Kościoła, który nakłania Rosjan do zabijania nas.
– Czy widzi Jego Ekscelencja jakieś lekarstwo na tę rosyjską „chorobę”?
– Niektóre choroby są trudne w leczeniu. Amerykanie do dziś odczuwają skutki niewolnictwa, mimo że minęło od tamtego czasu 150 lat. Idea, że ktoś do mnie należy, że mogę go kontrolować, jest ludzkim odruchem. Widać to na kartach Biblii. Grzechem pierworodnym człowieka jest właśnie przywłaszczenie sobie tego, co do niego nie należy. Bóg oferuje człowiekowi świat w pełnej harmonii, pozwala mu korzystać z wszystkich darów oprócz zakazanego owocu. Ale Adam sięga po jabłko. Na tym polega grzech: zamiast cieszyć się tym, co jest ci dane, sięgasz po coś, co nie jest dla ciebie. I to robi Putin: zamiast korzystać z jedenastu stref czasowych przepastnej rosyjskiej ziemi – dwadzieścia osiem razy większej od Ukrainy – wyciąga dłoń po nie swoją własność.
– Czy ta zbrodnicza polityka jest kontynuacją reżimu narodowo-bolszewickiego, o którym sądziliśmy, że upadł w 1991 roku?
– Ten reżim nie upadł. Putin był jego częścią. Mając ledwie 16 lat, zapukał do drzwi KGB. Jego postawa nie świadczy o nostalgii jedynie za reżimem totalitarnym. Sięga aż po rosyjską tradycję imperialną. Byłoby nie do pomyślenia dla Brytyjczyków, gdyby ktoś stwierdził, że chcą zaatakować Irlandię. Rosja natomiast chce unicestwienia Ukrainy.
To nie jest tylko sam Putin: na trzystu biskupów rosyjskiego Kościoła prawosławnego ani jeden nie opowiedział się przeciwko wojnie. Ani jeden! Siedmiuset rektorów wyższych uczelni podpisało list poparcia dla wojny. To jasne, że wielu do tego przymuszono. Ale czy słychać jakieś głosy sprzeciwu? Czy jest jakiś bohater gotowy poświęcić się dla prawdy?
– Filozof Konstantin Sigow twierdzi, że Ukraińcy pokonali strach. Dlaczego oni, a nie Rosjanie?
– Było wiele etapów, ale doświadczenie Majdanu, obu „rewolucji” godności z 2004 i 2013–2014 roku, trwale zainspirowało tych, którzy brali w nich udział. Kiedy ludzie się jednoczą, odnajdują pewien rodzaj intymności, przyjaźni, wszystko się odmienia. Na Majdanie byli ludzie z Ukrainy Zachodniej, którzy marzli, i byli też ludzie z Kijowa, którzy udostępniali im klucze do swoich mieszkań, żeby mogli się ogrzać. Solidarność i odwaga są zaraźliwe, podobnie jak strach. Bywają błędne koła i koła samonapędzającego się dobra. Myślę, że z tym drugim mamy do czynienia na Ukrainie. To według mnie przejaw łaski, tknięcia palca Bożego, ale jest też prawdą, że wielu Ukraińców, świadomie lub nieświadomie, pobrało nauki z godności ludzkiej, solidarności, pomocniczości, dobra wspólnego – czterech filarów nauki społecznej Kościoła greckokatolickiego, który reprezentuję. Kościół greckokatolicki miał decydujący wpływ na świadomość narodową. Najpierw poprzez centralną i wspaniałą postać Andrzeja Szeptyckiego, metropolity halicko-lwowskiego w latach 1901–1944. Szeptycki wywodził się ze starego ukraińskiego rodu spolonizowanego w XIX wieku i powrócił do swoich ukraińskich korzeni. Jego brat był polskim generałem, walczącym przeciwko Ukraińcom! Dziedzictwo Szeptyckiego było olbrzymie, pozwoliło przetrwać Kościołowi greckokatolickiemu, gdy ten został zdelegalizowany przez Sowietów w 1945 roku. Ten czas działalności w podziemiu przydał nam oczywiście szczególnej aury po 1989 roku.
– Co jest dzisiaj dla Jego Ekscelencji głównym źródłem niepokoju?
– Doświadczyłem nagłego upadku ZSRR dwa tygodnie po przemówieniu Busha seniora, w którym przestrzegał nas przed „samobójczą niepodległością”. Mam nadzieję, że system Putinowski, czyniący tyle złego dla Rosji, również upadnie. Siergiej Czapnin, który kiedyś kierował wydawnictwem patriarchatu moskiewskiego, powiedział niedawno, że jedyną nadzieją na reformy w Rosji jest jednoczesny upadek systemu politycznego i Cerkwi. Nie życzę źle Rosjanom, ale muszą przejść przez etap, który zmusi ich do przemyślenia swojego postępowania. Czasem warto dotknąć samego dna. Nie wiem, w jaki sposób Rosja wyrwie się z tego błędnego koła, ale jestem pewien jednego: Ukraińcy nie mają innego wyboru, jak stawić opór. Rosja już im zapowiedziała, że zostaną unicestwieni, gdy powróci.
Rozmawiała Laure MANDEVILLE
Tekst ukazał sie w nr 50 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>] © „Le Figaro”, Archevêque Borys Gudziak: « La résistance ukrainienne est un défi au narcissisme et au relativisme de notre temps », 2 lutego 2023 r.