Craig SYMONDS: Losy II wojny światowej rozstrzygnęły się na morzu

Losy II wojny światowej rozstrzygnęły się na morzu

Photo of Prof. Craig SYMONDS

Prof. Craig SYMONDS

Historyk wojny secesyjnej i historii morskiej. Emerytowany profesor w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, gdzie pełnił funkcję przewodniczącego wydziału historii. Autor m.in. Lincoln and His Admirals nagrodzonej nagrodą Lincolna oraz Neptune: The Allied Invasion of Europe and the D-Day Landings.

Kluczowy moment w wojnie nadszedł pod koniec 1942 roku, kiedy to po raz pierwszy liczba budowanych nowych okrętów po stronie aliantów przewyższyła straty zadawane przez niemieckie U-Booty – pisze prof. Craig SYMONDS

Rozstrzygnięcie II wojny światowej – jak wszystkich innych wojen – nastąpiło na lądzie. Jednakże alianci (zwłaszcza Wielka Brytania oraz Stany Zjednoczone) nie mogliby poprowadzić wojny w taki sposób, w jaki to zrobili, bez panowania na morzu.

Jeśli więc armia lądowa zdecydowała o końcowym wyniku wojny, to marynarka wojenna i statki transportowe sprawiły, że było w ogóle możliwe przeprowadzenie decydującej ofensywy. Lądowanie w Normandii nie wydarzyłoby się bez panowania państw sprzymierzonych na morzu.

Historycy często mówią o Wielkiej Trójce – Wielkiej Brytanii, USA i ZSRR, jako głównych sojusznikach prowadzących wojnę z Niemcami. W rzeczywistości trafniejsze byłoby określenie, że była to wojna „Narodów Zjednoczonych”, które rozpoczęły kampanię przeciwko nazistowskiej dominacji w Europie. Wśród nich były też siły Wolnej Francji, Norwegowie, Belgowie. I oczywiście Polacy – choćby przez swój udział w konwojach jako eskorta czy w czasie operacji zatopienia pancernika „Bismarck”. Wszystkie te państwa wniosły znaczący wkład w wojnę morską.

Kluczowy moment w wojnie na Atlantyku nadszedł pod koniec 1942 roku, kiedy to po raz pierwszy liczba budowanych nowych okrętów po stronie aliantów przewyższyła straty zadawane przez niemieckie U-Booty. W przypadku wojny na Pacyfiku punkt zwrotny miał miejsce sześć miesięcy później (w czerwcu 1943 r.), kiedy do Pearl Harbor przybyły pierwsze duże lotniskowce autoryzowane przez Kongres USA w lipcu 1940 r. Wydarzenia te pokazały, w jaki sposób alianci mogli przewyższać, a także zwalczać swoich wrogów z państw Osi.

Wcześniej nie było to tak oczywiste. Owszem, Stany Zjednoczone dzięki programowi stworzenia tak zwanej Wielkiej Białej Floty w latach 1900–1914 były główną potęgą morską świata, lecz niewiele z tych statków odegrało ważną rolę w II wojnie światowej. Niektóre działały jako wsparcie ogniowe podczas inwazji aliantów. Faktem jest, że w chwili wybuchu wojny największa potęga morska nie była przygotowana do konfliktu zbrojnego.

Amerykańscy stratedzy jeszcze przed przystąpieniem do wojny w grudniu 1941 r. uznawali Niemców, a nie Japończyków za zdecydowanie groźniejszego przeciwnika. Dlatego plan aliantów zakładał przede wszystkim pokonanie Trzeciej Rzeszy. Przy okazji USA dowiodły siły swojej produkcji przemysłowej. Po przystąpieniu do wojny szybko stało się możliwe prowadzenie działań na obu frontach, mimo że oba istniały w tym samym czasie. Najważniejsza była wojna z Niemcami. Gdyby Stany Zjednoczone czekały na porażkę III Rzeszy, a dopiero po niej rozpoczęły walki z Japończykami, wojna na Pacyfiku mogłaby trwać nawet do 1950 roku.

Wojna na morzu rozgrywała się na wielu płaszczyznach. Jedną z nich były rozwiązania technologiczne, jak choćby możliwość korzystania z urządzeń szyfrujących czy możliwość czytania szyfrów drugiej strony. Złamanie kodu niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma pozwoliło w czasie wojny uratować nawet blisko milion ton towaru i sprzętu przesyłanego przez aliantów transportem morskim, choć to odkrycie nie miało aż takiej rangi, jak sugerują to książki i filmy w ostatnich latach. Pozwalało ono osobom odpowiedzialnym za konwoje alianckie kierować statki na inne trasy, by mogły omijać znane lokalizacje wilczych stad. Mniej się mówi o tym, że Niemcy o wielu tych ruchach wiedzieli z wyprzedzeniem, bo także złamali kod – brytyjski. To sprawiało, że obie strony wykorzystywały rozpoznanie wroga. Nie zmienia to jednak faktu, że w ogólnym rozrachunku to alianci odnieśli zwycięstwo w tej „tajnej” wojnie.

Czy można było je odnieść szybciej? Trudno to sobie wyobrazić. Alianci długo nie umieli sobie poradzić z niemiecką taktyką prowadzenia walki, przede wszystkim z okrętami podwodnymi. Alianccy (szczególnie brytyjscy) stratedzy popełnili kardynalny błąd. Założyli, że sonary (nazywane przez Brytyjczyków ASDIC) pozwolą namierzać zanurzone niemieckie okręty podwodne (U-Booty), co mocno zredukuje zagrożenie z ich strony. Jednak podczas II wojny światowej Niemcy atakowali alianckie konwoje na powierzchni pod osłoną nocy i dopóki alianci nie zaczęli wykorzystywać radaru na znacznie szerszą skalę, w latach 1940–1942 Niemcy mieli ogromną przewagę.

W dużej mierze była to zasługa admirała Karla Dönitza, który (od 1943 r.) stał na czele Kriegsmarine, a wcześniej dowodził operacjami niemieckich okrętów podwodnych na Atlantyku. Zyskał miano mistrza dowodzenia grupami U-Bootów. Doskonalił się w tym od końca I wojny światowej. Dążył do tego, aby nadać tym okrętom najwyższy priorytet w niemieckim przemyśle, jednak długo mu się to nie udawało, a gdy w 1943 r. przejął pełnię władzy w marynarce – było już na to za późno.

Dönitz był ostatnim przywódcą III Rzeszy – po samobójczej śmierci Adolfa Hitlera. Został przez niego zresztą wyznaczony do tej roli. Ale Hitler wybrał go na swojego następcę nie ze względu na jego sukcesy w dowodzeniu okrętami podwodnymi, ale ze względu na jego niezłomną osobistą lojalność. To liczyło się najbardziej – zwłaszcza po tym, jak dowiedział się, że Hermann Göring próbował rozpocząć potajemne rozmowy z aliantami. Losów wojny morskiej ani lądowej zmienić to w żaden sposób nie mogło.

Craig Symonds

Craig Symonds jest autorem książki „II wojna światowa na morzu” (wyd. Znak, Kraków 2020)

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 grudnia 2020