Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba wielkiego duchem Zachodu. Także aby uratować klimat naszej planety
Potrzebujemy odrodzenia, nowego globalnego zaangażowania. Aby tego dokonać, potrzebny będzie wielki wysiłek duchowy. Potrzebujemy nie tylko wizji i etyki, ale także wiary, która popchnie nas do konkretnego działania – pisze Ben RYAN
.Wyzwania związane z ochroną środowiska to dokładne przeciwieństwo tego, na co są nastawione krótkoterminowe cykle wyborcze.
Kwestie ochrony środowiska są problemem, do którego rozwiązywania przywódcy polityczni Zachodu są dziś wyjątkowo źle przygotowani. Osiągnięcie celów, które zdaniem naukowców są konieczne, będzie bowiem wymagało ustanowienia przepisów dotyczących radykalnej zmiany stylu życia oraz długoterminowej, kosztownej polityki. W tym kosztownych i uciążliwych zmian w infrastrukturze i przemyśle, które potencjalnie nigdy nie przyniosą wymiernych korzyści ekonomicznych ani praktycznych.
Powodzenie wypracowanych podczas Konferencji Klimatycznych Narodów Zjednoczonych ustaleń będzie wymagało wielostronnej współpracy i działania państw raczej zgodnego niż konkurencyjnego. To rzadkość, która dodatkowo dawno już nie wydawała się tak odległą perspektywą. Bezwzględna suwerenność i polityczna izolacja są dziś w modzie bardziej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Trudno sobie przecież wyobrazić, jak przedstawiciel rządu Wielkiej Brytanii, który przewodniczy obradom, może ze spokojną, pozbawioną emocji twarzą nalegać na wielostronną współpracę na rzecz globalnego dobra wspólnego, podczas gdy jego rząd jednostronnie podeptał postanowienia konwencji dotyczącej statusu uchodźców z 1951 r.
Pomijając ten polityczny kontekst, można stwierdzić, że naprawdę przygnębiające jest pytanie, czy mamy w ogóle intelektualną i etyczną zdolność do reagowania na to, co się dzieje z klimatem Ziemi.
Pod względem etycznym rzecz wydaje się dość oczywista: dobrze byłoby pozostawić po sobie coś więcej niż tylko pustynię i dymiący żużel, aby nasze wnuki mogły jakoś żyć po naszym odejściu. Konkretyzacja tych kwestii to jednak trudne zadanie. Na przykład jakie koszty powinny ponieść określone pokolenia i państwa? Z jaką rekompensatą za ich utracony rozwój? Czy prawo dotyczące uchodźców można rozszerzyć na migracje związane z degradacją środowiska?
Pytania te mają w równym stopniu podłoże etyczne, co ekonomiczne i naukowe.
Wszystkie te problemy są bowiem ze sobą powiązane: politycy zmagają się z takimi pytaniami nie tylko z powodu obaw wyborczych, ale z braku prawdziwych wspólnych norm etycznych, które pozwoliłyby ich rozliczać lub zapewnić choćby minimalne zasoby intelektualne potrzebne do kształtowania proekologicznych wizji w przyszłości.
Stanowi to przygnębiające porównanie z krótkim okresem rozkwitu prawdziwie skutecznego multilateralnego internacjonalizmu z wizją etyczną w okresie bezpośrednio powojennym. Być może potrzeba prawdziwego kryzysu egzystencjalnego, takiego jak masowa zagłada i Holokaust, by naprawdę wstrząsnąć porządkiem świata; czegoś w rodzaju newtonowskiej reakcji moralnej na to, co zostało dokonane wcześniej.
Okres powojenny był przecież czasem prawdziwej i radykalnej politycznej innowacji, kiedy to państwa dobrowolnie poświęciły swoją suwerenność i zdolność do militaryzacji na rzecz pokoju i dobrobytu w ramach wczesnego projektu europejskiego. Była to ta sama epoka, w której doszło do międzynarodowego skodyfikowania ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości; pojawiło się międzynarodowe zaangażowanie prawne na rzecz idei, że niektóre wartości są tak uniwersalne i fundamentalne, że muszą być nadrzędne nawet wobec zasady suwerenności narodowej i odrębnych struktur prawnych w obrębie granic. Konwencja o uchodźcach z 1951 roku była międzynarodowym uznaniem potrzeby ochrony tych, których człowieczeństwo było zagrożone przez działania państw.
Nie jest przypadkiem, że te polityczne innowacje pojawiły się tuż po wojnie. Nie jest też przypadkiem, że każda z nich na różne sposoby opierała się na uniwersalistycznych modelach etycznych, zwłaszcza (choć nie wyłącznie) na chrześcijaństwie.
Wczesny projekt europejski i inne nowe modele międzynarodowe zostały nazwane przez naukowca Scotta Thomasa „aktem wyobraźni teopolitycznej”. Choć nie ograniczały się do jednej religii czy tradycji, wszystkie realizowały wzorzec etyczny ukształtowany przez teologię chrześcijańską. Dostarczały intelektualnych, a nie tylko religijnych ram dla stworzenia nowych uniwersalistycznych środków politycznych służących idei globalnego dobra wspólnego.
Podobnie niezbędne są ramy intelektualne, ale też odwaga i wiara w możliwość zmian. To wszystko niesie chrześcijaństwo. Interesujące jest przypomnienie poglądu Winstona Churchilla na to, co byłoby konieczne do odbudowy Europy po II wojnie światowej: Musimy zbudować Stany Zjednoczone Europy. Tylko w ten sposób setki milionów robotników będą mogły odzyskać proste radości i nadzieje, które czynią życie wartym przeżycia. Proces jest prosty. Wszystko, co jest potrzebne, to determinacja setek milionów mężczyzn i kobiet, aby czynić dobro zamiast zła i w nagrodę otrzymać błogosławieństwo zamiast przekleństwa… Nie może być odrodzenia Europy bez wielkiej duchowo Francji i wielkich duchowo Niemiec.
To był model i kontekst innej epoki, ale pod wieloma względami znajdujemy się dziś w tym samym miejscu. Potrzebujemy odrodzenia, nowego globalnego zaangażowania. Aby tego dokonać, potrzebny będzie wielki wysiłek duchowy. Potrzebujemy nie tylko wizji i etyki, ale także wiary, która popchnie nas do konkretnego działania.
Istnieje pewnego rodzaju symetria w tym, że papiestwo stara się zapewnić intelektualne ramy dla tej nowej epoki. Niewiele dokumentów Kościoła spotkało się z tak szerokim i w większości pozytywnym przyjęciem, jak encyklika Laudato si’. Papież Franciszek przypomina nam w niej, że „musimy zdać sobie sprawę, że prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym; musi ono włączać kwestie sprawiedliwości do debat na temat środowiska, tak aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i wołanie ubogich”. Wzywa również do nadziei: „Wszystko nie jest stracone. Człowiek (…) jest w stanie wznieść się ponad siebie, wybrać na nowo to, co dobre, zacząć od nowa (…) i wkroczyć na nowe drogi autentycznej wolności”.
.W okresie powojennym stosunkowo niewielka, ale zdeterminowana grupa polityków wyraźnie odpowiedziała na wezwania zawarte w encyklikach papieskich napisanych kilkadziesiąt lat wcześniej jako wzór dla nowego porozumienia. Musimy mieć nadzieję i obstawać przy tym, że historia może się powtórzyć, nawet jeśli szanse na to wydają się dziś niewielkie.
Ben Ryan