Rok 2022. Koniec pandemii i początek sezonu na tornada
Żyjemy w epoce zmiany. Stare paradygmaty przestały być aktualne, nowe nie zostały jeszcze zdefiniowane. Obserwujemy zderzenia dwóch porządków, które skutkują coraz silniejszą polaryzacją i radykalizacją. Potwierdzi to 2022 rok – pisze Agaton KOZIŃSKI
Dla słowników Oksfordzkiego i Merriam Webster rok 2021 należał do słowa „szczepionka”. Dictionary.com wskazał na angielski wyraz „allyship” (sojusznik). Jednak specyfikę tego roku lepiej oddał wynik głosowania na stronie portalu Boston.com. Jego uczestnicy wskazywali na takie słowa, jak „wykańczający”, „zbędny”, „restrykcyjny”, „apokaliptyczny” czy „tragedia”. Wyrazy różne, choć sens ich bardzo podobny i oddający ducha pandemii, która paraliżowała świat w 2021 r.
Choć też tego roku do samego koronawirusa ograniczyć się nie da. Liczba kryzysów, które w ciągu 12 miesięcy przetoczyły się przez media, jest daleko dłuższa. Wiernie oddaje je lista wyrazów, które znalazły się w zestawieniu, z którego zostanie wybrane „Polskie słowo roku 2021” (głosować można tutaj: [LINK]). Wśród nich są m.in. stan wyjątkowy (na granicy), uchodźca, inflacja, reasumpcja (głosowania), anty-LGBT (uchwała), lex TVN, zaćmienie (słońca), antyszczepionkowcy, podwyżka, granica. Do tego cała gama wyrazów kojarzących się z pandemią. Dołóżmy do nich kilka zdarzeń rozgrywających się za granicą, lecz mających przełożenie na sytuację w naszym kraju (przede wszystkim związanych z agresywną polityką Putina, ale także dotyczących zmian politycznych w USA oraz problemów w światowej gospodarce), i otrzymamy dokładną listę spraw, którymi żyliśmy w Polsce w 2021 r.
Pod tym względem Polska nie różni się zbytnio od innych państw. Wszędzie co chwila widać różnego rodzaju kryzysy. Krótsze lub dłuższe, wszystkie bardzo intensywne, męczące, polaryzujące. Gdy wygasają, po chwili pojawiają się kolejne. Wszystkie one nakładały się na trwającą drugi rok pandemię – i sprawiły, że takie słowa, jak „wykańczający”, „zbędny”, „apokaliptyczny”, dla wielu osób okazały się najtrafniejsze do opisu minionych 12 miesięcy.
I nie zapowiada się, by świat pod tym względem w roku 2022 się zmienił.
Właściwie jedyna różnica, jakiej można się spodziewać, związana jest z pandemią – bo albo koronawirus zacznie powoli ustępować, albo po prostu przyzwyczaimy się do życia razem z nim, przez co stanie się mniej uciążliwy. Ale sam fakt, że rzadziej będziemy się spotykać ze skrótem „COVID-19”, wcale nie oznacza, że nagle nasza rzeczywistość stanie się bardziej uporządkowana, przewidywalna, łagodniejsza. Nie ma na to szans – i jeszcze długo nie będzie, jako że świat wszedł w okres przesilenia.
To przesilenie można opisać na przykładzie tornada. Tornada powstają, gdy ciepłe powietrze zderza się z chłodnym. W wyniku tego zderzenia powstają pionowe chmury zwane cumulonimbusami. W ich wnętrzu wytwarza się dodatkowe ciepło, które sprawia, że chmura rośnie i zyskuje zdolność zasysania powietrza wokół siebie. Gdy dodatkowo pojawi się wiatr, taki cumulonimbus zaczyna rotować i się przemieszczać. Mamy klasyczne tornado – takie, jakie najczęściej pokazuje się w filmach.
W trzeciej dekadzie XXI wieku obserwujemy podobne zjawisko w przestrzeni publicznej świata. Dochodzi w nim do kolejnych zderzeń mas ciepłego i zimnego „powietrza”, w efekcie czego powstają kolejne „tornada”. Przykład pierwszy z brzegu: ruch antyszczepionkowy. Do tej pory nikt szczepień nie kwestionował – bo istniał globalny konsensus, umacniany zapewnieniami ekspertów, specjalistów, które rozpowszechniały tradycyjne media (prasa, radio, telewizja). Ale pojawił się internet, wraz nim media społecznościowe – i nagle ten konsensus przestał obowiązywać. Bo o ile tradycyjne media są starannie redagowane, pojawić się w nich mogą tylko osoby, które posiadają odpowiednie do tego kompetencje (tytuł naukowy, doświadczenie życiowe, stosowne kwalifikacje), to już w mediach 2.0 pojawić się może każdy. Nagle u odbiorców medialnych komunikatów pojawił się dysonans poznawczy – bo w mediach, z których korzystają (większość traktuje media internetowe na równi z klasycznymi), na równi ze zwolennikami szczepień pojawili się ich przeciwnicy. Zderzyły się dwie masy – i w tym miejscu powstało tornado. Nie dość, że wiele osób szczepić się nie chce, to jeszcze cała sprawa generuje bardzo dużo napięć, chaosu, sporów. Padają oskarżenia, obserwuje się nawet zjawiska buntów społecznych w krajach, które próbują narzucić obowiązek szczepień.
Tego typu polaryzację, która coraz bardziej radykalizuje nastroje, obserwujemy na kolejnych płaszczyznach. Najbardziej widoczne jest to w świecie polityki. Zamieszki w USA w ostatnich dwóch latach – najpierw ruch Black Lives Matter, potem atak na Kapitol – najlepiej pokazują kierunek zmian. Podobne zjawisko (choć na szczęście z dużo mniejszą intensywnością) obserwujemy w Polsce, gdzie zwolennicy dwóch głównych sił politycznych zwalczają się z coraz większą zaciekłością, sięgając coraz częściej po przemoc. Głównie symboliczną, choć ta realna również staje się faktem.
Na pewno rozpowszechnienie się internetu przyspieszyło proces tworzenia się globalnych tornad – ale też próba wyjaśnienia narastającej polaryzacji tylko zmianami w obszarze komunikacji byłaby zbytnim spłyceniem sprawy. Internet staje się katalizatorem zmiany, ale doszłoby do niej i bez jego popularyzacji. Bo trzecia dekada XXI wieku to także czas, w którym wyraźnie widać, że wyczerpał się dotychczasowy model rozwojowy świata. Najbardziej klarownie wyłożył to prof. Patrick Deneen, politolog Uniwersytetu Notre Dame, który większość współczesnych problemów dostrzega w wyczerpaniu się modelu demokracji liberalnej. „Liberalizm zawiódł. Ale nie dlatego, że mu się nie udało, lecz dlatego, że był sobą. Zawiódł, ponieważ odniósł sukces. Jego sprzeczności doprowadzają do powstania patologii, które są zarówno deformacjami jego twierdzeń, jak i urzeczywistnieniem ideologii liberalnej” – pisał w głośnej książce „Dlaczego liberalizm zawiódł”. I dalej rozwijał myśl, twierdząc m.in., że w systemie liberalnym nie może istnieć sprawnie funkcjonująca demokracja, gdyż liberalizm z definicji dąży do dekonstrukcji każdej istniejącej formy społecznej, a więc także wspólnoty, która swoje życie chce organizować zgodnie z mechanizmami demokratycznymi.
Krytyka Deneena dotycząca liberalizmu, którą zawarł w swojej książce, wydaje się zbyt brutalna – on dostrzega tylko wady tego porządku, kompletnie pomijając jego zalety (choćby tego, że uwalnia ogromne rezerwy energii społecznej, co było tak istotne w Polsce po 1989 r.). Ale w jednym ma rację: dotychczasowe status quo, rozumiane jako demokracja liberalna, wyczerpało się. Stare paradygmaty przestały obowiązywać, ale nowe, które mogłyby je zastąpić, nie zostały jeszcze zdefiniowane. Na razie widać tylko tajfuny, rodzące się ze zderzenia dwóch mas powietrza.
Nie jest jasne, co pozostanie, gdy te tajfuny przejdą. Wcale niewykluczone, że znowu wrócimy do demokracji liberalnej – ale nawet jeśli tak się stanie, to przyjmie ona już inną formę. To będzie liberalizm 2.0, mający niewiele wspólnego z wersją, którą opisywał Francis Fukuyama w „Końcu historii”. I wcześniej w różnych zakątkach świata będziemy obserwować (mniej lub bardziej udane) próby testowania innych rozwiązań. Będą się rodziły nowe porządki, które – to nieuchronne – będą się zderzać z porządkami starymi, co sprawi, że pojawią się następne tornada. Era zawirowań jeszcze potrwa. Rok 2022 będzie stał pod ich znakiem – i dostosować się do nich będzie dużo trudniej niż do pandemii koronawirusa.
Agaton Koziński