
Rewolucja róż 2.0 Wybory w najważniejszym kraju Partnerstwa Wschodniego
Dwa największe ugrupowania, koalicja Gruzińskie Marzenie — Demokratyczna Gruzja i Zjednoczony Ruch Narodowy, mogą liczyć na podobny wynik. Kampania wyborcza koalicji rządzącej skupia się głównie na osobie kontrowersyjnego miliardera Bidziny Iwaniszwilego
„Ale tym razem to już wiesz… Dolary, euro, ruble poszły w ruch, tak o tym się mówi, są już opłaceni”. Tego typu historie często usłyszymy podczas kampanii wyborczej w krajach postradzieckich (z wyłączeniem bałtyckich). Usłyszymy je od Kirgistanu po Kaukaz. Mogą je opowiadać zarówno politycy, jak i zwykli obywatele. Pojawiać się w nich będą postaci znane także z naszych gazet — amerykański finansista, lokalny oligarcha czy przedstawiciel byłej władzy. Jednak ostatnie lata pokazały, że Gruzja w wielu aspektach wyznacza nowe standardy dla regionu.
Niedługo minie 13 lat od wydarzeń, które przeszły do historii jako rewolucja róż. Zainicjowała ona kolejne „kolorowe rewolucje”. Prezydent Eduard Szewardnadze opuścił wtedy kraj, a Sąd Najwyższy uznał wybory parlamentarne za sfałszowane. Od tego czasu Gruzja zmieniła się nie do poznania. Ostatnie wybory pokazały, że demokratycznie może być w niej zmieniona partia rządząca, a także może być zmieniony prezydent kraju. Nie obyło się jednak bez rozliczeń poprzedników w stylu znanym raczej ze standardów naszego wschodniego sąsiada.
Wystarczy spojrzeć na ranking Freedom House, dotyczący wolności prasy, w którym w 2016 r. Gruzja uzyskała ocenę 49 (54 w 2003 r.; im niższa ocena, tym wyższy poziom). Federacja Rosyjska uzyskała w 2016 r. ocenę 83, stając na jednym poziomie z takimi krajami, jak Afganistan czy Kongo. Nie dziwi więc, że akurat w Gruzji i regionie tak często podchodzi się do tego rankingu nieufnie, zarzucając mu niejasną metodologię. Podaje się przy tym przykłady utraty czy pozyskania punktu np. w chwili, gdy dana partia wygrała wybory, a w kraju jeszcze nic się nie stało. Jeszcze większy sukces pokazuje indeks Transparency International, w którym Gruzja zajmowała w 2003 r. 133. miejsce (8. od końca), a w zeszłym roku 48. (dla porównania Federacja Rosyjska 119., w 2003 r. — 90.).
.Gruziński jednoizbowy parlament jest wybierany w systemie mieszanym — 77 deputowanych wybiera się proporcjonalnie, głosując na listy partyjne, a 73 w okręgach jednomandatowych. Na kogo oddać głos nie może się zdecydować od kilkunastu procent do 34 procent osób, które deklarują wzięcie udziału w wyborach. Dwa największe ugrupowania, koalicja Gruzińskie Marzenie — Demokratyczna Gruzja i Zjednoczony Ruch Narodowy, mogą liczyć na podobny wynik. Kampania wyborcza koalicji rządzącej nadal skupia się głównie na osobie kontrowersyjnego miliardera Bidziny Iwaniszwilego. 8 października 2016 r. w wyborach startuje 6 bloków wyborczych oraz 19 partii politycznych, w jednomandatowych okręgach wystartuje 816 kandydatów.
Nie wolno nam zapominać o Gruzji – najważniejszym kraju regionu w Partnerstwie Wschodnim.
Samą kampanię wyborczą można uznać za raczej nudną. Zapewne najbardziej zapamiętamy aferę podsłuchową z 27 września, w której były prezydent kraju miał rozmawiać z przywódcami ZRN i omawiać możliwość „gwałtownego scenariusza”, a także sprzeciwiać się tworzeniu jakiejkolwiek koalicji powyborczej. Przewodniczący parlamentu Gruzji Dawid Usupaszwili stwierdził: „Może i plan rewolucji róż numer dwa istnieje, jednak brak wśród społeczeństwa woli politycznej do jej dokonania, więc nie wyjdzie nigdy z poziomu planów”. W pamięci pozostaną jeszcze może kolejne odcinki „Herokratii”, serialu ukazującego nadużycia poprzedniej władzy, czy dyskusja w jednym z programów publicystycznych, w której trakcie doszło do rękoczynów między politykami.
W ostatnim tygodniu kampanii w centrum Tbilisi, niedaleko biura Zjednoczonego Ruchu Narodowego, wysadzono samochód Giwiego Targamadze, bliskiego współpracownika Micheila Saakaszwilego. Zarówno polityk, jak i jego kierowca nie odnieśli większych obrażeń. Opozycyjny ZRN wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że Targamadze od lat jest celem Federacji Rosyjskiej (gdzie jest osobą poszukiwaną), a także przewodniczącego Państwowej Służby Bezpieczeństwa Ioseba Gogaszwiliego, łącząc sprawę zamachu z Iwaniszwilim.
.Były prezydent Micheil Saakaszwili, pozbawiony dekretem prezydenckim obywatelstwa swojego rodzinnego kraju, lubi pokazywać w mediach społecznościowych demonstracje poparcia dla niego. 5 października Saakaszwili, obecnie przewodniczący ukraińskiej Odeskiej Obwodowej Administracji Państwowej, zwrócił się do demonstrantów popierających Zjednoczony Ruch Narodowy: „Za trzy dni ludzie zdecydują, że trzeba iść naprzód, a ja jestem gotów iść z wami w tym historycznym marszu (…). To trzy dni do momentu, gdy przybędę do was z drugiej strony Morza Czarnego”. Gruzińska prokuratura zapewnia, że w chwili przekroczenia granicy zostanie on aresztowany, podobną deklarację składał Bidzina Iwaniszwili: „Nasz system penitencjarny jest daleki od poziomu europejskiego, nie pozwolimy, by [Saakaszwili] trafił do jakiejś ciemnicy, mamy dobre i wygodne cele”. Chociaż zdarzają się również akcje takie jak zapowiedziana przez partię Nasza Ojczyzna, która ma pochować kukłę byłego prezydenta w symbolicznej trumnie, uważając go za postać „martwą politycznie”.
Mimo ostrzeżeń opozycji trzeba spodziewać się wyborów bez większych fałszerstw wyborczych i zmian o charakterze rewolucyjnym. Możemy oczywiście zapytać jak prezydent Władimir Putin podczas rozmowy z dziennikarzami: „To w Gruzji są jakieś wybory? Kiedy?”. Jednak nie wolno zapominać o tym najważniejszym kraju regionu w Partnerstwie Wschodnim. Należy ufać, że w Gruzji nie zwiększy się rozczarowanie Zachodem. Obawiać się należy konieczności poszerzenia koalicji w przypadku słabego wyniku obu partii. Najbardziej niepokoi wciąż duża liczba niezdecydowanych wyborców, zmęczonych już politycznymi obietnicami. Niebezpieczny jest także wzrost tendencji prorosyjskich w chwili, gdy Europa nie ma jasnej oferty dla Gruzji.
.Na lotnisku w Tbilisi wita nas napis informujący, że Gruzja jest krajem stowarzyszonym z UE, którego z powodów politycznych nadal nie objęto ruchem bezwizowym z Unią.
Dariusz P. Płochocki