Paweł Włodkowic. Człowiek nie z tej epoki
Sprawiedliwość, tolerancja i prawa człowieka to fundamenty, na których opiera się dziś cywilizacja zachodnia. Ich zarys naszkicował sześćset lat temu w Konstancji Paweł Włodkowic – pisze Andrzej KRAJEWSKI
„W sporze dotyczącym wiary, który zaczęto omawiać na początku soboru, działał poseł króla polskiego Paweł Włodkowic, mąż uczony i rozumny” – podkreślał we wstępie do wydanych drukiem akt soboru w Konstancji Hermann von der Hardt. Niemiecki historyk nie miał wątpliwości co do olbrzymiej roli, jaką odegrał w dziejach polski uczony, który „usiłował wykazać, że nie godzi się wiary chrześcijańskiej propagować bronią i że pod pretekstem religii najeżdżać ziemie niewiernych jest rzeczą niereligijną i nie z ducha chrześcijańskiego”. Jednak tolerancja religijna nie była jedyną rewolucyjną ideą, do której starał się przekonać europejskie elity rektor Akademii Krakowskiej.
Poseł z Polski
.Herb Dołęga, którym posługiwał się Paweł Włodkowic, wskazywał, że uczony pochodził z rodziny, którą Jan Długosz umieścił na liście 71 najstarszych polskich rodów. Jego przodkowie nie posiadali jednak wielkiego majątku i edukację zapewniło Włodkowicowi przyjęcie do stanu duchownego. Młody kapłan ukończył szkołę przy kolegiacie św. Michała w Płocku, po czym studiował na uniwersytecie w Pradze. Tam w 1393 r. zdobył nie tylko tytuł bakałarza na wydziale filozoficznym, ale też bakałarza prawa kanonicznego oraz mistrza sztuk wyzwolonych. Swą edukację uzupełnił, studiując prawo na uniwersytecie w Padwie.
Gruntowne wykształcenie otworzyło mu drogę nie tylko do kariery naukowej, ale i politycznej. W Polsce brakowało ludzi potrafiących zręcznie poruszać się w środowisku europejskich elit.
Włodkowic zdobył rozległą wiedzę naukową, dobrze poznał Zachód, a jednocześnie wszystkich, którzy go znali lub czytali jego dzieła, zachwycał swym intelektem. To czyniło zeń osobę bardzo cenną dla państwa toczącego od dekad walkę z zakonem krzyżackim. Zwłaszcza gdy nie udało się wroga ostatecznie pokonać zbrojnie pomimo zwycięstwa pod Grunwaldem. Zakon przetrwał i odzyskiwał siły, bo mógł liczyć na przychylność króla Zygmunta Luksemburskiego oraz potrafił pozyskiwać sobie wsparcie papiestwa. To stawiało Królestwo Polskie i Litwę w trudnym położeniu. Jednak schizma, do której doszło wówczas w Kościele, i jednoczesne urzędowanie trzech papieży dawały szansę na przełamanie międzynarodowej izolacji. Papież obediencji pizańskiej Jan XXIII w 1414 r. przesłał Jagielle wezwanie do udziału w soborze powszechnym. Na czele polskiej delegacji do Konstancji stanął arcybiskup Mikołaj Trąba. Wśród znamienitych osób, które wówczas wysłano, znalazł się także dopiero co wybrany na rektora Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic. Trzysta lat po soborze, pisząc o przybyciu delegacji z Polski, Hermann von der Hardt podkreślał: „Zasługiwać będzie ten dzień na znaczenie, ponieważ wśród owych posłów polskich był Paweł Włodkowic”.
Uzbrojeni ideowo
.„Działalność Pawła Włodkowica i poselstwa polskiego w Konstancji to obraz zmagań nie tyle o konkretne granice, ile raczej o werdykt opinii publicznej świata zachodniego, o uznanie za słuszne zasad postępowania Polski, a potępienie zasad krzyżackich” – zauważał Ludwik Ehrlich, znakomity badacz pism rektora Akademii Krakowskiej. Zwołany przez Jana XXIII, za namową Zygmunta Luksemburskiego, sobór powszechny dawał szansę temu ostatniemu upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu (czasami wręcz dosłownie). Władca Węgier i krajów niemieckich, a wkrótce także Czech rozprawił się z groźnym buntownikiem Janem Husem. Zwabił go do Konstancji, po czym zadbał, by po krótkim procesie spłonął na stosie. Następnie Luksemburczyk wsparł likwidację schizmy i wybranie przez sobór na papieża sprzymierzonego z nim Oddone’a Colonny. Ten, jako papież Marcin V, nie zapominał o swym dobroczyńcy.
Jednak dla strony polskiej najważniejsze było to, że sobór stał się miejscem rozprawy sądowej między poselstwem wysłanym przez Jagiełłę a przedstawicielami zakonu krzyżackiego. Zygmunt Luksemburski od lat starał się odgrywać w tym sporze rolę arbitra. Gdy miał taki interes, wspierał roszczenia Polaków, ale jeśli ci słabli, zawiązywał sojusz z Krzyżakami, przemyśliwając o wspólnym rozbiorze polskiego królestwa. Nad Polską i Litwą stale wisiała groźba wojny na dwa fronty. Oddalić zagrożenie mogło jedynie skompromitowanie zakonu krzyżackiego w oczach Zachodu. Tak pragmatyczny cel zainspirował Pawła Włodkowica do stworzenia rewolucyjnych idei, które w następnych wiekach krok po kroku odmieniły cały Stary Kontynent.
Pokój Europie
.„Przedmiot kontrowersji polsko-krzyżackiej z międzynarodowego konfliktu terytorialnego urósł do międzynarodowej sprawy sądowej, potem do etycznych i politycznych uniwersalnych zasad, aż osiągnął poziom filozoficznych i teologicznych zagadnień związanych z pojęciem Boga” – zauważa tłumacz dzieł Włodkowica na język angielski ksiądz Stanisław Bełch.
Ta niezwykła ewolucja sprawy, którą zaczęły żyć elity chrześcijańskiej Europy, była możliwa jedynie dzięki gorączkowej pracy rektora Akademii Krakowskiej. Ówczesnym intelektualistom Włodkowic kojarzył się z napisaną w 1404 r. po łacinie rozprawą Speculum aureum de titulis beneficiorum, postulującą demokratyczne reformy w Kościele, tak by sobory powszechne mogły sprawować nadzór zarówno nad samą instytucją, jak i papieżem. Idea koncyliaryzmu zdobywała sobie wówczas coraz więcej zwolenników, dlatego z uwagą zaczęto czytać kolejne traktaty polskiego autora. A ten od 1414 r. przez następne cztery lata pisał je i drukował z nieprawdopodobną jak na owe czasy szybkością. Wszystkie łączyła jedna cecha – delegitymizowały poczynania zakonu krzyżackiego, a jednocześnie mówiły o rzeczach uniwersalnych i ponadczasowych.
Na początek Włodkowic zafrapował swych europejskich czytelników tezą, że nie wolno siłą nawracać pogan na chrześcijaństwo, ponieważ sprzeczne jest to z zasadami wiary. Przyznawał im prawo do życia w pokoju i posiadania własności. Jako wzorcowy sposób nawracania przedstawiał chrystianizację Litwy, przeprowadzoną za sprawą pokojowych działań Polski. Temu obrazowi przeciwstawiał krzyżackie mordy i grabieże popełnione na poganach.
Nim czytelnicy zaczęli się oswajać z ideą tolerancji religijnej, polski autor zaproponował im przyjęcie w Europie zasad definiujących „wojnę sprawiedliwą”. Przypomniał i rozwinął sformułowane dwieście lat wcześniej przez św. Rajmunda z Penyafortu tezy. Nie uważał przy tym, by wieczny pokój był możliwy do osiągnięcia, lecz twierdził, że wojna narusza naturalny porządek. „Wojna jest nie do pogodzenia z naturą człowieka, jest przeciwna i przeciwstawna naturze ludzkiej, której zasadą jest harmonia i pokój” – pisał w traktacie Saevientibus Włodkowic. „Dlatego też pokój jako stan naturalny konstytuuje się jako skutek naturalnych inklinacji ludzkich. Co więcej, takie inklinacje stanowią podstawę społecznej teorii Pawła, według której człowiek jest bliźnim (proximus) dla drugiego – wynika stąd nakaz miłości i przyjaźni bliźniego (dilectio proximi)” – streszcza tezy uczonego Magdalena Płotka w artykule Od prawa natury do praw człowieka. Teoria prawa naturalnego w ujęciu Stanisława ze Skarbimierza i Pawła Włodkowica. W podsumowaniu swych rozważań rektor Akademii Krakowskiej twierdził, że jedynie „wojny sprawiedliwe”, które mogły być dopuszczalne w Europie, winny służyć przywracaniu pokoju. Podczas ich toczenia nie wolno popełniać grabieży, gwałtów ani też mścić się na pokonanych wrogach. Natomiast po ich zakończeniu należało naprawić lub zrekompensować wszelkie szkody wyrządzone niewinnym osobom.
Prawo ponad siłą
.Snując rozważania nad możnością umacniania pokoju dzięki akceptacji jedynie dla „wojen sprawiedliwych”, polski uczony zaczął tworzyć konstrukcję prawa, które byłoby uniwersalnym, międzynarodowym systemem zasad, a w nim „szczególnie wysoką rangę zyskałoby zarówno życie moralne włączonej w społeczność jednostki ludzkiej, jak i życie społeczne rozmaitych szczebli, w tym również i nade wszystko społeczności tworzącej państwo” – pisze Ehrlich.
„Prawo jest narzędziem sprawiedliwości” – podkreślał jasno i zwięźle Paweł Włodkowic.
Swoją uniwersalną koncepcję rektor Akademii Krakowskiej wywiódł z myśli, że pierwotnym źródłem prawa jest natura człowieka. To ona pozwala mu bezbłędnie określać, co jest złe lub dobre, a także słuszne. Ciąg rozważań uczonego o „prawie naturalnym” był jak wehikuł czasu przenoszący czytelników aż do drugiej połowy XX w., kiedy teorie Włodkowica stały się już pewnikiem dla całego demokratycznego świata i jednym z fundamentów cywilizacji zachodniej. „Skoro realizacja natury ludzkiej, będącej przyczyną celową w stosunku do poszczególnych praw, jest najwyższą wartością i ostatecznym celem jego działań i skoro warunkiem doskonalenia człowieka jest wolność, to słusznie zdaje się Paweł wskazywać prawo do wolności jako pierwotne i podstawowe prawo człowieka” – zauważa Magdalena Płotka.
.Sześćset lat wcześniej w Konstancji delegacja zakonu krzyżackiego, nie mogąc chwycić za miecze, okazywała się całkowicie bezradna wobec idei Włodkowica. Zaczynali je rozważać ci sami ludzie, którzy niewiele wcześniej patrzyli, jak płonie na stosie Jan Hus. Były tak rewolucyjne, że musiały minąć pokolenia, nim elity intelektualne uznały w końcu, że idee te są nieocenionym drogowskazem, wiodącym do lepszego świata. Włodkowic nie miał szans doczekać swego wielkiego triumfu. Musiała mu wystarczyć satysfakcja z wygranego procesu z Krzyżakami.
Andrzej Krajewski