Andrzej KRASKA-LEWALSKI: Kazimierz Leski Bradl – żołnierz, powstaniec, naukowiec i społecznik

Kazimierz Leski Bradl – żołnierz, powstaniec, naukowiec i społecznik

Photo of Andrzej KRASKA-LEWALSKI

Andrzej KRASKA-LEWALSKI

Pracownik Zakładu Narodowego im. Ossolińskich w Dziale Dokumentów Życia Społecznego. Z wykształcenia i zamiłowania historyk. Interesuje się historią wojskowości i biografistyką.

Kazimierz Leski był człowiekiem o silnej osobowości, trudnym partnerem we współpracy zarówno dla swoich podwładnych i zwierzchników, jak i w życiu prywatnym. Nie przeszkadzało mu to w świadomym podtrzymywaniu kontaktów z byłymi żołnierzami AK. Czynnie angażował się w prace kół i stowarzyszeń, a ukoronowaniem tej działalności społecznej, było powierzenie mu funkcji prezesa Związku Powstańców Warszawskich – pisze Andrzej KRASKA-LEWALSKI

Dzieciństwo i młodość

.Kazimierz Roman Leski urodził się 21 czerwca 1912 r., w warszawskiej kamienicy przy ul. Nowy Świat 2. Jego dziadkiem, od strony matki, był Marcin Olszyński – malarz, rysownik i publicysta. Współzałożyciel i członek Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie oraz jeden z pierwszych zawodowych fotografików warszawskich. Czołowa postać stołecznej „cyganerii” malarskiej. Osobowość równie niebanalna w tamtych czasach, jak później jego wnuk.

Juliusz Natanson-Leski, ojciec Kazimierza, pochodził ze znanej i licznej rodziny żydowskiej – Natansonów, która pod koniec XIX w. zasymilowała się ze środowiskiem polskim. Jego przodkowie brali czynny udział w działalności patriotycznej, a także w życiu gospodarczym kraju. W 1920 roku przyjął nazwisko Leski.

Kazimierz był jedynym synem, ale nie dzieckiem, Juliusza i Marii z domu Olszyńskiej. Ojciec Leskiego z wykształcenia inżynier mechanik i elektrotechnik, wstąpił jako chorąży artylerii w 1915 r. do Legionów Polskich. Maria Leska wspominając teścia, podaje: „(…) przydzielono go w charakterze ogniomistrza do artylerii w Jeżewie”. 15 grudnia 1915 r. awansowany na stopień podporucznika. Brał udział w walkach na Lubelszczyźnie i Wołyniu. Po kryzysie przysięgowym przystąpił do Polskiej Siły Zbrojnej (niem. Polnische Wehrmacht). Podczas wojny polsko-bolszewickiej oddelegowany do Oddziału IV Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego (Kwatermistrzowski). Po jej zakończeniu został przeniesiony do rezerwy w randze majora. Był jednym z twórców polskiego przemysłu zbrojeniowego. Wybudował, uruchomił i prowadził następujące fabryki: amunicji „Pocisk” w Warszawie i Rembertowie, materiałów wybuchowych „Nitrat” w Niewiadowie, prochu bezdymnego nitrocelulozowego w Sochaczewie oraz fabrykę motorów lotniczych „Frankopol” w Warszawie.

Dzieciństwo i młodość Kazimierza Leskiego oraz jego starszych sióstr: Wandy (lekarka, pasjonatka jeździectwa, żołnierz AK obwodu wileńskiego, żona rotmistrza Michała Bohdanowicza) i Anny (pilot, pierwsza kobieta i jedna z trzech Polek w brytyjskiej pomocniczej służbie rozprowadzającej samoloty Air Transport Auxiliary, żona kpt. pilota Mieczysława Daaba) przebiegało beztrosko i spokojnie. Ojciec, pełniący ważną rolę w przemyśle obronnym, do połowy lat 20. XX w. zapewniał swoim dzieciom i żonie Marii dostatnie i zamożne życie.

Wszystko zmieniło się w maju 1926 r., kiedy podczas przewrotu majowego poparł stronę rządową i Prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, jednocześnie odmawiając przydziału amunicji oddziałom opowiadającym się za marszałkiem Józefem Piłsudskim. Kazimierz Leski w Życiu niewłaściwie urozmaiconym wspominał, że dla rodziny konsekwencje tej decyzji okazały się tragiczne w skutkach, a jedyny żywiciel rodziny został bez pracy. Przez to rodzina Leskich znalazła się w trudnej sytuacji materialnej. Przekonywał, iż opierając się głównie na zamówieniach z Ministerstwa Spraw Wojskowych (MSWoj.), które coraz częściej opóźniało płatności, przedsiębiorstwa Leskiego powoli traciły kontrakty. Brak płynności finansowej powodował, że nie starczyło środków na surowce, maszyny, a nawet na wypłaty dla pracowników. Ostatecznie upadły i zostały przejęte przez państwo i kapitał zagraniczny. Natomiast synowa wspomina, w skreślonym przez siebie życiorysie teścia: „Przyjął pracę w Ford Motor Company, gdzie był zatrudniony 12 miesięcy, z czego 3 miesiące w fabryce w Kopenhadze. W 1928 roku został doradcą technicznym Banku Gospodarstwa Krajowego, który kontrolował znaczną część przemysłu ciężkiego w Polsce. W tym czasie był też przedstawicielem holenderskiego przemysłu okrętowego w Polsce”. Z ustaleń historiografii wynika, że cała sprawa była bardziej złożona i skomplikowana, niż przedstawił to w swojej książce „Bradl”. Rola jaką odegrał w niej Juliusz Leski była co najmniej niejednoznaczna. Stał się on bohaterem dwóch afer związanych z przemysłem zbrojeniowym: afera „Frankopolu” i firmy amunicyjnej „Pocisk”. W ich wyniku, w ramach rozliczeń, Leski senior otrzymał gigantyczne, jak na tamte (ale także dzisiejsze) standardy sumy, liczone w milionach, które czyniły z niego osobę niebywale bogatą. Obie sprawy były szeroko komentowane w ówczesnej prasie. Było to pokłosie walki obozu piłsudczykowskiego z przeciwnikami politycznymi. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że Kazimierz Leski był synem aferzysty, znanego szerokiej opinii publicznej. Niemniej należy zauważyć, że atmosfera wokół rodziny musiała się odbić na młodym Kazimierzu. Juliusz Leski powrócił do łask w 1938 r., kiedy to z polecenia MSWoj. powierzono mu budowę największej w Polsce fabryki materiałów wybuchowych w Krasnymstawie. Nie doszło jednak do jej ukończenia. Pokrzyżował te plany wybuch II wojny światowej.

Zanim jednak Leski senior porozumiał się z nowymi właścicielami obu firm, każdy z domowników pomagał, jak mógł. Dorosłe już córki Juliusza i Marii szybko znalazły zatrudnienie. Niedługo potem dołączył do nich Kazimierz, który po skończeniu Gimnazjum im. króla Władysława IV, również podjął pracę zarobkową. Musiał ją godzić ze studiami. Młody Leski poszedł w ślady ojca i w marcu 1936 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Budowy Maszyn i Elektrotechniki im. Hipolita Wawelberga i Stanisława Rotwanda, zdobywając tytuł inżyniera mechanika.

Pierwsze zatrudnienie znalazł w Głównych Warsztatach PKP w Warszawie, przy m. in. „wytwarzaniu form i rozdzielni odlewniczych. Moje zarobki, jako praktykującego, wynosiły wtedy 44 grosze za godzinę”. Nigdy nie bał się, a na pewno w żadnym wypadku nie wstydził się, korzystać z rozległych znajomości ojca. Pierwszy raz przydały się one, kiedy Kazimierz, kontynuując naukę na wyższej uczelni i pracując w warsztatach PKP, chciał poprawić sobie warunki finansowe. Dzięki protekcji ojca, który miał tam jeszcze znajomości, znalazł zajęcie w Zakładach Amunicyjnych „Pocisk”, gdzie jako praktykant szkolił się w mechanicznych warsztatach pomocniczych. Jak sam wspominał: „ zacząłem pracować w narzędziowni Z. A. »Pocisk« na Pradze jako tokarz, potem szlifierz, a ostatecznie jako konstruktor oprzyrządowania w biurze fabrykacji (odpowiednik obecnego wydziału głównego technologa). Tu warunki były już znacznie lepsze i zarobki także”.

Świeżo upieczony absolwent, wczesną wiosną 1936 r., wyjechał do Holandii. Pracę w Nederlandsche Vereenigde Scheepsbouw Bureaux (NVSB) w Hadze otrzymał ponownie dzięki koneksjom i kontaktom ojca, który reprezentował w Polsce interesy holenderskiego przemysłu okrętowego. To już drugi raz, kiedy skorzystał z protekcji rodzica. W tym czasie rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym i Budowy Okrętów politechniki w Delft. Kolejny raz łączył pracę i studia, a nieliczny czas wolny wykorzystywał na naukę holenderskiego i zwiedzanie kraju. Po około dwóch latach przeniósł się z NVSB do stoczni „De Schelde” we Vlissingen, która w tym okresie otrzymała zlecenia na budowę okrętu podwodnego ORP Orzeł, zamówionego przez polskie MSWoj. Kazimierz Leski brał czynny udział przy projektowaniu tej jednostki oraz bliźniaczego ORP Sęp. Jak podaje w monografii ORP Orzeł Jerzy Pertek, został on pierwszym konstruktorem prowadzącym projekt, po inż. Daae. Uczestniczył w produkcji tego legendarnego okrętu podwodnego nie tylko na etapie projektowania, ale też budowy, prób na Morzu Północnym, aż do przekazania go stronie polskiej. Nie należy jedna przeceniać roli młodego, studiującego na holenderskiej politechnice i niedoświadczonego Leskiego w budowie obu okrętów podwodnych dla polskiej marynarki. Niewątpliwie brał w nich udział. W Holandii zdobył swoje pierwsze międzynarodowe patenty, ale wątpliwości nasuwa to, że właśnie jemu powierzono główne prace projektowe i konstrukcyjne przy tak drogim i strategicznym dla Polski kontrakcie.

Powrót do kraju wiązał się z odbyciem służby wojskowej. Jako pilot szybowców i pasjonat latania uważał, że dostanie się do Szkoły Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Dęblinie będzie jedynie formalnością. Rzeczywiście trafił tam, ale… do Dywizyjnej Szkoły Podchorążych przy 15 pułku piechoty, co było normalną procedurą. Po zakończeniu kursu rekruckiego, udało mu się przenieść do Szkoły Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Sadkowie (pod Radomiem). Do końca nie wiadomo, czy uczył się tam pilotażu i latania taktycznego oraz bojowego. Na pewno nie ukończył takiego treningu, choćby z powodu wybuchu II wojny światowej. Wynika z tego, że był strzelcem-obserwatorem.

Działalność w konspiracji

.Wojna zastała młodego lotnika podczas szkolenia. 1 września 1939 r. Kazimierz Leski i pozostali rekruci, po raz pierwszy, przeżyli nalot bombowy niemieckich samolotów. To właśnie kryjąc się w rowie przeciwodłamkowym przed latającymi wszędzie kawałkami pocisków, w poczuciu bezsilności wyciągnął dla siebie ważny wniosek, by „nigdy nie dać się zagnać w sytuację skazującą na bierność”. Po trzech dniach bombardowań część eskadry została ewakuowana na wschód marszem pieszym. Pozostali adepci lotnictwa wojskowego rozpoczęli przeloty pozostawionymi pod ich opieką samolotami w kierunku Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie (w tym kilkoma PZL.23 Karaś; na jednej z takich maszyn latał, jako strzelec-obserwator K. Leski). Głównym celem było zdobycie potrzebnego zaopatrzenia dla maszyn. „Ponieważ »Karasie« były nie uzbrojone – jak wspominał – polecieliśmy najpierw do Dęblina po uzbrojenie. Niestety, otrzymaliśmy niewiele – prawie same ręczne granaty”. Lotnicy, pozostawieni sami sobie, mieli nadzieję na otrzymanie nowych rozkazów. Nie udawało się im jednak nawiązać łączności ani z dowództwem, ani z żadną z jednostek. Poza lotami zwiadowczymi, orientującymi ich we własnym położeniu, nie przeprowadzali akcji bojowych oraz nie rozpoczęli walki z samolotami niemieckimi. Dowodzący eskadrą por. pil. Marian Koterla podjął decyzję o dalszym kierowaniu się na wschód. Zapadła ona, po nawiązaniu kontaktu (kiepskiej jakości – rozmowa była przerywana i słabo słyszalna) ze sztabem gen. Kazimierza Sosnkowskiego, dowódcy Frontu Południowego, spieszącego na odsiecz okrążonemu Lwowowi.

Kampania polska 1939 r. skończyła się dla Leskiego 17 września pod Czortkowem nad Seretem. Nie wiedząc, że Sowieci zaatakowali Polskę, samolot RXIII F, którym leciał, został przez nich zestrzelony. Pilot nie odniósł ran, ale strzelec-obserwator Leski doznał kontuzji kręgosłupa i miał połamane żebra. Obaj znaleźli się w niewoli. Sowieci zamknęli ich w szkole, która przylegała do przykościelnego cmentarza. Okazało się, że nie byli jedynymi więźniami. W związku z tym, że brakowało wartowników oraz dzięki pomocy miejscowej ludności, udało im się zbiec. Kazimierz Leski przedostał się do Lwowa za sprawą współtowarzyszy ucieczki, bo sam nie był w stanie się poruszać. Tam udzielono mu pomocy w klinice prof. Rudolfa Weigla. Po hospitalizacji i krótkiej rekonwalescencji postanowił wrócić do Warszawy, w czym pomógł mu przyjaciel ojca.

W okupowanej stolicy spotkał się z matką. W Szpitalu Ujazdowskim kontynuował leczenie i dokończył rehabilitację. Tam otrzymał także fałszywe dokumenty, potwierdzające inwalidztwo wojenne na konspiracyjne nazwisko Leon Juchniewicz. Będzie mu ono towarzyszyć przez najbliższe lata wojny i po jej zakończeniu, aż do aresztowania. Jednocześnie rozpoczął starania, aby nawiązać kontakt i przyłączyć się do organizacji konspiracyjnej, która prowadziła działania przeciwko III Rzeszy. Udział w partyzanckich jednostkach liniowych nie był możliwy, bo te dopiero się organizowały. Poza tym miał problemy z kręgosłupem, który będzie mu doskwierać do końca życia. Ta kontuzja dyskwalifikowała go z latania. Z tego też powodu zrezygnował z przedostania się na zachód, do tworzonych we Francji oddziałów lotniczych. Doszedł do wniosku, że w takim stanie zdrowia jedynie pozostanie w Polsce przyniesie realny skutek w walce z okupantem, a działalność wywiadowcza będzie najbardziej efektywna i sensowna. Na drodze do realizacji tego planu stanął brak kontaktów i rozluźnienie tych z czasów szkoły średniej i studiów. Negatywnie odbił się na nich pobyt za granicą.

Ostatecznie, jesienią 1939 r., przystąpił, pod kryptonimem „37”, do Muszkieterów, organizacji, która zajmowała się wywiadem i kontrwywiadem. Powołał ją i prowadził Stefan Witkowski „Inżynier”. To postać kontrowersyjna, ale niewątpliwie bardzo ciekawa, wielu talentów i przesadnie ambitna. Sam Leski wspomina: „W istocie organizacja »Muszkieterowie« – pod taką bowiem nazwą jest znana historykom – była czymś w rodzaju prywatnej agencji wywiadowczej Witkowskiego. On sam był człowiekiem niezwykłym – jeśli hochsztaplerem, to na pewno wielkiego formatu. Miał ambicję, chciał być wielkim człowiekiem, choć pieniędzmi też nie gardził”. Wywarł on na niego bardzo duży wpływ: „Pomimo niejednoznacznej działalności Witkowskiego nie ulega wątpliwości, że sposób, w jaki prowadził swoją grę, miał olbrzymi wpływ na Kazimierza Leskiego, dla którego szef Muszkieterów był mentorem w dziedzinie wywiadu i kontrwywiadu. To od niego nasz bohater zaczerpnął pomysł na świadome kreowanie swojej podziemnej legendy, w której fakty i rzeczywiste osiągnięcia mieszają się – w trudnej do określenia proporcji – ze »zręcznym blefiarstwem« i »przerostami fantazji«”.

Pierwszym zadaniem świeżo pozyskanego konspiratora było zorganizowanie sieci wywiadu komunikacyjnego. Jeszcze przed wojną w polu jego szerokich zainteresowań znalazły się zagadnienia logistyczne i transportowe. „Bradl” gromadził informacje o szlakach i węzłach komunikacyjnych, ich przepustowości i ewentualnych remontach lub jakichkolwiek zmianach. Jego komórka zbierała dane o drogach kołowych, kolei, drogach wodnych oraz o transporcie powietrznym ze szczególnym uwzględnieniem lotnisk i lądowisk polowych. Niełatwym wyzwaniem, z którym musiał poradzić sobie Leski było zbieranie i prowadzenie kartoteki osób podejrzanych o współpracę z okupantem. Było to zadanie kontrwywiadowcze, którego początki tak wspominał: „Wprawdzie o tym już zupełnie nie miałem pojęcia – nie tylko nie wiedziałem, jak to należy zrobić, ale nawet nie wiedziałem, na czym to polega – niemniej robiłem. Uczyłem się i robiłem; robiłem i uczyłem się. Nie byłem, na szczęście, wyjątkiem, ponieważ wszyscy przystępowaliśmy do działania, nie bardzo wiedząc, co trzeba robić i jak”. Z czasem Leski awansował na szefa kontrwywiadu Muszkieterów, werbując wielu młodych i zdolnych współpracowników, jak choćby Józefa Garlińskiego, późniejszego kierownika referatu „998” Oddziału II KG AK (którego najważniejszą częścią była komórka więzienna, odpowiedzialna za kontakty z aresztowanymi żołnierzami podziemia), z którym przyjaźnił się do końca życia. To nie jedyne zadania, jakie wykonywał „37”. W Oświadczeniu, podpisanym m. in. przez Henryka Fronczaka „Wujo”, jedynie za rok 1939, wymienione są następujące zagadnienia, którymi zajmował się Leski: „Zbieranie porzuconej i ukrytej broni i amunicji. Zbieranie wzorów druków na legitymacje i dowody osobiste. Zorganizowanie wytwórni fałszywych dokumentów. Zmontowanie pierwszej drukarni pod fabryką sztucznego lodu. Maszyny pochodziły z rozbitej drukarni »Robotnika«”.

Organizacja założona przez „Inżyniera” miała powiązanie nie tylko z wywiadem brytyjskim, ale także, co okazało się zgubne dla Witkowskiego, z niemieckim. Arogancja, buta i przeświadczenie o nieomylności oraz przechwalanie się i powoływanie na kontakty z samym szefem rządu na uchodźstwie, gen. Władysławem Sikorskim, od którego rzekomo otrzymywał bezpośrednie rozkazy i miał być jego specjalnym wysłannikiem, sprawiły, że szybko popadł w konflikt z Komendantem Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) gen. Stefanem Roweckim „Grot”, któremu, pomimo formalnego rozkazu, nie podporządkował się. Doszła również sprawa samowolnej egzekucji na Włodzimierzu Szycu „Biegacz”, który był kurierem Muszkieterów na Węgry. To spowodowało, że część pracowników zaczęła się od niego odwracać i szukać kontaktów z ZWZ. Jednym z nich był Kazimierz Leski i cała, kierowana przez niego, komórka kontrwywiadowcza. Stefan Witkowski został oskarżony przez KG AK o, niewyjaśnione do dziś, kontakty z Abwehrą i Gestapo. W 1942 r. Wojskowy Sąd Specjalny skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano. Wcześniej, rozkazem z 27 sierpnia 1942 r., Muszkieterzy zostali rozwiązani przez komendanta głównego gen. Stefana Roweckiego. Większość członków zasiliła szeregi armii Polskiego Państwa Podziemnego.

Rozpoczął się nowy etap w działalności konspiracyjnej Kazimierza Leskiego. W Armii Krajowej skorzystano z jego wiedzy i doświadczenia. Oddelegowany został do Oddziału II KG AK. Zresztą nie tylko on. Po latach tak oceniał tę sytuację: „W rzeczywistości taktyka zastosowana tu przez Oddział II, a ściślej przez kontrwywiad Komendy Głównej ZWZ, doprowadziła do całkowitego rozdrobnienia naszej organizacji, jej rozbicia prawie na poszczególnych ludzi. Było to prawdopodobnie spowodowane chęcią wykorzystania ich – bowiem w »Muszkieterach« zdobyli już spore doświadczenie – w celu wzmocnienia ram organizacyjnych tego Oddziału. Powodem mogła być jednak również – i to chyba w większym stopniu – chęć rozbicia nas jako dość już, po około dwóch latach wspólnej pracy, zwartego zespołu. Niewątpliwie zaciążyła tu, uogólniona na całość organizacji, nieufność do »Kapitana« »Muszkieterów« – Witkowskiego, oraz obawa, że jako grupa o dużym ciężarze gatunkowym, silniejsza w tym okresie prawdopodobnie od agend Oddziału II ZWZ, a na pewno bardziej zwarta, będziemy chcieli wywierać na ten Oddział określony wpływ i prowadzić swoją politykę”. Postawa i wnioski jakie formułuje Leski pod adresem dowódców AK jest naganna i szkodliwa. Włączenie Muszkieterów w struktury AK była podyktowana chęcią scalenia i ujednolicenia dowodzenia wywiadem i kontrwywiadem. A to jest kluczowe w utrzymaniu dyscypliny i porządku w strukturach armii podziemnej, będącej w stanie wojny. Ponadto nadużyciem z jego strony jest stawiana teza, jakoby członkowie organizacji Witkowskiego byli najliczniejszym środowiskiem w Oddziale II KG AK. Najważniejszy i najbardziej rozbudowany był referat „993” (ofensywny, zajmował się m. in.: katalogowaniem osób współpracujących z okupantem i kolaborantów, a także wykonywał wyroki sądów podziemnych).

Po zasileniu podziemnej armii dalej zajmował się kontrwywiadem. Kierował założonym przez siebie referatem „997”, który rozpracowywał m. in. struktury organizacyjne, personalia i metody pracy niemieckich władz bezpieczeństwa: cywilnych i wojskowych. Jego komórka sprawdzała także, jak społeczeństwo polskie infiltrowane było przez obce wywiady. Szefem „997” pozostał do samego końca jej działalności, czyli do wybuchu Powstania Warszawskiego. Zastępował też swojego współpracownika i przyjaciela Józefa Garlińskiego na stanowisku kierownika referatu „998”, kiedy ten został aresztowany. Było to dowodzenie formalne, „(…) faktycznie jednak bieżącą działalnością referatu wobec nagromadzenia innych jego konspiracyjnych obowiązków, szczególnie w ramach służby w wywiadzie AK, kierowali Stefan Ryś »Józef« i Zygmunt Dembiński »Roszkowski«”.

Na przełomie 1941 i 1942 r. ppłk. dypl. Marian Drobik „Dzięcioł”, w tym czasie kierujący wywiadem ZWZ, powierzył Kazimierzowi Leskiemu opracowanie dróg przerzutowych kurierów na zachód Europy. Dzięki działalności wywiadowczej, w komórce o kryptonimie „666”, zdobył największą sławę i uznano ją za najbardziej spektakularną. Do jego największych osiągnięć zaliczyć niewątpliwie należy udział w wytyczeniu nowych dróg kurierskich prowadzących przez Niemcy, okupowane Niderlandy, Francję i dalej do Hiszpanii oraz Portugalii, a stamtąd do Londynu. Potrzeba przetarcia szlaków podróży dla kurierów była niezwykle pilna, bo dotychczasowe kontakty radiowe z władzami i dowództwem w Londynie stały się nie tylko niebezpieczne, ale także mocno ograniczone przez działalność niemieckich jednostek namierzających. Poza tym meldunki przesyłane tą drogą były krótkie, syntetyczne i zawężone do tych najważniejszych. Pozostałe raporty, sprawozdania, opracowania, plany czy analizy przewozili emisariusze w postaci zmikrofilmowanych rolek. Należy zaznaczyć, że ich przemieszczanie się po okupowanej Europie było możliwe jedynie dzięki znakomicie podrobionym dokumentom.

Udział Kazimierza Leskiego w wytyczaniu nowych tras łączności z centralą w Londynie jest bezsporny. Jednak inicjatorem i głównym organizatorem utworzenia nowych kanałów przerzutowych był Oddział II Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Niestety, w tym wypadku Leski również wyolbrzymił swoje zaangażowanie, a pomniejszył udział i zasługi innych uczestników tego zadania. Niemniej największe kontrowersje wzbudzają, opisane przez niego we wspomnieniach, eskapady w mundurach niemieckich generałów, jako: Julius von Hallmann i Karl Leopold Jansen. To właśnie wcielając się w gen. Hallmanna, miał rzekomo zdobyć plany Wału Atlantyckiego. Niestety, nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające jego słowa. Nie ma raportów z odbytych wypraw, przedstawionych przełożonym przez samego „Bradla”, które musiał sporządzać po zakończeniu misji. „Brak jest w zachowanych, oryginalnych dokumentach AK jakiegokolwiek śladu wypraw generalskich Leskiego. Próbowałem ich ślad odnaleźć – jak zauważa Olczak – w zestawieniach, rachunkach i innych dokumentach finansowych Oddziału II KG AK, których stosunkowo dużo zachowało się do naszych czasów”. Wykradzenie planów jednych z najważniejszych pozycji umocnionych III Rzeszy byłoby sukcesem na skalę światową. O ile podczas działań wojennych takie osiągnięcie zostałoby objęte ścisłą tajemnicą, to po ich zakończeniu mogłoby być powodem do dumy. Tymczasem niczego takiego nie było. Nie ma żadnego śladu, po tak spektakularnym czynie zarówno w archiwach Polskiego Państwa Podziemnego, jak i w alianckich. Zastanawiające jest też to, że również w niemieckich archiwach nie odnajdziemy dowodów na działalność gen. Hallmanna i próbę przejęcia planów umocnień. A przecież Niemcy, ceniący porządek, raportowali o wszystkim, nawet o żenujących i wstydliwych wpadkach. Próżno szukać potwierdzeń „generalskich” akcji Leskiego we wspomnieniach Kazimierza Iranka-Osmeckiego (od stycznia 1944 r. szef II Oddziału KG AK, a więc i Leskiego), z którym „Bradl” po wojnie kilkukrotnie widywał się w Londynie, czy jego przyjaciela – Józefa Garlińskiego. Intrygującą postawę Stanisława Jankowskiego „Agatona” – organizatora i kierownika Wydziału Legalizacji i Techniki w Oddziale II KG AK, który to zaopatrywał inne komórki wywiadu i kontrwywiadu w fałszywe dokumenty – odnotowuje w swoim artykule Mariusz Olczak. Jak zauważa „w wewnętrznej recenzji wspomnień Leskiego napisanych przez Stanisława Jankowskiego »Agaton« nie podważa on tego fragmentu wspomnień ani nie wypiera się wykonania fałszywych dokumentów dla gen. »Bradla«. Jednakże trudno się dziwić, aby tak chwalony przez Leskiego »Agaton« nie zdementował tego fragmentu”. Potwierdzenie wersji Leskiego znajdziemy jedynie we wspomnieniach Aleksandra Stpiczyńskiego „Wilski” – towarzysza „generalskiej” podróży „Bradla” i, wspomnianego wyżej, Stanisława Jankowskiego. Jest to jednak odtwarzanie narracji za autorem Życia niewłaściwie urozmaiconego. Obaj oficerowie II Oddziału nie wnoszą do tej opowieści nowych, nieznanych faktów ani jakichkolwiek uzupełnień. Wydaje się, że najwięcej w tej materii powinien mieć do powiedzenia właśnie „Agaton”. Bardzo ważnym argumentem, przemawiającym niestety na niekorzyść Leskiego, był jego wiek na przełomie 1942/1943 r. Wkraczał wówczas w 31 rok życia i był po prostu za młody na niemieckiego generała. Nawet najlepszą charakteryzacją pewnych cech nie da się ukryć.

Kazimierz Leski dzielił się chętnie swoim doświadczeniem i wiedzą. Poza pracą, współpracował też z Biurem Studiów Wojskowych Oddziału II KG AK, w ramach którego kierował Referatem Komunikacyjnym. Miał on za zadanie zbierać wszelkie dane o wszystkich drogach komunikacyjnych w Rzeszy, Generalnym Gubernatorstwie oraz na obszarach zajętych przez Niemców aż do linii frontu wschodniego. „Dzielił się na komórki zajmujące się drogami kolejowymi, kołowymi i śródlądowymi wodnymi. Na podstawie dostarczonych przez nie informacji wyciągano wnioski co do planowanych przesunięć większych formacji wojskowych i przewidywano kierunek działań wojsk niemieckich”. Pozyskiwano i gromadzono wszelkie informacje dotyczące ważniejszych dróg kolejowych, drogowych i wodnych: ich rodzajów, stanu, znajdujących się na nich mostów i tunelów, przepustowości itp., np.: długość rampy kolejowej pozwalała oszacować wielkość transportu. Leski i jego podwładni opracowywali miesięczne raporty, do których dołączane były mapy i schematy, oraz zwięzłe opisy zmian, jakie dokonały się w okresie sprawozdawczym. Z analiz Referatu Komunikacji korzystano także podczas akcji dywersyjnych. Powierzając „Bradlowi” stanowisko kierownika referatu, wykorzystywano jego zainteresowania komunikacyjne i logistyczne jeszcze z działalności w Muszkieterach.

Powstanie warszawskie

.Jako oficer II Oddziału KG AK był wyłączony z bieżącej walki, przez co Powstanie Warszawskie zastało go bez przydziału do jednostek liniowych. Miał nie brać udziału w ewentualnych działaniach zbrojnych. O wybuchu bitwy o stolicę dowiedział się 1 sierpnia, na kilka godzin przed wyznaczonym terminem. Przypadkowo spotkał na ulicy swojego przełożonego Stefana Rysia „Józef”, który poinformował go o zbliżającej się godzinie „W”. Zorganizował grupę ochotników, podobnie jak on bez przydziału, i z racji starszeństwa, został jej dowódcą. „W dniu 3 sierpnia ppłk. »Sławbor«, widząc krytyczny stan położenia w Alejach Jerozolimskich, objął z własnej inicjatywy dowództwo nad obsadą Alei Jerozolimskich w pobliżu placu Trzech Krzyży (pluton por. Leskiego »Bradla« i 2 plutony WSOP [Wojskowa Służba Ochrony Powstania – przyp. aut.]”. Decyzja Jana Szczurka-Cergowskiego przyniosła efekty. Pierwszym celem oddziału było zdobycie Rüstungskommando na pl. Trzech Krzyży, gdzie, co „Bradl” wiedział ze swojej działalności kontrwywiadowczej, przechowywane były akta Abwehry. Budynek opanowano, ale dokumenty zostały już przez Niemców ewakuowane. Udało się jednak zająć broń, która posłużyła do uzbrojenia napływających ochotników. Jednostka Leskiego zajęła, dzięki opracowanej przez niego metodzie podkopów pod piwnicami, rejon ulic na południowy-wschód od pl. Trzech Krzyży. Powiodła się także akcja wykonania kilku ważnych barykad ryglujących plac, m. in. od ul. Wiejskiej, gdzie ciągle pozostawały silne jednostki niemieckie.

Po reorganizacji sił powstańczych 20 sierpnia 1944 r., dowódcą Śródmieścia-Południa, został wspomniany wyżej, awansowany do stopnia pułkownika, Jan Szczurek-Cergowski „Sławbor”. Leski, dowódca kompanii nazwanej od jego pseudonimu – kompania „Bradl”, ze swoimi żołnierzami stał się częścią batalionu „Miłosz” (dowódca mjr. Stefan Jastrzębski „Miłosz”). Tereny opanowane przez to zgrupowanie udało się utrzymać do kapitulacji powstania. Niemałą zasługę mieli w tym żołnierze kompanii „Bradl”. Jednakże największym jej osiągnięciem było zdobycie, na początku września 1944 r., gmachu YMCA (Young Men’s Christian Association, Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej). Pod koniec września Leski awansował na kapitana (rozkaz Dowódcy AK nr 505 z 2 X 1944 r.), a za okazane męstwo i odwagę otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari (rozkaz Dowódcy AK nr 424 z 18 IX 1944 r.).

Więzienie, tortury i śledztwo

.Po kapitulacji, jak większość żołnierzy, trafił do niewoli. Pod Ożarowem udało mu się zbiec z kolumny jenieckiej. Dalej działał w konspiracji i współpracował ze swoim dowódcą z powstania, płk. „Sławborem” przy odtworzeniu struktur organizacyjnych Obszaru Zachodniego AK (obejmował on teren Pomorza po Szczecin, Kujaw i część zachodnią Polski). Szczurek-Cergowski został komendantem Obszaru, a Kazimierzowi Leskiemu powierzono funkcję szefa sztabu organizacji. W tym czasie posługiwał się pseudonimem „Dębor”. Po wydaniu 19 stycznia 1945 r. przez gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadek” rozkazu o zwolnieniu z przysięgi żołnierzy Armii Krajowej i rozwiązaniu oddziałów, Leski pozostał na stanowisku i dodatkowo podjął kroki zmierzające do przeprowadzenia sprawnej demobilizacji jednostek należących do Okręgu Zachodniego. W jego miejsce powołana została Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj (DSZ) z płk. dypl. Janem Rzepeckim „Ożóg” („Ślusarczyk”, „Prezes”) na czele. Jej zadaniem było objęcie zwierzchnictwa nad tworzącym się antykomunistycznym ruchem oporu. DSZ kontaktowała się Naczelnym Dowództwem w Londynie. Po cofnięciu przez mocarstwa zachodnie poparcia dla londyńskich władz, dalsze utrzymanie Delegatury, podległej rządowi na uchodźstwie, straciło sens. Organizacja została rozwiązana. We wrześniu Rzepecki ze współpracownikami założył Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). Przejęło ono większość kadr i struktur po DSZ, i miało charakter polityczno-wojskowy. WiN deklarował walkę m. in.: w obronie podstawowych praw obywateli, wolności i suwerenności państwa polskiego. „Oprócz tego była to jedyna poważna i wpływowa organizacja utworzona po zakończeniu wojny, która do programu swego działania wpisała nie walkę zbrojną, ale działalność wychowawczą i propagandową”. Leski dalej brał czynny udział w konspiracji. W Zrzeszeniu WiN „miał sprawować funkcję sekretarza komendanta Obszaru Zachodniego WIN”. W tym okresie szukał również możliwości przerzutu na zachód tzw. spalonych ludzi konspiracji. Był również łącznikiem między Poznaniem i Warszawą. To właśnie praca w Delegaturze Sił Zbrojnych i Wolności i Pokoju doprowadziły „Dębora” na ławę oskarżonych.

Kiedy w marcu 1945 r. wojska sowieckie zajęły Gdańsk i pod ich nadzorem przejmowała urzędy polska administracja, powoli ustawały działania wojenne i zaczęto myśleć o odbudowie. Kazimierz Leski zatrudnił się w nowo powstałym Zjednoczeniu Stoczni Polskich. Chciał przyczynić się do odrodzenia przemysłu stoczniowego. Został naczelnym inżynierem w Stoczni nr 2 w Gdańsku. Miał ogromny wkład w uruchomienie i uchronieniu jej majątku przed sowieckimi kradzieżami. Posiadał do tego odpowiednie predyspozycje, wiedzę i doświadczenie. Warto zaznaczyć, że w tym okresie nie posługiwał się swoim nazwiskiem, a używał legalizacyjnego (konspiracyjnego), jeszcze z czasów okupacji, Leon Juchniewicz.

Pierwszy raz został aresztowany pod koniec sierpnia 1945 r. w Gdańsku. Udało mu się uciec podczas transportu do gdańskiej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. To doświadczenie skłoniło go do opuszczenia wybrzeża i wyjazdu do Poznania. W stolicy Wielkopolski kontynuował swoją konspiracyjną aktywność na powierzonych mu dotychczas stanowiskach, jako szefa sztabu Obszaru Zachodniego WiN i kierownika wywiadu tej organizacji.

Funkcjonariusze organów bezpieczeństwa publicznego ponownie aresztowali Kazimierza Leskiego 23 listopada 1945 r. Z powodu zajmowanych przez niego stanowisk i funkcji przesłuchiwał go sam stalinowski prokurator Józef Różański, którego akta oskarżenia przyczyniły się do wydania przez sądy wojskowe wyroków śmierci, na wielu żołnierzach polskiego podziemia. Kilka razy odwiedził go i rozmawiał z nim wiceminister bezpieki Roman Romkowski. W większości jednak miał do czynienia z bezwzględnymi i brutalnymi funkcjonariuszami urzędu bezpieczeństwa. „Śledztwo prowadzone było w sposób bardzo męczący. Czas dziennych przesłuchań ciągle się wydłużał, zaczęto prowadzić je również w nocy”. Później było już tylko gorzej. Ogólne wyczerpanie, fatalne warunki higieniczne, brak snu i odnowiona kontuzja z września 1939 r. doprowadziły do znacznego pogorszenia stanu zdrowia. Po ponad rocznym, brutalnym śledztwie, 3 lutego 1947 r. Sąd Wojskowy uznał go winnym. Zarzucono mu działania mające na celu obalenie demokratycznego ustroju Państwa Polskiego. Został skazany w tzw. procesie I Komendy WiN (oprócz niego na ławie oskarżonych zasiedli: Jan Rzepecki, Antoni Sanojca, Jan Szczurek-Cergowski, Tadeusz Jachimek, Marian Gołębiewski, Henryk Żuk, Józef Rybicki, Ludwik Muzyczka i Emilia Malessa) na 12 lat więzienia oraz utratę majątku i pozbawienie praw publicznych i obywatelskich na okres 5 lat. Co prawda ówczesny prezydent Bolesław Bierut, w drodze łaski, zmniejszył mu karę o połowę, ale nie był to koniec jego problemów z „nowym” wymiarem sprawiedliwości. W 1952 roku ponownie osądzony, tym razem za rzekomą współpracę z hitlerowskim okupantem, skazany został na 10 lat pozbawienia wolności. W tym miejscu warto zauważyć, że osadzony odbywał karę także na Dolnym Śląsku. Jako więzień pracował w zakładach samochodowych w Jelczu. Tak wspomina go Józef Bochenek, jeden z pracowników budowanego przedsiębiorstwa samochodowego, który pracę rozpoczął 1 sierpnia 1952 r.: „Z czasem, z kilkoma więźniami zaprzyjaźniliśmy się, zwłaszcza z pracującymi w Dziale Technologicznym, z naszym kolegą Staszkiem, inż. Kazimierzem Leskim i młodym Bronkiem Kędzierskim. Za przekazywane nam pieniądze, kupowaliśmy im, niektóre produkty żywnościowe i słodycze. Bronek przynosił nam wędzone dorsze, którymi na okrągło, karmiono ich w obozie. Wiedzieliśmy, że p. inż. Leski był w Armii Krajowej i pełnił bardzo ważne funkcje, ale dopiero kilka lat później, dowiedziałem się, że był oficerem wywiadu i kontrwywiadu AK. Z oblicza inż. Kazimierza Leskiego, emanowała wybitna inteligencja. Ten szpakowaty już wówczas pan, średniego wzrostu, był podziwiany za swoje wszechstronne zainteresowania, a także za… wróżenie z dłoni”. Później trafił do Więzienia nr 1 na ul. Kleczkowską we Wrocławiu. Ostatecznie mury więzienia opuścił 22 stycznie 1955 r. Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy na posiedzeniu 17 czerwca 1957 r. uniewinnił Kazimierza Leskiego z przypisywanych mu przez prokuratora w 1952 r. win. Tym samym „Bradl” oczyszczony został z zarzutów o kolaborację z wrogiem. Wyrok z 1947 r. dalej pozostawał w mocy. Pierwotnie komunistyczny wymiar sprawiedliwości chciał objąć Leskiego amnestią, na którą ten się jednak nie zgodził, domagając się pełnej rehabilitacji. Zamierzony cel osiągnął dopiero w 1991 r., już w wolnej, niepodległej i demokratycznej Polsce, sąd całkowicie unieważnił oskarżenia ciążące na nim od 3 lutego 1947 r.

Działalność zawodowa i prospołeczna

.Będąc wolnym człowiekiem, chciał wrócić do pracy w przemyśle stoczniowym. Bez powodzenia. Pomimo ogromnego doświadczenia i chęci tworzenia oraz włączenia się w powojenną odbudowę Polski, nowa rzeczywistość, jaką zastał po opuszczeniu więziennych murów, okazała się nazbyt ponura. Przeszłość i wojenna działalność odcisnęły piętno na jego dalszym zawodowym życiu. „Kazimierz Leski pozostawał jednak pod czujną obserwacją organów bezpieczeństwa PRL. Po wyjściu z więzienia objęto go inwigilacją w ramach sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej krypt. »Bradel« z uwagi na fakt, że w więzieniu wykazywał »wrogą postawę« wobec PRL. Był śledzony, podsłuchiwano jego rozmowy telefoniczne oraz przeglądano korespondencję, był także stale inwigilowany przez agentów SB. Oficerowie SB bezskutecznie usiłowali również namówić K. Leskiego do podjęcia współpracy”. Pierwszą pracę po odzyskaniu wolności otrzymał w Państwowych Wydawnictwach Technicznych. Następnie pięć lat spędził w Zjednoczeniu Przemysłu Ciężkiego, by ostatecznie w 1962 r. trafić do Ośrodka Dokumentacji i Informacji Naukowej Polskiej Akademii Nauk (ODiN PAN). Pełnił tam funkcję p. o. dyrektora. Po interwencji Służb Bezpieczeństwa (SB), pomijany przy awansach. Była to zemsta za odmowę współpracy z organami SB. 16 października 1973 r. Rada Wydziału Filologii Polskiej i Słowiańskiej Uniwersytetu Warszawskiego nadała mu tytuł doktora nauk humanistycznych, na podstawie przedłożonej rozprawy Opracowanie zasad budowy tezaurusa na przykładzie problematyki kadry naukowej, której promotorem była doc. dr hab. Krystyna Remerowa. Dyplom, z rąk rektora Uniwersytetu Warszawskiego prof. dr hab. Zygmunta Rybickiego, odebrał 29 maja 1974 r. Od tej chwili na wszystkich pismach urzędowych i w oficjalnych listach podpisywał się: dr inż. Kazimierz Leski. Na emeryturę przeszedł 31 grudnia 1978 r., odbierając z rąk dyrektora OIN, doc. dr Stanisława Ługowskiego, Dyplom Uznania za Całokształt Osiągnięć w Pracy Zawodowej. Zasłużony odpoczynek od pracy i przeżyć nie był czasem spędzonym na laurach. Kazimierz Leski nie zamierzał zwalniać tempa.

Pracę zawodową dzielił z pasjami i wszechstronnymi zainteresowaniami. Był również społecznikiem. Z jego inicjatywy w 1957 r. powstało Stowarzyszenie Wynalazców Polskich − pierwsza powojenna organizacja społeczna, zrzeszająca twórców techniki, inżynierów i innowatorów − rozwiązana przez komunistyczne władze w 1960 r. Funkcję prezesa powierzono prof. Michałowi Śmiałowskiemu, a Leskiego wybrano na I wiceprezesa. Już w wolnej i demokratycznej Polsce otrzymał honorowy tytuł prezesa Stowarzyszenia Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów (SPWiR).

Miał swój pionierski wkład w rozwój karawaningu. W 1973 r., będąc członkiem Automobilklubu Warszawskiego, założył z innymi pasjonatami tego typu wypoczynku, Koło Caravaningu.

Zaangażował się również w prace Związku Powstańców Warszawskich, wstępując do stowarzyszenia 10 października 1991 r. Trzy lata później Walne Zebranie Delegatów ZPW nadało „Bradlowi” godność Członka Honorowego. W latach 1994-1997 Kazimierz Leski pełnił zaszczytną funkcję prezesa, zastępując gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego.

Jeszcze na studiach zasilił szeregi członków Akademickiego Związku Sportowego. Praktycznie do końca życia brał czynny udział w konkursach wspomnieniowych aranżowanych przez tę organizację sportową.

Piętnastego kwietnia 1991 r. Kazimierz Leski został awansowany, rozkazem personalnym nr 53, na stopień podpułkownika. Odznaczony m. in.: Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari (nr 12 338), Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Walecznych (trzykrotnie), Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Armii Krajowej. Otrzymał wiele odznaczeń państwowych, branżowych, organizacji i stowarzyszeń.

Godne odnotowania jest też to, że wynalazcy pamiętali o dokonaniach „Bradla”. Stowarzyszenie Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów przyznało mu dwie swoje najważniejsze nagrody: pierwszą jaką otrzymał był Medal Honorowy SPWiR im. Tadeusza Sendzimira Nr 009, który dostał w maju 1999 r. Drugą przekazano mu rok później, 19 kwietnia 2000 r. (Uchwała Prezydium Krajowej Rady SPWiR NR6/2000). Była to Złota Honorowa Odznaka SPWiP Nr 01. Kazimierz Leski był już wówczas ciężko chory i nie mógł osobiście odebrać tego ostatniego wyróżnienia.

Niezwykle znamienitym wyróżnieniem było uhonorowanie go, przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu (Jad Waszem), medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata (1995). Został też Honorowym Obywatelem Warszawy (1995) i Honorowym Obywatelem Państwa Izraela (1996).

Rok po śmierci Leskiego, 28 czerwca 2001 r., Prezydium Krajowej Rady Stowarzyszenia Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów, która była spadkobierczynią – w pewnym sensie – idei zapoczątkowanej w 1957 r., podjęła uchwałę nr 17 o ustanowieniu Nagrody SPWiR im. Kazimierza Leskiego. Jak czytamy w załączniku nr 1 do zarządzenia: „Nagroda będzie przyznawana każdego roku najaktywniejszej jednostce organizacyjnej SPWiR (Koło, Klub, Oddział) w Rocznicę Urodzin Kazimierza Leskiego”.

Kazimierz Leski zmarł 27 maja 2000 r. w wieku 88 lat w Warszawie. Pochowany został w rodzinnym grobowcu na Starych Powązkach.

.Był człowiekiem o silnej osobowości, trudnym partnerem we współpracy zarówno dla swoich podwładnych i zwierzchników, jak i w życiu prywatnym. Taka cecha, w połączeniu z wyrazistymi poglądami i opiniami, których nie bał się wygłaszać oraz wysoką inteligencją, powodowała, że odbierano go jako osobę konfliktową. Budził skrajne emocje. Nie przeszkadzało mu to w świadomym podtrzymywaniu kontaktów z byłymi żołnierzami AK. Czynnie angażował się w prace kół i stowarzyszeń, a ukoronowaniem tej działalności społecznej, było powierzenie mu funkcji prezesa Związku Powstańców Warszawskich. Niewątpliwie Leskiego ukształtowały dom rodzinny i praca za granicą, a także wydarzenia, w których brał udział: konspiracja podczas II wojny światowej, wreszcie długoletnie więzienie.

Andrzej Kraska-Lewalski

Fragment książki Kazimierz Leski „Bradl” 1912-2000, wyd. Ossolineum, 2022 [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 stycznia 2024