Anna MAKUCH: Noworoczna waza ponczu Albo w poszukiwaniu pana Pickwicka

Noworoczna waza ponczu
Albo w poszukiwaniu pana Pickwicka

Photo of Anna MAKUCH

Anna MAKUCH

Doktor nauk społecznych w zakresie nauk o polityce UW, absolwentka Wydziału Polonistyki UW - filolog polski - literaturoznawca; zajmuje się filozofią polityki i historią idei; wykładowca akademicki.

W sezonie jesienno-zimowym czytelnik chętniej sięga po literaturę, która ma cenne właściwości ponczu: rozgrzewa, powoduje uśmiech i przyjazne uczucia wobec otoczenia. Napój ten ma – można powiedzieć – społeczny charakter, bowiem przyrządzany w wazie, domaga się kosztowania w dobranym towarzystwie, o czym informuje nas pouczająca lektura choćby „Klubu Pickwicka”.

Będąc posłuszna wskazanym powyżej czytelniczym impulsom, sięgnęłam niedawno do lektur wczesnomłodzieńczych, schowanych nieco głębiej na półce. Należy do nich na przykład zbiór felietonów Michała Radgowskiego „Nieśmiali żyją krócej”, w którym realia PRL-u dziś łudzą zetlałym urokiem. Obracając w ręku tę magdalenkę, wspomniałam następny tytuł, wycofany z Gromadzkiej Biblioteki Publicznej w Młodnicy, dzięki czemu zrekonstruowałam fragment biblioteki Dziadków – „Bunt brzydulek” Jerzego Lowella, o – jak tytuł zapowiada – ciężkiej doli panien i pań, które zamiast wabić czarem, liczyć mogą wyłącznie na roztropność i osobisty spryt.

Raczyłam się „Biblioteką Satyry” w latach szkoły podstawowej (osiem klas), na zmianę z bardziej stosownymi dla wieku dziecka czy też podlotka powieściami Krystyny Ślesickiej czy Zbigniewa Nienackiego (tu rzecz jasna, seria o Panu Samochodziku, istnienie innych tytułów przeznaczonych dla dorosłych panie bibliotekarki skrzętnie ukrywały przed oczami nieletnich). Prawdę mówiąc, treści twórczości M. Radgowskiego średnio przeznaczone są dla młodzieży, abstrahując nawet od wiadomości wymagających pogłębionej edukacji, jak np. rozważania na temat „złej roboty” w kontekście traktatu o dobrej prof. T. Kotarbińskiego. Analizy napięć męsko-damskich w eseju o panu Guciu dzisiaj dopiero uzmysłowiły mi tę nieadekwatność; w hierarchii wartości pana Gucia pierwsze miejsce zajmuje auto, dalej pies, na miejscu ostatnim zaś blondyny, gdyż ze względu na rotacyjność zajmowanego stanowiska stanowiły najmniej stabilny element życia bohatera.

Połknąwszy bakcyla literatury humorystycznej, w dalszych latach skwapliwie podejmowałam tropy, wyszukując tytuły, które pachniały krzywym zwierciadłem. „W oparach absurdu” A. Słonimskiego i J. Tuwima, „Jarmark rymów” J. Tuwima zaprowadziły do mistrza Wiecha i nieocenionego pana Piecyka, który do dziś pozostaje dla mnie mistrzem historycznej hermeneutyki. Ba, satyryczne opowiadanie o pechowym małżonku, Arnolfie, napisał sam Aleksander Fredro. Kto ciekaw, trzeba sięgnąć do dzieł zebranych pisarza; nie znam innej edycji.

Prawdziwą radością okazał się dział literatury angloamerykańskiej, w związku z czym przez długi czas nie wyjeżdżałam z domu bez egzemplarza powieści P. G. Wodehouse`a, w których kłopoty brytyjskich arystokratów, cokolwiek niedouczonych w kwestii np. rodzimej literatury, rozwiązywał niezawodny i niewzruszony kamerdyner, w wolnych chwilach czytujący z upodobaniem Szekspira. Ten sam klimat znajdzie czytelnik w powieściach Jerome`a K. Jerome`a o trzech panach np. na łódce, na rowerze (nie licząc – rzecz jasna – psa, a terier Montmorency jest egzemplarzem, z którym ułożyłby się chyba tylko dr Dolittle). Nie ujawnię rozwinięcia enigmatycznego „K” między imieniem i nazwiskiem autora; uczynił on to sam, na usilne prośby czytelników we wstępie do jednej z części…

A. Milne oprócz opowiadań dla Krzysia napisał uroczą powiastkę pt. „Dwoje ludzi” o kryzysie małżeńskim, szczęśliwie zażegnanym dla Reginalda i Sylwii; dalibóg, nie wiem, czemu wydanej w serii „Romans”. Sukces zawsze kosztuje, burząc dotychczasowy ład – czy u Reginalda, autora debiutanckiej powieści „Powój”, czy w trakcie codziennych obowiązków jego żony, zanurzonej w hermetyczny świat niedostępny wszystkim mężom świata, gdzie trzeba podjąć decyzje dotyczące sprawunków na obiad i zakupu nasion do ogrodu. Romansem prawdziwie dramatycznym, przekazanym potomności w formie diariusza pierwszego mężczyzny, są skomplikowane dzieje związku Adama i Ewy w wersji Marka Twaina. Czas wrócić do tych cennych zapisków a spalić za to wynurzenia o różnicach płci w oparciu o planety Wenus i Mars. Dają one znacznie głębszy – choć w formie lekkiej – obraz istotnych rozbieżności między naturą niewiasty i mężczyzny.

Najbardziej pogodne powieści Ch. Dickensa przy powtórnej lekturze ujawniają smutne tło, jednak geniusz Pana Pickwicka rozplątuje wszelkie węzły niepowodzeń postaci i w trakcie finalnej biesiady poncz smakuje jak powinien a pasztety i pieczone kurczęta podprawione są należycie stosowną przyprawą. Pan Jingle otrzymał swoją drugą szansę na przyzwoity żywot. Modne dziś w kinie światowym fabuły romansowe z bohaterami w wieku stosownym w powieści Dickensa zostały antycypowane wątkiem pewnego pechowego uczucia; oto prawdziwy mistrz.

Klasyczna – by tak rzec – literatura humorystyczna: powieści, opowiadania, eposy, wiersze cechuje się stylistyczną jędrnością, zwartą strukturą i dowcipem od ludycznego po rzewny. Nigdy jednak nie przekracza granicy skojarzenia ordynarnego, pozostając przy – co najwyżej – dosadności. Dlatego wracam do „Historii Partii Umiarkowanego Postępu (w granicach prawa)” J. Haška i „Antologii amerykańskiej satyry”, gdzie znajduję postać Waltera Mitty`ego (ma ona dla mnie twarz Bena Stillera z filmu „Sekretne życie Waltera Mitty”). Członkowie-założyciele znamienitej Partii mają pewną cechę wspólną z jednym z bohaterów Jerome`a K. Jerome`a: szósty zmysł, jeśli idzie o źródło krzepiących ducha i ciało napitków.

Dla higieny psychicznej unikam współczesnego rechotu udającego dowcip; wyobrażam sobie, że i Zagłoba odwróciłby się plecami od serwowanego zbyt tłustego dania.

Czas dni świątecznych za nami, przed nami jednakowoż Sylwester i karnawał, wyzwania towarzyskie i organizacyjne; stosowne wydaje mi się przytoczyć fragment „Poradnika kulinarnego” A. Słonimskiego i J. Tuwima, zawierającego garść niezbędnych na ten gorący czas – niespodziewania goście! – wskazówek dla każdej pani domu:

„Eskalop z cielęciny. Wziąć dwa funty cielęciny, wstrząsnąć, obrać, zaprawić i zrobić eskalop. Dla smaku można dodać szczyptę soli.”

„Co podać do stołu, gdy przyjdą goście, a w domu nic nie ma. Świeżo upieczoną indyczkę pokrajać w plasterki, wyłożyć na półmisek, ubrać kaparami i sałatą w pomidorów. Funt łososia, trzy pudełka sardynek, szczupaka na zimno, pasztet ze zwierzyny i kilka śledzi marynowanych, zimne mięsa – rozłożyć na półmiskach i rozstawić na stole. Kilka butelek wódki i wina, trochę owoców, czarna kawa i likiery – i ta zaimprowizowana naprędce kolacyjka zadowoli najwybredniejsze gusta.”

W Nowym Roku życzę wszystkim Państwu wiele uśmiechu.

Anna Makuch

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 grudnia 2016